Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka Sport Świat

„Piłka po pana stronie”. Czy Trump i Putin znów wykorzystają sport do swojej polityki?

Gdyby warunki były bardziej sprzyjające, być może Donald Trump i Władimir Putin spotkaliby się nie na Alasce, a na jednym z rozsianych po świecie pól golfowych, należących do prezydenta USA. Polityczna otoczka nie sprzyja jednak tak swobodnej atmosferze spotkania. Co nie oznacza, że obaj przywódcy nie zechcą wykorzystać sportu do realizacji albo przynajmniej sygnalizacji ich politycznych celów. Tak jak zrobili to na swoim poprzednim spotkaniu.

Na zdjęciu Donald Trump i Władimir Putin w Helsinkach w 2018 r.
Podczas spotkania w Helsinkach Władimir Putin podarował Donaldowi Trumpowi piłkę z rozgrywanych w Rosji mistrzostw świata. Fot. Chris Ratcliffe/Bloomberg via Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego w 2018 roku Władimir Putin podarował Donaldowi Trumpowi piłkę.
  2. Jak w ostatnich latach Rosja wykorzystywała sport do maskowania swojej imperialnej polityki.
  3. Na czym miała polegać amerykańsko-rosyjska dyplomacja hokejowa.

Ostatni i jedyny raz Donald Trump i Władimir Putin spotkali się sam na sam w 2018 roku, w Helsinkach. Miało to miejsce dokładnie dzień po rozegraniu finału piłkarskich mistrzostw świata, goszczonych wówczas przez Rosję.

Jednym z tematów tamtego spotkania była wojna w Syrii. W owym czasie amerykańska i rosyjska administracja przerzucały się odpowiedzialnością za to, jak we właściwy sposób pomóc Syryjczykom wyjść na prostą.

Nawiązując do dopiero co zakończonego mundialu, w pewnym momencie Władimir Putin odebrał od jednego ze swoich asystentów piłkę i podarował ją Donaldowi Trumpowi.

– Piłka jest teraz po pana stronie, panie prezydencie – skomentował sytuację w Syrii Putin.

Trump podarek przyjął i zapowiedział, że przekaże go swojemu synowi. Amerykańscy komentatorzy zastanawiali się, czy Rosjanie nie wprowadzili do umieszczonego w piłce chipa oprogramowania szpiegującego.

Nie po raz pierwszy i nie ostatni Władimir Putin zręcznie wykorzystał sport do opakowania swojej polityki.

Sport na scenie, polityka w kulisach

Władimir Putin od lat przedstawiany jest przez Rosjan jako miłośnik sportu. Ma czarny pas judo, od młodości ćwiczył sambo (wywodząca się z Rosji sztuka walki, będąca w programie trwających właśnie World Games), lubi pograć w hokeja.

Golf w jego sportowym CV się akurat nie pojawia, więc zapewne nie zaryzykowałby rozegrania partii z Donaldem Trumpem. Ten na polu golfowym czuje się jak ryba w wodzie. Putin mógłby oczywiście pójść śladami byłego już prezydenta Korei Południowej: prognozując wygraną Trumpa w ubiegłorocznych wyborach i szykując się tym samym na spotkanie z prezydentem USA, Yoon Suk Yeol zaczął pobierać lekcje golfa. Tyle, że zanim do tego doszło został usunięty z urzędu.

Kreml wyspecjalizował się w prowadzeniu polityki za kulisami wielkiego sportu. W 2008 roku  Rosjanie napadli na Gruzję w czasie, gdy uwaga świata skupiona była na letnich igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Zanim igrzyska się skończyły, na froncie było już po sprawie.

Sześć lat później zimowe igrzyska odbywały się w Soczi. Jeszcze trwały, gdy Władimir Putin dogadywał ze swoimi doradcami szczegóły aneksji Krymu. Ta rozpoczęła się ledwie kilka dni po ceremonii zakończenia igrzysk. Krótko po niej krymskie kluby piłkarskie zostały wprzęgnięte w rosyjski system ligowy. Miało to być dowód na to, że teraz półwysep należy do Rosji. UEFA zareagowała dopiero po kilku miesiącach.

