Sprawdź relację:
Dzieje się!
Świat

50-100 dolarów albo krowa za dziecko. Handel w Ghanie kwitnie

Za ile sprzedalibyście swoje dziecko? Szokujące pytanie, prawda? W afrykańskiej Ghanie rodzice, głównie samotne mamy, oddają je do niewolniczej pracy za 50-100 dolarów lub krowę. Jak wygląda procedura ich uwolnienia?

fot. Łukasz Kuś

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak w Ghanie wygląda problem niewolniczej pracy dzieci i handel najmłodszymi.
  2. Jak wygląda procedura sprzedaży dzieci przez rodziców w ręce handlarzy ludźmi, ile można zarobić i jak przebiegają akcje ratunkowe.
  3. Na czym polega działalność Omenaa Foundation w Ghanie.

W październiku 2024 r. na zaproszenie Omenaa Foundation pojechałam do Ghany m.in. na wmurowanie kamienia węgielnego pod budowę Kids Haven Sport & Art Complex pod miejscowością Tema, 25 km na wschód od Akry, stolicy Ghany. W tym samym miejscu fundacja Omeny Mensah zbudowała i od 2021 r. prowadzi szkołę Kids Haven School . To miejsce dla dzieci z bardzo ubogich rodzin oraz wyzwolonych m.in. przez pracowników fundacji z niewolniczej pracy, do której sprzedali je handlarzom rodzice. Szkoła znajduje się na terenie ośrodka Child Protection Center prowadzonego przez fundację misyjną Salezjan z Don Bosco, w którym mieszkają dzieci i opiekunowie.

Damian Kurpiewski, menadżer w szkole Kids Haven School w Ghanie oraz Omenaa Foundation, znalazł się tam przez przypadek. W 2022 r. pracował jako menedżer klubu sportowego na warszawskim Mokotowie, odpowiadał też za organizację zajęć sportowych dla dzieci.

– Kiedy Omenaa Mensah zapisała na półkolonie w naszym klubie swojego synka, złapaliśmy fajny kontakt. Pewnego dnia dostałem telefon od Marty Rul, która pracuje w fundacji Omeny, z pytaniem, czy chciałbym zmienić pracę, najlepiej od jutra. Kiedy odmówiłem, bo miałem inne plany biznesowe i życiowe, zaproponowano mi spotkanie z Omeną. Nasza rozmowa trwała najwyżej 30 minut, była bardzo dynamiczna, a Omenaa od razu zapytała, kiedy mógłbym zacząć dla niej pracować, bo otwiera w ramach fundacji RiO Edu Centrum, czyli centrum pomocowe dla mam i dzieci z Ukrainy. To było zaraz po wybuchu wojny. Bardzo spodobała mi się ta idea i zdecydowałem się na zmianę. W 21 dni zorganizowaliśmy RiO Edu Centrum, które do dzisiaj pomaga mamom i dzieciom z Ukrainy – wspomina Damian Kurpiewski.

Damian Kurpiewski, menadżer w Kids Haven School oraz Omenaa Foundation, to jedna z kluczowych dzisiaj osób z fundacji w Ghanie. /fot. Facebook Damian Kurpiewski (archiwum prywatne)

Pracował w fundacji rok, gdy Omenaa zorganizowała wyjazd do Ghany m.in. dla części członków zespołu, żeby łatwiej było im zrozumieć ideę pomagania dzieciom.

– Byłem podekscytowany, wyjechałem do Ghany wraz z zespołem pod koniec lutego 2023 r. na 11 dni. Na miejscu z przerażeniem uświadomiłem sobie, jak wiele dzieci nie chodzi do szkoły, tylko spędza czas na ulicach, jak wiele z nich jest głodnych. Podjąłem wtedy decyzję, że chcę im pomagać. To była moja inicjatywa a Omenaa od razu zgodziła się na moje przeniesienie – dodaje Damian Kurpiewski.

Pracujące dzieci w Ghanie. Jak trafiają do niewoli?

