Kategorie artykułu: Polityka Społeczeństwo Świat

Chile na rozstaju. Polaryzacja, gospodarka i lekcje dla Polski

Starcie Jary i Kasta w drugiej turze wyborów to efekt lat narastających nierówności i rozczarowania obietnicą liberalnego „cudu gospodarczego”. Choć Polska i Chile startowały do wolnorynkowej transformacji w podobnym czasie, ich ścieżki rozeszły się radykalnie: Polska wykorzystała integrację z UE, podczas gdy Chile utknęło w pułapce średniego dochodu, otwierając drogę do gwałtownej polaryzacji politycznej.

W drugiej turze wyborów prezydenckich w Chile mierzą się dwie skrajne wizje państwa — komunistyczna i ultrakonserwatywna — co najlepiej pokazuje, jak głęboko zachwiało się tamtejsze centrum polityczne.
W drugiej turze wyborów prezydenckich w Chile mierzą się dwie skrajne wizje państwa — komunistyczna i ultrakonserwatywna — co najlepiej pokazuje, jak głęboko zachwiało się tamtejsze centrum polityczne. Fot. Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Co obecna kampania prezydencka mówi o polaryzacji sceny politycznej, nastrojach społecznych i znaczeniu dziedzictwa Pinocheta?
  2. Jak gospodarcze przemiany w Chile wpłynęły na obecne napięcia polityczne?
  3. Czym różni się chilijska transformacja gospodarcza od polskiej?
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Zwycięstwo Jeannette Jary w pierwszej turze (26,85 proc.) ma pewien wymiar historyczny. Po raz pierwszy w liczącej 103 lata historii Komunistycznej Partii Chile jej przedstawicielka realnie pretenduje do urzędu prezydenta. Kast natomiast to znany reprezentant skrajnej prawicy, były poseł, który już w 2021 r. otarł się o prezydenturę. Zajął wówczas drugie miejsce za obecnym prezydentem Gabrielem Boriciem. Jego kampania bazuje na hasłach „prawa i porządku” oraz silnym nacjonalizmem. Zbliżająca się druga tura to zatem wyraźne starcie dwóch biegunów sceny politycznej. W jednej z najstabilniejszych demokracji Ameryki Łacińskiej zmierzą się ze sobą komunistka i ultrakonserwatysta.

Wynik pierwszej tury wyborów jasno pokazuje skalę przemian politycznych, jakie zachodzą obecnie w Chile. Jara, kandydatka rządzącej lewicowej koalicji, prowadziła kampanię skupioną na hasłach sprawiedliwości społecznej oraz kontynuacji progresywnego kursu obecnego prezydenta Gabriela Borica. Na stanowisku szefowej resortu pracy (z którego zrezygnowała na potrzeby kampanii) zdobyła uznanie dzięki zmianom poprawiającym warunki pracy. Można wymienić choćby podniesienie płacy minimalnej czy skrócenie tygodnia pracy do 40 godzin.

Choć wywodzi się z Komunistycznej Partii Chile, określana jest jako polityczka pragmatyczna. Ocenia się, że jest bardziej dyplomatyczna i mniej dogmatyczna niż twardogłowi działacze partyjni. Za sprawą umiejętności budowania szerokiego porozumienia często porównywana jest do byłej centrolewicowej prezydent Michelle Bachelet. Ta ostatnia pełniła później zresztą funkcję Wysokiej Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka.

Pinochet zagłosowałby na Kasta

Z kolei José Antonio Kast kreuje się na głównego obrońcę wartości chilijskiej prawicy. Obiecuje przywrócenie „porządku” w obliczu rzekomego zagrożenia komunizmem. Kast nie ukrywa sympatii do spuścizny wojskowej dyktatury Augusto Pinocheta (1973-1990). Uważa ją za fundament stabilności oraz wolnorynkowych reform gospodarczych w Chile. Wielokrotnie publicznie chwalił rządy Pinocheta, podkreślając ich zasługi w kształtowaniu współczesnego modelu ekonomicznego kraju. Zadeklarował nawet kiedyś: „Gdyby Pinochet żył, zagłosowałby na mnie”.

Swoją retorykę Kast buduje na obawach społecznych, szczególnie związanych z przestępczością i migracją. Zapowiada więc zdecydowane działania wobec bezprawia oraz nielegalnych imigrantów. Niektóre z jego propozycji, takie jak „przywrócenie porządku” po masowych protestach z 2019 r. czy idea budowy rowu na północnej granicy w celu powstrzymania migracji, sprawiły, że porównuje się go do prawicowych populistów, takich jak Donald Trump czy były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro. Po minimalnej przegranej w I turze (23,92 proc.) Kast zamierza zmobilizować elektoraty pozostałych kandydatów prawicowych i umiarkowanych, szacowane łącznie na ok. 70 proc. W ocenie wielu obserwatorów jest faworytem dogrywki wyznaczonej na 14 grudnia.

