Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Społeczeństwo Technologia

Uwaga, drony! Elementy systemów energetycznych wciąż nie są dostatecznie chronione

Drony, które w nocy z wtorku na środę spadły na Polskę, to rosyjskie bezzałogowce. Kilka z nich zostało zestrzelonych, trwają poszukiwania ich szczątków. Ale jest jeszcze jeden niepokojący szczegół, na który trzeba zwrócić uwagę.

Uwaga, drony! Elementy systemów energetycznych wciąż nie są dostatecznie chronione
Uwaga, drony! Elementy systemów energetycznych wciąż nie są dostatecznie chronione. Na zdjęciu Wojska Obrony Terytorialnej w miejscu upadku rosyjskiego drona w miejscowości Wohyń. Fot. PAP/Wojtek Jargiło

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Co mówią o środowym ataku dronowym eksperci kontrwywiadu i ochrony infrastruktury.
  2. Gdzie mogli uderzyć Rosjanie, aby realnie wyrządzić nam szkody.
  3. Jakie zakłady i przedsiębiorstwa na Lubelszczyźnie i Podlasiu należałoby otoczyć szczególną uwagą władz państwowych.

W nocy z wtorku na środę na Polskę spadły rosyjskie drony. Część z nich udało się zestrzelić. Wydaje się jednak, że atak – mimo niewątpliwego efektu psychologicznego – potoczył się tak, jak miał się potoczyć.

Nie odnotowano ofiar w ludziach. Nieduże są także zniszczenia. Drony przeniknęły przez polską obronę powietrzną. Zadziałały Siły Powietrzne RP i stacjonujące w Polsce samoloty sojuszników. Dużą rolę odegrali norwescy piloci.

Jest jednak coś, co może – i powinno – budzić niepokój polityków i wojskowych. Rosyjskie drony zaatakowały od strony Ukrainy. Przeleciały m.in. nad miejscowościami, w których znajdują się instalacje energetyczne, związane z przetwarzaniem i składowaniem węglowodorów.

Jakby tego było mało, na Litwie doszło w środę do pożaru. Na przedmieściach Wilna zapaliło się osiem cystern z gazem skroplonym należących do koncernu Orlen Lietuva. Doszło do eksplozji. Był to zbieg okoliczności, a winę ponosił człowiek. Czy taka sytuacja nie mogłaby jednak być efektem sabotażu lub działań dywersyjnych? Oczywiście – tak.

Jak przebiegał atak?

Na podstawie ukraińskich danych udało się stworzyć mapkę, obrazującą „korytarze”, którymi drony weszły na teren Polski. Wschód jest co najmniej niedostatecznie chroniony przed tego rodzaju zagrożeniami.

Warto zwrócić uwagę na to, co znajdowało się na trasie przelotów dronów. Dzięki stworzonym przez Ukraińców mapkom trudno uciec od refleksji, że Rosjanie mogli nam wyrządzić o wiele poważniejsze szkody.

Aby wiedzieć, o czym mówimy, przyjrzyjmy się mapce. Drony do Polski dostawały się z kierunku Ukrainy i Białorusi. Trzeba mieć na uwadze, że Ukraina od kilku dni poddawana jest intensywnym ostrzałom: rakietowym i dronowym.

Ikona wykres interaktywny Wykres interaktywny
Ikona pełny ekran Pełny ekran

Widać też niestety ogromną "dziurę", którą wchodziły drony. Rozciąga się od Tomaszowa Lubelskiego na południu aż po Białystok na północy. To zła wiadomość dla wojskowych, ale również operatorów infrastruktury. W tym przypadku – paliwowej.

Tylko w województwie lubelskim jest kilkanaście zakładów o podwyższonym ryzyku wystąpienia awarii. Oprócz licznych terminali – także strategicznie istotne zakłady azotowe w Puławach. Wymierzone przeciwko nim działania dywersyjne, sabotażowe czy dedykowane wprost ataki mogłyby uderzyć w krajową gospodarkę i bezpieczeństwo.

Cztery zielone kropki

Pozwala to sądzić, że na tym obszarze obrona przeciwlotnicza i przeciwdronowa albo w zasadzie nie występuje, albo jest na tyle słaba, że pozwoliła na otwarty dostęp do dużych połaci wschodniej Polski. Na mapie widać coś jeszcze. Cztery zielone kropki to punkty istotne ze względu na przetwarzanie lub magazynowanie węglowodorów.

Zacznijmy od początku. W pobliżu najbardziej wysuniętej na wschód Wólki Okopskiej znajduje się rozlewnia i terminal przeładunkowy gazu: propanu i propanu-butanu. To gaz butlowy, wciąż bardzo rozpowszechniony w wielu polskich domach.

