Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Sport

Rekordowe okienko transferowe w Ekstraklasie. Polskie kluby wydały na piłkarzy aż 40 mln EUR

Ekstraklasa rośnie w siłę – frekwencja bije rekordy, kluby zdobywają kolejne punkty w rankingu UEFA, a polskie zespoły coraz śmielej walczą w europejskich pucharach. Za kulisami tych sukcesów kryją się rekordowe wydatki transferowe, które pokazują, że polski rynek piłkarski wchodzi na zupełnie nowy poziom. Odsłaniamy mechanikę i ciekawostki z piłkarskich transferów.

Fredi Bobic, dyrektor ds. operacji piłkarskich w Legii, Kacper Urbański po transferze do warszawskiej drużyny oraz Michał Żewłakow, dyrektor sportowy Legii.
Fredi Bobic, dyrektor ds. operacji piłkarskich w Legii, Kacper Urbański po transferze do warszawskiej drużyny oraz Michał Żewłakow, dyrektor sportowy Legii. Fot. Mateusz Kostrzewa, Legia Warszawa

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Kto i w jaki sposób zarabia na transferach.
  2. Jak zakończyło się okienko transferowe w ligach europejskich.
  3. Jak wypada na ich tle Ekstraklasa.

Wśród kibiców wciąż krąży mit, że okienko transferowe to jedyny czas na kupowanie i sprzedawanie piłkarzy. To nie do końca prawda – zawodników można pozyskiwać przez cały rok, a negocjacje z piłkarzem można rozpocząć nawet sześć miesięcy przed wygaśnięciem jego kontraktu bez wiedzy macierzystego klubu. W praktyce ta zasada jest często łamana, ale zazwyczaj nie pociąga to za sobą konsekwencji.

Czym jest okienko transferowe

Okienko transferowe to natomiast wyznaczone okresy w roku, w których kluby mogą rejestrować nowych zawodników do rozgrywek krajowych i międzynarodowych. Wyjątkiem są wolni zawodnicy. Mogą podpisać kontrakt i zostać zgłoszeni w dowolnym momencie sezonu. Specjalnym przypadkiem jest tzw. transfer medyczny bramkarza. Gdy golkiper wypadnie z gry na dłuższy czas, klub może zarejestrować dodatkowego. Przykładem takiej sytuacji było krótkie wypożyczenie Bartosza Mrozka z Lecha Poznań do Stali Mielec w maju 2022 roku.

Zasady mówią, że piłkarz może w jednym sezonie reprezentować barwy tylko dwóch klubów. Jeśli zmieni drużynę latem, nie może już zagrać w nowym zespole w kolejnych transferach w tym samym sezonie, a ewentualny powrót możliwy jest tylko do pierwszego klubu. Przed tegorocznymi Klubowymi Mistrzostwami Świata wprowadzono dodatkowy, wyjątkowy okres rejestracji zawodników dla klubów uczestniczących w turnieju.

PZPN zarabia na transferach

Zgodnie z “Uchwałą nr VIII/124 z dnia 14 lipca 2015 roku Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej w sprawie statusu zawodników oraz zasad zmian przynależności klubowej” za transfer zawodnika w polskiej piłce PZPN oraz właściwe Wojewódzkie Związki Piłki Nożnej pobierają określone opłaty, które są naliczane procentowo od kwoty netto transferu.

Klub odstępujący zawodnika do innego polskiego klubu płaci 3 proc. wartości transferu na rzecz macierzystego związku wojewódzkiego. Z kolei klub odstępujący zawodnika do zagranicznego klubu zapłaci 2 proc. Dodatkowo PZPN pobiera 1,5 proc. od kwoty transferu zagranicznego oraz stałe opłaty za rejestrację zawodnika i wyrejestrowanie. Te opłaty są obowiązkowe i muszą być uiszczone w terminach określonych w regulaminach PZPN. W przypadku, gdy ekwiwalent transferowy, ekwiwalent za wyszkolenie lub kwota odstępnego przekazywana jest w ratach, opłata 1,5 proc. na rzecz PZPN również następuje w ratach, w ciągu 14 dni od terminów płatności każdej z rat.

Na przykładzie transferu za 1 mln euro netto:

  • Transfer z polskiego klubu do klubu zagranicznego – klub odstępujący musi wpłacić na rzecz wojewódzkiego związku piłki nożnej 2 proc. wartości transferu (czyli 20 tys. euro) oraz 1,5 proc. wartości transferu na konto PZPN (15 tys. euro) za wydanie ITC (Międzynarodowy Certyfikat Transferowy). Razem to 35 tys. euro opłat.
  • Transfer między polskimi klubami – klub odstępujący wpłaca 3 proc. wartości transferu (30 tys. euro), klub pozyskujący dodatkowo 2 proc. (20 tys. euro), a także stałą opłatę na rzecz PZPN za potwierdzenie transferu, która wynosi 2 500 zł (około 550 euro). Łącznie opłaty wynoszą około 50 550 euro.