Szybkie wychylenie politycznego wahadła w drugą stronę

Duet finalistów dość dobrze odzwierciedla szersze wychylenie politycznego wahadła w Chile. Jeszcze cztery lata temu Gabriel Boric, młody lider lewicy, został prezydentem na fali masowych protestów, których uczestnicy domagali się bardziej sprawiedliwego modelu gospodarczego. Po czterech latach jego prezydentury jednak rośnie społeczne rozczarowanie sytuacją w kraju. Już przed pierwszą turą sondaże wskazywały na spadające poparcie dla rządzącej koalicji lewicowej. Obciążył ją słaby wzrost gospodarczy, rosnące poczucie zagrożenia przestępczością oraz obawy związane z migracją. Te kwestie nie dominowały do tej pory w debacie publicznej w Chile.

Nowe tematy zapalne napędziły poparcie dla prawicowo-populistycznych kandydatów takich jak José Antonio Kast czy Johannes Kaiser. Drugi z wymienionych zdobył blisko 14 proc. głosów w pierwszej turze. W związku z napływem imigrantów z Wenezueli i innych krajów Ameryki Łacińskiej hasła Kasta dotyczące „twardej walki z przestępczością” trafiły na szczególnie podatny grunt. A przecież pod względem bezpieczeństwa Chile nadal obiektywnie należy do czołówki państw regionu.

Od czasu masowych protestów społecznych z lat 2019-2020, określanych mianem „estallido social” (społecznego wybuchu) i wywołanych frustracją wobec rosnących nierówności ekonomicznych, polityka w Chile stała się dużo bardziej spolaryzowana. Już poprzednie wybory parlamentarne z 2021 r. przyniosły rozdrobniony parlament, w którym żadna siła polityczna nie zdobyła wyraźnej większości.

Chilijczycy pozostają rozdarci między pragnieniem głębokich zmian a potrzebą stabilności i bezpieczeństwa. To pozwala zrozumieć, dlaczego na czoło wyścigu wysunęła się z jednej strony kandydatka Partii Komunistycznej, a z drugiej konserwatysta określany przez krytyków mianem apologety Pinocheta. Oboje symbolizują oddalanie się od politycznego centrum. Skutecznie wykorzystują społeczne niezadowolenie wobec establishmentu, który nie potrafi skutecznie odpowiedzieć na chroniczne problemy kraju.

Ważnym tłem tegorocznych wyborów pozostaje także niedokończona saga konstytucyjna. Chile wciąż funkcjonuje w oparciu o konstytucję z 1980 r., uchwaloną za czasów dyktatury Augusto Pinocheta. Obecny prezydent Gabriel Boric wygrał wybory, obiecując ustanowienie nowego, bardziej inkluzywnego kontraktu społecznego. Chilijczycy dwukrotnie odrzucili jednak propozycję nowej ustawy zasadniczej w referendach z 2022 i 2023 r. Zwycięzca grudniowej drugiej tury przejmie państwo głęboko podzielone i będzie musiał zmierzyć się z narastającymi sporami społecznymi oraz ustrojowymi.

Chile i Polska: historia dwóch podobnych transformacji

Tegoroczne wybory prezydenckie, poza swoją bieżącą polityczną dramaturgią, są okazją do spojrzenia na dłuższą drogę, którą Chile podążało po upadku dyktatury Augusto Pinocheta. Szczególnie dotyczy to gospodarczej transformacji kraju po 1990 r. Interesujące jest porównanie chilijskich doświadczeń z transformacją w Polsce. Oba kraje w podobnym czasie przechodziły drogę od autorytaryzmu ku demokracji i gospodarce wolnorynkowej. Wdrożyły również szereg neoliberalnych reform, głęboko zmieniających strukturę ich gospodarek. W Chile większość zasadniczych przemian rozpoczęła się już w latach 70. i 80. Po 1990 r. była raczej kontynuowana, stopniowo modyfikowana i uzupełniana. Polska natomiast zainicjowała swoje reformy dopiero na przełomie lat 1989 i 1990 r. Po ponad trzech dekadach wyraźnie widać podobieństwa ścieżek wzrostu gospodarczego obu państw. Jednocześnie widać wyraźne różnice, zwłaszcza w skutkach społecznych i w tym, jaką cenę za transformację zapłacili obywatele.

