Kwota wolna od podatku elementem politycznej gry. „Ładnie wygląda na papierze i wiecach”
Ministerstwo Finansów potwierdziło, że w najbliższym czasie próżno oczekiwać zrealizowania kluczowej obietnicy podatkowej Koalicji Obywatelskiej. Eksperci nie mają wątpliwości, że nawet przy interwencji prezydenta Karola Nawrockiego, na podniesienie kwoty wolnej od podatku trzeba będzie poczekać co najmniej kilka lat.
Z tego artykułu dowiesz się…
- W jaki sposób niezrealizowane obietnice koalicji rządzącej, w tym podwyższenie kwoty wolnej od podatku, wpłyną na pozycję Karola Nawrockiego.
- Dlaczego resort finansów wyklucza możliwość zmniejszania obciążeń podatkowych w najbliższym czasie.
- Jakie są koszty podwyższenia kwoty wolnej od podatku i kto je poniesie.
– Bez względu na opcję polityczną każdy składa obietnice bez pokrycia. Od początku było wiadomo, że spełnienie deklaracji podniesienia kwoty wolnej od podatku jest nierealne. Ta kwestia ładnie wygląda na papierze i wiecach, ale jest nieprzemyślana pod kątem ekonomicznym. To, że od prawie dwóch lat nie zrealizowano kluczowego postulatu podatkowego to pokłosie tego, że nie ma pieniędzy w budżecie. Politycy jednak z wiadomych przyczyn o tym nie mówią – przekonuje Maciej Hadas, doradca podatkowy w Grant Thornton.
Pieniędzy nie ma i nie będzie?
Poseł Jan Warzecha w interpelacji do resortu finansów (nr 11013) zapytał o realizację obietnicy dotyczącej podniesienia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł. Polityk Prawa i Sprawiedliwości przypomniał, że Koalicja Obywatelska zadeklarowała, że już w pierwszych 100 dniach rządu doprowadzi do zmniejszenia obciążeń podatkowych. W dokumencie 100 konkretów na pierwsze 100 dni rządu czytamy, że dzięki wyższej kwocie wolnej więcej osób w ogóle nie podzieliłoby się pensją ze skarbówką. Osoby zarabiające do 6 tys. zł brutto, a także pobierające emeryturę do 5 tys. zł brutto, nie zapłaciłyby podatku – wynika z szacunków inicjatorów tego pomysłu.
Resort finansów w odpowiedzi na pytania posła Jana Warzechy przypomniał, że choć w umowie koalicyjnej nie było mowy o podwyższeniu kwoty wolnej od podatków, to „rząd nie zrezygnował z tego planu”. W piśmie Ministerstwo Finansów wskazało jednak, że koszt tej reformy „znacząco uszczupliłby dochody sektora publicznego”. Mowa o 55,9 mld zł, a taki wydatek, zdaniem rządzących, w czasie walki o zmniejszenie deficytu względem PKB do 3 proc., jest nie do przyjęcia.
Obietnice sobie, założenia sobie
To wyzwanie znalazło odzwierciedlenie także w Wieloletnim Planie Finansowym na lata 2024-2027. Dokument ten jasno wskazuje, że aby nie pogłębiać deficytu, zakłada się utrzymanie obecnych przepisów podatkowych: "W odniesieniu do dochodów sektora instytucji rządowych i samorządowych założono utrzymanie aktualnych przepisów determinujących kształt systemu podatkowego oraz obciążeń wynikających z systemu ubezpieczeń społecznych i ubezpieczenia zdrowotnego".
Taki zapis w dokumencie teoretycznie z góry skazuje plany zarówno rządzących, jak i prezydenta na porażkę. Przypomnijmy, że Karol Nawrocki w Planie 21 uwzględnił ponadto nową ulgę w PIT, podwyższenie drugiego progu podatkowego czy obniżenie stawki VAT do 22 proc. Próba realizacji tych postulatów w najbliższym czasie stałaby zatem w sprzeczności z założeniami Wieloletniego Planu Finansowego.
W odniesieniu do dochodów sektora instytucji rządowych i samorządowych założono utrzymanie aktualnych przepisów determinujących kształt systemu podatkowego oraz obciążeń wynikających z systemu ubezpieczeń społecznych i ubezpieczenia zdrowotnego.
„Szansa” dla prezydenta
Poseł Jan Warzecha zapytał także, o potencjalny ruch nowego prezydenta. Karol Nawrocki jeszcze przed zaprzysiężeniem obiecywał, że „pomoże premierowi”. W rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”, zadeklarował, że w razie nieprzyjęcia przez rząd zmian w wysokości kwoty wolnej od podatku „w najbliższym czasie”, sam złoży stosowny projekt.
Inicjatywa ustawodawcza prezydenta może postawić koalicję rządzącą w niekorzystnym świetle. Jeśli do Sejmu wpłynie prezydencki projekt noweli ustawy o podatku dochodowym, rządzący zostaną postawieni pod ścianą. Odrzucenie projektu słusznie motywowane stanem finansów publicznych może przysporzyć politykom problemów wizerunkowych. Z politycznego punktu widzenia zyska na tym sam prezydent, zaś impas między stronami się pogłębi.
Gra warta świeczki
Nasi rozmówcy nie mają wątpliwości, że choć sprawa stała się polityczna, to z punktu widzenia podatników reforma jest potrzebna.
– Podniesienie kwoty wolnej od podatku to krok w stronę bardziej sprawiedliwego systemu podatkowego. Zmiana odciążyłaby osoby o najniższych dochodach i zwiększyłaby ich dochód do dyspozycji – mówi doradca podatkowy Jacek Dziuba.

– Obywatele mieliby w kieszeniach więcej pieniędzy. Konsumpcja mogłaby wzrosnąć, a rząd miałby dodatkowe wpływy z podatku VAT. Pracodawcy z kolei mieliby mniejszą presję na zwiększanie płac – wylicza Maciej Hadas z Grant Thornton.
Jak dodaje Jacek Dziuba, słusznym i (chwilowo) tańszym pomysłem mogłoby być zrównanie kwoty wolnej od podatku z płacą minimalną. Jednak wraz ze wzrostem najniższego wynagrodzenia, uszczerbek we wspólnej kasie byłby wyższy.
Coś za coś
Nasi rozmówcy przestrzegają, że każdy wyciągnięty z budżetu miliard musi być zrekompensowany w postaci nowego dochodu lub ograniczenia innych wydatków. W przypadku podwyższenia kwoty wolnej od podatku straciłyby samorządy, których kasy zasilają wpływy z PIT.
– Zabieramy pieniądze samorządom i nie mamy żadnej propozycji, jak zrekompensować im te ubytki – mówi Maciej Hadas.
– Rząd będzie musiał znaleźć brakujące miliardy, by dotrzymać obietnicy. Opcje są trzy i każda wydaje się nierealna. Po pierwsze, dodruk pieniądza, co skończy się walką z inflacją. Po drugie, cięcia wydatków i po trzecie, wzrost podatków. Dwie ostatnie propozycje są politycznie i wizerunkowo niekorzystne dla rządu – podsumowuje ekspert.
Główne wnioski
- Ministerstwo Finansów potwierdza, że w najbliższym czasie nie dojdzie do podwyższenia kwoty wolnej od podatku
- Ekonomiści są zdania, że stan finansów publicznych nie pozwoli na wprowadzanie wielu innych obietnic podatkowych, które padły zarówno z ust rządzących, jak i prezydenta
- Spór na linii obóz rządzący- prezydent może się zaognić, a w jego centrum stać mogą niezrealizowane obietnice

