Zwierzkańcy, czyli o dzikich sąsiadach. Muzea opowiadają ich historie
Wyszły z lasu, by trafić nie tylko na ulice i skwery miast, ale także do… muzealnych gablot. Przez stulecia wykorzystywane, udomowiane, wypierane zwierzęta wracają dziś do miasta z nowym statusem równoprawnych mieszkańców. Historia zatoczyła koło, a opowiadają o tym z empatią kuratorzy, pisarze i badacze miasta.
Z tego artykułu dowiesz się…
- W których muzeach zobaczymy dziś wystawy o zwierzętach.
- Kim są psieci i kocieci.
- Czym jest „Atlas dziur i szczelin”.
Nie ma już piesków. Są psieci, czyli psie dzieci. Kotek nie jest już po prostu zwierzakiem domowym, tylko kocieckiem, istotą z osobowością, gustem, swoimi ubraniami i często kontem w mediach społecznościowych. Udomowione zwierzęta awansowały do rangi członków rodziny z pełnią praw i statusem domownika.

To sygnał kulturowej zmiany. Coraz więcej mówi się o osobowości zwierząt. O tym, że mają emocje, wspomnienia, kaprysy i zasady. Kultura odrobiła lekcję z empatii – przynajmniej na poziomie deklaratywnym. Ale – co ciekawe – to nie tylko opowieść o domowych pupilach. W miastach coraz częściej widzimy dziki na skwerach, lisy przemykające przez ścieżki rowerowe, łasice patrolujące nocne parkingi. W Krakowie właśnie pojawiła się petycja mieszkańców, by tereny miejskie wokół rzeki Wilgi zmienić w park dzikich zwierząt. Bo te – przez lata wypierane – nie mają już miejsca. Więc zaczęły wracać, nie bacząc na to, że miejska dżungla jest wybetonowana.
Pipa i inne zwierzaki
Na trend w postaci „uosabiania” zwierząt, ale i ich powrotu do miast (z których tak naprawdę, umówmy się, nigdy nie wyszły) reagują dziś artyści i muzealnicy. To, że opowiadają o tym zjawisku twórcy wizualni i muzea w różnych częściach Polski, powinno nam uświadomić, że to nie incydentalne przedsięwzięcia, a trend, który będzie coraz bardziej widoczny.

Zacznijmy od Krakowa. Wystawa „Miasto zwierząt” w Pałacu Krzysztofory, siedzibie Muzeum Krakowa, to prawdziwa archeologia futer, piór i pazurów, przeciągnięta długą linią chronologii po współczesność. Od czasów mamutów, przez średniowieczne konie ciągnące dorożki, aż po współczesne psiaki z Instagrama. Jest tu nawet słynna gęś Pipa – pluszowa zabawka, która stała się globalnym fenomenem i przez jakiś czas była przywożona jako… pamiątka. Nieważne skąd. To dużo mówi o globalnym świecie i panujących w nich modach.
Na tej wystawie mamy dzieła artystów tej klasy co Magdalena Abakanowicz i Jerzy Nowosielski, a z nieco starszej generacji Leon Chwistek czy Olga Boznańska (słynąca z tego zresztą, że w jej paryskiej pracowni w randze domowników mieszkały myszy). To dowodzi, że puryści obyczajowi, którzy próbują nam wmawiać, że docenienie roli zwierząt jako domowników to wykwit naszych czasów, są w błędzie. Wystarczy wspomnieć historię Gypsi, suczki księżnej Wandy z Ossolińskich Jabłonowskiej, której zmumifikowane zwłoki wraz ze stosownym napisem umieszczono w drewnianej skrzynce i zamurowano w ścianach Pałacu Potockich. A nieopodal zobaczymy plakat autorstwa Tomasza Budzynia z kampanii społecznej zwracającej uwagę na konieczność znalezienia miejsca na cmentarz dla zwierząt w Krakowie. Gorąca dyskusja trwa od lat 30. Jak to w Krakowie…
Na drugim końcu Polski w tym samym czasie otwarto podobną wystawę. Wejdźmy do Gdańska, miasta, które teraz przyznaje, że zwierzęta miały w nim więcej do powiedzenia, niż sądziliśmy. Wystawa „Gdańsk pełen zwierząt” pokazuje nie tylko konie, które w czasach powojennej odbudowy ciągnęły cegły na swych spracowanych grzbietach, by odbudować miasto ze zniszczeń wojennych. Są też psy pracujące w roli strażników bezpieczeństwa, są ptaki jako duchy miejskiej codzienności, są wreszcie bobry z oliwskich lasów.

