Prezydent Światowej Agencji Antydopingowej: Nie jestem zwolennikiem dożywotniego karania za doping
- Oszuści są wyrafinowani. Cały czas szukają nowych rozwiązań, nowych metod, a my troszeczkę tak jak policja czy prokuratura: kilka kroków z tyłu i gonimy - mówi prezydent Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) Witold Bańka. W podcaście "Sport to pieniądz" tłumaczy też, dlaczego polska dyplomacja powinna promować Polaków, ubiegających się o stanowiska w międzynarodowych organizacjach sportowych.
Z tego odcinka dowiesz się…
- Ile wynosi budżet WADA i kto finansuje tę organizację.
- Co stanowi o słabości amerykańskiego systemu antydopingowego.
- Dlaczego zadaniem Witold Bańki tak mało Polaków zasiada w gremiach zarządczych międzynarodowych federacji sportowych.
Wideocast
Powiększ video
Wideocast
Powiększ audio
Mija właśnie rok od kiedy Mychajło Mudyrk ostatni raz zagrał w oficjalnym meczu. Krótko po przejściu do Chelsea, w organizmie ukraińskiego piłkarza wykryto meldonium. Mudryk od roku jest zawieszony i czeka na ostateczny werdykt w sprawie kary za naruszenie przepisów antydopingowych. Kary nie wymierzy WADA, a wewnętrzny organ, zajmujący się antydopingiem w Wielkiej Brytanii.
- My nie jesteśmy tutaj organem dyscyplinarnym, tylko nadzorczym. Światowa Agencja Antydopingowa nie testuje zawodników. My nadzorujemy wszystkie te instytucje, które
przeprowadzają testy. To są narodowe agencje antydopingowe czy np. poszczególne federacje piłkarskie, która mają swoje wyspecjalizowane organy. Jeśli nie będziemy się zgadzać z decyzją dyscyplinarną , mamy prawo do odwołania przed Trybunałem Arbitrażowym w Lozannie - tłumaczy Witold Bańka.
Jedną z głośniejszych spraw w ostatnich latach było zawieszenie rekordzistki świata w maratonie, Kenijki Ruth Chepngetich. Na dopingu przyłapano ją kilka miesięcy po rekordowym biegu, dlatego jej wynik nie został wymazany z tabel. Zawodniczkę ukarano trzyletnią dyskwalifikacją, co oznacza, że będzie mogła pobiec na igrzyskach w Los Angeles.
- Tu akurat jest koincydencja czasowa. Tak się złożyło, że wymierzona kara skończy się akurat przed igrzyskami. Natomiast podnoszą się takie głosy, że zawodnik powinien być dożywotnio pozbawiany możliwości powrotu do sportu. Natomiast antydoping jest kompleksową przestrzenią, w której substancja substancji nierówna, wina winie też nierówna. Jedną rzeczą jest stosowanie twardych sterydów anabolicznych, kiedy wiemy, że to był ordynarny doping. Ale są też przypadki zanieczyszczenia, czy nieintencjonalnego dopingu. Pozbawianie kogoś możliwości startu to jest moralny dylemat, przed którym wszyscy jako środowisko. Czy przez błąd, albo też często - powiedzmy sobie szczerze - głupotę zawodnika, skazywać go na dożywocie? Ja nie jestem zwolennikiem tego, aby tak robić. Uważam, że te kary powinny być współmierne do winy - tłumaczy prezydent WADA.
Antydoping do poprawy
W tym roku, podczas kongresu w Busan, WADA zaktualizuje Światowy Kodeks Antydopingowy. To najważniejszy dokument, wytyczający politykę walki z dopingiem i regulujący sposób, w jaki organizacje antydopingowe na całym świecie postępują wobec podejrzanych o naruszenia przepisów.
- Największą siłą systemu antydopingowego jest jego spójność i harmonizacja. To jest jedyny system prawny funkcjonujący na świecie, któremu podlega około 200 państw. I praktycznie wszystkie liczące się federacje sportowe. Reguły, procedury, kodeks - to wszystko jest takie samo. Kodeks cywilny, karny, zharmonizowany dla kilku państw. Coś, co prawnikom trudno sobie wyobrazić. Politycznie niemożliwe, kulturowo też. A my w antydopingu daliśmy radę. Zatem problem w systemie antydopingowym nie leży w regułach, tylko w implementacji. W tym, w jaki sposób te przepisy są przestrzegane w poszczególnych krajach - mówi Witold Bańka.
Szef WADA zwraca uwagę, że wśród państw, które powinny zrewidować swoje systemy antydopingowe są USA.
- Największe mocarstwo sportowe, Stany Zjednoczone, nie mają systemu antydopingowego, delikatnie rzecz biorąc, na wysokim poziomie. O czym też mówią amerykańscy specjaliści. 90% amerykańskich sportowców nie podlega Światowemu Kodeksowi Antydopingowemu. I nie mówimy tutaj tylko o prywatnych ligach zawodowych, jak NBA, NFL, NHL. Mówimy o sporcie akademickim. NCAA nie jest sygnatariuszem Kodeksu Antydopingowego. W pewnym momencie wchodzą do profesjonalnego systemu, gdzie już są poddawani tym testom, ale przez długi czas nie byli. I to jest słabość tego systemu. Nawet szef Amerykańskiej Agencji Antydopingowej, który tak broni swojego systemu, przyznał, zeznając przed Kongresem w 2020 roku, że ten system to jest żart - mówi Witold Bańka.