Być może wyłącznie za sprawą oczekiwań Xi Jinpinga Rosjanie czekali z atakiem na Ukrainę do zakończenia zimowych igrzysk w Pekinie. Do paralimpiady cierpliwości im nie starczyło. Tym samym po raz trzeci w ciągu 14 lat naruszyli pokój olimpijski, będący nie tylko wywodzącą się ze starożytności tradycją, ale mający współcześnie postać oenzetowskiej rewolucji.

Do tej listy hańby można dołożyć jeszcze systemowe podawanie rosyjskim sportowcom dopingu, co pozwoliło Rosji wygrać klasyfikację medalową zimowych igrzysk w 2014. I regularne wykorzystywanie sportowców na cele propagandowe. Również po agresji na Ukrainę, gdy medaliści olimpijscy, z przypiętymi do kurtek prowojennymi zetkami, zameldowali się na wychwalającym politykę Putina wiecu na Łużnikach.

Sport to biznes

Pod koniec lipca Donald Trump gościł na swoim szkockim polu golfowym premiera Wielkiej Brytanii Keira Starmera. W golfa nie grali, ale mając na sobie uwagę całego świata, Trump wychwalał nowo otwarte pole, w swoim stylu wykorzystując urząd prezydenta do promocji prywatnych biznesów.

Na wydarzeniach sportowych Trump pojawia się wtedy, gdy pijarowcy uznają, że się to wizerunkowo opłaca. Jeśli już sport zajmuje jego głowę, to stoi za tym biznes i/lub polityka. Tak jak na samym początku tej kadencji, gdy podpisał rozporządzenie wykonawcze ws. zakazu startu transpłciowych sportowców w zawodach kobiet. Obwieścił wtedy, że MKOl powinien dopasować swoje regulacje do nowo powstałych amerykańskich wytycznych. Ostrzegł, że w przeciwnym razie w czasie igrzyska w Los Angeles w 2028 nie wszystko może pójść gładko.

Trump już żyje tymi igrzyskami, podobnie jak przyszłorocznym mundialem, który Stany zorganizują do spółki z Kanadą i Meksykiem. Chciałby, żeby obie te imprezy pokazały światu nie tylko sportową potęgę jego kraju. Sęk w tym, że wobec nałożonego na obywateli niektórych państw zakazu wjazdu na teren USA, część kibiców może mieć problemy z przyjazdem na te wydarzenia.

Doskonale wie o tym przewodniczący FIFA Gianni Infantino, dlatego regularnie gości w Białym Domu, próbując zapewne udobruchać jego gospodarza. A przy okazji nakłonić go, by szepnął szefom amerykańskich korporacji, by zechciały podpisać z FIFA umowy sponsorskie.

Na tym mundialu rosyjskich piłkarzy nie będzie. Ale Rosjanie chcieliby wysłać swoich sportowców na igrzyska olimpijskie do Los Angeles – oczywiście pod rosyjską flagą, a nie z oburzającą ich samych adnotacją, że to zawodnicy neutralni.

Dyplomacja hokejowa

Rosjanie od początku podważają sens, status prawny i moralność nałożonych na rosyjskich sportowców sankcji. I cały czas próbują kruszyć ich kordon. Zaprawiony w takich działaniach Władimir Putin próbował to robić m.in. w czasie marcowej rozmowy telefonicznej z Donaldem Trumpem. Zaproponował wówczas rozegranie meczów towarzyskich między hokeistami z rosyjskiej KHL a amerykańskiej NHL.

Pretekstem do tej propozycji była znakomita gra rosyjskiego hokeisty Aleksandra Owieczkina, który został niedawno najlepszym strzelcem w historii NHL. Ani przez chwilę nie przyszło mu do głowy, by z mającego 1,8 mln obserwujących konta na Instagramie usunąć zdjęcie z Władimirem Putinem.