W ostatnich latach PZPN co roku odnotowuje ok. 4-4,5 mln zł przychodów z tego tytułu.

Wypożyczenie – też transfer

Choć w publicystyce często rozróżnia się transfery i wypożyczenia, w praktyce schemat działania jest podobny. Różnica polega na tym, że wypożyczenie jest transferem czasowym – po jego zakończeniu zawodnik wraca do macierzystego klubu, z którym wciąż obowiązuje go kontrakt. Klub korzystający z wypożyczenia nie może nim swobodnie zarządzać, np. odsprzedać go innemu zespołowi.

W przypadku zawodnika, który nie znajduje się w planach trenera, a jego kontrakt wygasa po sezonie, często przedłuża się umowę z myślą, że w nowym klubie pokaże się z dobrej strony. Po roku może wrócić do macierzystego zespołu, rywalizować o skład lub zostać sprzedany. W niektórych rozgrywkach obowiązuje też zasada, że wypożyczony piłkarz nie może grać przeciwko swojemu macierzystemu klubowi. W Polsce nie jest to systemowo regulowane, ale kluby często stosują tzw. „klauzulę strachu”. Oznacza to, że zawodnik może zagrać w takim meczu, ale po zapłaceniu bardzo wysokiej opłaty na rzecz macierzystego klubu. W praktyce chodzi o to, żeby w danym spotkaniu nie wystąpił.

Na popularności zyskały wypożyczenia z opcją lub obowiązkiem wykupu po zakończeniu umowy. Daje to możliwość pozyskania zawodnika w oknie transferowym, gdy klub nie dysponuje środkami na pełny wykup. Wypożyczenia są też związane z zasadami finansowymi obowiązującymi w ligach i rozgrywkach europejskich. Klub nie może w danym okienku transferowym spełnić żądań klubu, w którym gra interesujący zawodnik. W związku z tym wypożycza go na jeden sezon i wpisuje klauzulę obowiązkowego wykupu. Przy wypożyczeniu często wynagrodzenie zawodnika dzielone jest między oba kluby – np. 30 proc. pokrywa klub macierzysty, a 70 proc. wypożyczający.

Pełna transparentność – kluby na giełdzie

Niektóre kluby, których akcje notowane są na giełdzie, publikują oficjalne dane dotyczące transferów i kontraktów. Przykładem jest Galatasaray, który ujawnił rekordowy transfer wewnętrzny tureckiej Süper Lig bramkarza Uğurcana Çakıra z Trabzonsporu. Z informacji opublikowanej na stronie klubu wynika, że kwota transferowa netto wyniosła 27,5 mln euro. Kontrakt piłkarza obowiązuje do końca sezonu 2029/2030.

Ikona wykres interaktywny Wykres interaktywny
Ikona pełny ekran Pełny ekran


Szkoda, że publikowanie takich danych nie jest standardem w większości klubów. Wtedy nie musielibyśmy polegać na nieoficjalnych informacjach dziennikarzy, które często odbiegają od rzeczywistości. Kluby i agencje menedżerskie wykorzystują media do kreowania korzystnych treści – niektóre zaniżają kwoty transferów, by obniżyć oczekiwania wobec zawodnika, inne zawyżają je w celach wizerunkowych.

Umowy transferowe są też skomplikowane i zawierają liczne klauzule:

  • udział w kwocie przyszłego transferu (zwykle liczony od zysku, czyli różnicy między przyszłym a obecnym transferem),
  • premie drużynowe, np. za awans do Ligi Mistrzów,
  • premie indywidualne, np. za określoną liczbę meczów lub nagrody typu Złota Piłka.

Dodatkowo od kwoty transferowej klub sprzedający musi odprowadzić prowizje menedżerskie, premie dla zawodnika i jego rodziny. W praktyce oznacza to, że realny zysk z transferu jest często znacznie niższy niż podawana kwota.

Przedłużenie kontraktu to też transfer

Choć przedłużenie kontraktu nie oznacza zmiany klubu, dla zarządów jest traktowane jak transfer – często wymagający dużego wysiłku finansowego. Zawodnik negocjuje wyższe wynagrodzenie, premie za podpisanie („signing bonus”) czy bonusy lojalnościowe, np. wypłacane po każdym okienku transferowym. Zdarza się też, że klub zapewnia świadczenia pozapłacowe: mieszkanie, samochód czy sprzęt treningowy.

To inwestycja – klub zabezpiecza wartość piłkarza, stabilność składu i możliwość przyszłej sprzedaży. Z perspektywy zawodnika oznacza to bezpieczeństwo finansowe, a nierzadko także gwarancję miejsca w składzie.