W sierpniu 2023 r. Damian poleciał na półtora miesiąca do pracy jako opiekun w Kids Haven School. Chciał się sprawdzić, przekonać, czy wytrzyma to fizycznie i psychicznie. Praca polegała na prowadzeniu warsztatów edukacyjnych i sportowych dla dzieci. To był trudny moment dla organizacji charytatywnych, bo rząd Ghany właśnie ogłosił, że nie ma problemu niewolnictwa dzieci i z tego powodu rezygnuje z dofinansowywania ośrodków pomocowych dla najmłodszych z najuboższych rodzin i zmuszanych do niewolniczej pracy. Dzieciaki muszą więc liczyć na pieniądze pochodzące z prywatnych fundacji. Według nieoficjalnych danych tylko w aglomeracji Akry na ulicach żyje ok. 60 tys. dzieci, a znacząca część jest sprzedawana handlarzom i zmuszana do niewolniczej pracy.

Podopieczne Kids Haven School, szkoły wybudowanej w 2021 r. przez fundację Omeny Mensah. /fot. Łukasz Kuś

– Handel dziećmi w Ghanie był i jest ogromnym problemem, ten biznes cały czas kwitnie. Dzieci jest coraz więcej, bo to po prostu tania i dostępna siła robocza – mówi Damian Kurpiewski.

W jaki sposób dzieci trafiają do niewolniczej pracy?

Procedura kupowania najmłodszych do fizycznej pracy jest bardzo dobrze zorganizowana. Tak zwani „masterworkerzy”, członkowie mafii, jeżdżą po małych miejscowościach w Ghanie i oferują rodzicom ubogich wielodzietnych rodzin wykupienie dzieci.

– Najczęściej kupowani są chłopcy w wieku 7-14 lat, bo są silni i zdolni do pracy przy połowach ryb, uprawie ziemi czy wypasie zwierząt. Z kolei dziewczynki pracują na farmach jako pomoc domowa. Te dzieci często nigdy nie chodziły do szkoły, niektóre nie potrafią czytać ani pisać, czasem nie znają swoich prawdziwych imion – opisuje Damian Kurpiewski.

Świadomość dotycząca antykoncepcji w Ghanie jest znikoma, dlatego wiele kobiet ma po kilkoro dzieci, czasem z różnymi partnerami. Zdarza się, że zostają same z gromadką dzieci i bez pieniędzy.

Dlatego kiedy nagle pojawia się handlarz, który oferuje za dziecko 50-100 dolarów albo krowę, dla matki jest to ostatnia deska ratunku, żeby utrzymać pozostałą gromadkę. Umowę słowną zawiera się na 3-5 lat, jednak po tym czasie większość dzieci wcale nie wraca do domów. Często rodzicom wcale nie zależy, żeby odzyskać dziecko, a nawet jeśli tak się dzieje, niektóre dzieci są sprzedawane kolejny raz – dodaje Damian Kurpiewski.

50 dolarów to ok. 750 cedi (waluta Ghany) – to miesięczna pensja np. sprzątaczki w stolicy Ghany.

Omenaa Mensah i Pops Mensah-Bonsu, były zawodnik NBA ghańskiego pochodzenia, który prowadzi w Ghanie Seed Academy. Uczy w niej dzieci i młodzież gry w koszykówkę. Na zdjęciu podczas spotkania z podopiecznymi Kids Haven School. /fot. Łukasz Kuś

Jak wygląda akcja ratownicza i wyzwalanie dzieci z rąk handlarzy?

Po półtora miesiąca w Ghanie Damian Kurpiewski zdecydował się przenieść tam na dłużej. Jego praca w ośrodku szkolnym przestała ograniczać się wyłącznie do zajmowania się podopiecznymi fundacji. Pracownicy Omenaa Foundation we współpracy z Child Protection Center organizują akcje, które mają na celu wyzwalanie dzieci zmuszanych do pracy przez ich „właścicieli”. Rząd i policja w Ghanie niechętnie wspierają tego typu inicjatywy.

Jak wygląda organizacja takiej akcji?

– Najpierw wyznaczamy pracownika socjalnego, który przez kilka tygodni monitoruje niestandardową sytuację, na przykład gdy w namierzonej przez nas lokalizacji przebywa mężczyzna z grupą dzieci. Obserwuje ich, a kiedy ma pewność, że dzieci są głodzone, bite, nie chodzą do szkoły i pracują, przeprowadzamy akcję ratowniczą. Działamy jednak całkowicie sami, nie zgłaszamy akcji do żadnych urzędów ani nie prosimy o pomoc policji, mimo ryzyka dla zdrowia, a nawet życia. Wynika to z obaw przed korupcją i służb. Dopiero po uratowaniu dzieci i przywiezieniu ich do naszej szkoły Kids Haven School informujemy odpowiedni urząd o przeprowadzonej akcji. Rozpoczynamy wówczas proces tworzenia dokumentacji dla dziecka, szukamy aktu urodzenia i próbujemy zidentyfikować jego rodziców – relacjonuje Damian Kurpiewski.

