Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Sport Świat

Król kortu w pułapce serbskiej polityki. Novak Djoković przeprowadza się do Grecji

Jest bodaj najbardziej znanym serbskim sportowcem na świecie. Niektórzy rodacy widzą w nim przyszłego prezydenta. Ale obecny prezydent, a zwłaszcza sprzyjające mu media, traktują go jak wroga, bo ośmielił się poprzeć antyrządowe protesty. Novak Djoković, jeden z najwybitniejszych tenisistów w historii, dał władzy pstryczka w nos, decydując się na zamieszkanie w Atenach. A przy okazji zaczął już myśleć o tenisowej emeryturze i zainwestował w jeden z klubów piłkarskich.

Novak Djoković podczas tegorocznego US Open. Na tym turnieju dotarł do półfinału. Fot. Clive Brunskill/Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego Novak Djoković zdecydował się zamieszkać w Grecji.
  2. Z czym związane są trwające już niemal rok protesty w Serbii.
  3. W jaki francuski klub zainwestował serbski tenisista i kim są jego wspólnicy.

Na wszystkich tegorocznych szlemach – Australian Open, French Open, Wimbledonie i USA Open – Novak Djoković zameldował się w półfinale. Na więcej nie pozwoliła kontuzja, przez którą skreczował na swoim ukochanym Australian Open, a przede wszystkim Jannik Sinner i Carlos Alcaraz, którzy po dwóch dekadach dominacji Djokovicia, Nadala i Federera, zdają się otwierać nową erę tenisa.

Wygrane mecze na Wimbledonie Djoković świętował gestem "pompowania". Na konferencji prasowej tłumaczył, że to nawiązanie do piosenki "Pump It Up" Danzela, której często słucha z dziećmi. Ale w Serbii gest został odebrany jako wyraz poparcia dla protestujących tam od miesięcy studentów. Tak się bowiem składa, że #pumpaj to jedno z haseł uczestników antyrządowych protestów, a "Pump It Up" nad wyraz często rozbrzmiewa na manifestacjach.

Tym sposobem Novak Djoković znalazł się w centrum serbskiej debaty publicznej. Choć tym razem nie z powodu swoich sukcesów na korcie.

Studenci mówią: dość

Aleksandar Vucić rządzi Serbią od 2014 roku. Z funkcji premiera płynnie przeszedł do roli prezydenta. W ciągu ostatniej dekady kilkukrotnie mierzył się ze społecznym niezadowoleniem, ale nigdy tak dużym jak to, które wybuchło w listopadzie 2024 roku.

W katastrofie budowlanej na dworcu kolejowym w Nowym Sadzie zginęło wówczas 16 osób. Wielu Serbów uznało, że nie był to wypadek, a efekt systemowych zaniedbań i korupcji, prowadzących m.in. do braku odpowiednich procedur w zakresie bezpieczeństwa.

Serbię ogarnęła fala protestów. Ta fala trwa do dziś. W największej manifestacji, zorganizowanej w marcu w Belgradzie, mogło wziąć udział ok. 300 tys. osób (władze podają liczbę o dwie trzecie mniejszą). Ale niezadowolenie dotarło też do mniejszych ośrodków, gdzie także odbywały się zgromadzenia.

Akcji protestacyjnej przewodzą studenci. Domagają się rezygnacji Aleskandara Vucicia z urzędu i organizacji przyspieszonych wyborów (te planowe mają odbyć się w 2027 roku). Prezydent ani myśli oddawać władzy licząc, że protestujący w końcu się zniechęcą lub przynajmniej stracą swoje społeczne poparcie. I właśnie dlatego jednym z haseł protestów stało się "Pumpaj!", rozumiane jako "nie poddajemy się, idziemy dalej".

Nad tym, czy Novak Djoković faktycznie puszczał na Wimbledonie oko do protestujących, czy tylko bawił się ze swoimi dziećmi (te na trybunach odpowiadały na jego gesty), można dyskutować. Ale w kwestii swojego stanowiska wobec protestów, Nole nie pozostawił pola do interpretacji.

"Jako osoba, która głęboko wierzy w siłę młodych ludzi i ich pragnienie lepszej przyszłości, sądzę, że ważne, aby ich głos został usłyszany. Serbia ma ogromny potencjał, a wykształcona młodzież jest jej największą siłą. Wszyscy potrzebujemy zrozumienia i szacunku. Z wami, Novak" – napisał w mediach społecznościowych już kilka tygodni po rozpoczęciu protestów.

Gdy grał na Australian Open, po jednym z meczów napisał na kamerze "Sonja" – imię jednej z protestujących studentek, potrąconej na chodniku przez kierowcę samochodu. A gdy udał się na mecz koszykarskiej Crveny zvezdy Belgrad, miał na sobie koszulkę z napisem "Studenci to mistrzowie".

