Indyjski przemysł filmowy obawia się Trumpa
Po ogłoszeniu przez Donalda Trumpa planu wprowadzenia stuprocentowych ceł na zagraniczne produkcje filmowe – sytuację komentują przedstawiciele indyjskiego przemysłu oraz media. Insiderzy z branży obawiają się, że indyjskie filmy staną się w Ameryce zbyt drogie. Jak to wpłynie na przyszłość fabryk marzeń znad Gangesu?
Z tego artykułu dowiesz się…
- Ile indyjskich filmów rocznie jest dystrybuowanych poza granicami kraju, ile zarabiają w USA i gdzie jeszcze Bollywood, Tollywood i Kollywood promują swoje produkcje.
- Kto w Stanach Zjednoczonych ogląda filmy znad Gangesu i jakie skutki dla producentów i dystrybutorów może mieć wprowadzenie zapowiadanych przez Donalda Trumpa stuprocentowych ceł.
- Z jakimi trudnościami zmaga się największy przemysł filmowy świata, jak stara się utrzymać swoją dominację na rodzimym rynku.
Kilka milionów widzów, największe na świecie przychody ze sprzedaży biletów i możliwość wpływu na umysły Amerykanów indyjskiego pochodzenia – to wszystko mogą stracić twórcy indyjskiego przemysłu marzeń. Jeśli prezydent USA zrealizuje swoje zapowiedzi, filmy znad Gangesu będą miały znacznie trudniejszy dostęp do amerykańskiej widowni.
Po tym, jak w ubiegłym tygodniu Donald Trump ogłosił plan wprowadzenia stuprocentowych ceł na zagraniczne produkcje filmowe, sprawę szeroko komentuje indyjska branża oraz media. Insiderzy z Bollywood i innych hubów produkcyjnych nad Gangesem obawiają się, że indyjskie filmy staną się w Ameryce zbyt drogie.
Mówią o prawdopodobnym zmniejszeniu liczby premier i seansów oraz spadku przychodów o 30-40 proc. W przypadku najbardziej kasowych hitów – jak ocenia rynek – oznaczałoby to straty w wysokości 5-7 mln dolarów.
Bollywood w Ameryce
Indyjski przemysł filmowy z zagranicy czerpie około 10 proc. swoich przychodów. Stany Zjednoczone odpowiadają za ponad jedną trzecią tej wartości.
Branża, która w ostatnich latach boryka się z kłopotami, stara się intensywniej promować przemysł filmowy wśród Amerykanów indyjskiego pochodzenia, żeby zmaksymalizować udział w rynku. W USA jest ich 1,6 proc. – to blisko 5,2 mln osób. Do potencjalnych dużych grup odbiorców indyjskiego kina trzeba doliczyć osoby o korzeniach w innych krajach Azji Południowej, takich jak Nepal, Pakistan, Bangladesz i Sri Lanka. To kolejny ponad milion ludzi.
Według CNBC w ubiegłej dekadzie na ekrany amerykańskich kin trafiały setki indyjskich produkcji rocznie. Rynki zagraniczne stają się dla producentów coraz ważniejsze, bo na rodzimym borykają się z kłopotami.
Nowa konkurencja
Według raportu EY i danych branży w ub. roku indyjskie filmy zarobiły na rodzimym rynku 114 mld rupii (w przeliczeniu 1,3 mld dolarów). To spadek o 5 proc. w porównaniu z 2023 r. W tym samym okresie liczba sprzedanych biletów spadła z 900 mln do 857 mln. Choć inne wiarygodne raporty branżowe podają odpowiednio liczby 943 mln i 883 mln, to spadek nie podlega dyskusji.
Chociaż po pandemii Indusi relatywnie szybko wrócili do kin, to nadal sprzedaje się znacznie mniej biletów niż przed 2020 r. W rekordowym 2019 r. sprzedano ich 1,03 mld. Duży wpływ na ten spadek ma konkurencja ze strony platform streamingowych.
Należą do nich Netflix, JioCinema i Amazon Prime Video. Materiały przeznaczone specjalnie dla miejscowej publiczności zaczęły produkować w latach 2017-2020. Według stacji NDTV w 2024 r. Netflix India wypuścił osiem oryginalnych filmów długometrażowych i 14 seriali przeznaczonych na rynek najludniejszego kraju świata. Amazon Prime udostępnił rekordowe 69 produkcji z miejscowymi aktorami, głównie w języku hindi, a także w tamilskim i telugu.
