Wnętrza jak autoportrety
Czasem więcej mówi to, co w tle. Nowa wystawa w Muzeum Narodowym w Poznaniu – „Ukryte znaczenia. Motyw wnętrz w sztuce polskiej od XIX do XXI wieku” – zaprasza, by spojrzeć na obrazy nie przez pryzmat postaci, lecz przestrzeni, które je otaczają. Z tych wnętrz wyczytać można nie tylko gust epoki, ale i jej lęki, marzenia, aspiracje.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jaki styl stworzony został dla poprzedników dzisiejszej klasy średniej.
- Co było największym sukcesem polskiego designu w XX wieku.
- Kto stworzył negatyw pokoju.
Nowa wystawa w Muzeum Narodowym w Poznaniu pokazuje, jak wnętrza domów – te z obrazów XIX i XX wieku – stają się świadectwem przemian społecznych, klasowych, estetycznych. W końcu wnętrze to nie tylko przestrzeń: to stan umysłu, temperament epoki. Lustro duszy i kredens pełen znaczeń.
„Zamiast skupiać się na pierwszym planie obrazu, skoncentrujmy uwagę na jego tle” - tłumaczą kuratorki wystawy „Ukryte znaczenia. Motyw wnętrz w sztuce polskiej od XIX do XXI wieku”, Maria Gołąb i Agnieszka Skalska. I rzeczywiście, w Muzeum Narodowym w Poznaniu to, co dawniej pozostawało w cieniu, wysuwa się na pierwszy plan.
Świat odkrywa przytulność
Zaczyna się od biedermeieru – stylu, który można by nazwać estetyką proto-klasy średniej. To moment, gdy Europa - po kongresie wiedeńskim - uczy się nie tylko nowego porządku politycznego, ale i prywatności. Mieszkanie staje się schronieniem, a salon – wizytówką duszy. Chciano wygody i przytulności, miękkich tkanin, porcelany i bibelotów, które mówiły więcej o właścicielu niż portret olejny. To wówczas rodzi się nasz nowoczesny ideał domu jako azylu, ale też dekoracyjnego spektaklu tożsamości. Od tego „mieszczańskiego stylu”, który szybko zawojował nie tylko kamienice, ale i pałace, nie było już odwrotu.

Na wystawie widać to w malarstwie Aleksandra Kotsisa i Bronisławy Rychter-Janowskiej – w jej miniaturowych pejzażach codzienności, migotliwych, dyskretnych, ale pełnych intymnego ciepła. Z tych dworkowych salonów i chłopskich izb wyłania się nie tylko historia gustu, lecz także mapa aspiracji: między ziemiańskim dziedzictwem a mieszczańską modernizacją.
Awangarda mebluje świat
W dwudziestoleciu międzywojennym następuje przewrót. Awangarda wchodzi do pokoju – i przestawia meble. Wraz z emancypacją kobiet, zmianą obyczajów i tempem nowoczesności znika podział na tło i pierwszy plan. Wnętrze przestaje być tylko dekoracją czy scenografią, a staje się laboratorium emocji, czasem polem bitwy o nowe style zycia, zmiany sposobu myślenia, miejsca w społecznej hierarchii.

Widać to w obrazach Józefa Czapskiego, Tytusa Czyżewskiego czy Tymona Niesiołowskiego, gdzie każdy fotel, każdy blat zdaje się drgać od kolorów i znaczeń. Barwne kontrasty to podkreślenie, jak dynamiczne zmiany nastąpiły po I wojnie światowej. Jednak w polskiej wersji modernizmu nie ma pełnej rewolucji – raczej współistnienie. Tradycja jeszcze siedzi jeszcze przy stole, ale na parapecie już przysiada kubizm. Dobrze to widać w tzw. stylu roku 1925. Właśnie mija sto lat od największego triumfu polskiego wzornictwa w dziejach. Chodzi o Wystawę Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu w 1925 roku, gdy na polski pawilon narodowy posypał się deszcz nagród. Władysław Skoczylas, Zofia Stryjeńska czy artyści szkoły zakopiańskiej zachwycili świat, umiejętnie łącząc kubistyczną geometrię z ludowymi formami. To oni stali się dyktatorami gustu i smaku. Tradycja przybrała nowoczesny kształt.
I tylko dzieci pozostają dziećmi, co dobrze pokazuje malarstwo Tadeusza Makowskiego. Jego charakterystyczne, pajacykowate postacie wyglądające jak rodzeństwo Pinokia, to jedna z najbardziej wyrazistych manier malarskich polskiej sztuki. Choć niech nikogo nie zmyli atmosfera zabawy. To nie są tylko opowieści o słodkim dzieciństwie.

Od salonu do sześcianu
Część współczesna wystawy otwiera się jak album z napisem „postscriptum”. Wszystko jest tu jakimś dopowiedzeniem, rozszerzeniem, uzupełnieniem.

Obok realizmu Jerzego Krawczyka, nadrelizmu Kazimierza Mikulskiego czy fotorealizmu z płócien Łukasza Korolkiewicza zobaczymy też Jerzego Nowosielskiego. Artystę, który profanum przemienił w sacrum. Zwykłe przedmioty i sytuacje z uczynił niemal świętymi obrazami, wzorce do swojej sztuki czerpiąc ze świata grekokatolickich i prawosławnych ikon.
Pojawia się też Wilhelm Sasnal – z obrazem inspirowanym kadrem z filmu „Naganiacz”, opowieści o Żydach, którzy uciekając z transportu stają się „zwierzyną łowną” dla nazistowskich oficerów. W ciemnym pokoju, gdzie widzimy tylko łóżko i lampkę, historia staje się snem, a wnętrze – miejscem konfrontacji z pamięcią.
Tu już nie chodzi o ładne meble. Chodzi o doświadczenie prywatności, które się rozsypało. W finale przypomina o tym Jarosław Kozłowski i jego „Negatyw pokoju”: sześcian unoszący się nad podłogą, w którym całe wnętrze wywrócone zostaje na zewnątrz. Zaglądamy pod podszewkę codziennego życia. Nic się nie ukryje. Prywatność i intymność wypłukana została jak farba z obrazu. „Ukryte znaczenia” są w gruncie rzeczy opowieścią o nas samych – o tym, jak urządzaliśmy swoje światy, a tym samym siebie. Od stolików biedermeierowskich po minimalistyczne biurka. Wystawa pokazuje, że wnętrza to nie tylko ramy dla portretów, ale socjologiczne sejsmografy epok. I że nawet najbardziej niepozorny kredens na obrazie potrafi być komentarzem do historii Polski.
Główne wnioski
- „Ukryte znaczenia” w Muzeum Narodowym w Poznaniu to monumentalna, ale też intymna opowieść o polskich wnętrzach – od biedermeieru po współczesność.
- Wystawa pokazuje, że to, co w malarstwie wydaje się tylko tłem, w rzeczywistości staje się kluczem do zrozumienia dzieła, intencji artysty, ale i epoki.
- Każde wnętrze, niezależnie od stylu, jest zawsze autoportretem mieszkańca i jego czasu.