Dlatego w budżetach klubów coraz częściej rezerwuje się pieniądze nie tylko na transfery, ale i na przedłużenia kontraktów. Te potrafią być równie drogie, a czasem nawet droższe od pozyskania nowego piłkarza. Przykład? Mikael Ishak dwukrotnie przedłużał umowę z Lechem Poznań na wysokich warunkach finansowych. W klubie uznano to za sukces, bo sprowadzenie następcy kosztowałoby pewnie jeszcze więcej i wiązało się z większym ryzykiem. Przedłużenie kontraktu to więc nie „formalność”, ale często najdroższa i najważniejsza transakcja w budżecie klubu.

Nie ma darmowych transferów

Choć mówi się, że wolny transfer to zawodnik, który „przychodzi za darmo”, w praktyce klub wcale nie oszczędza. Piłkarze pozostający bez kontraktu często negocjują wysokie premie za podpisanie umowy („signing bonus”), które mają zrekompensować im utracone zarobki z poprzedniego klubu i zachęcić do wyboru właśnie tej drużyny. Często kwoty te mogą być porównywalne z opłatą transferową za zawodnika w kontrakcie obowiązującym – więc klub wydaje realnie spore pieniądze.

Dodatkowo w takich przypadkach pojawiają się wyższe prowizje dla menadżerów i agentów. Agenci otrzymują procent od wartości kontraktu lub premii podpisowej, a w niektórych sytuacjach nawet od potencjalnych bonusów za wyniki sportowe zawodnika. To oznacza, że choć klub nie płaci drugiemu klubowi za transfer, całkowite koszty operacji mogą być bardzo wysokie – czasem nawet przewyższające standardowe kwoty za piłkarzy z innych klubów.

Spotkaliśmy się z tym chociażby w przypadku transferu Christiana Gytkjeara do Lecha Poznań. Mówiło się, że jego premia za przejście do Lecha wyniosła milion euro, czyli tyle, za ile Lech pozyskuje zawodników z innych klubów. Ciężko mówić, że “przyszedł do klubu za darmo”. Precyzyjnie byłoby – bez kwoty odstępnego, a to duża różnica.

W praktyce więc wolny transfer wcale nie jest „darmowy”. To raczej inny rodzaj inwestycji w zawodnika. Koszty przenoszą się z opłat dla klubu na wynagrodzenie samego piłkarza i jego otoczenia. Kluby muszą planować takie transfery w budżecie tak samo starannie jak tradycyjne transakcje. Podpisanie wysokiego kontraktu, premii i prowizji może bowiem w znaczący sposób obciążyć finanse drużyny.

Trudno o rzetelne dane

Zaburza to analizowanie kwot transferowych wydawanych przez kluby. Przykładowo: zawodnik A pozyskany za 1,5 mln euro z pensją 250 tys. euro rocznie przez trzy lata i premią 100 tys. euro za podpis, obciąży klub kwotą 2,35 mln euro. Zawodnik B, który przyjdzie do klubu bez opłaty transferowej, ale z kontraktem na poziomie 500 tys. euro na trzy lata i bonusem za podpis w wysokości 900 tys. euro, obciąży klub kwotą 2,4 mln euro. Jednak w przypadku zawodnika B w zestawieniu klub nie wykaże opłaty i będzie kreował narrację, że nie stać go na transfery gotówkowe. Taki schemat analizy “całego pakietu zawodnika” stosuje wiele klubów, chociażby Widzew Łódź. Znając oczekiwania różnych zawodników i ich klubów tworzona jest kalkulacja całego kosztu gry piłkarza w barwach klubu w podziale na jeden sezon. Inaczej nie dałoby się tego precyzyjnie porównać.

W tym miejscu trzeba podkreślić także specyfikę płatności, bowiem kluby bardzo często rozliczają się ratalnie. To prowadzi do niezrozumienia przez kibiców tego, że sprzedaż zawodnika za np. 4 mln euro nie oznacza, że klub otrzymał te pieniądze od razu i może nimi swobodnie dysponować. Dobrym przykładem jest odejście Saida Hamulicia ze Stali Mielec do Toulouse. Transfer teoretycznie przyniósł klubowi 2,5 mln euro, a naprawdę zysk wyniósł jedynie 1 mln euro i spływał do klubu przez lata. Od kwot transferowych trzeba przecież odjąć koszty, prowizje menadżera, który pomógł w sprzedaży, premie dla zawodnika czy “działkę” dla poprzedniego klubu. Legia otrzymała za Maxiego Oyedele 6 mln euro, ale od razu połowę tej kwoty musiała spisać na straty. Manchester United zastrzegł sobie bowiem w umowie 50 proc. od kwoty przyszłego transferu.

