Cienka granica między biznesem a wyprowadzaniem pieniędzy. Rząd bierze się za estoński CIT
Estoński CIT od prawie pięciu lat był bezpieczną przystanią dla podatników, którzy korzystali z uproszczonych formalności i relatywnie niskich podatków. To jedna ze zmian Polskiego Ładu, która zyskała przychylność niemal 22 tys. podatników, ale z czasem zaczęła budzić podejrzenia resortu finansów.
Z tego artykułu dowiesz się…
- W jaki sposób nowelizacja ustaw podatkowych wpłynie na podatników płacących estoński CIT.
- Czym są zyski ukryte w spółkach i czy reforma podatkowa położy kres ich wypłacie poza dywidendą.
- Czy uszczelnianie podatku w praktyce oznaczać będzie koniec estońskiego CIT-u.
Projekt noweli ustaw o podatkach dochodowych już został okrzyknięty kolejnym Polskim Ładem. Wspólnym mianownikiem słynnej reformy Prawa i Sprawiedliwości i zaproponowanego przez resort finansów projektu jest wprowadzenie licznych zmian (w omawianej ustawie jest ich ponad 20) w krótkim czasie. W większości są dodatkowo niekorzystne dla podatników, a ich celem jest uszczelnienie systemu. Odczują je m.in. informatycy przez cięcia w uldze IP Box, ale także ci, którzy płacą estoński CIT. Zacznijmy jednak od tego, dlaczego ta forma opodatkowania (jeszcze) się opłaca.
Resort finansów skutecznie namówił na „estońską spółkę”
W 2021 roku weszło w życie rozwiązanie na wzór tego, które od lat funkcjonuje w Estonii. Choć wersja polska stała się nieco bardziej skomplikowana, to u podstaw założenie było niezmienne. Chodzi o to, by konieczność zapłaty podatku pojawiła się dopiero przy wypłacie zysku, głównie w formie dywidendy. Ponadto stawka jest korzystniejsza niż w przypadku klasycznego obciążenia w spółkach. Bez estońskiego CIT-u efektywne opodatkowanie wynosi ponad 26 proc. dla małych i 34 proc. dla większych płatników. Natomiast w estońskim CIT łączne obciążenie spada do 20 proc. (mali podatnicy) i do 25 proc. w przypadku większych.
Ryczałt od dochodów spółek (czyli estoński CIT) w ostatnich latach zyskał na popularności. Jak wynika z danych resortu finansów, z tej formy opodatkowania korzysta obecnie blisko 22 tys. podatników. Eksperci są podzieleni w kwestii oceny zmian proponowanych przez resort finansów. Słyszymy zarówno ostrzeżenia, że estoński CIT stanie się nieatrakcyjną formą opodatkowania biznesu, jak i słowa poparcia dla zmian, na których skutek w grze zostaliby jedynie ci, którzy nie myślą o optymalizacjach. Zacznijmy jednak od objaśnienia reformy, która w największym stopniu niepokoi biznes. Mowa o zmianie definicji ukrytych zysków.
Ukryte zyski, czyli jakie?
W świetle ustawy o CIT wyżej wymienioną, preferencyjną stawką, opodatkowane są m.in. zyski wypłacone w formie dywidendy, a także tzw. ukryte zyski. Za takie (jeszcze) uważa się „świadczenia pieniężne, niepieniężne, odpłatne, nieodpłatne lub częściowo odpłatne, wykonane w związku z prawem do udziału w zysku”. W ustawie mowa o świadczeniach na rzecz udziałowca, akcjonariusza, wspólnika lub podmiotu powiązanego.
Resort finansów zamierza wykreślić z ustawy przesłankę „w związku z prawem do udziału w zyskach”. Zamierza tym samym uciąć wątpliwości podatników co do tego, czy dana transakcja realizowana jest w związku prawem do udziału beneficjenta w zyskach i czy podlega opodatkowaniu. Jak wyjaśniają nasi rozmówcy, rozwiązaniem ma być uznanie, iż większość transakcji ma taki właśnie charakter.
Uszczelniajmy tam, gdzie to konieczne
Piotr Leonarski, adwokat i doradca podatkowy w kancelarii LSW, krytykuje reformę. Jego zdaniem fakt, iż spółka świadczy usługi na rzecz spółki powiązanej „to model biznesowy, a nie ordynarne wyprowadzanie pieniędzy”.
– Zdaniem resortu finansów wspólnicy spółek płacących estoński CIT dodatkowo korzystają z optymalizacji podatkowej. Ta miałaby mieć miejsce na przykład w przypadku, gdy wspólnik wynajmuje własnej spółce nieruchomość, co opodatkowane może być stawką 8,5 proc. ryczałtu. Gdybyśmy mieli do czynienia z wypłatą zysku w formie dywidendy, a nie odpłatności za najem, to wówczas spółka płaciłaby 20 lub 25 proc. podatek. To nie oznacza, że mamy do czynienia z wyprowadzeniem pieniędzy. To pokłosie przyjętego modelu biznesowego. W wielu spółkach nie da się postąpić inaczej – wyjaśnia ekspert.