Handel dziećmi w Ghanie był i jest ogromnym problemem, biznes cały czas kwitnie, bo dzieci to tania i dostępna siła robocza. /fot. Łukasz Kuś

Jedna z takich akcji odbyła się 2 marca 2023 r.

–Jechaliśmy z Rafaelem Kakari, naszym psychologiem, i zaprzyjaźnionym księdzem, autobusem szkolnym 11 godzin we wskazane miejsce pod Atebubu. Mieliśmy potwierdzoną informację, że mężczyzna z siódemką dzieci stacjonuje w pewnej wsi na farmie. Kiedy dotarliśmy na miejsce, zastaliśmy gromadkę wystraszonych, wygłodzonych dzieci. Nie miały łóżek i łazienek, spały pod wiatą, były pogryzione przez owady, schorowane i wycieńczone. Jak nas zobaczyły, były przerażone, bo dzieciom w Ghanie opowiada się historię, że jak kiedyś biały człowiek po nie przyjedzie, to po to, by je zabić. Spotkaliśmy się też twarzą w twarz z handlarzem. Mężczyzna nie uciekał, przyjął nas bardzo serdecznie, potwierdził, że kupił dzieci i że nam je odda. Przyznał, że zaraz wyjeżdża w zupełnie inne miejsce i roześmiał mi się w twarz, mówiąc, że dalej będzie robił swoje – relacjonuje Damian Kurpiewski.

Handlarz, który dobrowolnie oddaje kupione wcześniej dzieci, jest w Ghanie bezkarny.

Uratowane maluchy miały garstkę własnych rzeczy, jeden chłopiec miał tylko jeden but, inny miał kobiece czółenka na koturnie w panterkę, jeszcze inny zimową kurtkę.

– Nigdy w życiu nie widziałem tak wystraszonych i zaniedbanych dzieci. Jechaliśmy przez kilka godzin w autokarze do naszego ośrodka w dramatycznej ciszy. To był dla mnie najtrudniejszy dzień w Ghanie. Zmiażdżyło mnie, że to wszystko jest takie proste i szybkie. W godzinę odebraliśmy handlarzowi siedmioro dzieci, myślę, że jemu podobny czas jest potrzebny, żeby kupić kolejną siódemkę… – mówi Damian Kurpiewski.

Podopieczni Kids Haven School. W 2014 r. Omenaa Mensah założyła fundację Omenaa Foundation i postanowiła, że zbuduje w Ghanie szkołę dla najuboższych dzieci. /fot. Łukasz Kuś

Damian: nic bardziej wartościowego nie mógłbym robić

Po przyjeździe do ośrodka fundacji część dzieci nie wiedziała, jak korzystać z toalety, prysznica, do czego służy szczoteczka do zębów, a nawet łóżko.

Od grudnia 2023 r. do kwietnia 2024 r. udało się nam przeprowadzić 11 akcji ratowniczych, w których uratowaliśmy 37 dzieci. Naszym głównym zadaniem, oprócz ratowania dzieci z niewoli, jest zapewnienie im edukacji, wyżywienia, wsparcia psychologicznego, żeby mogły wejść bezpiecznie w dorosłe życie. Po każdej akcji ratowniczej musimy odnaleźć rodziców dzieci, choć nie zawsze jest to możliwe. Jeśli uda się dotrzeć do rodziców, wspieramy ich, a głównie mamy, w aktywizacji zawodowej. Często po rozmowach z rodzicami okazuje się jednak, że nie możemy dziecka zostawić, bo zostanie ponownie sprzedane. Zabieramy je wtedy do naszego ośrodka i szkoły – opowiada Damian Kurpiewski.

W Ghanie rozpoczęła się właśnie budowa Kids Haven Sport&Art Complex – holistycznego ośrodka sportowo-edukacyjnego obok szkoły Kids Haven School i ośrodka CPC, którego ambasadorami zostali pochodzący z Ghany były koszykarz NBA Pops Mensah-Bonsu, darczyni i przyjaciółka fundacji Ewa Chodakowska oraz Małgorzata Rozenek-Majdan. / Fot. Łukasz Kuś

Damian Kurpiewski wspomina, że pierwsze cztery akcje ratownicze, w których brał udział, zakończyły się niepowodzeniem, bo handlująca dziećmi mafia opłaca też policję i urzędników, i dostawała informację, że ktoś chce uwolnić dzieciaki. Kiedy ratownicy docierali na miejsce, ani handlarzy, ani dzieci już nie było.

