10 najszybciej i najwolniej rozwijających się krajów w ostatnich dwóch dekadach. Globalizacja i klątwa ropy naftowej
W ciągu ostatnich 20 lat największy wzrost gospodarczy odnotowały Chiny, Indie, Wietnam i Bangladesz. Z kolei spadki dochodu w tym czasie zanotowały m.in. Wenezuela, Sudan i Gwinea Równikowa. Co łączy, a co różni te państwa?
Z tego artykułu dowiesz się…
- Które kraje miały najwyższy wzrost gospodarczy w ciągu ostatnich 20 lat oraz co je łączy.
- Które kraje rozwijały się najwolniej i jakie mają cechy wspólne.
- Czy zasoby naturalne są błogosławieństwem, czy przekleństwem.
Poniższe zestawienie wskazuje kraje, które osiągnęły najwyższy oraz najniższy wzrost gospodarczy w ciągu ostatnich 20 lat. Co łączy kraje w poszczególnych grupach?
Wschodząca Azja
Wśród 10 najszybciej rozwijających się krajów świata aż siedem znajduje się w Azji. Jedynym państwem z kontynentu afrykańskiego jest Etiopia, a Gruzja, leżąca na styku Azji i Europy, ze względów kulturowych zaliczana jest do tej drugiej.
W czołówce dominują kraje o dużej liczbie ludności – Indie (1,5 mld osób), Chiny (1,4 mld), Bangladesz (ok. 175 mln) oraz Wietnam (ok. 100 mln). Etiopia, z populacją sięgającą 110 mln osób, stanowi wyjątkowy przykład afrykańskiego sukcesu rozwojowego.
Szybki wzrost gospodarczy w tych krajach przyczynił się do zmniejszenia globalnych nierówności dochodowych, co w swoich badaniach podkreśla ekonomista serbskiego pochodzenia Branko Milanović.
Wysokie tempo rozwoju tych państw to w dużej mierze efekt doganiania – czyli przyspieszonego wzrostu wynikającego z wcześniejszego zapóźnienia gospodarczego. PKB na osobę (w parytecie siły nabywczej) w 2005 r. nie przekraczał tam 10 tys. dolarów, podczas gdy w Polsce wynosił wówczas ok. 22 tys. dolarów.
Korzyści z globalizacji
Sam potencjał do doganiania nie wystarcza, by osiągnąć sukces. Kraje, które rozwijały się najszybciej w ostatnich dwóch dekadach, umiejętnie wykorzystały globalizację i zmianę międzynarodowego podziału pracy.
Państwa zasobne w tanią siłę roboczą zaczęły specjalizować się w produkcji pracochłonnych dóbr eksportowych – przykładem może być Bangladesz, który wyspecjalizował się w tekstyliach. Wietnam przeszedł fazę intensywnej industrializacji – udział przemysłu w wartości dodanej wzrósł tam z 17 proc. w 2010 r. do 24 proc. w 2023 r. Dla porównania, w Bangladeszu udział ten zwiększył się z 16 proc. do 22 proc. Wszystkie te kraje łączy strategiczne otwarcie na handel, inwestycje zagraniczne i rozwój infrastruktury. To pozwoliło im wykorzystać globalizację jako narzędzie rozwoju, a nie zagrożenie.
W Chinach udział przemysłu w wartości dodanej co prawda spadł, ale kraj ten awansował w globalnych łańcuchach wartości. Zaczynając od produkcji ubrań, obuwia, mebli i prostych urządzeń elektronicznych, Chiny zdywersyfikowały swój przemysł. Dziś są jednym z głównych producentów laptopów, paneli słonecznych, półprzewodników oraz samochodów elektrycznych. Punktem wspólnym dla większości krajów z pierwszej dziesiątki listy było otwarcie się na handel międzynarodowy, stabilność makroekonomiczna i instytucjonalna. Przykładem tej ostatniej, są m.in. opisywane przeze mnie reformy w Indiach na początku lat 90., które umożliwiły napływ kapitału i rozwój klasy średniej.
Co łączy lidera wzrostu z maruderami?
Szczególnym przypadkiem jest Gujana, lider zestawienia. To niewielki kraj Ameryki Łacińskiej liczący niespełna milion mieszkańców. Odkrycie złóż ropy naftowej w 2015 r. i rozpoczęcie jej wydobycia cztery lata później spowodowało gwałtowny wzrost PKB per capita – o około 850 proc. Podobnie Turkmenistan, piąty na liście najszybciej rozwijających się gospodarek, korzysta z jednych z największych na świecie złóż gazu ziemnego.
Paradoksalnie jednak to, co dla Gujany jest obecnie błogosławieństwem, dla innych państw okazuje się przekleństwem. Aż dziewięć z dziesięciu krajów o najniższym wzroście gospodarczym w ostatnich dwóch dekadach to eksporterzy ropy naftowej.
Choroba holenderska, zmienność przychodów i kapitał ludzki
Jednym z mechanizmów tłumaczących „klątwę zasobów naturalnych” jest tzw. choroba holenderska. Wysokie przychody z eksportu surowców – jak w przypadku Holandii w latach 60. XX w. – powodują wzrost wartości waluty krajowej, co osłabia konkurencyjność innych sektorów gospodarki.
