Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Kultura Technologia

Opłata od smartfonów się nie sprawdzi? „W erze streamingu nikt nie kopiuje plików”

Resort kultury z jednej strony chce dostosować prawo do realiów XXI w., z drugiej zaś propozycja noweli rozporządzenia w sprawie opłat reprograficznych już prosi się o kolejną nowelizację.  Z listy urządzeń objętych opłatą po kilku dekadach usunięto VHS-y i faksy, co wydaje się konieczną zmianą. Do listy dopisano jednak smartfony i laptopy, w przekonaniu, że w erze streamingu, odbiorcy kolekcjonują jeszcze pliki na dyskach. O nowe prawo i luki w przepisach pytamy ekspertów.

Podatek od smartfonów
"Podatek od smartfonów" znalazł się w ogniu krytyki. Fot. Gettyimages

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Na jakich zasadach pobierana jest opłata reprograficzna, okrzyknięta w mediach „podatkiem od smartfonów”.
  2. Kto i na jakich zasadach ma zyskać na opłacie, a kto w rzeczywistości będzie ją uiszczał.
  3. Dlaczego zdaniem przedsiębiorców opłata reprograficzna jest przestarzała i nie odzwierciedla realiów rynku cyfrowego.

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (MKiDN) skierowało do konsultacji publicznych projekt noweli rozporządzenia ws. opłat reprograficznych, którymi od 1 stycznia 2026 roku mają zostać objęte nowe urządzenia.

Nie bez powodu media obiegła wieść o „podatku od elektroniki”, choć rząd twardo stoi na stanowisku, iż opłata podatkiem nie jest. Bez względu jednak na nazewnictwo, od przyszłego roku najprawdopodobniej każdy konsument za nowy telefon lub tablet zapłaci więcej.

Przestarzałe prawo

Zacznijmy jednak od początku, czyli od 1994 roku. Wtedy wprowadzono opłatę, mającą rekompensować artystom straty z tytułu nieodpłatnego wykorzystywania ich utworów. Pieniądze trafiają do artystów za pośrednictwem organizacji zrzeszających twórców. Resort kultury zaznacza, że dzięki aktualizacji listy urządzeń objętych opłatą do artystów może trafić każdego roku dodatkowo 150 -200 mln zł.

Wystarczyło jedynie dostosować przepisy do rzeczywistości. Po raz pierwszy do 1994 roku taką próbę podjęto w 2008 roku, kiedy to popularność zdobywały np. notebooki. Listę urządzeń objętych opłatą znowelizowano, ale wciąż widnieją na niej VHS-y, faks, czy nagrywarki DVD.

– Najważniejszą zmianą jest aktualizacja listy tzw. czystych nośników, objętych opłatą reprograficzną – obejmuje ona teraz nie tylko tradycyjne płyty CD/DVD czy pendrive’y, ale także nowoczesne nośniki danych, w tym dyski SSD, smartfony, tablety, a także – po raz pierwszy – papier do drukarek i kserokopiarek – wyjaśnia Łukasz Gil, prawnik, specjalista z zakresu prawa autorskiego i branży kreatywnej, doktorant na Akademii Leona Koźmińskiego.

Nasz rozmówca pytany o cel nałożenia opłaty na papier dodaje, że jest on wykorzystywany do kopiowania treści objętych prawem autorskim (książek, artykułów, ilustracji).

– UE dopuszcza objęcie takich materiałów opłatą, a w Polsce dotąd był on pomijany, co zdaniem resortu tworzyło lukę w rekompensacie dla autorów – mówi Łukasz Gil.

Kto i ile płaci

Nowelizacja rozporządzenia rozszerza opłatę na producentów sprzętu elektronicznego. Jej wysokość sięga od 1 do 4 proc. ceny rynkowej produktu. Czy w ostateczności dodatkowe koszty nie zostaną scedowane na konsumenta?

Resort zaznacza, że „opłata nie musi wpływać na ceny urządzeń, czego dowodem są niższe ceny tych samych popularnych smartfonów czy komputerów w Niemczech niż w Polsce”.

Jak dodaje, nasi zachodni sąsiedzi pobierają przy tym wyższe opłaty na rzecz artystów. Z samych urządzeń audio-wideo jest to ponad 300 mln euro rocznie. W Polsce pobierana jest kwota 1,7 mln euro rocznie.

„Koncerny, będąc częścią ekosystemu cyfrowego, mają możliwość wykazania społecznej odpowiedzialności biznesu przez wsparcie twórców. Stawki opłat są ustalone tak, aby były sprawiedliwe i minimalnie wpływały na konkurencyjność rynkową. Opłata stanowi ułamek wartości sprzedawanych urządzeń i jest rozłożona na dużą liczbę produktów. To sprawia, że jej wpływ na cenę końcową dla konsumenta jest marginalny” – podało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Zdania resortu kultury nie podzielają przedsiębiorcy.

„Nie ulega wątpliwości, że proponowane zmiany w tabeli opłat wiązać się będą ze zwiększeniem kosztów ponoszonych przez konsumentów przy zakupach sprzętu elektronicznego” – czytamy we wspólnym stanowisku sektora cyfrowego w sprawie projektu MKiDN.

