Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Społeczeństwo Świat

Chiny „dekomercjalizują” świątynie po usunięciu opata klasztoru Shaolin

Władze Chin prześwietlają finanse buddyjskich świątyń po usunięciu przełożonego klasztoru Shaolin. Czy miejsca kultu za Wielkim Murem będą musiały powściągnąć swoje biznesowe ambicje?

Fotografie Shi Yongxina na ekranach smartfonów
Shi Yongxin pod koniec lipca został usunięty ze stanu duchownego. Opatem klasztoru Shaolin był przez ponad 25 lat. Fot. Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Kim jest Shi Yongxin i w jaki sposób przekształcił klasztor Shaolin w dobrze prosperującą firmę o globalnym zasięgu.
  2. Co zarzuca się przedsiębiorczemu byłemu mnichowi.
  3. Jak chińscy urzędnicy chcą ograniczyć biznesowe ambicje duchownych i naprawić wizerunek kontrolowanej przez państwo hierarchii buddyjskiej.


Wierni, którzy chcą zapalić kadzidło i pomodlić się przed głównym gmachem świątyni Shaolin, po raz pierwszy od lat mogą to zrobić za darmo. Z dziedzińca słynnego klasztoru zniknęło wiele elektronicznych skrzynek na datki, a biorący udział w pokazach kung-fu mnisi nie noszą już na ubraniach kodów QR. Nieco ponad miesiąc temu buddyjski przybytek zawiesił komercyjną działalność, z której stał się znany. Wejście do rezydencji dotychczasowego opata, Shi Yongxina, zagrodziły metalowe barierki, a upamiętniającą go pagodę zasłonięto. Wszystko za sprawą skandalu wokół przełożonego świątyni, oskarżonego o przestępstwa gospodarcze i niewłaściwe relacje z kobietami.

Zarzuty są na tyle mocne, że kosztowały prominentnego duchownego stanowisko. W drugiej połowie sierpnia Chińskie Stowarzyszenie Buddyjskie – rządowa instytucja regulująca świątynie w całym kraju – przyznała, że jego działania nadszarpnęły reputację całej społeczności buddyjskiej w Państwie Środka. Skłoniły też urzędników w Pekinie do prześwietlenia finansów innych ważnych miejsc kultu, które rocznie zarabiają równowartość setek milionów dolarów.

Warto wiedzieć

Klasztor – ikona

Świątynię Shaolin założono w 495 r. w górach prowincji Henan. Uznaje się ją za miejsce narodzin buddyzmu Zen oraz kung-fu – najbardziej znanej z chińskich sztuk walki. W ciągu stuleci klasztor miał swoje wzloty i upadki. Po raz ostatni chude lata przechodził w czasie Rewolucji Kulturalnej, gdy został zdewastowany i opuszczony. Po 1978 r. Deng Xiaoping wprowadził w Chińskiej Republice Ludowej większą swobodę wyznaniową i gospodarczą, a władze ponownie uruchomiły świątynię. Miała być odtąd centrum promocji kultury i magnesem na turystów.

Zainteresowanie chińskimi sztukami walki i samą Shaolin ożywiła seria hongkońskich filmów kung-fu. Najsłynniejsze z nich to Wejście smoka z Brucem Lee (1973 r.), Waleczni mnisi z klasztoru Shaolin (1976 r.) i Klasztor Shaolin (1982 r.) Ten ostatni przyniósł świątyni największy rozgłos. Według szanghajskiego portalu informacyjnego EastMoney w roku premiery Klasztoru Shaolin przyjechało tam 700 tys. osób. Dwa lata później gości było już 2,6 mln. Buddyjski przybytek stał się ikoną popkultury i atrakcją przynoszącą rosnące zyski. Ale w biznesowe imperium przekształcił go dopiero przedsiębiorczy mnich Shi Yongxin.