Klub nie zawsze dostaje pieniądze

Ostatnio głośno było o Lechii Gdańsk, która mogła uzyskać 1 mln euro od kolejnego transferu byłego zawodnika. W umowie transferowej lata temu zastrzeżono 5 proc. premii od kolejnego ruchu. Jednakże były właściciel klubu zrzekł się tej premii na rzecz przyspieszenia płatności – zamiast płatności w ratach klub miał otrzymać wszystkie pozostałe płatności od razu. Z perspektywy problemów z płynnością miało to krótkoterminowy sens, ale dzisiaj, kiedy doszło do transferu i okazało się, że klub mógł zyskać 1 mln euro, pojawiło się dużo negatywnych emocji.

Czasem kwoty transferowe w ogóle nie trafiają na konta klubów. Tak było chociażby w przypadku transferu Kamila Jóźwiaka z Lecha Poznań do Derby County. W związku z tym czasem warto przyjąć trochę niższą ofertę, ale uniknąć kosztownych i czasochłonnych spraw sądowych. Mało wiarygodne są chociażby mniejsze tureckie kluby. Polskie kluby przed laty często pozywały je do organów FIFA, żeby otrzymać kwoty, na które się umawiały. Co prawda kluby analizują sprawozdania finansowe klubów, z którymi handlują i mają ogólny obraz stanu finansów, ale dobrze wiemy, że sprawozdania są w pewnym sensie kreowane, a różnica czasowa między ostatnim sprawozdaniem a negocjacjami nie daje pełnego obrazu.

Część klubów korzysta z faktoringu, żeby przyspieszyć spływ należności z tytułu transferów. Najczęściej jest to faktoring niepełny – czyli taki, w którym instytucja finansowa (faktor) wypłaca klubowi zaliczkę na poczet przyszłych płatności, ale nie przejmuje ryzyka niewypłacalności drugiej strony. Oznacza to, że jeśli klub kupujący nie spłaci raty transferowej, odpowiedzialność wciąż spoczywa na sprzedającym.

Dla klubów z ograniczoną płynnością to sposób na szybsze pozyskanie gotówki, którą mogą przeznaczyć np. na kolejne transfery, wypłaty dla zawodników czy spłatę zobowiązań. Z drugiej strony, korzystanie z faktoringu generuje dodatkowe koszty – prowizje i odsetki pobierane przez instytucję finansową. W skali kilku milionów euro różnice te mogą być znaczące, ale często kluby wolą zapłacić cenę za „pieniądz od razu”, niż ryzykować problemy z bieżącym funkcjonowaniem.

Wpływ na finanse klubów

Kwoty transferowe są amortyzowane przez cały okres obowiązywania kontraktu. Jeśli klub zapłaci 2 mln euro za zawodnika i podpisze z nim czteroletnią umowę, w księgach ujmie koszt w wysokości 500 tys. euro rocznie.

Po trzech latach bilansowa wartość piłkarza wynosi 800 tys. euro, bo 1,2 mln zostało już zamortyzowane. Jeżeli w tym momencie zostanie sprzedany za 1 mln euro, klub pokaże zysk – sprzedaż nastąpiła powyżej wartości księgowej. To zysk czysto księgowy, bo faktycznie na transfer wydano przecież 2 mln euro.

Zgodnie z zasadami rachunkowości przy sprzedaży zawodnika cała kwota transferowa ujmowana jest jako przychód w sezonie, w którym dochodzi do transakcji – niezależnie od tego, czy płatność następuje jednorazowo, czy w ratach. To bywa mylące dla kibiców: widząc przychód w sprawozdaniu, zakładają, że klub otrzymał całą kwotę „na konto”.

Oprócz tego klub ponosi także inne koszty: wynagrodzenia piłkarzy (ujęte jako usługi obce w rachunku zysków i strat) oraz prowizje agentów. W bilansie natomiast piłkarze figurują jako wartości niematerialne i prawne.

Istotny wpływ na sytuację finansową klubów mają także piłkarze wychowani w ich akademiach – a raczej sposób ich wyceny księgowej. W praktyce nie istnieje obiektywna metoda wyceny takich zawodników, dlatego ich wartość w bilansie jest często symboliczna. Przykładowo, gdy Jakub Kamiński odchodził z Lecha Poznań do Wolfsburga za 10 mln euro, w księgach klubowych jego wartość była niemal zerowa – trafił do akademii jako nastolatek, a koszt jego wyszkolenia nie został w żaden sposób odzwierciedlony w aktywach.

To rodzi pewien paradoks: sprzedaż wychowanka oznacza dla klubu czysty zysk księgowy, ale wcześniej jego obecność w zespole nie podnosi wartości aktywów, co z kolei ma znaczenie np. przy ubieganiu się o kredyt bankowy. Z tego względu polskie kluby są zazwyczaj mało atrakcyjne dla banków, które wymagają twardych zabezpieczeń. Efekt? Kluby częściej poszukują alternatywnych źródeł finansowania – czy to w postaci faktoringu, prywatnych pożyczek, środków publicznych, czy zaangażowania właścicieli.

