Putin i Kim na paradzie z okazji zakończenia II wojny światowej w Pekinie. O czym to świadczy?
W pekińskich obchodach 80. rocznicy kapitulacji Japonii u boku Xi Jinpinga biorą udział Władimir Putin oraz Kim Dzong Un. – To zwieńczenie serii rozmów przywódców, których efektem jest zacieśnienie ich sojuszu – mówią eksperci.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Do czego „parada zwycięstwa” posłużyła Chinom i jaką odgrywa rolę w kontekście prób budowy przez Pekin sojuszu wymierzonego w Stany Zjednoczone.
- Jakie sygnały Pekin wysyła sojusznikom i adwersarzom i w jaki sposób obecność na obchodach wykorzystują Władimir Putin i Kim Dzong Un.
- Jakie są konkretne skutki ostatnich rozmów rosyjsko-chińskich.
Tysiące żołnierzy, setki sztuk sprzętu lądowego, ponad sto samolotów i śmigłowców biorą udział w środę rano w defiladzie zwycięstwa w Pekinie. Przez stołeczną Aleję Chang'an i Plac Tiananmen przemaszerują wojskowi w mundurach współczesnych i historycznych oraz licząca tysiąc członków orkiestra. Pokazowi przygląda się z trybun nie tylko chiński przywódca Xi Jinping, ale także ponad dwadzieścia głów innych państw. Najważniejszymi gośćmi są prezydent Rosji Władimir Putin i północnokoreański dyktator Kim Dzong Un.
Obchody tzw. Dnia Zwycięstwa, organizowane zaledwie od 2015 r., upamiętniają rocznicę kapitulacji imperialnej Japonii. Wydarzenie to zakończyło II wojnę światową w regionie Pacyfiku, a dla Chińczyków oznaczało klęskę ich okupantów. Dziś święto jest elementem forsowanej przez Pekin propagandy historycznej.
Na liście gości – poza wspomnianymi Władimirem Putinem i Kim Dzong Unem – znaleźli się m.in. przywódcy Białorusi, Birmy, Indonezji, Iranu, Kuby, Malezji, Mongolii, Pakistanu, Wietnamu i Zimbabwe, państw w większości zaliczanych do tzw. Globalnego Południa. Wśród polityków z szeroko pojętego Zachodu można było odnaleźć jedynie nazwiska premiera Słowacji i prezydenta Serbii. Mimo to parada jest wizerunkowym sukcesem Xi Jinpinga i zwieńczeniem dyplomatycznych wysiłków, w ramach których Pekin stara się pokazać światu jako ostoja stabilności i podpora nowego globalnego ładu.
Warto wiedzieć
Pekińska defilada
Ostatnią wojskową paradę o porównywalnej skali zorganizowano w stolicy Chin w 2019 r., w ramach obchodów 70. rocznicy powstania Chińskiej Republiki Ludowej. Tym razem w przemarszu wzięły udział tysiące żołnierzy i setki sztuk sprzętu, w tym myśliwce, śmigłowce oraz czołgi. Wśród nowo zaprezentowanych formacji była jednostka do obrony cyberprzestrzeni.
Publiczności pokazano też ponaddźwiękowe pociski przeciwokrętowe, podwodne drony AJX002 i nowe typy międzykontynentalnych rakiet balistycznych Dongfeng i JL-3, zdolnych do przenoszenia głowic nuklearnych. Przez plac Tiananmen przejechała także na lawetach flota latających dronów CS-5000T oraz nowy typ broni energetycznej: laserowe armatki LY-1, przeznaczone do obrony powietrznej.
Kampania wizerunkowa przewodniczącego Xi
– Gdy Chińczycy po raz pierwszy organizowali swoją paradę dziesięć lat temu, było to klasyczne „kopiuj-wklej” moskiewskich obchodów Dnia Zwycięstwa. Xi Jinping pozazdrościł Putinowi wielkiej defilady, pokazującej potęgę przywódcy i pomagającej w budowie wizerunku silnego państwa – wyjaśnia prof. Michał Lubina, wykładowca w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Jak podkreśla badacz, huczne świętowanie klęski Japonii opiera się jednak na manipulacji.
– Po pierwsze w najnowszej historii trudno znaleźć jakikolwiek wielki sukces militarny Chin, które także walki z Japonią raczej przegrywały. ChRL świętuje więc nie swoje zwycięstwo. Można byłoby to porównać do sytuacji, w której Polska twierdziłaby, że wygrała wojnę z III Rzeszą. Cesarstwo Japonii do kapitulacji doprowadzili nie Chińczycy, tylko Amerykanie, w dodatku ze strony chińskiej z okupantami nie walczyła wcale Komunistyczna Partia Chin, ale Kuomintang, który później dał początek niezależnemu Tajwanowi. Z jednej strony to przykład skutecznej polityki historycznej, z drugiej można go oceniać jako imponujący tupet ze strony Pekinu. Organizacja defilady to niewątpliwie błyskotliwe zagranie Xi Jinpinga, na którym korzysta dziś także Władimir Putin – dodaje prof. Lubina.