Literatura i dziury w systemie
Oczywiście, gdzie kultura wizualna, tam idzie też literatura. A ta coraz chętniej pochyla się nad tym, co żyje w szparach, norach, dziuplach – i w tytułowych dziurach i szczelinach. Michał Książek w swoim „Atlasie dziur i szczelin” kreśli mapę miejsc, w których natura cichaczem wraca do miasta.
Dziś – by przedstawić to obrazowo – ślimak pełznie po graffiti, gołąb gniazduje na satelitarnej antenie, żmija przecina ścieżkę między placem zabaw a kontenerem na śmieci. To nie tyle powrót do natury, co natura wracająca do nas.

To literatura, która wie, że dzikość jest za rogiem. Może w piwnicy. A może w krzakach przy tramwajowej pętli. I nie chodzi już tylko o obronę środowiska. Chodzi o dostrzeżenie – jako wartości samej w sobie – zwierzęcia tu i teraz.
To wszystko prowadzi do jednej, dość przewrotnej tezy. Miasta, te rzekomo najbardziej ludzkie wynalazki, zawsze były wspólne. Dla ludzi, zwierząt, roślin. Przez wieki robiliśmy wszystko, by zwierzęta z miasta usunąć – najpierw wypierając dziką faunę, potem sprowadzając ją do funkcji użytkowej (koń jako siła pociągowa, pies jako alarm). Dziś – dość paradoksalnie – wracamy do idei współistnienia. I nie jako opiekunowie, lecz jako współlokatorzy. Wiele projektów artystycznych o tym opowiada. Wystarczy wspomnieć Michała Łuczaka z cyklem „Habitat”, dokumentującym życie zwierząt na obrzeżach Warszawy. One zawsze tu były, nawet gdy sobie tego nie uświadamialiśmy.

Futrzana rewolucja?
Być może tylko moda wśród klasy średniej z ekozacięciem. Ale nawet jeśli tak jest, to bardzo potrzebny trend. I nam jako społeczeństwu, i zwierzętom. Bo za modą może iść refleksja, za refleksją – zmiana perspektywy, a z nią może nawet zmiana polityki miejskiej? Może mniej betonu, więcej trawy? Nie pustostany, ale ekologiczne nieużytki? Może nie tylko budki z kebabem, a budki lęgowe dla ptaków? Zwierzęta w kulturze stają się więc nie tylko bohaterami wystaw i książek. One są też papierkiem lakmusowym naszej wrażliwości.
Główne wnioski
- Jedną z kontrowersji w sprawie zwierząt jest fakt, że wielu ludzi humanizuje swoje zwierzęta domowe. Nie ma już psów. Są psieci, czyli psie dzieci. Kot nie jest już po prostu zwierzakiem domowym, tylko kocieckiem. Udomowione zwierzęta awansowały do rangi członków rodziny z pełnią praw i statusem domownika.
- Trendem jest zakładanie swoim zwierzakom profili w portalach społecznościowych.
- Na pojawienie się w centrach miast dzikich zwierząt reagują artyści i twórcy wystaw, czego dowodem mogą być nowe ekspozycje w Muzeum Krakowa i Muzeum Gdańska.