Wycena na Transfermarkt

Najważniejszym aspektem Transfermarkt jest to, że publikowane tam wyceny nie wynikają ze skomplikowanych algorytmów, lecz mają charakter uznaniowy. Wartość zawodnika powstaje w wyniku dyskusji użytkowników forum, a następnie jest zatwierdzana przez moderatora danego rynku czy ligi. Brane są pod uwagę oczywiste czynniki: wiek, pozycja, narodowość, wartość marketingowa, klub i liga, w której występuje piłkarz, powołania do reprezentacji czy historia kontuzji.

Dlatego nie należy przywiązywać zbyt dużej wagi do widniejących tam kwot. Zdecydowanie nie można na ich podstawie wyrabiać sobie opinii o jakości sportowej zawodnika. Piłkarz wyceniany na 10 mln euro nie musi być wcale „lepszy” od tego za 5 mln. Często różnicę tworzą czynniki niezwiązane z umiejętnościami, takie jak wiek czy liga. Co więcej, wycena na Transfermarkt nie jest realną ceną — kluby potrafią płacić kwoty znacznie odbiegające od tych z serwisu. Na transfer wpływa bowiem determinacja kupującego, długość kontraktu czy finansowa siła i region, z którego pochodzi klub. Przykładowo zespoły z Bliskiego Wschodu muszą przepłacać, bo przy identycznych ofertach piłkarze i ich kluby wybiorą atrakcyjniejsze kierunki.

Podobny mechanizm działa w Anglii – tzw. „Premier League tax”. Angielskie kluby, dysponujące ogromnymi wpływami z praw telewizyjnych, regularnie przepłacają za zawodników. Efekt? Oderwanie wartości transferu od faktycznej wartości sportowej. Gdyby nie zainteresowanie Newcastle, Nick Woltemade prawdopodobnie trafiłby z VfB Stuttgart do Bayernu za około 50 mln euro, a nie 85 mln. Nie oznacza to jednak, że nagle stał się niemal dwukrotnie lepszym piłkarzem czy że przewyższa Hugo Ekitiké, który rok wcześniej zmienił PSG na Eintracht za 30 mln euro. Ostatecznie Transfermarkt należy traktować jako barometr nastrojów rynkowych, a nie realną wycenę piłkarzy.

Globalny rynek transferowy

FIFA co roku publikuje Transfer Report, oparty na systemie TMS (Transfer Matching System), który rejestruje wyłącznie międzynarodowe transakcje – czyli takie, w których kluby pochodzą z różnych krajów. Dane z najnowszego, wrześniowego raportu pokazują, jak szybko rośnie rynek transferowy.

W połowie 2025 roku padły historyczne rekordy. Wydatki na transfery w męskiej piłce nożnej osiągnęły 9,76 mld dolarów – to ponad 50 proc. więcej niż rok wcześniej. Jeszcze większe tempo wzrostu odnotowano w kobiecej piłce – 12,3 mln dolarów (+80 proc.). Do tego doszła rekordowa liczba transakcji: blisko 12 tys. w męskiej i ponad 1,1 tys. w kobiecej piłce. Dla porównania – w 2021 roku kluby UEFA przeprowadziły „zaledwie” 8 tys. takich ruchów. Wydatki wzrosły w tym czasie z 3,63 do 8,5 mld dolarów (+134 proc.), a wpływy ze sprzedaży z 3,38 do 8,69 mld (+157 proc.).

Na czele rankingu ligowych wydatków niezmiennie pozostaje Premier League, która w pojedynkę wydała więcej niż Serie A, Bundesliga, La Liga i Ligue 1 razem wzięte. Na szóstym miejscu znalazła się już Saudi Pro League (ponad 600 mln euro), wyprzedzając m.in. ligę turecką. Symbolicznie wygląda też obecność Championship – drugiego poziomu rozgrywkowego w Anglii – w czołowej dziesiątce.

Pod względem bilansów transferowych dominacja finansowa też jest widoczna: tylko trzy ligi zamknęły okienko wyraźnie na minusie – Premier League, Saudi Pro League i turecka Super Lig. Z kolei Ligue 1 znów potwierdziła swoją rolę „okna wystawowego” – wypracowując ponad 350 mln euro zysku transferowego.

Ikona wykres interaktywny Wykres interaktywny
Ikona pełny ekran Pełny ekran

Rosną kwoty na transfery

Najwięcej na transfery w letnim okienku wydał Liverpool – niemal 500 mln euro. W czołowej dziesiątce klubów o największych nakładach znalazło się aż dziewięć drużyn z Premier League, co tylko potwierdza finansową dominację angielskich zespołów na rynku. Podobnie wygląda to w klasyfikacji przychodów transferowych – siedem z dziesięciu czołowych klubów to przedstawiciele Anglii, a zestawienie uzupełniają Bayer Leverkusen, RB Lipsk i AC Milan. Zupełnie inny układ sił widać przy analizie zysków transferowych: tutaj prym wiodą Francuzi, z czterema klubami w TOP10. To potwierdza obiegową opinię, że Ligue 1 pełni dziś rolę przede wszystkim okna wystawowego dla reszty Europy.