Damian ma 31 lat.

Od bardzo dawna nie czułem tego, co czuję tutaj. A czuję, że jestem w odpowiednim miejscu i we właściwym czasie. Mam ogromne poczucie misji. Praca w fundacji, praca z Omeną uświadomiła mi po prostu, co chcę w życiu robić. Chcę pomagać dzieciom, bez względu na to, czy będę w Ghanie, Polsce, czy jeszcze gdzieś indziej. Dzieci, które w naszym ośrodku codziennie rano do mnie przychodzą, przytulają się, przybijają piątki, chwalą się, co udało im się zrobić, to dla mnie największa nagroda za cały pobyt tutaj, w Ghanie. Uwielbiam obserwować, jak się rozwijają, jak mówią coraz lepiej po angielsku, jak się uczą nowych rzeczy. Część moich znajomych puka się w czoło i mówi, że marnuję najlepsze lata swojego życia. Ja uważam, że nic bardziej wartościowego nie mógłbym robić – wylicza ze wzruszeniem Damian Kurpiewski.

Omenaa Mensah, założycielka Omenaa Foundation, inicjatorka Kids Haven School oraz holistycznego ośrodka Kids Haven Sport&Art Complex w Ghanie, jest córką Polki i Ghańczyka. Od 2014 r. prowadzi Omenaa Foundation. / fot. Jacek Poremba

Mini wywiad

Omenaa Mensah: Każdy z nas może dać coś od siebie drugiemu człowiekowi

Dlaczego wspierasz dzieci w Afryce?

Od zawsze miałam ogromną potrzebę, żeby dać coś Afryce od siebie. A mój tato często powtarzał, że Afrykańczykom można dać tylko edukację, bo oni wszystko inne mają. Kiedy postanowiłam, że chcę wrócić do moich korzeni, w 2014 r. założyłam fundację Omenaa Foundation i postanowiłam, że zbuduję w Ghanie szkołę dla najuboższych dzieci. W 2015 r. zaczęłam szukać odpowiedniego miejsca i operatora. To była mozolna praca, przez rok nie mogłam znaleźć nikogo odpowiedniego. Na końcu mojej listy kontaktów, które zdobyłam na miejscu, był ksiądz Piotr, ale jako ateistka byłam do niego sceptycznie nastawiona. Kiedy nie miałam już wyboru, zadzwoniłam. Na szczęście, bo okazał się najwspanialszym księdzem, jakiego poznałam. Pojechałam do Child Protect Center (CPC) prowadzonego przez Salezjan z Don Bosco (organizacja pomocowa – red.), które wtedy prowadził (w miejscowości Temu, 25 km od Akry – red.). CPC zajmowało się dziećmi odzyskanymi z pracy niewolniczej, zapewniało im dach nad głową i posiłki. Dysponowało dwoma budynkami – w jednym spali, w drugim była jadalnia. Nie było jednak szkoły. Wtedy obiecałam, że ją zbuduję, choć chyba nie miałam do końca świadomości, z czym się to wiąże.

Jaka kwota była potrzebna? Jak zebrałaś pieniądze?

Kiedy wróciłam do Polski, zaczęłam szukać sposobów na zebranie pieniędzy na budowę szkoły. Potrzebowałam 1,5 mln zł. Myślałam, że będzie to proste, bo idea była piękna, ale jak wróciłam do Polski ze swoim pomysłem, od razu musiałam mierzyć się z hejtem. Ludzie w Polsce krytykowali mnie, że zamiast pomagać Polakom, wspieram „czarnuchów”. Tłumaczyłam, że my w Polsce mamy szczęście, że żyjemy w pięknie rozwiniętym kraju, gdzie edukacja dzieci jest normą, a w Afryce wielu najmłodszych nie ma takiej szansy.