Kto ma płacić
Tegoroczny budżet WADA to 53 mln dolarów. Połowa pochodzi od Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Druga część - ze składek poszczególnych państw. Te wyliczane są przede wszystkim na bazie Produktu Narodowego Brutto per capita. Ekonomia sprawia, że największymi płatnikami są państwa Zachodu. Chiny wpłacają 850 tys. dolarów. Arabia Saudyjska - 130 tys.
- Ten tak zwany split, czyli podział kontynentalny kontrybucji jest decyzją rządową. To był efekt kompromisu. Największym kontrybutorem jest Europa, potem Azja, Ameryki, a Afryka najmniejszym. Teraz Europa by chciała prosić troszeczkę mniej i żeby Azja płaciła więcej. Azja nie chce płacić więcej, a nasze finansowanie zależy od kompromisu. WADA na to nie ma praktycznie żadnego wpływu, bo to są ustalenia rządów - wyjaśnia Witold Bańka.
Z uwagi na krytykę WADA przez administrację Donalda Trumpa, Stany Zjednoczone drugi rok wstrzymują się ze wpłatą swojej części. Amerykanie oskarżają WADA o polityczne działania. Największa fala oskarżeń pojawiła się po skandalu dopingowym z udziałem chińskich pływaków.
- Jakiś czas temu człowiek Władimira Putina opublikował raport, w którym oskarżono mnie, że pracuję na rzecz Amerykanów, chcąc zniszczyć rosyjski sport. Zrobił to, bo potępiliśmy ideę Igrzysk Przyjaźni, które chcieli zorganizować w kontrze do igrzysk olimpijskich. Amerykanie, jak wybuchła sprawa chińskich pływaków, oskarżyli nas, że pracujemy na rzecz Chin. A pamiętam, że w 2020 roku, jak obejmowałem funkcję, Trybunał Arbitrażowy w Lozannie podjął decyzję o ośmioletniej dyskwalifikacji, największej wówczas gwiazdy wtedy chińskiego sportu, pływaka Sun Yanga. I otrzymywaliśmy groźby śmierci od chińskich fanów. Często mówię, że ten przykład pokazuje, że jesteśmy naprawdę fair w środku tej geopolitycznej zawieruchy - mówi Witold Bańka.
Dyplomacja sportowa Polski
Zajmowane przez Witolda Bańkę stanowisko jest jednym z najważniejszych w świecie sportu. Jednak innych Polaków na decyzyjnych stanowiskach międzynarodowych organizacji sportowych jest niewielu. Wskazać tu można wiceprezydenta World Sailing Tomasza Chamerę, zasiadającą w zarządzie Międzynarodowej Federacji Hokeja na Lodzie Martę Zawadzką czy członkinię MKOl Maję Włoszczowską.
- To jest słabość polskiej dyplomacji od wielu lat. Myślę, że to jest duże zaniedbanie, że jako Polska nie mamy takiego systemu lobbingu, systemu wsparcia, nawet takiego systemu wymiany poparcia, skoordynowanego na poziomie MSZ-u. Czy monitoringu, gdzie są wakaty. Wciąż przeznaczamy stosunkowo niewielkie środki na promocję, na dyplomację. Jeśli chcemy odgrywać na tej geopolitycznej arenie większą rolę jako kraj, no to to się musi zmienić. Jeśli nie będziemy mieli Polaków w instytucjach międzynarodowych, to ciężko będzie - przekonuje prezydent WADA.
- Powinna nastąpić wielka zmiana w mentalności osób odpowiedzialnych za dyplomację. Naszych rodaków po prostu musimy pchać do tych instytucji międzynarodowych, kandydować, nie obawiać się. Owszem, możemy przegrywać wybory raz, drugi, trzeci. Ale trzeba próbować. I w pewnym momencie, jeśli zmieni się mentalność, zmieni się podejście i system wsparcia dla polskich
kandydatur, to będziemy bardziej obecni, a wtedy tworzy się soft power. Jeśli jesteśmy, szefujemy organizację międzynarodową, to mamy kontakty, mamy możliwości wyrażania swoich poglądów, prezentowania. Ja mówię to z własnego doświadczenia. Jeśli spotykam się z premierami, z głowami państw, to część rozmowy dotyczy polityki antytopingowej, ale spora część to są rozmowy o Polsce, o relacjach między poszczególnymi krajami. A więc jest możliwość pracy na rzecz Polski, pokazania, że nasz kraj liczy się na arenie międzynarodowej albo powinien się liczyć - mówi szef WADA.
I dodaje, że część winy za niewielką liczbę Polaków w międzynarodowych strukturach sportowych spoczywa na samych działaczach.
- Musi być wola, muszą być umiejętności, pewne zdolności i taki, powiedzmy, ciąg na bramkę, używając terminologii sportowej. Ale przede wszystkim też trzeba wiedzieć, że to jednak jest twarda polityka. Ktoś cię musi wybrać, ktoś cię musi wypromować, ktoś cię musi wesprzeć i nikomu za piękne oczy nie daje się pozycji na arenie międzynarodowej. Musi być wewnętrzna siła, aby trochę się rozpychać tymi łokciami i kandydować, czego w polskim sporcie też brakuje. Jak spoglądam na naszych działaczy sportowych, no to nie wygląda to dobrze, mówiąc znowu delikatnie - mówi Witold Bańka.