Patrząc szerzej, próg wejścia do transferowej elity rośnie z roku na rok. Aby znaleźć się wśród 100 największych pod względem wydatków klubów, trzeba było wydać przynajmniej 16 mln euro. Ponad 10 mln euro przeznaczyło na wzmocnienia aż 128 drużyn na świecie. W tym gronie nie znalazł się żaden polski klub – mimo rekordowych nakładów Ekstraklasa wciąż pozostaje daleko za europejskimi średniakami.

Ikona wykres interaktywny Wykres interaktywny
Ikona pełny ekran Pełny ekran

Głównie napastnicy

Zestawienie największych transferów minionego lata zostało zdominowane przez ofensywę. Wśród dziesięciu najwyższych transakcji tylko jeden zawodnik nie był napastnikiem ani skrzydłowym – to pokazuje, gdzie kluby widzą dziś największą wartość i potencjał do budowania przewagi sportowej.

Dwukrotnie przekroczono granicę 100 mln euro, a aż osiem kolejnych ruchów znalazło się w przedziale 70–100 mln euro. Prym wiódł Liverpool, który odpowiada za trzy najwyższe transfery, potwierdzając agresywną politykę wzmacniania ataku. W top10 znalazł się także Manchester United, który mimo wizerunku "zakurzonego giganta", przeprowadził aż trzy transakcje na tym poziomie.

Co istotne, tylko dwa transfery spoza Premier League przebiły się do czołówki – Victor Osimhen do Galatasaray za 75 mln euro oraz Luis Díaz do Bayernu za 70 mln euro. Reszta listy to dominacja angielskich klubów, które wciąż dyktują tempo globalnego rynku transferowego.

Ikona wykres interaktywny Wykres interaktywny
Ikona pełny ekran Pełny ekran

Rekordowa Ekstraklasa

Zakończone niedawno okienko transferowe okazało się wyjątkowe pod wieloma względami. Polskie kluby wydały rekordowe 40 mln euro na pozyskanie nowych zawodników i zanotowały ujemne saldo transferowe – wydano więcej, niż pozyskano ze sprzedaży piłkarzy. W przeszłości wysokie wydatki często były częściowo finansowane z przychodów ze sprzedaży zawodników. Teraz jednak większość klubów postawiła na bezpośrednie inwestycje we wzmocnienie składu.

Pigułka najważniejszych rekordów letniego okienka 2025:

  • Aż dziewięć z 18 klubów ustanowiło nowy rekord transferu do swojego zespołu.
  • Po raz pierwszy w historii ligi pozyskano zawodnika za 3 mln euro.
  • Widzew Łódź dokonał 7 z 10 najwyższych transferów w historii klubu w tym okienku.
  • Raków Częstochowa zaliczył trzy najwyższe transfery w historii klubu w tym sezonie.
  • Legia Warszawa w 2025 roku pozyskała czterech zawodników za co najmniej 2 mln euro, w tym jednego za 3 mln euro.
  • Lech Poznań notuje piąty sezon z rzędu z rekordowym transferem do klubu i po raz pierwszy płaci ponad 2 mln euro za zawodnika.
  • Pogoń Szczecin po raz pierwszy wydała ponad 1 mln euro na zawodnika – od razu dwukrotnie w tym okienku.
  • W okolicach miliona euro na nowych zawodników (poza wspomnianymi klubami) wydała Cracovia, GKS Katowice, Górnik Zabrze, Korona Kielce.

Dla porównania, w całym poprzednim sezonie było tylko sześć transferów powyżej 1 mln euro. Letnie okienko 2025 przyniosło już 16 takich transakcji, a zimą mogą dojść kolejne. Rok temu wydatki na nowych zawodników wyniosły 11 mln euro – w tym sezonie osiągnęły już 41 mln euro. W efekcie Ekstraklasa awansowała w światowym rankingu wydatków transferowych z 37. miejsca na 24.

Ekstraklasa lepsza od szwajcarskiej

Jak policzył AbsurDB na łamach Weszło, wydatki klubów Ekstraklasy (przekraczające 40 mln euro) po raz pierwszy zaczęły ocierać się o poziom dotychczas poza naszym zasięgiem, jak 2. Bundesliga czy ligi: duńska, ukraińska i szkocka. Co więcej, polska liga wyprzedziła pod tym względem m.in. Austrię, Szwajcarię, Czechy, Norwegię, Serbię, Izrael, Rumunię i Węgry, a także drugie ligi Francji, Hiszpanii i Włoch – które jeszcze rok temu notowały wyższe wydatki niż Ekstraklasa.