Nasz rozmówca wyjaśnia jednak, że sama ochrona bazy podatkowej jest uzasadniona. Jak dodaje, uszczelnienie powinno zadziałać tam, gdzie faktycznie mamy do czynienia z próbą unikania opodatkowania.
Nie można zakładać, że każda transakcja z podmiotem powiązanym jest próbą oszukania fiskusa i wyprowadzenia zysku ze spółki. To absurd, do którego doprowadzi nowelizacja ustaw podatkowych. Po 1 stycznia przy takich transakcjach trzeba będzie zapłacić podatek wyższy niż przy wypłacie dywidendy.
– Jeśli spółka wręcza jacht, z którego korzysta udziałowiec w celach prywatnych, to wówczas mamy do czynienia z próbą wyprowadzenia zysku ze spółki. Innym sposobem mogłyby być pożyczki na długi okres udzielane przez spółkę wspólnikowi. Wówczas także można by było uniknąć podatku, gdyby nie instytucja ukrytych zysków. I rzeczywiście wciąż są transakcje, które służą wyłącznie skumulowaniu zysku podatkowego z estońskiego CIT i innych sposobów opodatkowania np. ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych. Nie można jednak zakładać, że każda transakcja z podmiotem powiązanym jest próbą oszukania fiskusa i wyprowadzenia zysku ze spółki. To absurd, do którego doprowadzi nowelizacja ustaw podatkowych. Po 1 stycznia przy takich transakcjach trzeba będzie zapłacić podatek wyższy niż przy wypłacie dywidendy. Nie będzie miało to wówczas znaczenia, czy nadal istnieje korelacja między transakcją a prawem do udziału w zyskach. Bez znaczenia będzie także, czy może jest to transakcja, której z perspektywy biznesowej nie da się rozsądnie przeprowadzać inaczej i nie skutkuje efektywnie lepszym opodatkowaniem – podsumowuje Piotr Leonarski.
Warto wiedzieć
Niezapłacony estoński CIT
Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że podatnicy mają do zapłaty 16,8 mln zł z tytułu ryczałtu od dochodów spółek. To kwota wynikająca z deklaracji na dzień 30 czerwca br. Zaległości wynikające z decyzji fiskusa sięgają 607 tys. zł.
Od października 2023 roku wszczętych zostało 38 kontroli celnoskarbowych związanych z prawidłowością rozliczania estońskiego CIT. 28 z tych kontroli zostało zakończonych. Łącznie nieprawidłowości wystąpiły u 20 analizowanych podatników. Kwota ustalonych uszczupleń w kontrolach celno-skarbowych przekroczyła 10 mln zł.
Nowela „oczyści” biznes?
Jak wynika z uzasadnienia ustawy, resort uznał niektóre transakcje za próbę unikania opodatkowania ryczałtem od spółek. Wymienia w tym miejscu opłaty z tytułu najmu, dzierżawy, opłaty licencyjnej, wynagrodzenia z powtarzających się świadczeń czy też odpłatności za usługi doradcze. Mowa rzecz jasna o transakcjach na linii spółka-podmiot powiązany.
„Przesłanką projektowanych zmian jest dążenie do realizacji zasady sprawiedliwości podatkowej, wywodzącej się z art. 84 Konstytucji RP. Zasada ta doznaje uszczerbku w sytuacjach, w których dochód ze zdarzeń o ekonomicznie tożsamym skutku jest opodatkowany według różnych zasad, przy jednoczesnym braku uzasadnienia dla tych różnic. Różnice te stanowią podstawę do podejmowania przez podatników działań potocznie zwanych „optymalizacją podatkową” – o wyborze sposobu przeprowadzenia transakcji czy formy prowadzenia działalności decydują (w przeważającej mierze) przepisy prawa podatkowego. Pomimo że działania te formalnie są zgodne z obowiązującym prawem, w świetle art. 84 konstytucji i dyrektywy spójności systemu podatkowego nie są pożądane ani społecznie sprawiedliwe” – czytamy w ustawie.
Waldemar Szewc, doradca podatkowy, właściciel kancelarii A.F.O oraz ekspert Instytutu Księgowości i Doradztwa Podatkowego jest zdania, że uszczelnianie systemu podatkowego pomoże osiągnąć tak rozumiany przez ustawodawcę cel społeczny.
– To oczywiste, że państwo tworząc przepisy podatkowe i ulgi chce uzyskać efekt społeczny. Ulga jest traktowana jako szczególne uprawnienie, przy którym trzeba spełniać określone warunki, by ten cel społeczny był osiągnięty. Gdyby wszyscy podatnicy myśleli w ten sposób, tego typu uszczelniająca nowelizacja ustaw podatkowych nie wywoływałaby takich kontrowersji – mówi Waldemar Szewc.
Jak dodaje doradca podatkowy z kancelarii A.F.O, przedsiębiorcy przez brak zabezpieczeń zamiast na rozwijaniu firm, zaczęli skupiać się na optymalizacjach podatkowych.