Druga kropka to "Tezet" – terminal przeładunkowy gazów płynnych w Brzeźnie. Jak podaje sama firma, jest największym tego typu obiektem na wschodniej granicy Unii Europejskiej. Terminal zlokalizowany jest w miejscowości Brzeźno koło Chełma na obszarze o powierzchni ponad 300 tys. mkw., w odległości 11 km od kolejowego przejścia granicznego Jagodin-Dorohusk (Ukraina-Polska).

Trzecia kropka to Baza Paliw nr 13 w Zawadówce należąca do Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych "Przyjaźń", czyli PERN-u. Zajmuje się magazynowaniem i obrotem olejem napędowym i olejem grzewczym.

Warto postawić sobie pytanie: co by było, gdyby atak był rzeczywisty, a drony, zamiast w domy mieszkalne i stodoły, trafiły właśnie w takie składy i bazy?

Ostatnia kropka, położona najbardziej na północ, to Małaszewicze. To istotny punkt na mapie polskiej logistyki i przeładunków. Magazynowane są tam również paliwa. Co wydarzyłoby się, gdyby dron (lub pocisk manewrujący) trafił w magazyny paliw?

Przybliżone kursy środowego ataku dronowego na Polskę i instalacje paliwowo-energetyczne, będące w ich zasięgu. (Fot. XYZ.pl)

Źle czy nie? Bezpieczeństwu paliwowemu kraju atak raczej by nie zaszkodził

Wojciech Jakóbik, analityk ds. rynku energetycznego, mówi XYZ, że uderzenie w jedną bazę paliw nie zagroziłyby bezpieczeństwu paliwowemu w Polsce. Problemem byłby efekt psychologiczny. Uderzenie w punkty magazynowania paliw z pewnością podkopałoby morale obywateli. Nawet jeśli, jak mówi Wojciech Jakóbik, nie zaburzyłoby gospodarki paliwowej kraju.

– Rosjanie mówią, że nie było to planowane, ale jest pokusa, by twierdzić dokładnie odwrotnie. Widać, że na instalacjach infrastruktury energetycznej montowane są systemy antydronowe. Na to są środki. Jeśli ktoś jednak tego z jakiegoś powodu zaniedbał, to są narzędzia, by pociągnąć go do odpowiedzialności – mówi analityk.

Uważa, że Rosjanie mogli wejść w nową fazę wojny hybrydowej. Taką, w której sprawdzają naszą odporność na tego rodzaju ataki i zagrożenia. My zaś, jak przekonuje, powinniśmy na to odpowiedzieć, i to szybko.

– Możliwie jak najszybciej powinny zostać zakomunikowane wnioski z konsultacji art. 5 Traktatu o NATO, powinien także zabrać głos Donald Trump, jako głowa najsilniejszego państwa w NATO –wskazuje Wojciech Jakóbik.

Ciekawą koncepcję ma była funkcjonariuszka Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego major Anna Grabowska-Siwiec.

W tych miejscach składowany i tłoczony jest gaz ze Wschodu. Należy więc, jak mówi XYZ, postawić sobie pytanie, w czyim interesie byłoby uderzenie w tego rodzaju infrastrukturę? Major Grabowska-Siwiec słusznie zauważa, że trudno oczekiwać, by "tamta" (nieprzyjazna lub otwarcie wroga) strona miała interes w niszczeniu elementów infrastruktury, które służą jej celom. W tym przypadku także ekonomicznym. I w ten sposób przeskakuje do zagadnienia, którego słabość została przez nocny atak obnażona – ochrony infrastruktury krytycznej (IK).

Zdaniem funkcjonariuszki, jeśli mówimy o IK – jakiejkolwiek, czy jest to terminal przeładunkowy, czy ujęcie wody – to jej ochrona jest w Polsce niewystarczająca. 

Słabość ochrony tego, co ważne. Kto za co odpowiada?

Jak przekonuje oficer, należałoby postawić inne pytanie: czy instytucje przeznaczone do takiej ochrony są zabezpieczone kontrwywiadowczo? W tym także od wrogów wewnętrznych we własnych szeregach. A za ochronę IK odpowiadają w pierwszej kolejności jej operatorzy. Systemowo zaś, z poziomu państwa – Rządowe Centrum Bezpieczeństwa.

Ta ochrona, zdaniem major Grabowskiej-Siwiec, jest "po prostu niepełna". Brakuje przede wszystkim szkoleń kadr. Problem dotyczy przedsiębiorstw, instytucji samorządowych itp. Tę świadomość trzeba budować na poziomie niższym niż władze państwowe i administracja centralna. Samorządy takiej świadomości nie mają. I w tym upatruje ona sedna problemu.