Podobnym zjawiskiem jest odpływ talentów do sektora surowcowego. Wysokie renty ekonomiczne sprawiają, że najbardziej utalentowani pracownicy trafiają do branży wydobywczej, zamiast rozwijać innowacyjne dziedziny gospodarki. Kraje bogate w zasoby często inwestują mniej w edukację i kapitał ludzki, przez co ich wzrost traci trwałość.
Dodatkowym zagrożeniem jest zmienność cen surowców. Wystarczy przypomnieć, że baryłka ropy WTI osiągnęła rekordowy poziom ok. 147 dolarów w lipcu 2008 r., by rok później – po kryzysie finansowym – spaść do 70 dolarów. Jeśli znaczna część budżetu państwa opiera się na takich dochodach, nagły spadek cen może doprowadzić do poważnych deficytów. Dlatego wiele krajów surowcowych wprowadza reguły fiskalne, które uzależniają wydatki od cen ropy. W okresie hossy pozwalają gromadzić rezerwy, a w czasie spadków stymulować gospodarkę.
Instytucje, wojny domowe i ... mafia
Pojęcie „klątwy zasobów naturalnych” bywa mylące, bo sugeruje nieuchronność losu. W rzeczywistości wszystko zależy od jakości instytucji. Istnieją liczne przykłady państw, które dysponując bogatymi złożami surowców, osiągnęły wysoki poziom rozwoju gospodarczego i społecznego – jak Australia czy Norwegia.
W krajach o słabych instytucjach odkrycie złóż może natomiast prowadzić do konfliktów wewnętrznych o kontrolę nad dochodami z surowców. Badania opublikowane w „American Economic Review” wykazały, że wzrost cen surowców odpowiadał nawet za jedną czwartą konfliktów lokalnych w Afryce.
Z kolei badacz Ruben Durante i jego współautorzy pokazali, jak na Sycylii wzrost popytu na siarkę, będącą głównym towarem eksportowym wyspy, doprowadził do powstania nieformalnych struktur ochronnych. W warunkach słabej egzekucji prawa własności lukę instytucjonalną wypełniła mafia. Rozwinęła ona swoje struktury właśnie tam, gdzie koncentracja zasobów była największa.
Klątwa czy błogosławieństwo
To, że wśród 10 krajów o najniższym wzroście gospodarczym aż dziewięć to eksporterzy ropy naftowej, nie potwierdza istnienia „klątwy zasobów naturalnych” w sensie deterministycznym. Pokazuje raczej ryzyka i zagrożenia wynikające z nadmiernego uzależnienia gospodarki od surowców.
Jak widać poniżej, kraje o najwolniejszym tempie wzrostu lub spadku PKB to te, w których renty z ropy naftowej jako procent PKB znacząco się zmniejszyły. Przyczyny tego zjawiska były różne – od konfliktów zbrojnych (Jemen, Sudan), przez błędne decyzje gospodarcze i sankcje USA (Wenezuela), aż po wyczerpywanie się złóż (Gwinea Równikowa).
Warto zauważyć, że nawet wśród krajów o najniższym wzroście gospodarczym w ostatnich dwóch dekadach znajdują się państwa o bardzo wysokim PKB per capita, takie jak Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Brunei, gdzie dochód w parytecie siły nabywczej wynosi 70–80 tys. dolarów.
Z kolei wśród liderów wzrostu znalazły się m.in. Gujana oraz autorytarny Turkmenistan. Na liście nie ma natomiast państw, które również dysponują bogatymi zasobami naturalnymi. Jednocześnie utrzymały solidne tempo rozwoju w ostatnich 20 latach – jak choćby Kazachstan.
Debata o tym, czy zasoby naturalne są przekleństwem, czy błogosławieństwem, wciąż pozostaje otwarta. Jak pokazuje doświadczenie poszczególnych krajów, o kierunku wpływu decydują przede wszystkim jakość instytucji, zarządzanie dochodami z surowców oraz umiejętność ich wykorzystania do dywersyfikacji gospodarki.
Główne wnioski
- Wśród 10 krajów najszybciej rozwijających się w ciągu ostatnich 20 lat aż siedem znajduje się w Azji. W 2005 r. PKB na osobę w parytecie siły nabywczej w żadnym z tych państw nie przekraczało 10 tys. dolarów. Kraje te skorzystały z otwarcia na handel międzynarodowy i specjalizowały się w produkcji dóbr pracochłonnych. Z czasem część z nich – jak Chiny – awansowała w łańcuchu wartości dodanej, dywersyfikując gospodarkę i rozwijając sektory nowoczesnych technologii.
- Z kolei wśród państw, w których PKB na osobę spadł w ostatnich dwóch dekadach, znalazły się m.in. Wenezuela, Jemen, Sudan i Libia. Kraje te doświadczyły konfliktów wewnętrznych lub chronicznej niestabilności politycznej, a ich gospodarki opierały się w dużej mierze na dochodach z ropy naftowej.
- Do dziś trwa debata akademicka nad tym, czy zasoby naturalne stanowią przekleństwo, czy błogosławieństwo. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Negatywny wpływ dużych zasobów surowcowych może przejawiać się poprzez aprecjację waluty i spadek konkurencyjności innych sektorów, większe ryzyko konfliktów wewnętrznych, słabsze inwestycje oraz nieefektywną alokację kapitału ludzkiego. Nie oznacza to jednak determinizmu. Kraje o silnych instytucjach i przejrzystym zarządzaniu – jak Australia czy Norwegia – potrafią łączyć bogactwo surowców z wysokim poziomem rozwoju społeczno-gospodarczego.