Zabezpieczenia są po to, by przedsiębiorca skupił się na zarabianiu. Jeśli chce płacić niższy podatek, powinien wypłacać dywidendę, zamiast tworzyć transakcje o sztucznym charakterze
– Ideą CIT-u estońskiego nie jest to, by płacić niższe podatki, ale to, by mieć więcej pieniędzy na inwestycje. Podatek płacimy dopiero w momencie wypłaty dywidendy. Zatrzymane w spółce pieniądze możemy reinwestować. Państwo chce zatem uszczelnić możliwość wypłaty dla wspólników, które nie są dywidendą i nie pochodzą z zysków. Zabezpieczenia są po to, by przedsiębiorca skupił się na zarabianiu. Jeśli chce płacić niższy podatek, powinien wypłacać dywidendę, zamiast tworzyć transakcje o sztucznym charakterze – podsumowuje Waldemar Szewc.
Spółka to nie „wehikuł podatkowy”
Zdaniem Waldemara Szewca, przedsiębiorcy wykorzystujący estoński CIT powinni liczyć się z zasadami gry, które ustala ustawodawca.
Mamy problem z tym, że przedsiębiorcy zaczęli fakturować swoje spółki. Tych z ograniczoną odpowiedzialnością jest już ponad 600 tys., a ich założyciele bywają jednocześnie usługodawcami, inwestorami i członkami zarządu w jednym. Celem spółki powinno być zarabianie pieniędzy, a nie kreowanie sztucznych transakcji celem optymalizacji podatkowej.
– Jeśli ktoś traktuje CIT estoński jako wehikuł podatkowy i chce oszczędzać na podatku, to prawie zawsze może narazić się na zakwestionowanie rozliczeń podatkowych. W przypadku tego rodzaju opodatkowania nie istnieje kategoria kosztów, a prawo daje szerokie pole do interpretacji prawidłowości danych transakcji. W skali kraju mamy problem z tym, że przedsiębiorcy zaczęli fakturować swoje spółki. Tych z ograniczoną odpowiedzialnością jest już ponad 600 tys., a ich założyciele bywają jednocześnie usługodawcami, inwestorami i członkami zarządu w jednym. To rodzaj prawnego nadmiarowego działania. Celem spółki powinno być zarabianie pieniędzy, a nie kreowanie sztucznych transakcji celem optymalizacji podatkowej. Efektem tych sztucznych działań jest uszczelnienie przepisów. Czy liczba spółek na estońskim CIT się zmniejszy? Jeśli ktoś próbuje wykorzystać estoński CIT do optymalizacji, to z pewnością po 1 stycznia liczba spółek spadnie. Jeśli jednak przedsiębiorcy chcą inwestować i zarabiać, nie odczują znaczących zmian – podsumowuje ekspert.
Miesiąc na zmiany
Bez względu na ocenę samych zmian, eksperci są zgodni, iż nie należy ich wprowadzać bez zapewnienia przedsiębiorcom czasu na przygotowanie się do reformy. Tuż po tym, jak nowelizacja ujrzała światło dzienne, napisaliśmy o niedotrzymaniu obietnicy dotyczącej vacatio legis. Rządzący zadeklarowali, że przedsiębiorcy będą mieli co najmniej półroczny okres przejściowy. Tymczasem nowela ustaw podatkowych – zgodnie z przyjętą praktyką – powinna zostać przyjęta i podpisana przez prezydenta do 30 listopada.
– W tym konkretnym przypadku zmiana wpływa na modele biznesowe. Takich zmian nie przeprowadza się w ciągu kilku dni, to wymaga czasu. Wiele spółek może zechcieć zrezygnować z estońskiego CIT-u – wyjaśnia Piotr Leonarski.
Zdaniem eksperta państwo zmienia zasady gry i uniemożliwia przedsiębiorcom planowanie w dłuższej perspektywie.
– Problemem nie jest dziś wysokość podatków, lecz to, że często zmieniają się przepisy. To odbija się na rozwoju gospodarczym na dłuższą metę. Przedsiębiorcy nie mają zaufania do systemu. Brakuje przewidywalności, a ta jest w dużym stopniu determinantem wzrostu gospodarczego – podsumowuje Piotr Leonarski.
Główne wnioski
- Popularność estońskiego CIT-u rośnie, ale niewykluczone, że nowelizacja ustaw podatkowych to zmieni. Największe kontrowersje budzi kwestia zmiany definicji tzw. zysków ukrytych.
- Od 1 stycznia wiele transakcji między np. spółkami powiązanymi może wiązać się z wyższą stawką podatkową. Eksperci ostrzegają, że fiskus nie powinien automatycznie traktować ich jako formy unikania opodatkowania.
- To jedna z wielu zmian wprowadzanych ustawą, która ma zacząć obowiązywać za nieco ponad trzy miesiące. Brak obiecanego półrocznego vacatio legis wpływa na poziom przewidywalności prawa podatkowego i zaufanie przedsiębiorców do państwa. Zdaniem ekspertów w dłuższej perspektywie chaos legislacyjny wpłynie także na rozwój gospodarczy i zniechęci do inwestowania.