Zaczęłam chodzić po różnych firmach i krok po kroku tłumaczyć, o co chodzi i prosić o pieniądze na budowę szkoły w Ghanie. Na początku wsparła mnie Itaka, firma Bartek, Wedel. Pieniądze zbierałam ponad trzy lata. Ludzie po prostu potrzebowali czasu, żeby mi zaufać, przekonać się, co tak naprawdę chcę zrobić. Budowa rozpoczęła się w kwietniu 2017 r. i trwała 1610 dni. 4 września 2021 r. odbyło się oficjalne otwarcie szkoły Kids Haven School. Znajduje się się na terenie ośrodka Child Protect Center, z którym blisko współpracujemy. Naszymi podopiecznymi są dzieci ulicy, które nie mają rodziny, lub pochodzące z bardzo ubogich rodzin. W Ghanie najbiedniejsze dzieci na ulicy szukają jedzenia i pracy. Często kilkuletnie maluchy zamiast chodzić do szkoły, na którą nie stać ich rodziny, pracują niewolniczo na plantacjach lub przy połowie ryb, a w zamian otrzymują jedynie posiłek.

Bardzo ważne w tej historii jest dla mnie to, że dzięki tym poszukiwaniom poznałam miłość mojego życia. To był totalny przypadek, bo ktoś w fundacji polecił mi kontakt z Rafałem Brzoską i firmą InPost. Nie miałam pojęcia, że taka firma w ogóle istnieje. Zadzwoniłam, spotkaliśmy się, przedstawiłam plany fundacji. Od razu nawiązaliśmy nić porozumienia, Rafał był pierwszą osobą, która mnie tak naprawdę wysłuchała. Liczyłam od niego na duże pieniądze na budowę szkoły, ale wówczas firma Rafała była na skraju bankructwa, więc otrzymaliśmy na początku 250 euro. Rafał śmieje się, że to była jego najlepsza inwestycja w życiu.

Dzisiaj łatwiej namawia się przedsiębiorców i ludzi sukcesu do pomagania?

Tak, ale ta żmudna praca była potrzebna, żeby zjednoczyć i edukować środowisko biznesowe, żeby uświadomić, jak ważne jest pomaganie i jak ogromną odpowiedzialnością jest dzielenie się swoim zasobami z potrzebującymi.

Polska mentalność nadal pozostawia wiele do życzenia, u nas nadal, niestety, króluje przekonanie, że pierwszy milion trzeba ukraść, że fundacja na pewno nie działa wyłącznie charytatywnie, wszędzie szuka się drugiego dna. A ja mam pieniądze, wszystkie potrzeby mam zaspokojone, dlatego właśnie prowadzę fundację, bo mam przestrzeń i pieniądze, żeby wspierać innych, jestem transparentna.

Od 2022 r. organizujemy Wielką Aukcję Charytatywną, dzięki której w 2024 r. zebraliśmy dla fundacji 48 mln zł. 70 proc. pieniędzy pozyskanych w ramach Wielkiej Aukcji Charytatywnej przeznaczamy na nasze projekty edukacyjne, w tym na opiekę nad dzieciakami z polskich domów dziecka, w Ghanie wspieramy uzdolnionych stypendystów na uczelniach w Afryce i na całym świecie. Pozostałe pieniądze wspierają nasze inne działania filantropijne.

Zdaję sobie sprawę, że to, co robimy w Ghanie z ramienia fundacji, to tylko kropla w morzu potrzeb. Udało nam się uratować 67 dzieciaków, ale będziemy walczyć o każde życie i dziecko, bo warto.

Dlaczego to robisz? Przecież wcale nie musisz…

Bo chcę, jestem uzależniona od tej pozytywnej wdzięczności dzieciaków. Ludzie w Polsce często nadal tego zupełnie nie rozumieją. Ale tak, ja to robię tylko i wyłącznie dla siebie i dla dzieci, daje mi to ogromne szczęście. Każdy z nas może dać coś od siebie drugiemu człowiekowi, a ten moment, w którym czujesz, że masz choć minimalny pozytywny wpływ na czyjeś życie, jest bezcenny.

Co dalej? Jakie są plany Omenaa Foundation w Afryce?

W Ghanie rozpoczęła się właśnie budowa Kids Haven Sport&Art Complex – holistycznego ośrodka sportowo-edukacyjnego obok naszej szkoły Kids Haven School i ośrodka CPC. Ambasadorami projektu zostali były koszykarz NBA Pops Mensah-Bonsu, który pochodzi z Ghany, nasza wspaniała darczyni i przyjaciółka fundacji Ewa Chodakowska oraz wspaniała Małgosia Rozenek-Majdan. To miejsce, w którym sport łączy się ze sztuką, edukacją i troską o zdrowie najmłodszych.