Zdjęcie profilowe Aleksandra Owieczkina zdradza jego polityczne sympatie. Źródło: Instagram.

Trump na propozycję amerykańsko-rosyjskich meczów przystał, choć do tej pory nie przeobraziła się ona w nic konkretnego. Być może, jak ma w zwyczaju, po prostu zmienił zdanie. A może jego doradcy przekonali go, że póki co rozegranie takich spotkań nie jest najfortunniejszym pomysłem.

Należy jednak zwrócić uwagę, jak bardzo Rosjanie doceniają sport jako narzędzie polityczne. To dlatego nie ustają w przekonywaniu sportowych działaczy, by ci łagodzili nałożone na rosyjski sport obostrzenia. Mają zresztą na tym polu pewne sukcesy, bo w porównaniu z pierwszym okresem izolowania Rosjan w sporcie, restrykcje związane ze startami rosyjskich zawodników są dziś w części dyscyplin wyraźnie mniejsze.

Nagroda Nobla za mecz

W agendzie spotkania na Alasce sport z pewnością nie będzie zajmował wysokiej pozycji. Może być jednak wdzięczną formą przekazania światu zapadłych tam ustaleń. Rosjanie mogą też podjąć próbę kolejnego wykorzystania sportu do zamglenia swojej polityki. Albo przekonywać, że dopuszczenie ich reprezentantów do startów na igrzyskach może pomóc poprawić zdewastowane relacje z Ukrainą.

Na przestrzeni lat sport wielokrotnie łagodził polityczne obyczaje - począwszy od dyplomacji pingpongowej. Mecze chińskich i amerykańskich tenisistów stołowych stały się wówczas preludium do pierwszej po II wojnie światowej wizyty prezydenta w USA i nawiązaniu przez Stany i Chiny relacji dyplomatycznych.

W kryzysowych momentach liderzy Indii i Pakistanu niejednokrotnie sięgali po krykiet, będący w tych państwach sportem narodowym. Wspólne oglądanie meczów przez przywódców obu państw, potrafiło obniżyć napięcia między tymi mocarstwami atomowymi.

W przypadku Rosji i Ukrainy trudno liczyć na realizację któregoś z powyższych scenariuszy. Uniemożliwiają to wciąż spadające na ukraińskie miasta rosyjskie rakiety. Wobec tego bardziej pasuje tu porównanie do Izraela i Palestyny. Ten konflikt też ma swoje sportowe oblicze, przejawiające się chociażby bojkotowaniem izraelskich zawodników przez rywali z krajów arabskich.

Swego czasu pomysł na pogodzenie Palestyńczyków i Izraelczyków miał poprzedni przewodniczący FIFA Sepp Blatter. Trudno wyrokować czy wynikało to z cynizmu, czy naiwności, ale Blatter uznał, że najlepszym sposobem na zakończenie kryzysu będzie rozegranie wspólnego meczu. Tym pomysłem podzielił się nawet z Benjaminem Netanjahu i przywódcą Autonomii Palestyńskiej Mahmudem Abbasem.

Można sobie wyobrazić, że podobny pomysł, tyle że dotyczący Rosji i Ukrainy, przedstawi światu Donald Trump. W końcu podobnie jak Seppowi Blatterowi marzy mu się pokojowy Nobel.

Główne wnioski

  1. Włądimir Putin traktuje sport jako skuteczne narzędzie polityczne. Donald Trump widzi w nim biznes.
  2. Rosjanie wielokrotnie wykorzystywali duże wydarzenia sportowe do "przykrycia" swoich działań wojennych.
  3. Na początku roku Władimir Putin zaproponował Donaldowi Trumpowie serie meczów towarzyskich, w których mieliby zagrać rosyjscy i amerykańcy hokeiści. Do tej pory nic w tej sprawie się nie wydarzyło.