XYZ

Kontrowersyjny duchowny

Shi Yongxin urodzony w 1965 r. jako Liu Yingcheng, wychował się w małej wiosce w prowincji Anhui. Do odległego o kilkaset kilometrów Shaolin trafił jako szesnastolatek. Już wtedy rozpoczął studia obejmujące filozofię i doktrynę buddyjską. Znany z inteligencji i pracowitości, pełne święcenia przyjął trzy lata później i w wieku 22 lat został namaszczony na następcę przełożonego świątyni. Opatem został formalnie w 1999 r., ale już wcześniej przyczynił się do poprawy jej pozycji. Młody mnich zarejestrował firmę Henan Shaolin Industrial Development. Miała ona walczyć o ochronę marki klasztoru, którego nazwy używało wówczas wiele firm, które nie miały z nim nic wspólnego.

Yongxin piął się też po szczeblach kariery politycznej. Najpierw został przewodniczącym prowincjonalnego oddziału Chińskiego Stowarzyszenia Buddyjskiego, a w 2002 r. – jako zdolny opat ważnej świątyni – wiceszefem tej instytucji na poziomie ogólnokrajowym. Od 1998 do 2018 r. był też deputowanym do Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych – chińskiego odpowiednika parlamentu.

W ciągu ponad 25 lat działalności Shi Yongxin przekształcił macierzysty klasztor w globalną markę. Jej wartość wycenia się dziś na setki milionów dolarów. Świątynia otworzyła centra kultury w ponad 50 krajach. Duchowni w szafranie zakładali akademie kung-fu na całym świecie – mają dziś miliony uczniów i uczennic. Trupa klasztornych mnichów-akrobatów daje co roku ponad 200 płatnych pokazów. Opat przekonał partyjnych dygnitarzy, że to doskonały sposób na międzynarodową promocję chińskiej kultury.

Na produktach i usługach sprzedawanych bezpośrednio wiernym i turystom opactwo generuje rocznie ponad 1,2 mld yuanów.

Media donosiły tymczasem, że Shi Yongxin uzyskał dyplom MBA i okrzyknęły go mianem CEO wśród mnichów. Duchowny zarejestrował dziesiątki firm i ponad 700 znaków towarowych. Pod marką Shaolin sprzedaje się nie tylko kadzidła, ale także ubrania, biżuterię, herbatę, kiełbasy, wypieki, a nawet nakładki na muszle klozetowe. Klasztor udziela też licencji na gry wideo, zarządza hotelami i hostelami, a swoje własne budynki wynajmuje na potrzeby filmów.

Dobry biznes

Według szanghajskiego portalu informacyjnego EastMoney świątynię Shaolin odwiedza rocznie od 3 do 5 mln gości. Tylko na biletach klasztor zarabia 300 mln yuanów (42 mln dolarów) rocznie.

Analitycy świątynnego rynku szacują, że na produktach i usługach sprzedawanych bezpośrednio wiernym i turystom opactwo generuje roczny przychód przekraczający 1,2 mld yuanów (ok. 170 mln dolarów). Do tego dochodzą zyski ze sprzedaży bezpośredniej i internetowej – choćby na popularnej platformie Taobao. W 2019 r. tylko jedna świątynna marka Shaolin Pharmacy zarobiła tą drogą 80 mln yuanów.

Według opublikowanego w 2011 r. raportu agencji AFP, klasztor zarejestrował poza Chinami ponad 40 firm, w tym przedsiębiorstwa w Berlinie i Londynie. Przedsiębiorstwa te kupiły za granicą ziemię i nieruchomości, fundowały centra nauki medytacji, sztuk walki oraz języka mandaryńskiego. Shi Yongxin pochwalił się wówczas partyjnemu tabloidowi „Global Times”, że w samych Stanach Zjednoczonych świątynia ma prawie 130 szkół sztuk walki.

Choć opat stale podróżował po świecie, doglądając powstających biznesów, w wywiadzie dla amerykańskiego „Newsweeka” podkreślił, że nie uważa się za biznesmena, a lata wyłącznie w klasie ekonomicznej. Mimo to jego probiznesowe zacięcie sprawiło, że podniosły się głosy krytyki. Według przeciwników mnicha Shi Yongxin poszedł o kilka kroków za daleko w komercjalizacji duchowości. Niesmak wśród internautów oraz w państwowych mediach wywołał też jego wystawny styl życia i przyjmowanie drogich podarunków. W 2006 r. lokalne władze sprezentowały mu w uznaniu zasług limuzynę Volkswagen Phaeton. Trzy lata później duchowny wywołał kontrowersje, przyjmując w darze od prywatnej firmy ceremonialne szaty warte w przeliczeniu – 23 tys. dolarów. Kosztowną suknię wykonano z jedwabiu i ozdobiono wyszytymi złotą nicią smokami.