Największym wygranym ostatnich pięciu lat na rynku transferowym pozostaje Legia Warszawa. Klub z Łazienkowskiej zanotował łącznie ponad 24 mln euro dodatniego salda, co najlepiej obrazuje skalę przewagi nad resztą Ekstraklasy. Podobny model realizuje Lech Poznań, który w tym samym okresie zarobił netto 15 mln euro. „Kolejorz” regularnie sprzedaje drogo wychowanków i ściąga zawodników, którzy dają sportową jakość, ale zawsze z myślą o późniejszym zysku.

Na podium znalazła się także Pogoń Szczecin, z wynikiem 14,1 mln euro na plusie. W tym przypadku sukces to przede wszystkim efekt jednego, wyjątkowego okienka w sezonie 2021/22. Klub sprzedał wtedy za rekordowe kwoty kilku kluczowych piłkarzy. Górnik Zabrze z kolei jest przykładem stabilnej, ale mniej widowiskowej polityki. W każdym z pięciu sezonów kończył na plusie, uzyskując w sumie 12,8 mln euro. Model Górnika to „sprzedaj, by żyć” – stabilny finansowo, choć kosztem potencjalnej jakości sportowej.

Dwa modele

Raków Częstochowa i Jagiellonia Białystok reprezentują inny typ klubów. Raków pokazuje agresywną, odważną politykę inwestycyjną, opartą na cyklicznych dużych sprzedażach. Jagiellonia natomiast działa spokojniej, bez wielkich skoków, ale konsekwentnie budując dodatnie saldo – łącznie +6,7 mln euro. Z kolei Radomiak Radom, mimo mniejszej skali, już potrafi funkcjonować jako klub handlowy. W ostatnich pięciu latach zarobił na transferach 4,35 mln euro.

Na drugim biegunie jest Widzew Łódź, który wydał tego lata prawie 7 mln euro, jasno pozycjonując się jako rozwojowy projekt. Spodziewany jest podobny poziom inwestycji następnego lata, bo Widzew chce przeskoczyć z poziomu solidnego średniaka do czołówki ligowej. Najlepsze polskie kluby budowane od kilku lat, napędzane sprzedażą zawodników i awansem do europejskich pucharów mają dużą przewagę. Można ją wyeliminować tylko dużymi inwestycjami w skład (zakładając, że ścieżka Jagiellonii będzie bardzo trudna do powtórzenia).

Całość pokazuje, że w Ekstraklasie istnieją dwa główne modele funkcjonowania. Pierwszy to eksportowy, w którym specjalizują się Legia, Lech czy Pogoń – tu zyski transferowe są fundamentem budżetu. Drugi to model inwestycyjny, charakterystyczny dla Rakowa i Widzewa. Wysokie wydatki mają budować drużyny zdolne do walki o cele sportowe tu i teraz. Średniacy – jak Piast, Zagłębie, Radomiak czy Jagiellonia – próbują łączyć oba podejścia w mniejszej skali. W tle pozostają kluby, które na razie nie potrafią monetyzować swojej pracy na rynku transferowym. Rozwój rynku wewnętrznego może dawać im nadzieję na lepsze wyniki finansowe.

Ikona wykres interaktywny Wykres interaktywny
Ikona pełny ekran Pełny ekran

Ekstrakasa w Ekstraklasie

Tego lata polskie kluby wydały na transfery w kraju prawie 7,5 mln euro, co pokazuje zdrowy rynek wewnętrzny. Rok temu kwota była podobna, podczas gdy w poprzednich latach wydatki rzadko przekraczały 2 mln euro. Wskazuje to na wyraźny trend wzrostowy. Ponad 5 mln euro kluby Ekstraklasy wydały w Belgii, a ponad 3 mln w Serie A i na zapleczu Premier League.

Jeśli pominąć polskie kluby, najwięcej pieniędzy w Polsce wydały Serie A (6,6 mln euro na Jana Ziółkowskiego z Romy), Ligue 1 (6 mln euro na Maksa Oyedele ze Strasbourga) oraz kluby duńskie, głównie na transfer Sarapaty do Kopenhagi. Nie widać wyraźnego kierunku eksportowego. Dominują raczej pojedyncze, wartościowe transfery, a rozkład ilościowy pozostaje bardzo równomierny.

Skąd takie ożywienie wśród klubów Ekstraklasy? Częściowo jest to odpowiedź na coraz trudniejszy rynek transferowy. Kiedyś można było pozyskać ciekawego zawodnika do czołowego polskiego klubu za kilkaset tysięcy euro. Dziś to już wyjątkowe okazje. Innym wyjaśnieniem jest większa ilość pieniędzy w polskich klubach. Wynika ze sprzedaży zawodników, awansów do europejskich pucharów czy rekordowych frekwencji na stadionach.

