BEIT rzuca wyzwanie światowym kwantom. Polska firma zamyka rundę finansową i wraca z USA do Europy. „Tu nie chodzi o buzzword roku” (WYWIAD)
BEIT to lider polskiego rynku komputerów kwantowych. Szefowa firmy Paulina Mazurek opowiada o nowej rundzie finansowej, jak zdobywa się talenty rozchwytywane przez gigantów takich jak Google oraz kiedy wreszcie możemy spodziewać się prawdziwego przełomu w rozwoju technologii kwantowych.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak polska firma BEIT planuje konkurować z globalnymi gigantami technologicznymi i dlaczego zdecydowała się wrócić z USA do Europy.
- Dlaczego mimo miliardowych inwestycji komputery kwantowe wciąż nie mają praktycznych zastosowań – i jak BEIT chce to zmienić, skupiając się na wykorzystaniu kwantów w odkrywaniu leków, w tym terapii przeciwnowotworowych.
- Co stoi na przeszkodzie w rozwoju polskiego deeptechu, jak wygląda rynek talentów w branży kwantowej i jak rekrutować najlepszych specjalistów w świecie zdominowanym przez Big Tech.
Cezary Szczepański, XYZ: Mam wrażenie, że jeśli chodzi o technologie kwantowe, to raz na jakiś czas pojawia się hiperoptymistyczne hasło: „Mamy rewolucję!”. Jej wyjaśnienie jest całkowicie niezrozumiałe dla zwykłego człowieka. Potem zapada cisza, aż do kolejnej „rewolucji” – od Google’a albo innego giganta.
Paulina Mazurek, prezeska i współzałożycielka BEIT: Tak trochę jest. Rzeczywiście technologie kwantowe mają specyficzne nazewnictwo i są stosunkowo nowe w przestrzeni publicznej. Choć pierwsze prace pojawiały się już w latach 80. i 90., nadal pozostają hermetyczne. Pewnie dlatego, że tu nie chodzi tylko o trudne słownictwo, lecz o zupełnie nowy sposób myślenia o świecie i technologii.
Nie mam wykształcenia ścisłego, więc – tak jak wielu ludzi spoza laboratorium – sama często potrzebuję czasu, żeby zrozumieć, co faktycznie oznaczają te „przełomy”. Staram się nie ulegać euforii, raczej pytać: co to realnie zmienia dla ludzi, dla rynku? Bo chociaż po tylu latach pracy w firmach technologicznych znam już terminologię i mniej więcej rozumiem, co się za nią kryje, to uczciwie przyznaję: wiele z medialnych rewelacji wciąż pozostaje dla mnie nieoczywistych.
Tym bardziej dla kogoś, kto czyta tylko nagłówki…
Zdecydowanie. Wiele rzeczy w tych komunikatach nie jest oczywistych nawet dla osób dobrze obeznanych z branżą. Ale tę hermetyczność postrzegam jako wyzwanie – by mówić o technologiach kwantowych prościej, konkretniej. Często po takich medialnych doniesieniach o kolejnym „przełomie kwantowym” znajomi piszą do nas: „Ojej, czy to znaczy, że już jesteście wielomiliardową firmą?” Bo skoro Google ogłosił, że osiągnął postęp w korekcji błędów, to wydaje się, że wszystko pójdzie z górki. A my musimy tłumaczyć i analizować: co to tak naprawdę znaczy „kolejny przełom technologiczny”, jak przekłada się na rozwiązywanie realnych problemów i kiedy faktycznie możemy oczekiwać wymiernych korzyści.
Jak rozwijają się kwanty?
A możemy?
Ja wciąż mocno wierzę, że gdy technologie kwantowe osiągną odpowiedni poziom dojrzałości, zobaczymy systemy na tyle duże, że będą w stanie rozwiązywać najtrudniejsze problemy obliczeniowe, których klasyczne komputery jeszcze długo nie ugryzą. I wtedy wszyscy na tym skorzystamy – to będzie prawdziwy, gigantyczny przełom.
Przykładowo, w BEIT koncentrujemy się na technologiach wspierających poszukiwanie nowych leków – głównie na raka, ale nie tylko. To oczywiście tylko jeden z przykładów. Tak naprawdę obszarów, w których mogą pojawić się przełomy, jest znacznie więcej.