Mnisi pokaz kung-fu
Pokaz kung-fu pod bramą świątyni Shaolin. Fot. Shang Ji / Feature China / Getty Images

Oskarżenia i upadek mnicha

Plotki o tym, że Shi Yongxin prowadził się w sposób niegodny duchownego, krążyły już od kilkunastu lat. Jednak pierwsze poważne oskarżenia ujrzały światło dzienne w 2015 r. Anonimowy autor listu opublikowanego online zarzucał mu przywłaszczenie sobie klasztornych środków, utrzymywanie licznych kochanek, posiadanie kilkorga dzieci i gwałt dokonany na jednej z mniszek. Opat miał też mieć dwie tożsamości i dwa zestawy dokumentów. Klasztor nazwał oskarżenia stekiem obelg i zapowiedział, że będzie walczył o dobre imię. Choć państwowy regulator wyraził zaniepokojenie, że donos zaszkodził reputacji buddyzmu, to prowincjonalni śledczy nie znaleźli dowodów potwierdzających zarzuty wysuwane przeciwko ustosunkowanemu duchownemu.

Ale, gdy niemal bliźniacze oskarżenia padły ponownie w tym roku, reakcja władz była zgoła inna, a upadek mnicha błyskawiczny. 27 lipca ogłoszono, że przeciwko Shi Yongxinowi toczy się kryminalne śledztwo. Dowody okazały się na tyle mocne albo pozycja wpływowego niegdyś mnicha na tyle osłabła, że już następnego dnia wystąpiło przeciwko niemu Chińskie Stowarzyszenie Buddyjskie – państwowa organizacja, którą jeszcze niedawno zarządzał. Stowarzyszenie potępiło Shi Yongxina, określając jego działania jako niegodziwe i zarzucając mu podkopywanie wizerunku duchowieństwa i szarganie reputacji społeczności buddyjskiej. Z miejsca pozbawiono go statusu osoby duchownej. 29 lipca państwowa agencja informacyjna Xinhua poinformowała, że na miejsce Shi Yongxina przełożonym klasztoru Shaolin został inny duchowny, Shi Yinle.

Zmiany w słynnym klasztorze

Nowy opat wcześniej kierował Świątynią Białego Konia, uważaną za najstarszy buddyjski przybytek w Chinach. Z dnia na dzień wstrzymał działalność komercyjną Shaolin. Wspierany przez komunistyczne władze Shi Yinle zaostrzył też regułę zakonną. Mnisi muszą teraz wstawać przed świtem, a po wschodzie słońca pracować na klasztornych polach. Nie wolno im też opuszczać sanktuarium bez pozwolenia zwierzchników ani korzystać ze smartfonów poza wyznaczonymi godzinami. Według chińskich mediów prywatnych wprowadzenie nowych zasad doprowadziło do rozłamu wśród duchownych, z których około trzydziestu miało zdecydować się na odejście z klasztoru.

Ale skandal wokół słynnej świątyni może być dopiero początkiem szerszych zmian, jakie czekają buddyjskie miejsca kultu w Państwie Środka. Władze dążą do uregulowania ich działalności i zacieśnienia kontroli nad ich finansami.

Przemysł świątynny

Chińscy komentatorzy zwracają uwagę, że tradycyjnie świątynie buddyjskie i taoistyczne utrzymywały się dzięki bogatym sponsorom – głównie rządzącym dynastiom. W nowej rzeczywistości ten model już nie działa, a mnisi musieli znaleźć inne sposoby utrzymania. Od dziesięcioleci postępuje komercjalizacja świętych przybytków. Główne źródła ich przychodów to – poza sprzedażą biletów wstępu i kadzideł – prowadzenie kawiarni, sklepów z jedzeniem, lekami, kosmetykami i pamiątkami, a także wynajmowanie turystom pokoi.