To wszystko bardzo nie spodobało się prorządowym mediom.

Z nami albo przeciw nam

Poparcie Djokovicia dla protestujących było wielokrotnie krytykowane na łamach prorządowych mediów. Sprzyjający prezydentowi dziennik "Informer" (ten sam, który w lutym 2022 roku pisał, że to Ukraina zaatakowała Rosję) pisał, że Djoković popiera przemoc i kolorową rewolucję. Djokoviciowi wypominano, że jest rezydentem Monako, a pod adresem jego ojca formułowano sugestie łączące go z pedofilią.

"Jeśli dodamy do tego jeszcze kilka zleconych medialnych oszczerstw od redaktorów innych tabloidów, którzy nie szczekają na nikogo przypadkiem ani z własnej woli, widać wyraźnie, że ich naczelny jest bardzo zdenerwowany, ilekroć wspomniane jest nazwisko Djokovicia" – napisał w swoim felietonie redaktor naczelny Serbian Times Antonije Kovacević.

Według części serbskich dziennikarzy medialny atak na Djokovica należy łączyć z obawami prezydenta Vucicia, że wsparcie tenisisty poniesie protestujących. Choć sam prezydent, na łamach wzmiankowanego "Informera", odcinał się od krytyki Djokovicia.

– Ten człowiek to legenda Serbii. Popieram go całym sercem. Może mnie krytykować, ile chce, i wspierać moich oponentów. Ale mówienie o nim czegoś złego – to głupota i absurd – mówił Vucić w wywiadzie.

Novak Djoković na spotkaniu z prezydentem Serbii w 2022 roku. Aleksandar Vucić wstawił się za tenisistą, który z powodu niezaszczepienia się przeciwko COVID-19 nie został dopuszczony do udziału w Australian Open. Fot. Srdjan Stevanovic/Getty Images

Novak Djoković nigdy nie przejawiał politycznych ambicji. Biorąc jednak pod uwagę, że mając 38 lat, jest już bliżej niż dalej od zakończenia kariery, niektórzy mogą oczami wyobraźni widzieć jego zaangażowanie się w politykę. Nie musiałoby ono zresztą polegać na starcie jego samego w wyborach. Ogromny wpływ miałoby już samo pojawienie się na jakiejś demonstracji czy wiecu lub bezpośrednie poparcie kontrkandydatów Vucicia i jego partii.

Grecki policzek

Djoković nie przestraszył się medialnych nagłówków. Powziął za to kroki, które wskazują, że choć nie chce iść na zwarcie z prezydentem i przychylnymi mu mediami, to nie zamierza udawać, że wszystko jest w porządku.

Jednym z wizerunkowych policzków dla władzy jest z pewnością przeniesienie turnieju ATP 250 z Belgradu do Aten. To największy turniej tenisowy w Serbii, organizowany m.in. przez brata Nole.

W Atenach zamieszkał też ostatnio sam Djoković i jego rodzina. Choć trudno mówić tu o przeprowadzce z Serbii, bo lwią część swojego życia Djoko mieszkał w Monako. W ostatnich latach sporo czasu spędzał też w Hiszpanii.

Tenisista ma za sobą spotkania z premierem Grecji. Tamtejsza media sugerują, że Djoković może ubiegać się o złotą wizę, która dałaby mu status rezydenta – to o tyle ważne, że jako Serb nie jest obywatelem Unii Europejskiej.

Grecy przyznają takie wizy za inwestycje. Mówi się, że Djoković mógłby otworzyć w Atenach akademię tenisa.

Być może właśnie zbliżenie z Grecją stoi za zainteresowaniem Novaka Djokovicia beniaminkiem francuskiej drugiej ligi piłkarskiej Le Mans FC. Djoković zdecydował się na wykup udziałów w tym klubie wraz z byłymi kierowcami Formuły 1: Felipe Massą i Kevinem Magnussenem. Cała trójka zdecydowała się zainwestować w brazylijski fundusz OutField, który dzieli się właścicielstwem Le Mans z greckim biznesmenem Georgiosem Frangulisem, partnerem życiowym Aryny Sabalenki.

Główne wnioski

  1. Po tym, jak Novak Djoković poparł protestujących w Serbii studentów, przychylne władzy media zaczęły ataki na niego i jego rodzinę.
  2. Djoković publicznie nie krytykował prezydenta Aleksandara Vucicia, ale zdecydował się zamieszkać w Grecji. Do Aten został też przeniesiony organizowany m.in. przez jego brata turniej tenisowy, którego poprzednie edycje odbywały się w Belgradzie.
  3. Wraz z byłymi kierowcami F1 Felipe Massą i Kevinem Magnussenem, Djoković zainwestował w udziały w klubie piłkarskim Le Mans FC, grającym obecnie w drugiej lidze francuskiej.