Przed chwilą mówiłaś, że nie jesteś osobą techniczną. Mimo to Sifted – jeden z najbardziej rozpoznawalnych portali startupowych na świecie – uznał cię za jedną z ośmiu kobiet, które warto obserwować w świecie kwantowym. Czy masz poczucie, że możesz zrobić coś naprawdę dobrego w skali światowej, a nie tylko „bawić się” w laboratoriach?
Przeświadczenie, że mogę zrobić coś dobrego w skali światowej, napędza mnie do codziennej pracy. I ta moja „nietechniczność” paradoksalnie w tym pomaga. Większość moich inżynierów jest głęboko zanurzona w technologii – rozumieją, jak działa każdy system kwantowy. To oni budują algorytmy, narzędzia do optymalizacji. Prześcigają się w analizowaniu problemów teoretycznych, które są fascynujące, dają szansę na ważne publikacje naukowe.
Ale często nie mają one żadnego przełożenia na biznes. Wiele z tych rozwiązań nigdy nie zostanie zastosowanych w praktyce, bo są zbyt abstrakcyjne. Oczywiście, z wielu powodów warto nad nimi pracować, ale kluczowa jest równowaga. Dlatego od kilku miesięcy przechodzimy z modelu firmy stricte badawczo-rozwojowej do poszukiwania sposobów, jak nasze rozwiązania można zastosować komercyjnie i przełożyć na realną wartość.

Granice między nauką a biznesem
I inżynierowie słuchają?
Tak. Kiedy odpływają w te bardzo teoretyczne, skomplikowane obszary, których nikt poza nimi nie rozumie, mówię: „Stop. Zatrzymajmy się. Porozmawiajmy, jak to można zrobić w praktyce. Do czego to służy? Kto może z tego korzystać? Po co? Co to zmienia?”
Od początku roku jest z nami Konrad Pawlus, współzałożyciel SALESmanago. Ma ogromne doświadczenie biznesowe i świetny zmysł w tym obszarze – to dla mnie ogromne wsparcie. On też jest osobą techniczną, ale nigdy wcześniej nie miał styczności z kwantami. Razem potrafimy rozmawiać z naszymi inżynierami w taki sposób, żeby na koniec dnia przełożyć to, co robią, na język zrozumiały dla większości ludzi. Taki, który pokazuje, jak ich praca może prowadzić do praktycznych zastosowań.
Czy dziś kwanty mają takie praktyczne zastosowania?
Nie, jeszcze nie. Problem polega na tym, że mamy dwie główne rodziny architektur kwantowych.
Pierwsza to systemy NISQ (Noisy Intermediate-Scale Quantum Systems), nad którymi pracuje m.in. IBM. Ich zaletą jest to, że… istnieją.
Przykładowo BEIT ma do nich dostęp od kilku lat i dzięki nim możemy testować różne rzeczy, uruchamiać algorytmy. Problemem pozostaje jednak ich skalowanie. Dotychczasowy postęp w przypadku systemów NISQ polegał głównie na zwiększaniu liczby kubitów, podczas gdy podstawowym wyzwaniem jest poziom niezawodności operacji. Pozwalając sobie na pewne uproszczenie – jeśli jedna na czterdzieści operacji wykonuje się niepoprawnie, to trudno zakończyć sukcesem obliczenia wymagające tysiąca operacji, niezależnie od tego, czy robimy je na dziesięciu, czy na pięciuset kubitach.
Komputery kwantowe i ich przyszłość
O jakim poziomie rozwoju mówimy w ich przypadku?
Niestety, one są wciąż na etapie, który nazywamy toy version – policzysz na nich coś, co równie dobrze policzysz na telefonie. To raczej proof of concept, które pozwala zobaczyć, jak technologia się rozwija i w jakim tempie.
A ta druga grupa komputerów?
To systemy fault-tolerant, czyli odporne na błędy i szumy. To ich ogromna zaleta. Problem w tym, że one jeszcze… nie istnieją. Są mniej lub bardziej precyzyjne koncepcje elementów, z których należy je zbudować, ale szczegóły wciąż nie są dopracowane.
To poważny problem w ich rozwoju.
Trwają nad tym prace. Jednym z liderów jest PsiQuantum, amerykańska firma, z którą mamy dobre relacje. Jestem przekonana, że zbudują taki system, choć mierzą się z wieloma trudnościami i nadal nie są gotowi. Ale gdy już im się uda, skalowanie będzie znacznie łatwiejsze niż w systemach NISQ. Uważam, że przyszłość leży właśnie w tym rozwiązaniu.