Najpopularniejsze, tylko na swojej podstawowej działalności, zarabiają kwoty przekraczające w przeliczeniu 100 mln dolarów rocznie. Wiele z nich sprzedaje też „firmowe” gadżety i prowadzi przedsiębiorstwa: od branży e-commerce po transportową.

Wartość chińskiego przemysłu świątynnego ma w tym roku przekroczyć 14 mld dolarów.

Jak podaje portal biznesowy 36Kr, szanghajska Świątynia Nefrytowego Buddy zainwestowała w ponad 200 startupów. Wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO klasztory na Górze Wutai wspólnie zarządzają 15 przedsiębiorstwami. Są wśród nich firmy branży turystycznej, transportowej i technologicznej. Z kolei położona niedaleko miasta Xi’an świątynia Famen inwestuje w nieruchomości, turystykę kulturalną i firmy eventowe.

Karierę w chińskich mediach społecznościowych robi „świątynna” kawa i posiłki. Promujące je hasztagi zdobyły dużą popularność na platformie sprzedażowo-społecznościowej Xiaohongshu i w Douyin (chińskiej wersji Tik Toka). Przed znanymi sanktuariami w metropoliach takich jak Pekin i Kanton w weekendy ustawiają się długie kolejki osób, które chcą kupić tam jedzenie na wynos.

Według danych pekińskiej firmy konsultingowej Meritco Group tzw. przemysł świątynny w Chinach w 2023 r. był wart od 80 do 90 mld yuanów (11,2 -12,6 mld dolarów) i – rosnąc w tempie 10 proc. rocznie – w tym roku ma przekroczyć barierę 100 mld yuanów (14 mld dolarów).

Warto wiedzieć

Jak zarabiają świątynie w Chinach?

Przychody z biletów: 33 proc.
Sprzedaż kadzideł: 23 proc.
Produkty kulturalne: 18 proc.
Sprzedaż jedzenia i noclegów: 9 proc.
Wydarzenia kulturalne: 6 proc.
Nowe branże wschodzące: 6 proc.
Usługi cyfrowe: 5 proc.

Meritco Group / XYZ


Kto zarabia najwięcej

Formalnie Shaolin nie jest najlepiej zarabiającą świątynią w kraju. Według Meritco sam klasztor notuje roczne przychody w wysokości zaledwie 300 mln yuanów, notując dochód netto na poziomie 100 mln. Ale singapurski magazyn „New Fortune Times”, po wzięciu pod uwagę globalnych przedsiębiorstw należących do świątyni z Henan, szacuje przychody na 1,2 mld yuanów rocznie.

Gdyby nie one, kolebka kung-fu ustępowałaby czterem innym chińskim klasztorom. Opactwo na Górze Emei – jednej z czterech najświętszych gór chińskiego buddyzmu – jest właścicielem notowanej na giełdzie Emei Shan Tourism Co. W ub. roku firma odnotowała przychody przekraczające miliard yuanów i zysk netto w wysokości 234 mln yuanów. Działająca w prowincji Syczuan spółka zarabia na prowadzonych przez siebie hotelach, biurach podróży oraz kolejce linowej, która wozi wiernych i turystów na szczyt świętej góry. Klasztor sprzedaje także herbatę i organizuje pokazy kulturalne.

Klasztor na Górze Jiuhua w 2024 r. zarobił brutto 720 mln yuanów, z czego ponad 450 mln na usługach transportowych. Góra Putuo, ktorą odwiedza nawet 9 mln turystów rocznie, tylko na biletach zarabia 800 mln yuanów. Jak wynika z danych Chińskiego Stowarzyszenia Buddyjskiego kompleks na Górze Wutai (6 mln gości) w 2023 r. zarobił na biletach prawie 350 mln yuanów.

Kampania „dekomercjalizacji”

Według raportu Pew Research Center w 2018 r. w Chinach działało 33,5 tys. zarejestrowanych świątyń buddyjskich, a ich liczba stale rosła. Taoistycznych miejsc kultu było znacznie mniej, ok. 9 tys.