Komentatorzy podkreślają, że w Bollywood i innych centrach przemysłu filmowego, takich jak Ćennaj i Kalkuta, obudziło to impuls do poszukiwania nowych pomysłów i twarzy. Stawką jest utrzymanie zainteresowania rosnącej rzeszy dwudziestokilkulatków. Zmiana polityki celnej Waszyngtonu wobec branży może być dodatkowym, bolesnym ciosem dla indyjskich wytwórni.
Warto wiedzieć
Bollywood, Kollywood, Tollywood...
W Indiach powstaje najwięcej filmów na świecie. Do kin trafia tam od 1,5 tys. do 2 tys. produkcji rocznie, w ponad 20 językach. Chociaż bombajskie wytwórnie z tzw. Bollywood, gdzie powstają filmy w języku hindi, są najbardziej znane i tworzą najwięcej, to niewiele im ustępują pozostałe huby producenckie w liczącym 1,4 mld mieszkańców wielojęzycznym kraju. Według delhijskiego Centralnego Zarządu Certyfikacji Filmów (CBFC) w 2022 r. ponad 400 obrazów w języku telugu wypuściły firmy z południowoindyjskiego Tollywood. Niewiele mniej ukazało się owoców pracy filmowców z Sandalwood i Kollywood – usytuowanych odpowiednio w stanach Karnataka i Tamil Nadu. Na ekrany trafia też rocznie ponad 300 filmów ze stanu Kerala w języku malayalam (tamtejsza branża jest znana jako Mollywood). Do tego trzeba doliczyć ponad 200 premier w dialekcie bhojpuri i po ponad 100 w marathi i po bengalsku. Każdy z tych osobnych przemysłów promuje własne gwiazdy, często przyciągające do kin dziesiątki milionów fanów.
Niepewna przyszłość w Ameryce

Chociaż amerykańskie daniny nie są jeszcze szczegółowo zaplanowane, to – jeśli zostaną wprowadzone – wpłyną zarówno na dystrybucję, jak i produkcję indyjskich filmów. Abhijeet Singh Baghel, właściciel bombajskiej firmy produkcyjno-dystrybucyjnej Film Village, obawia się, że po podniesieniu cen biletów widownia w USA może stopnieć nawet o połowę. Zagroziłoby to zwłaszcza mniej popularnym filmom.
– Jeśli rząd w Waszyngtonie będzie chciał obłożyć cłami całą zagraniczną produkcję i postprodukcję, będzie to miało też wpływ na globalny rynek wyspecjalizowanych pracowników obsługujących międzynarodowe ekipy. Indyjskie studia produkcyjne mogą stracić kontrakty albo będą zmuszone do otwarcia oddziałów w USA, co ogromnie podniesie koszty – mówi Singh Baghel.
Jak wyjaśnia, Stany Zjednoczone są dla wytwórni w jego kraju niezwykle ważne.
– Chociaż sprzedaż indyjskich filmów w USA odpowiada za niewielką, choć rosnącą część sprzedanych biletów, to Ameryka Północna odpowiada aż za 40 proc. naszych przychodów na rynkach zagranicznych – mówi Singh Baghel.
Z punktu widzenia indyjskich filmowców region jest drugim co do wielkości zagranicznym rynkiem. Pierwsze miejsce na podium zajmują Zjednoczone Emiraty Arabskie, gdzie w ub. roku mieszkało 4,36 mln indyjskich ekspatów.
W poszukiwaniu alternatyw
Filmowcy przyznają, że zastąpienie diaspory w Stanach Zjednoczonych jest niemożliwe z powodu poziomu przychodów, który zapewnia branży. Od lat trwają co prawda zabiegi o rozwój alternatywnych rynków, ale – jak uważa Singh Baghel – to kwestia wychowania sobie nowej publiczności.
Kilka filmów znad Gangesu zdobyło dużą popularność w Chinach. To temu rynkowi producenci dramatu biograficznego „Dangal” z 2016 r. zawdzięczają, że stał się największym kasowym sukcesem w historii indyjskiego kina. W rodzinnym kraju zarobił 43,6 mln dolarów, a za granicą ponad 135 mln dolarów (12 mld rupii). W Chinach dobrze sprzedawały się także musical „Secret Superstar” (2017 r.) oraz komediodramat „Bajrangi Bhaijaan” (2015 r.) z Salmanem Khanem. Sukcesy notowały też południowoindyjska seria fantastyczna „Baahubali” oraz film akcji „RRR” powstały w 11-milionowym Hajdarabadzie, w hubie znanym jako Tollywood.