Kiedy komputery kwantowe trafią do użytku
O jakim horyzoncie czasowym mówimy?
PsiQuantum twierdzi, że w 2027 r. będą gotowi z systemem, który da się komercjalizować i który pozwoli liczyć rzeczy konkurencyjne wobec klasycznych rozwiązań. Choć… muszę dodać, że pod koniec 2022 r. obiecywali testowy dostęp do swojego systemu w drugiej połowie 2023 r. – i tego dostępu nadal nie ma.
Mimo to ich rozwój jest imponujący. Zdobyli ogromne finansowanie – łącznie ponad miliard dolarów – i budują fabrykę w Brisbane. Bardzo wiele osób w nich wierzy i finansuje to przedsięwzięcie. Spodziewam się, że taki komputer powstanie w perspektywie 5–10 lat. Choć niektórzy śmieją się z nas, że jesteśmy wyjątkowymi optymistami.
Pamiętam jeszcze artykuły sprzed 15 lat. Pisano wtedy, że za dwa, trzy, cztery lata będziemy mieli działające komputery kwantowe. A mamy rok 2025. Komputery kwantowe istnieją, ale ich praktyczne zastosowanie poza laboratoriami jest w zasadzie zerowe. Czy to, o czym mówimy, nie jest więc kolejną ślepą uliczką?
Faktycznie, od lat jesteśmy karmieni wizjami, że „za chwilę”, a to „za chwilę” wciąż się przesuwa. Jednocześnie jesteśmy coraz bliżej. Coraz więcej wiemy, coraz więcej ośrodków pracuje nad budową tych systemów. Chiny są bardzo zaawansowane w obszarze hardware’u i nie do końca wiemy, co już potrafią. Stany Zjednoczone znamy lepiej i widzimy tam mocny postęp.
Dopóki nie zobaczymy działającego systemu, nie będziemy mieć pewności, że on faktycznie powstanie. Ale patrząc na to, jak ten rozwój wygląda – mimo wszystkich opóźnień i problemów – wizja ich praktycznego zastosowania wydaje się realna. Włożono w to tyle pracy, pieniędzy i badań, że po prostu musi się udać. Według mnie nie ma innej opcji.
A co do krytyków – pamiętam pierwsze telefony komórkowe. Były gigantyczne. Nikt nie przypuszczał, że w przyszłości będziemy odbierać połączenia zegarkiem. Większość przełomowych technologii przechodzi podobny cykl: najpierw hype, potem załamanie, inwestorzy się wycofują, a później – kolejny przełom, nowe odkrycia, ekscytacja.
Hype czy rzeczywistość
A teraz, na jakim etapie hype’u jesteśmy?
Teraz mamy Quantum Year 25, więc jesteśmy na górce. Spodziewam się, że w przyszłym roku albo najpóźniej w 2027 r. przyjdzie spadek. Chyba że PsiQuantum „dowiezie” i wtedy wszyscy będziemy w domu.
No tak, AI już się przejada, więc trzeba poszukać nowego modnego tematu do inwestowania.
Można mieć takie wrażenie – kiedyś modne było AI, potem przyszły kwanty, teraz znowu wróciło AI, ale mamy też „rok kwantowy”. Natomiast tu nie chodzi o buzzword roku, tylko o poszukiwanie prawdziwych przełomów technologicznych, które sprawią, że będziemy żyli w lepszym świecie.
W BEIT wierzymy, że dzięki technologii kwantowej społeczeństwo zyska dostęp do skuteczniejszych leków na raka. I dlatego cieszy mnie, że – sprawdzając przed tą rozmową rundy finansowania największych graczy – widzę, że kosmiczne pieniądze płyną w stronę technologii kwantowych.
PsiQuantum, jak wspominałam, zebrał ok. 1,3 mld dolarów plus dodatkowo 250 mln dolarów od rządu Australii na budowę fabryki. Z kolei IonQ zebrał do tej pory 1,67 mld dolarów oraz ponad 15 mln od rządu USA w ramach grantów na różne projekty. To gigantyczne kwoty, a to tylko dwa przykłady. Takich firm jest znacznie więcej.
Finansowanie technologii kwantowych
A jak z tym finansowaniem w Polsce?