W autorytarnych Chinach religia jest odgórnie kontrolowana przez państwo. Polityka wyznaniowa rządzącej partii opiera się na centralnej władzy nad wszystkimi ośrodkami religijnymi. To świeccy urzędnicy decydują o obsadzie najważniejszych stanowisk wśród duchowieństwa – wszędzie od miejsc kultu taoistycznego po liczący blisko 10 mln wyznawców Kościół katolicki. Ma to zapewnić, że doktryny religijne będą stały w zgodzie z państwową ideologią, a duchowni pozostaną lojalni wobec rządu. Przez lata kontrola ideologiczna była jednak znacznie silniejsza od finansowej.

Dopiero osiem lat temu władze w Pekinie rozpoczęły kampanię dekomercjalizacji buddyjskich i taoistycznych instytucji. W 2017 r. kilkanaście rządowych departamentów wydało wspólną instrukcję, jak chronić wizerunek tych wyznań i przeciwdziałać narastającej wśród duchowieństwa korupcji. Dokument wprost zakazał podmiotom komercyjnym przejmowania kontroli nad świątyniami, zarządzania nimi oraz organizowania w nich imprez nastawionych na dochód. Obiekty kultu zostały zobowiązane do publicznego ujawniania swoich finansów, w tym opłat za ceremonie, darowizn i zbiórek. Instrukcja nakładała też ograniczenia na działalność religijną w internecie, w tym zakaz gromadzenia darowizn online i komercyjnego wykorzystywania wizerunku świątyń w sieci. Oprócz tego wprowadzono ograniczenia budowy nowych obiektów sakralnych, zakazując m.in. stawiania posągów religijnych poza miejscami kultu.

W autorytarnych Chinach religia jest odgórnie kontrolowana przez państwo.

Będą zmiany

Nowe regulacje nie były dotąd ściśle przestrzegane, ale skandal wokół Shi Yongxina i niezwykle mocny język, jakim władze posługują się w jego sprawie, świadczy o nadchodzących reformach. W sierpniowym oświadczeniu Chińskie Stowarzyszenie Buddyjskie wezwało podlegających sobie hierarchów do patriotyzmu, podkreślając, że są po pierwsze obywatelami. „Pisma buddyjskie nakazują, aby osoby wyświęcone nie zdradzały narodu, nie oczerniały przywódców kraju, nie uchylały się od płacenia podatków i nie łamały prawa” – można przeczytać w dokumencie. Autorzy podkreślili, że przynosi to złą karmę. Nie jest jasne, które z tych ostrzeżeń odnoszą się bezpośrednio do zarzutów stawianych dotychczasowemu zarządcy Shaolinu. Państwowe media przedstawiają sprawę mnicha jako przestrogę dla innych członków kleru, którzy zeszli z duchowej ścieżki, przedkładając nad nią korzyści materialne.

Według azjatyckich analityków rząd w Pekinie będzie chciał wykorzystać skandal do zacieśnienia kontroli nad instytucjami religijnymi, regulując sposób wyłaniania przełożonych świątyń i nakładając na nie ograniczenia finansowe. Ale partyjni oficjele i sprawujący najwyższe funkcje duchowni będą mieli twardy orzech do zgryzienia. Muszą zdecydować, ile biznesu w duchowym biznesie to za dużo i jak zapewnić świątyniom materialne przetrwanie.

Główne wnioski

  1. Aresztowanie byłego opata, oskarżonego o defraudację i niewłaściwe relacje z kobietami, doprowadziło do przerwania komercyjnej działalności klasztoru Shaolin.
  2. Opat Shi Yongxin, który w ciągu ćwierć wieku przekształcił świątynię w globalne imperium biznesowe zarabiające setki milionów dolarów rocznie, został usunięty ze stanu duchownego. Toczy się przeciwko niemu kryminalne śledztwo.
  3. Skandal, który zatrząsł chińskim buddyzmem, może zmienić sposób zarządzania świątyniami, kontrolowanymi przez państwo. Władze od 2017 r. prowadzą kampanię ich dekomercjalizacji, ale dotąd jej skuteczność była ograniczona.