Przykład Jagiellonii rozpalił wyobraźnię właścicieli innych klubów. Widać też zmiany własnościowe. Prywatny Motor Lublin, Korona Kielce, nowi właściciele Cracovii, Pogoni Szczecin i Widzewa Łódź – wszyscy mają duże ambicje. Nie chcą tylko utrzymywać się w górnej połowie tabeli, lecz marzą o ciekawej europejskiej przygodzie, tak jak Jagiellonia. Czasy duopolu Legii i Lecha minęły bezpowrotnie. Dziś nikt nie odważyłby się prognozować, że w ciągu najbliższych pięciu sezonów to te dwa kluby zgarną cztery mistrzostwa. Bardziej realne są scenariusze jednego-dwóch, może trzech tytułów dla nich.

Dzisiejszy rynek transferowy jest na tyle dynamiczny, że nawet po dobrej rundzie można łatwo sprzedać zawodnika z zyskiem – nie tylko za granicę, ale także w ramach samej Ekstraklasy. To sprawia, że przy dużych nakładach finansowych można generować dodatnie saldo transferowe, jednocześnie budując historię sprzedażową klubu.

Ten wyścig zbrojeń może jednak prowadzić do naturalnej marginalizacji klubów miejskich. Z czasem mogą one nie nadążać ani finansowo, ani merytorycznie za prywatnymi biznesami dysponującymi większymi pieniędzmi.

Transfery Polaków

Aktualnie zawodnikiem, za którego transfery zapłacono najwyższe kwoty, jest Krzysztof Piątek. Łącznie Cracovia, Genoa, Milan, Hertha, Basaksehir i Al-Duhail zapłaciły za niego ponad 77 mln euro. Najlepszy piłkarz w historii naszego kraju – Robert Lewandowski – jest na 4. miejscu. Jego hitowe przenosiny z Dortmundu do Monachium odbyły się po wygaśnięciu jego umowy z BVB, czyli bez kwoty odstępnego. Latem przyszłego roku na wyższe miejsce wskoczy Jakub Kiwior. Piłkarz tego lata przeszedł z Arsenalu do FC Porto w ramach wypożyczenia. Jeśli Portugalczycy zdecydują się na jego wykup, będą musieli zapłacić ok. 20 mln euro.

Ikona wykres interaktywny Wykres interaktywny
Ikona pełny ekran Pełny ekran

Najwyższe pojedyncze transakcje wśród Polaków to wciąż ruchy sprzed kilku sezonów. W top10 tylko jeden transfer został przeprowadzony w ostatnich 3 sezonach.

Ikona wykres interaktywny Wykres interaktywny
Ikona pełny ekran Pełny ekran

Tego lata najwyższe polskie transfery to przejście Nicoli Zalewskiego z Interu do Atalanty za 17 mln euro, transfer Marcina Bułki z Ligue 1 do Arabii Saudyjskiej oraz Piątka do Kataru za 10 mln euro. W skali światowej nie wygląda to imponująco, zwłaszcza biorąc pod uwagę miliardy krążące w największych ligach. Polscy piłkarze w dojrzałym wieku rzadko przyciągają uwagę zagranicznych klubów. Najciekawsze ruchy dotyczą młodych zawodników, dla których są to pierwsze większe transfery.

Od lat jednak problemem pozostaje brak zysków z późniejszej odsprzedaży. Dopiero kiedy na przykład Kopenhaga kupi Sarapatę z Górnika za 4 mln euro, a po dwóch sezonach sprzeda go za 14 mln euro, będziemy mogli mówić o silnym rynku – takim, który pozwala na wykrycie perełek, ich rozwój i zyskowną odsprzedaż.

Główne wnioski

  1. Polskie kluby piłkarskie osiągnęły rekordowe 40 mln euro wydatków transferowych latem 2025, po raz pierwszy notując ujemne saldo. Aż dziewięć z 18 klubów Ekstraklasy pobiło swój rekord transferowy, w tym Widzew Łódź i Raków Częstochowa. Ekstraklasa awansowała na 24. miejsce w globalnym rankingu wydatków, wyprzedzając wiele lig europejskich, co świadczy o rosnącej sile finansowej.
  2. Na polskim rynku wyróżnia się model eksportowy (Legia, Lech, Pogoń), gdzie zyski z transferów zasilają budżet (Legia +24 mln euro, Lech +15 mln euro w 5 lat), oraz model inwestycyjny (Raków, Widzew), gdzie wydatki mają na celu sukces sportowy.
  3. Krzysztof Piątek jest Polakiem, za którego transfery zapłacono łącznie najwięcej (ponad 77 mln euro). Najwyższe pojedyncze transfery to Robert Lewandowski do Barcelony (45 mln euro) i Krzysztof Piątek do Milanu (35 mln euro). Najwyższe letnie transfery Polaków w 2025 roku to Nicola Zalewski do Atalanty (17 mln euro) i Marcin Bułka do Arabii Saudyjskiej (15 mln euro). Problemem pozostaje brak późniejszych zysków z odsprzedaży.