Polska ma fajne aspiracje i dobre zaplecze. Nasi absolwenci uczelni technicznych są znani na całym świecie – wygrywają konkursy programistyczne, matematyczne, algorytmiczne. Mamy silną markę. Problem w tym, że nie umiemy jej dobrze wykorzystać.
Ten talent jest przejmowany przez dużych, zagranicznych graczy. Uczelnie też nie działają tak, jak mogłyby – nie ułatwiają zakładania firm ani monetyzowania pomysłów powstających w ramach badań. Często mamy grant, ciekawe badania, a potem grant się kończy i wszystko trafia do szuflady. Potem kolejny grant – i tak w kółko. Bardzo trudno przejść do następnego etapu komercjalizacji.
W Wielkiej Brytanii, w Cambridge, widziałam, jak to działa. Miałam tam styczność ze spółkami z obszaru medtechu. Studenci czy doktoranci mieli pomysł, dostawali pierwsze niewielkie środki na rozwój. Jeśli okazywało się, że to ma sens biznesowy, uczelnia oferowała fundusze, programy i wsparcie w nauce przedsiębiorczości. Pomagała w komercjalizacji, przygotowaniu planu biznesowego, pozyskaniu finansowania. Często sama stawała się pierwszym inwestorem.
U nas widzę pierwsze próby w tym kierunku, ale wciąż jesteśmy w tyle pod względem systemowego podejścia do wspierania talentów. A przecież mamy ogromny potencjał, żeby Polska zaistniała globalnie – nie tylko w kwantach, ale też w innych obszarach.
– Mamy po raz trzeci tę samą historię. 20 lat temu Google i Microsoft wyciągnęły nasze talenty. 10 lat temu – OpenAI i DeepMind.
Nic nie robimy, by temu przeciwdziałać. Ale nie można tego traktować wyłącznie negatywnie. Sama spędziłam kilka lat w Google’u. Pamiętam etap zamykania krakowskiego biura inżynierskiego, a potem jego ponownego otwierania. Wtedy wielu moich znajomych wyemigrowało. Teraz część z nich chce wspierać polską myśl technologiczną.
Jestem partnerką w funduszu Bitspiration i widzę to na co dzień. Nasi inwestorzy to często osoby, które pracowały w big techach, wyjechały – głównie do Stanów – a mimo to ciągle leży im na sercu Polska. Oni widzą ten problem, wiedzą, że mamy talent i potencjał, i zastanawiają się, jak to wykorzystać. Dlatego angażują się w fundusze, mentorują spółki portfelowe, dzielą się doświadczeniem.
Pieniądze na geniuszy
Wracamy do punktu wyjścia. Potrzeba pieniędzy.
W Polsce mamy trzy główne źródła finansowania innowacji. Po pierwsze – granty, np. z NCBR czy PARP. Po drugie – finansowanie prywatne, ale na rynku praktycznie nie ma funduszy deeptechowych. Wreszcie, po trzecie – granty uczelniane, kierowane wyłącznie do pracowników konkretnych instytucji. I tyle. Brakuje mechanizmów, które pozwalałyby przejść od badań do komercjalizacji.
Weźmy kwanty. Brakuje ekspertów w tej dziedzinie nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Jako BEIT składaliśmy aplikacje o różne granty. Kilka udało się pozyskać, ale kosztowało nas to mnóstwo wysiłku. Już na etapie finałowych rozmów z panelami ekspertów było widać, że pytania są zadawane bardziej „dla sztuki”. Kompletnie nie przystawały do realiów technologii kwantowych.
Nic dziwnego – realnego rynku jeszcze nie ma, większość to rozwiązania testowe. Jak więc wytłumaczyć ekspertom, że nie da się przewidzieć sprzedaży na pięć lat w przód, skoro tego rynku po prostu nie ma?
Takie są realia innowatorów?
Tak. Trafiamy do ogólnego worka, gdzie konkurujemy z technologiami bardziej znanymi i zrozumiałymi, które mają już swoje rynki. Im łatwiej wpisać się w założenia konkursowe i wytyczne. W praktyce te konkursy są sztywne i ograniczające.
Z drugiej strony, Unia Europejska ma też swoje priorytety – jednym z nich są właśnie komputery kwantowe. Ostatnio konkursy dotyczyły hardware’u, wcześniej software’u. I faktycznie – to obszar, w który inwestują coraz odważniej.