Jego zdaniem współczesna chińska historiografia przedstawia zwykłym Chińczykom wersję przeszłości sprzeczną z faktami. Parada to także przekaz dla władz Tajwanu i uderzenie we władze w Tokio, które są dziś sojusznikami USA.
Dr Ian Chong, politolog i wykładowca w National University of Singapore wyjaśnia portalowi XYZ, że przez pokaz siły na Placu Tiananmen Xi Jinping chce ostrzec USA, Japonię i Europejczyków, aby nie stawali na drodze Pekinu do realizacji jego ambicji związanych z Morzem Wschodniochińskim, Tajwanem i Morzem Południowochińskim. Chce też skłonić do akceptacji chińskiej dominacji przez rządy, z którymi ChRL toczy spory. Dotyczy to Filipin, Tajwanu, Japonii, Korei Południowej, Wietnamu oraz Indii.
Przez pokaz siły na Placu Tiananmen Xi Jinping chce ostrzec USA, Japonię i Europejczyków, aby nie stawali na drodze Pekinu do realizacji jego ambicji.
– Przywódca Chin chce pokazać, że jego kraj jest odporny na zewnętrzne wpływy, a on sam robi na arenie międzynarodowej to, co chce. Dotyczy to zarówno spotkań z Putinem i Kimem, jak i z prezydentem Iranu Masudem Pezeszkianem. Pokazuje, że ChRL ma przyjaciół i nie musi się martwić o opinię Stanów Zjednoczonych, Europy czy innych aktorów – mówi dr Ian Chong.
– Xi, zapraszając liderów Azji i Globalnego Południa przedstawia Chiny jako filar globalnego ładu. Robi to przez przedsięwzięcia takie jak Globalna Inicjatywa Bezpieczeństwa. W tej narracji wsparcie krajów rozwijających się jest szczególnie ważne. Ale trzeba zwrócić uwagę, że dzisiejsze inicjatywy są dużo skromniejsze w porównaniu z ogłoszonymi kilkanaście lat temu planami Inicjatywy Pasa i Szlaku (BRI), które w dużym stopniu pozostały niezrealizowane – dodaje politolog.
Pozycję Chin wykorzystują także Rosja oraz Indie.
Szczyt Globalnego Południa
W poniedziałek świat obiegły fotografie, na których uśmiechnięci Xi, Putin i indyjski premier Narendra Modi, otoczeni wianuszkiem tłumaczy, rozmawiają w kuluarach szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SzOW). Modi i Xi dotarli nawet na obrady tą samą limuzyną.
Obfitujące w gesty przyjaźni rozmowy odegrały ważną rolę w kontekście tarć handlowych trwających pomiędzy Chinami, Indiami i Rosją z jednej strony oraz Stanami Zjednoczonymi z drugiej. Zdaniem prof. Michała Lubiny model SzOW, która pierwotnie była organizacją azjatycką i miała służyć interesom Pekinu, zaczął ciążyć w stronę, jakiej od lat oczekiwała Rosja.
– Podkreśla się, że Szanghajska Organizacja Współpracy to drugie co do wielkości zgrupowanie świata, zaraz po ONZ. Zgodnie z życzeniami Kremla zaczęła odgrywać rolę wizerunkowo-polityczną, stanowiąc alternatywę dla formatów zdominowanych przez kraje zachodnie. Tegoroczny szczyt tej grupy przyniósł korzyści wszystkim najważniejszym uczestnikom. Xi Jinping pozycjonuje Chiny jako przeciwwagę dla Zachodu i nieprzewidywalnego Donalda Trumpa. Putin udowadnia, że nie jest izolowany na arenie międzynarodowej. Modi pokazuje Waszyngtonowi, że ma alternatywę i nie obawia się amerykańskich ceł – mówi badacz.
Z perspektywy Rosji zbliżenie z Chinami ma także ważny wymiar gospodarczy.

Siła syberyjskiego gazu
Jeszcze we wtorek Gazprom ogłosił, że podpisał z Chinami umowę na budowę drugiej nitki gazociągu Siła Syberii, który ma połączyć Rosję z Państwem Środka przez Mongolię. To korzystny dla Rosji przełom, równoznaczny ze zwiększeniem pomocy gospodarczej Pekinu dla słabszego partnera. Oznacza też dalsze zacieśnienie rosyjsko-chińskich relacji gospodarczych.