Ale Państwo Środka, choć kinowym potencjałem dorównuje Indiom, jest szczególnym przypadkiem.
– Chiny mają co prawda ogromny potencjał, ale są dla nas całkowicie nieprzewidywalne. Zbyt mocno regulują swój rynek, co roku dopuszczając do niego tylko niewielką liczbę zagranicznych produkcji. W wypadku Indii zwykle oznacza to jeden film rocznie. Dlatego nie wiążemy z Chinami wielkich nadziei – mówi Singh Baghel.
Ceł może nie być?
Na razie największa branża filmowa świata wylewa swoją frustrację. „Nie mam pojęcia co Trump rozumie przez filmy zrobione poza Stanami Zjednoczonymi. Przecież co druga hollywoodzka produkcja jest filmowana poza USA, a efekty wizualne też są realizowane gdzie indziej” – powiedział w wywiadzie dla stacji NDTV znany reżyser Kabir Khan.
Wyrażaną często nadzieją jest też to, że nowych ceł po prostu nie będzie, albo okażą się dużo niższe niż zapowiadane. Analitycy zwracają uwagę, że trudności nastręcza sposób egzekwowania opłat, bo większość filmów jest dystrybuowana cyfrowo. Nie wiadomo czy urzędnicy w Waszyngtonie zechcą objąć daniną platformy internetowe, na których można obejrzeć zagraniczne filmy i seriale.
– Firmy dystrybucyjne będą starały się zabezpieczyć, kładąc nacisk na płatny dostęp VOD. Może to być skuteczne zwłaszcza w przypadku filmów o średnich i najniższych budżetach. Natomiast wytwórnie spróbują pokryć część strat, pozyskując partnerów w innych częściach Azji i w Europie – prognozuje Singh Baghel.
Cytowany przez hongkoński dziennik „South China Morning Post” Lavin Hirani, partner w bombajskiej kancelarii Hirani & Associates, przewiduje z kolei, że próba ustanowienia ceł doprowadzi do serii pozwów, zarówno w kraju, jak i za granicą. Jego zdaniem szybkie wprowadzenie pomysłu Trumpa w życie jest mało prawdopodobne. „Na drodze do implementacji nowych taryf stoją istotne bariery prawne i praktyczne. Prowadzi to do sytuacji, w której takie zapowiedzi sprowadzają się raczej do kwestii symbolicznych” – ocenił prawnik. Jego zdaniem w dłuższej perspektywie polityka Waszyngtonu, poza kwestiami czysto ekonomicznymi, może jednak negatywnie wpłynąć na indyjską soft power i utrudnić Indiom docieranie do widowni i opowiadania świata tak, jak widzą.
Główne wnioski
- Stuprocentowe cła, które według amerykańskiego prezydenta miałyby dotyczyć produkcji filmowych powstałych poza USA, mogą uderzyć w indyjską branżę filmową, podnosząc koszty dystrybucji i biletów, a co za tym idzie zmniejszyć liczbę premier i pokazów indyjskich hitów w Stanach Zjednoczonych. Może to negatywnie wpłynąć na indyjską soft power.
- Zdaniem analityków filmowy podatek Trumpa mógłby spowodować spadek zagranicznych
przychodów indyjskiego przemysłu marzeń o 30-40 proc. Największe produkcje mogłyby stracić 5-7 mln dolarów. Rynek amerykański odpowiada za ok. 40 proc. zagranicznych przychodów indyjskiej branży i jest niemal niemożliwy do zastąpienia. W odpowiedzi na daninę, którą może nałożyć Waszyngton firmy dystrybucyjne mogą położyć większy nacisk na płatny dostęp VOD,
zaś producenci mogą pozyskiwać partnerów w Azji i Europie. - Wytwórnie filmowe w Indiach mierzą się z odpływem widowni i rosnącą konkurencją ze strony platform streamingowych. Dotarcie do widzów, zwłaszcza młodych, wymaga od nich większej kreatywności przy utrzymaniu niskich kosztów produkcji.