W skład kompleksu wejdą m.in. boiska do koszykówki, piłki nożnej i korty tenisowe. Powstanie też rezydencja artystyczna, przestrzeń do arteterapii, w której dzieci będą mogły rozwijać talenty artystyczne. Zbudujemy też gabinet pediatryczno-psychologiczny, gdzie wychowankowie Kids Haven School otrzymają opiekę medyczną i wsparcie psychologiczne. Stawiamy na współpracę międzynarodową. Młodzi lekarze z Polski będą odbywać w Ghanie staże, zdobywać doświadczenie i pogłębiać wiedzę na temat zdrowotnych problemów afrykańskich dzieci.

Przy obiekcie powstanie także pijalnia kawy i czekolady Art. & Chocolate Cafe i Art. Garden, ogród, w którym staną rzeźby wykonane przez artystów przebywających w rezydencji w Ghanie. Tam również otwieramy rezydencję dla młodych artystów, podobnie jak w Lugisland of Art na Malcie. Dajemy sobie półtora roku na tę rozbudowę. Całość pochłonie co najmniej 5 mln zł.

Zdaniem psychologa

Rząd Ghany nie chce wydawać pieniędzy na pomoc dzieciakom

Pochodzenie dzieci, którymi się opiekujemy, jest kluczowe, żeby zrozumieć ich problemy i to, z czym muszą się zmierzyć. To dzieci, które były sprzedane przez rodziców do niewolniczej pracy, przychodzą do nas bardzo straumatyzowane, były bite i często wykorzystywane przez „właścicieli”. Ciężko pracowały i jadły przeważnie miskę ryżu dziennie.

Gdy mam z nimi sesję terapeutyczną, uświadamiam sobie kolejny raz, co one tak naprawdę przeżyły. Mają doświadczenia, z których ciężko się wyzwolić, o których ciężko zapomnieć. Często znajduję je płaczące w różnych miejscach, bo przypomniały sobie różne sytuacje z tej potwornej przeszłości.

Wiele z tych dzieci ma problem z kontrolowaniem gniewu, mają w sobie bardzo dużo złości i dlatego na początku jest sporo nieporozumień i konfliktów. Dzieci walczą ze sobą, prowokują kłótnie i obrażają się nawzajem. Dlatego bardzo dużo pracujemy ze złością, gniewem, próbujemy oswoić to, co się wydarzyło.

Wyzwaniem jest to, że dzieci w Ghanie mówią w trzech różnych afrykańskich dialektach Twi, Ewe i Ada. Jakoś jednak udaje się nam porozumiewać.

Uwielbiam, kocham dzieci, to one motywują mnie do pracy i działania. Kiedy widzę te maluchy, nawet jak jestem zmęczony, zyskuję nowe siły do działania.

Myślę że problemem w Ghanie, jest to, że rząd nie chce zająć się tym wyzwaniem i znaleźć rozwiązania, nie chce wydawać pieniędzy na pomoc dzieciakom, woli mówić, że nie ma problemu z handlem ludźmi i niewolnictwem dzieci, podczas gdy dziesiątki tysięcy najmłodszych śpią na ulicy, nie chodzą do szkoły i ciężko pracują

Omenaa Mensah i dzieci z Kids Haven School. Budowa szkoły w Ghanie rozpoczęła się w kwietniu 2017 r. i trwała 1610 dni. 4 września 2021 r. odbyło się oficjalne otwarcie szkoły Kids Haven School. /fot. Łukasz Kuś

Zdaniem eksperta

Bardzo bym chciała, żeby Afryka była niezależna

Przyjeżdżam do Afryki z moją mamą od kilku lat, czuję się tutaj wspaniale. Tutaj są też moje korzenie, cały czas dowiaduję się rzeczy dotyczących moich przodków, poznaję moją rodzinę, co jest fascynujące. Tu, w Ghanie, za każdym razem mogę realizować kilka swoich pasji w jednym miejscu: fotografię, aktywność ruchową, pomaganie innym, medycynę. Wspieram fundację, pomagam dzieciakom, spędzam z nimi czas, uprawiam z nimi sport, który uwielbiam. W Polsce studiuję medycynę, nie jestem jeszcze lekarką, ale pomagam afrykańskim lekarzom dbać o dzieci z Kids Haven School. Pomagam robić dzieciakom podstawowe badania przesiewowe.