Prezes koncernu Aleksiej Miller poinformował, że w ciągu 30 lat Rosja będzie mogła przepompować nową nitką 50 mld m sześc. surowca. Zapowiedział też, że Gazprom powiększy przepływ do Chin gazu i ropy przez pozostałe dwa rurociągi (Wschodnia Syberia-Pacyfik oraz Siła Syberii 1)
Negocjacje w sprawie budowy, na której zależało Moskwie, trwały przez wiele lat. Rosja chce sprzedawać za Wielki Mur więcej energii, aby zrekompensować zmniejszenie zamówień do Europy, po swojej agresji na Ukrainę. Pekin, któremu zależy na utrzymywaniu zdywersyfikowanych dostaw, długo się na to nie zgadzał. Naciskał za to na Rosjan, aby przekazali mu udziały w infrastrukturze energetycznej albo w samych złożach.
Obecność Putina w Pekinie i podpisanie umowy gazowej ma też pokazać, że przywódca Rosji jest szanowanym liderem silnego państwa, mimo że Europa chciałaby, aby był izolowany.
Zdaniem Michała Lubiny tego typu projekty w przeszłości były korzystne dla Chin. Chodziło o niską cenę i długoterminowe kontrakty, a infrastrukturę na własny koszt wybudowali Rosjanie. Podobnie może być tym razem.
– Niewykluczone też, że chińska zgoda na budowę nowego gazociągu to odpowiedź na szczyt Putin-Trump na Alasce. Chiny oceniają, że Donald Trump próbuje wyciągnąć Putina z ich ramion, więc zdecydowali się na polityczne ustępstwo. W ich interesie jest mocniejsze związanie ze sobą sąsiada, ale umowa jest także triumfem Władimira Putina – ocenia prof. Michał Lubina.
Obecność Putina w Pekinie i podpisanie umowy gazowej ma też pokazać, że przywódca Rosji jest szanowanym liderem silnego państwa, mimo że Europa chciałaby, aby był izolowany. Tymczasem on pokazuje, że Moskwa nie jest zmuszona do zawierania żadnych niekorzystnych dla siebie układów i może kontynuować wojnę z Ukrainą.
Spojrzenie z Azji
Pekińską defiladę i listę obecności uważnie obserwują sąsiedzi Chin.
Zgrzytem, choć spodziewanym, jest nieobecność podczas chińskiego Dnia Zwycięstwa Narendry Modiego. Choć Delhi zacieśnia ostatnio relacje z Pekinem, aby wymóc ustępstwa na rządzie Stanów Zjednoczonych, to zaledwie kilka lat temu Indie przeżyły militarną konfrontację z Chinami w Himalajach, a wiosną doszło do starć z Pakistanem, który Pekin wspiera.
– Pomimo oficjalnego języka przyjaźni i współpracy, Modi chce uniknąć wyrażania poparcia dla chińskiego wojska w jakiejkolwiek formie. Ale Indie prawdopodobnie nie będą przywiązywały wagi do historycznej narracji ChRL, dopóki nie uderza ona w ich interesy – ocenia dr Ian Chong.
Jego zdaniem rządy krajów Azji Południowo-Wschodniej, z wyjątkiem Filipin, nie chcą wypaść z łask Pekinu. Wiele z nich ma kolonialną przeszłość i z ich perspektywy umniejszanie roli zachodnich aliantów w czasie II wojny światowej nie przedstawia żadnego problemu.
Z kolei sojusznicy Waszyngtonu – Japonia, Korea Południowa, Tajwan i Australia – mają wszelkie powody, aby uważnie przypatrywać się wydarzeniom w Państwie Środka. Także najnowszemu sprzętowi prezentowanemu na defiladzie. Nie chcą, aby Chiny militarnie przyparły je do muru, ale w ich interesie jest także unikanie eskalacji, uważa singapurski politolog.
W Europie i Stanach Zjednoczonych historyczny rewizjonizm Chin może wywołać zdziwienie, ale ci gracze są najbardziej odporni na nową opowieść Pekinu.
Główne wnioski
- Defilada z okazji Dnia Zwycięstwa jest wizerunkowym sukcesem Pekinu, choć opiera się na historycznej manipulacji. Udział w wydarzeniach w Pekinie jest korzystny dla honorowych gości obchodów: Władimira Putina i Kim Dzong Una, którzy udowadniają, że nie są izolowani na arenie międzynarodowej.
- Przez pokaz siły Chiny pozycjonują się jako jeden z ośrodków globalnego ładu. Ostrzegają też Zachód i jego sojuszników, aby nie stawali na drodze do realizacji interesów Pekinu związanych z Tajwanem i morzami Wschodniochińskim i Południowochińskim. ChRL chce także skłonić sąsiadów do akceptacji chińskiej dominacji.
- Konkretną deklaracją po serii spotkań, których zwieńczeniem była parada w Pekinie jest podpisanie umowy gazowej z Rosją. Oznacza to dalsze zacieśnienie relacji Moskwy i Pekinu oraz zwiększenie pomocy Chin dla słabszego partnera.