Kto dostaje pieniądze

Opłata jest „rekompensatą” dla twórców za to, że ich dzieła są legalnie powielane do celów prywatnych. Tutaj pojawia się pierwszy haczyk. Pieniądze trafiają do organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi lub prawami pokrewnymi (OZZ). Należą do nich ZAIKS, Stowarzyszenie Artystów Wykonawców SAWP, Związek Producentów Audio-Video ZPAV, Związek Artystów Wykonawców STOART. Rozdzielają one wpływy z opłaty między artystów. Część pieniędzy zasila portfele twórców, a część zostaje w kasie wymienionych organizacji. Te przeznaczą je na fundusz wsparcia, wypłaty stypendiów czy też na cele socjalne.

Luka w prawie polega na tym, że system jest zamknięty. Pieniądze trafiają tylko do twórców, których reprezentują OZZ. Jeśli ktoś nie jest członkiem żadnej z nich, nie ma mechanizmu, aby automatycznie otrzymał część wpływów. Mowa o influencerach, freelancerach, dziennikarzach czy twórcach wideo. Luka dotyczy też dzieł stworzonych przez AI. Zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa autorskiego za twórcę uważa się człowieka – mówi Łukasz Gil.

Nasz rozmówca dodaje, że wciąż brakuje przepisów chroniących twórców przed wykorzystaniem ich dzieł przez AI. Mogą to być grafiki komputerowe, zdjęcia, teksty dziennikarskie, czy nawet rolki udostępniane przez influencerów. Tego rodzaju kontent (treść), wciąż nie ma ochrony „przed sztuczną inteligencją”. 

– Na razie przepisy nie przewidują rekompensaty dla twórców spoza OZZ. Twórcy internetowi, influencerzy, freelancerzy czy dziennikarze online mogą otrzymywać środki jedynie po wstąpieniu do organizacji reprezentującej ich kategorię twórczości. Nie ma mechanizmu „indywidualnej ścieżki” dla osób działających poza OZZ – co jest coraz większym problemem w dobie mediów społecznościowych i AI – podsumowuje prawnik.

Nie kopiujemy, korzystamy z subskrypcji


Przedstawiciele sektora cyfrowego nie kryją sprzeciwu wobec rozszerzenia opłaty reprograficznej. Przedsiębiorcy zgodnie przyznają, że artystom należy się wsparcie (wynika ono de facto z przepisów unijnych), lecz niekoniecznie w formie nieskutecznej ich zdaniem opłaty. Dlaczego?

Wspomniana elektronika „nie służy w pierwszej kolejności do zwielokrotniania (kopiowania) utworów w zakresie własnego użytku osobistego”.

 „Należy również zwrócić uwagę, że utrwalanie i zwielokrotnianie nie są działaniami tożsamymi. Utrwalenie jest działaniem wcześniejszym, które może poprzedzać zwielokrotnianie, ale nie musi. Utwór utrwalony może być np. odtworzony na użytek własny i nigdy nie być kopiowanym” – zauważyli przedsiębiorcy.

W piśmie m.in. przez Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej, Związku Cyfrowa Polska czy Związku Przedsiębiorców i Pracodawców przypomniano ponadto, że żyjemy w erze streamingu i płatnych subskrypcji.

To nie ostatnia zmiana?

„W dzisiejszych realiach konsumpcji treści cyfrowych coraz większe znaczenie mają platformy streamingowe, które umożliwiają legalny dostęp do utworów bez konieczności ich zapisywania na urządzeniach użytkowników. Korzystanie z muzyki, filmów czy programów telewizyjnych odbywa się głównie przez strumieniowanie danych w czasie rzeczywistym, a nie przez kopiowanie i przechowywanie plików na kartach pamięci czy dyskach twardych. Oznacza to, że takie urządzenia jak dyski czy telewizory pełnią przede wszystkim funkcję odtwarzaczy online, a nie nośników do trwałego magazynowania kopii utworów" – podsumowano w piśmie.

Korzystanie z muzyki, filmów czy programów telewizyjnych odbywa się głównie przez strumieniowanie danych w czasie rzeczywistym, a nie przez kopiowanie i przechowywanie plików na kartach pamięci czy dyskach twardych

Nie sposób przy takim modelu opłaty mówić o stratach artystów, gdyż kopiowanie treści „nie jest domyślnym zastosowaniem np. smartfonów”.

„Zachodzi wątpliwość co do powstania w związku z ich użytkowaniem przez konsumentów istotnej straty po stronie twórców, która uzasadniałaby objęcie tych urządzeń opłatą reprograficzną” – czytamy.

Przedsiębiorcy zwrócili też uwagę na brak precyzji przy tworzeniu noweli rozporządzenia. Do listy urządzeń objętych opłatą zaliczono telefony komórkowe. W tym także archaiczne telefony z szarym wyświetlaczem, przy których nie ma mowy o dostępie do sieci. Jak podsumowano, przy takim modelu poboru opłat stracić może konsument, a twórcy i tak mogą nie otrzymać należnego im wsparcia.

Konsultacje projektu potrwają do 22 sierpnia. Do tego czasu rządzący, przedstawiciele twórców i świata biznesu będą musieli znaleźć złoty środek.

Główne wnioski

  1. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego chce rozszerzyć opłatę reprograficzną m.in. na smartfony i tablety.
  2. Ceny sprzętów mogą wzrosnąć, ale za to więcej pieniędzy ma trafić do artystów z tytułu utraconych wpływów na skutek kopiowania ich dzieł.
  3. Przedstawiciele sektora cyfrowego zwrócili uwagę na absurdy rozporządzenia. W erze streamingu nikt bowiem nie kopiuje plików, lecz płaci za subskrypcję.