Bardzo bym chciała, żeby Afryka była niezależna albo, żeby była choć trochę bardziej niezależna niż jest teraz. Chciałabym, żeby Afrykańczycy mieli siłę, wiedzę i możliwość sami zadbania o siebie, swoje prawa i swoich mieszkańców. To kraj z ogromnym potencjałem, jednak nadal mocno wykorzystywany przez silniejszych

Zdaniem duchownego

Zarabiają na naiwności i niewinności dzieci

Z Omeną Mensah spotkałem się 10 lat temu, w 2014 r., kiedy szukała kogoś, kto pomoże jej wybudować i poprowadzić szkołę w Ghanie. Współpracowałem wtedy w Tema z Don Bosco Child Protection Center. Pokazałem jej nasz ośrodek, który się wtedy tworzył, mieliśmy budynki, w których mieszkały dzieci z ubogich rodzin, często odzyskane z niewolniczej pracy, będące ofiarami przemocy seksualnej. Zapewnialiśmy najmłodszym dach nad głową, posiłki, rehabilitację, brakowało jednak szkoły. Dlatego zdecydowaliśmy się na wspólne działanie.

Rząd i policja mocno z nami wówczas współpracowały, odzyskiwano sporo dzieci, które były zmuszane do niewolniczej pracy przy połowach ryb, głównie na jeziorze Wolta (zbiornik zaporowy w Ghanie, jeden z największych sztucznych zbiorników wodnych na świecie, ma prawie 8502 km kw. powierzchni – red.). Za miskę ryżu dzieci pracują tam cały dzień, często są bite, a dziewczynki nierzadko są wykorzystywane seksualnie.
Basia, bohaterka mojej książki „Przywrócona” i filmu Edyty Wróblewskiej  „Gdy powieje Harmattan” (który powstał dzięki zaangażowaniu Omenaa Foundation i OmiProduction), została oddana przez rodziców do ciotki, która obiecała jej wykształcenie. Najpierw jednak była zmuszana do ciężkiej pracy, sprzątała, gotowała, a później, gdy podrosła, ciocia czerpała korzyści z tego, że oddawała Basię mężczyznom, którzy wykorzystywali ją  seksualnie. To powszechny proceder w Ghanie, Afryce, że niektórzy wykorzystują naiwność ubogich członków rodziny i zarabiają na niewinności dzieci.

Innym razem do mojego ośrodka trafiła mała dziewczynka, którą zatrzymano na lotnisku. Została sprzedana na organy i miała zostać wywieziona z kraju przez nielegalnego opiekuna.
W Afryce jest wiele do zrobienia. Niewykształconym i skrajnie biednym rodzicom cały czas uświadamiamy najprostsze i podstawowe rzeczy: że sprzedawanie za grosze dzieci obcym ludziom jest nielegalne i rodzi wiele dramatycznych konsekwencji.
 

Napisaliśmy o tym, bo uznaliśmy to za ważne i ciekawe. Dla pełnej transparentności informujemy, że fundusz RiO, należący do Omeny Mensah i Rafała Brzoski, prezesa i akcjonariusza InPostu, jest inwestorem w XYZ.

Główne wnioski

  1. Procedura kupowania dzieci do fizycznej pracy w Ghanie jest bardzo dobrze zorganizowana. Tak zwani „masterworkerzy”, członkowie mafii, jeżdżą po małych miejscowościach i oferują ubogim wielodzietnym rodzinom wykupienie dzieci.
  2. Najczęściej kupowani są chłopcy w wieku 7-14 lat, bo są silni i zdolni do pracy przy połowach ryb, uprawie ziemi czy wypasie zwierząt, z kolei dziewczynki pracują na farmach jako pomoc domowa. Dzieci często nigdy nie chodziły do szkoły, niektóre nie potrafią czytać i pisać, czasem nie znają swoich imion.
  3. Świadomość dotycząca antykoncepcji w Ghanie jest znikoma, dlatego wiele kobiet ma po kilkoro dzieci z różnymi partnerami. Często zostają z nimi same i bez pieniędzy. Kiedy nagle pojawia się handlarz, który oferuje za dziecko 50-100 dolarów albo krowę, jest dla kobiety ostatnią deską ratunku, żeby utrzymać pozostałą gromadkę.