ABW w obszarze infrastruktury krytycznej zajmuje się ochroną głównie poprzez szukanie nieprawidłowości finansowych w jej zarządzaniu. Nam zaś potrzeba, jak mówi funkcjonariuszka, przede wszystkim ochrony fizycznej, antydronowej oraz budowania odpowiedniej świadomości i sposobów reagowania na nietypowe sytuacje. 

– Nie szukałabym tak daleko, jak próby atakowania elementów infrastruktury przeładunkowej czy magazynowej. Efekt byłby podobny, gdyby dron spadł nawet na przydomową butlę z gazem. Kwestią jest tylko skala zdarzenia – mówi major Anna Grabowska-Siwiec.

Nie szukałabym tak daleko, jak próby atakowania elementów infrastruktury przeładunkowej czy magazynowej. Efekt byłby podobny, gdyby dron spadł nawet na przydomową butlę z gazem. Kwestią jest tylko skala zdarzenia.

Kto wygrał, kto przegrał? Prowokacja i obserwacja, czyli Rosjanie znowu zagrali w swoją grę

Nie da się powiedzieć, by Rosjanie nie mieli dobrego rozpoznania w Polsce. Dzięki zaawansowanym środkom technicznym (ale także agenturze) wiedzą, które obiekty warto atakować. Mają też techniczne możliwości, by dronem trafić dokładnie w ten cel, w który chcą.

Przykłady płyną z Ukrainy, gdzie Rosjanie systematycznie niszczą wszelką infrastrukturę przemysłową. Energetyczną, ale także cywilną. Świadczy to o ich możliwościach przeprowadzenia ataku z wykorzystaniem platform bezzałogowych. Tym samym można założyć, że gdyby chcieli, to taki atak na polskie obiekty byłby dla nich możliwy. Pytanie brzmi – czy realnie chcą? Wydaje się, że nie.

Celem ataku mogła być zatem prowokacja i obserwacja reakcji w Polsce. Reakcję tę można podzielić na obszar wojskowy i obszar informacyjny. W obszarze wojskowym Rosjanie zobaczyli, że poza drogimi środkami przeciwdziałania nie mamy zbyt wielu atutów w ręku. Zaś w obszarze informacji wciąż nie mamy tak dobrej dobrej polityki reagowania na sytuacje kryzysowe, choć jest postęp w stosunku do tego, co było.

Podsumowując, można powiedzieć, że scenariusz uderzenia w zakład energetyczny oczywiście istnieje. Należy jednak zapytać, czy trzeba do tego koniecznie używać dużego drona, sterowanego wprost z Rosji, jeśli można użyć czegoś mniejszego, łatwiejszego do ukrycia, czego ślady nie będą wiodły wprost do Moskwy.

To, co zdarzyło się w nocy z wtorku na środę, było raczej kolejnym stress-testem. Rosjanie chcieli sprawdzić naszą reakcję po kolejnych incydentach dronowych z minionych dni i tygodni. Mówiąc skrótowo, po raz kolejny pokazali nam, gdzie mamy dziury w systemie. A jeśli potwierdzi się, że drony były faktycznie wyposażone w karty SIM z Polski i Litwy, to łatwo może się okazać, iż telekomunikacja to kolejny obszar, nad którym nie panujemy.

Reasumując, szumne zapowiedzi polskich polityków o budowaniu odporności na uderzenia dronami zostały boleśnie sprowadzone do parteru. A nam pozostaje się cieszyć, że po raz kolejny obyło się bez ofiar w ludziach i dużych strat w infrastrukturze. Pytanie: jak długo jeszcze?

Główne wnioski

  1. Przygotowanie naszej infrastruktury krytycznej, szczególnie energetycznej i zaopatrzeniowej, na sytuacje kryzysowe nadal może być niewystarczające w razie realnego konfliktu. Przy granicy z Białorusią i Ukrainą są duże instalacje, które mogą być celami ataków.
  2. W sferze obrony terytorium RP trzeba budować systemy antydronowe. Te systemy muszą obejmować urządzenia radarowe, detektory RF, detektory dźwięku i szerokiego spektrum energetycznego. Takie urządzenia zintegrowane w jedno dają system. Sieć systemów musi być gęsta, bez luk, tak by każdy przypadek naruszenia granicy RP był wykrywany.
  3. Pozostaje wiele zastrzeżeń w sferze świadomości zagrożeń na poziomie np. samorządów.