Co ważne, oni się uczą. Coraz częściej proszą nas o feedback – co działa, co nie, co warto zmienić. Widzę, że uwagi sprzed półtora roku zostały już częściowo uwzględnione w nowym rozdaniu. Więc to się rozwija, choć łatwo nie jest.
BEIT i cele firmy
Jako BEIT macie ambicje, żeby być takim polskim liderem w obszarze kwantów?
Jakim polskim? Globalnym!
O, to pierwszy punkt dla funduszy VC macie odhaczony, globalna technologia!
Tak, jesteśmy globalni od samego początku. Twórcy BEIT: ja, Wojtek Burkot, który niestety zmarł w zeszłym roku i Witek Jarnicki, zdobywaliśmy doświadczenie w międzynarodowych korporacjach. To było oczywiste, że będziemy szli globalnie. Zresztą, na przełomie 2018 i 2019 roku zrobiliśmy ekspansję na USA. W Polsce mieliśmy wtedy ogromne problemy z pozyskaniem prywatnego kapitału. Polskie VC inwestowały raczej w bezpieczne biznesy, a nie w deeptech. W Europie też było ciężko. Powstała więc spółka-matka w USA, a polska była jej spółką zależną. W międzyczasie otworzyliśmy też oddział w Kanadzie, bo tam rząd świetnie wspiera takie przedsięwzięcia i daje ogromne ułatwienia. W końcu pozyskaliśmy finansowanie, częściowo od inwestorów amerykańskich, częściowo od brytyjskich. Obecnie jednak zmienia się podejście inwestorów do spółek z Polski. Przestali się tego bać.
Runda finansowa BEIT
Będzie kolejna runda już w Polsce?
Tak, dokładnie. Właśnie kończymy projekt w ramach EIC Accelerator. European Investment Fund zdecydował, że chce uczestniczyć w naszych kolejnych rundach finansowania. Teraz domykamy rundę seed, a w przyszłym roku planujemy kolejną. EIF zadeklarował, że dołoży drugie tyle, ile zbierzemy od prywatnych inwestorów. Mają jednak warunek – polska spółka musi być nadrzędna.
Czyli wracacie do kraju?
Tak, robimy teraz „flip” z powrotem do Polski.
Dotychczasowi inwestorzy nie mają z tym problemu?
Mamy naprawdę fantastycznych inwestorów, którzy rozumieją deeptech i wspierają nas na każdym kroku. Więksi inwestorzy, którzy wcześniej byli w BEIT Inc., przenieśli swoje udziały do polskiej spółki, a mniejsi – którzy zostali w BEIT Inc. – mają zagwarantowane prawa, jeśli wyjście inwestycyjne będzie realizowane z poziomu polskiej spółki.
Jak w takim razie wygląda ta obecna runda?
Głównym inwestorem jest Tensor Ventures. W zasadzie obecna runda zaczęła się jeszcze przed flipem do Polski, dlatego część środków trafiła do spółki amerykańskiej. Inwestorzy prywatni zadeklarowali inwestycje na poziomie 1,5 mln dolarów. EIF dorzuca drugie tyle, ale w euro – więc łącznie wychodzi mniej więcej 3 mln euro.
Inwestycja EIF pokazuje, że Europa zaczyna prowadzić swój „wyścig”. Ma globalne ambicje – tak jak my w BEIT – by stać się liderem w technologiach kwantowych. Cała para idzie w to, żeby zatrzymywać spółki w Europie. I dlatego usłyszałam: „Wszystko super, inwestujemy, ale musisz mieć polską spółkę jako nadrzędną. Amerykańska czy kanadyjska mogą być, ale to Polska ma być na górze.”
BEIT zainwestuje w Polsce
Na co pójdą środki?
Mamy kilka projektów, z czego dwa są dla nas szczególnie istotne. Skupiają się na technologiach wspierających leczenie nowotworów. To mocno związane z naszą historią i z historią Wojtka, jednego z naszych założycieli.
Nasze rozwiązania – oparte na optymalizacjach i symulacjach – można stosować w wielu obszarach: od logistyki, przez chemię i nowe materiały, aż po medycynę. My zdecydowaliśmy się zacząć od poszukiwania leków, ze szczególnym naciskiem na onkologię. Chcemy udowodnić, że możemy konkurować z najlepszymi – i na razie wygląda na to, że jesteśmy szybsi i co najmniej tak samo dokładni.
Kolejnym krokiem będzie monetyzacja – zdobycie płatnych kontraktów, wejście na rynek, budowanie komercyjnego biznesu. Równolegle rozwijamy nasze narzędzia i testujemy nowe pomysły, które pojawiły się po drodze.
W jaki sposób będziecie mogli komercjalizować swoje produkty?
Trzy nasze flagowe produkty to: BDocker, WaferMol i BMolDB. Mają zastosowanie w branży farmaceutycznej i w procesach produkcji leków. Testujemy je z kilkoma polskimi firmami zajmującymi się poszukiwaniem leków. Na razie to projekty pilotażowe – nie bierzemy za nie pieniędzy, ale w zamian dostajemy realne dane. To dla nas bezcenne, bo możemy testować nasze narzędzia na „żywym materiale” i pokazywać ich wartość.
Kolejny etap to publikacje wyników, wystąpienia na konferencjach i – mamy nadzieję – współpraca z dużymi graczami. Wygląda na to, że już od początku przyszłego roku może być o nas głośno, jeśli uda się domknąć rozmowy z kilkoma partnerami. A wtedy wchodzimy szerzej do big pharmy – to nasz naturalny target, który może najwięcej skorzystać z naszych rozwiązań.
Ofensywa inwestycyjna w przyszłym roku
Czyli zamykacie rundę teraz, a na początku przyszłego roku planujecie ofensywę ?
Tak, dokładnie. Choć na razie wolę nie zdradzać szczegółów. Mamy wstępne potwierdzenia od producentów sprzętu – zarówno kwantowego, jak i klasycznego – oraz od firmy farmaceutycznej, która chce testować nasze rozwiązania. Dostarczyła nam bardzo przełomowe cząsteczki, które mamy przebadać.
To, co szczególnie ich zainteresowało, to fakt, że nasz zespół potrafi wykorzystywać systemy stworzone pod kątem AI do zwiększania przewagi w obliczeniach, które nie dotyczą AI. My sami sztucznej inteligencji w korowej technologii nie używamy – stosujemy bardziej klasyczne podejścia. Ale właśnie ta zdolność do „przełamania schematu” zwróciła uwagę dużych graczy i bardzo chcą z nami współpracować.
Dlatego nie chcę mówić za dużo – jeśli coś się poślizgnie, może się okazać, że nie pokażemy wyników na początku roku, tylko w połowie, przy okazji kolejnej konferencji. Ale cel mamy jasny: dowieźć to w 2026 r.
Runda A planowana jest na przyszły rok?
Tak. I będzie nam zdecydowanie łatwiej, jeśli na początku roku uda się pokazać duże ogłoszenie i sukces projektu. Wtedy rundę powinniśmy zebrać bez problemu.
Jak rozwija się BEIT i polskie kwanty
Jak wyglądają wasze plany rekrutacyjne?
W tej chwili mamy na pokładzie 20 osób. Większość działa w Polsce, cztery osoby w Kanadzie. Intensywnie rekrutujemy specjalistów od drug discovery – ludzi, którzy pracowali z tymi narzędziami, wiedzą, co działa, a co boli, i byli blisko etapu przed-laboratoryjnego.
Nie planuję dramatycznego zwiększania zespołu. Chcemy najpierw pokazać wartość, a dopiero później – gdy wejdziemy szerzej we współpracę z farmaceutyką – zatrudniać więcej osób, szczególnie biznesowych i technicznych.
Od początku przyświeca nam zasada: zatrudniamy najlepszych z najlepszych. I faktycznie – w rekrutacjach odpadają nawet ludzie po Google czy innych dużych firmach. To sprawia, że nasze procesy są kilkuetapowe i trudne, ale dzięki temu mamy zespół zdolny konkurować globalnie z największymi ośrodkami badawczymi.
Czy polską firmę w ogóle stać na takich ludzi? Przecież mówiliśmy, że Amerykanie wykupują najlepszych.
Tak, oczywiście. Zdarza się, że duże firmy próbują wyciągać od nas pojedyncze osoby. Ale naszą przewagą jest to, że oferujemy ciekawe, przełomowe projekty, realny wpływ na rozwój technologii i bliskość badań.
Do BEIT trafiają ludzie, którzy znają lub słyszeli o Wojtku i Witku, wiedzą, że tu dzieje się coś wyjątkowego. W Kanadzie jesteśmy w stanie konkurować dzięki dotacjom i oryginalności projektów, w Polsce podobnie – wspierają nas granty, które pozwalają zaoferować konkurencyjne wynagrodzenia.
Ale kluczowe jest to, że u nas motywacja nie jest głównie finansowa. Mamy ESOP – Employee Stock Option Plan, czyli program opcji na udziały. Ludzie dostają realne udziały w firmie i wiedzą, że jeśli dowieziemy nasze plany, zarobią naprawdę duże pieniądze.
Eksperci w świecie kwantów
Czy w Polsce jest dużo specjalistów, którzy znają się zarówno na technologiach kwantowych, jak i na badaniach farmaceutycznych czy nad nowotworami – tak, by mogli u was pracować?
Jeśli chodzi o badania nad nowotworami – zdecydowanie tak. To trochę inny obszar, tam nie wymagamy wiedzy kwantowej, tylko dogłębnego rozumienia biologii. Ale w przypadku technologii kwantowych – na początku była masakra.
Kiedy zakładaliśmy biuro w Kanadzie, przez dwa lata pracowałam nad tym, żeby ściągnąć do nas Toma Ginsberga. Tak naprawdę to dla niego otworzyliśmy biuro w Toronto. Kiedy Tom przygotował pierwsze ogłoszenie rekrutacyjne, wpisał tam zapotrzebowanie na: „Quantum Technology, Quantum Physics.”
Powiedziałam mu wtedy: „Tom, przecież nikogo nie znajdziesz.” Spojrzał na mnie, jakbym była oderwana od rzeczywistości. Odpowiedział: „Jak to? Przecież na uczelniach od lat mamy takie kierunki i przedmioty.”
W Polsce na uczelniach to się pojawiło dopiero niedawno – zwykle jako dodatkowe, fakultatywne zajęcia. Od października moi koledzy na UJ wprowadzili pełnoprawny przedmiot o technologiach kwantowych. Dopiero stawiamy pierwsze kroki jako kraj, dlatego na początku w Polsce nie wymagaliśmy od kandydatów wiedzy kwantowej. Szukaliśmy ludzi z ekstremalnie wysokimi umiejętnościami w algorytmice i matematyce. A takie osoby, z naszym wsparciem w nauce kwantów, radziły sobie znakomicie.
Czy w Polsce mamy szansę zbudować ekosystem albo całą branżę kwantową, która mogłaby się rozwinąć i stać się ważna? Kwanty są np. wpisane na listę technologii przełomowych….
To bardzo ambitne podejście. Wierzę, że możemy być jednym z pionierów, którzy przecierają tę ścieżkę i pokazują, że się da. Że mamy talenty zdolne konkurować globalnie. To nie jest proste, ale ktoś musi to zrobić.
Liczę, że to się rozwinie. Mam nadzieję, że osiągniemy sukces, który przełoży się na całą społeczność. Świat zobaczy, że oprócz talentu mamy też realne sukcesy w tej branży. I że dzięki temu będzie nam łatwiej wchodzić w kolejne projekty.
Główne wnioski
- Polska firma BEIT celuje w globalne przywództwo w technologiach kwantowych i właśnie zamyka rundę finansowania, która może znacząco przyspieszyć jej rozwój. Spółka, założona przez osoby z doświadczeniem w globalnych korporacjach, przeszła drogę od braku kapitału w Polsce do inwestycji z europejskich i amerykańskich funduszy. Obecna runda, wspierana m.in. przez Europejski Fundusz Inwestycyjny i Tensor Ventures, umożliwia powrót centrali do Polski i rozpoczęcie prac nad komercjalizacją produktów dla sektora medycznego, w tym onkologii.
- Choć praktyczne zastosowania komputerów kwantowych wciąż pozostają w fazie testowej, BEIT konsekwentnie rozwija technologie oparte na optymalizacji i symulacji, które mogą znaleźć realne zastosowanie w farmacji i medycynie. Firma prowadzi pilotażowe projekty z polskimi spółkami farmaceutycznymi, testując narzędzia BDocker, WaferMol i BMolDB.
- Brak systemowego wsparcia dla innowacji w Polsce powoduje, że wiele talentów odpływa za granicę. Jednak doświadczenie BEIT pokazuje, że budowa silnego, lokalnego zaplecza technologicznego jest możliwa. Firma rekrutuje topowych specjalistów, oferując konkurencyjne wynagrodzenia, udziały w firmie i realny wpływ na przyszłość branży.