Rozwój gospodarczy Chile po 1990 r. często określany jest jako jeden z największych sukcesów w Ameryce Łacińskiej. Po zakończeniu rządów wojskowych kraj utrzymał wolnorynkowy model gospodarczy, który w latach 70. XX w. wprowadzili tzw. „Chicago Boys”, ekonomiści wykształceni głównie na University of Chicago, odpowiedzialni za radykalną liberalizację gospodarki w okresie dyktatury Pinocheta. Demokratyczne rządy centrolewicowej koalicji Concertación w latach 90. nie odrzuciły tego paradygmatu, lecz uzupełniły go o wyraźniejszy wymiar społeczny. Realizowano strategię często określaną jako „wzrost z równością” (growth with equity). Łączono stabilne finanse i otwarcie na handel z systematycznym zwiększaniem wydatków socjalnych, przede wszystkim na walkę z ubóstwem.

Globalny lider wydobycia miedzi

Taka polityka przyniosła Chile imponujące rezultaty. Gospodarka rozwijała się niemal nieprzerwanie. Między 1990 a 2019 r. kraj doświadczył recesji tylko dwukrotnie (1999 i 2009 r.). Zresztą oba te kryzysy przebiegły stosunkowo łagodnie na tle regionu i świata. Dochód na mieszkańca znacząco wzrósł, a ubóstwo uległo drastycznej redukcji. W 1990 r. prawie 40 proc. Chilijczyków żyło poniżej krajowej granicy ubóstwa. W 2017 r. odsetek ten spadł poniżej 9 proc., a skrajne ubóstwo dotyczyło już tylko około 2,3 proc. populacji.

Chile głęboko zintegrowało się z gospodarką światową, stając się jednym z najbardziej otwartych na handel krajów świata. Państwo zawarło liczne umowy o wolnym handlu, m.in. z USA, Unią Europejską oraz Chinami. Fundamentem wzrostu gospodarczego stał się eksport, zwłaszcza miedzi, której Chile jest największym producentem na świecie. Rozważna polityka fiskalna i monetarna pozwoliła krajowi osiągnąć makroekonomiczną stabilność, niską inflację, silny sektor bankowy oraz umiarkowany poziom zadłużenia publicznego. Nic więc dziwnego, że przez lata ekonomiści wskazywali Chile jako wzorcowy przykład gospodarki rynkowej w Ameryce Łacińskiej, skutecznie realizującej strategię liberalizacji, globalizacji i prywatyzacji.

Ciemna strona chilijskiego „cudu gospodarczego”

Mimo niewątpliwych sukcesów chilijski „cud gospodarczy” miał także swoją ciemną stronę, która z czasem stawała się coraz bardziej widoczna. Największym problemem pozostały wysokie nierówności dochodowe. Już podczas rządów Pinocheta rozwarstwienie społeczne znacząco wzrosło i – choć demokratyczne rządy po 1990 r. wprowadziły pewne korekty – Chile przez cały ten okres pozostawało jednym z państw o najwyższych nierównościach w OECD oraz w całej Ameryce Łacińskiej. Nawet w okresie dynamicznego wzrostu gospodarczego różnice dochodowe zmniejszały się bardzo powoli.

Wskaźnik Giniego wprawdzie znacząco spadł między końcem lat 80. a pierwszą dekadą XXI w. (o ok. 15-17 proc.), lecz w połowie pierwszej dekady XXI w. ten pozytywny trend praktycznie się zatrzymał. Od 2006 do 2017 r. współczynnik Giniego obniżył się jedynie minimalnie (z 0,499 do 0,488). To oznacza, że przez ponad dekadę nierówności utrzymywały się na niemal niezmienionym poziomie. Korzyści z szybkiego wzrostu gospodarczego pozostawały skoncentrowane w rękach wąskiej grupy najbogatszych Chilijczyków, utrwalając społeczne podziały.

W rezultacie w latach 2010. Chile znalazło się w paradoksalnym położeniu. Kraj pod względem PKB na mieszkańca zaczął dorównywać niektórym państwom europejskim. Jednak poziom nierówności pozostawał dużo wyższy niż w Europie, przypominając realia społeczne charakterystyczne dla Ameryki Łacińskiej. Zdaniem wielu analityków chilijski model gospodarczy po osiągnięciu statusu gospodarki średniozamożnej zaczął napotykać ryzyko tzw. pułapki średniego dochodu. Tempo wzrostu znacząco spowolniło, głównie dlatego, że kraj nie zdołał przestawić gospodarki na sektory bardziej zaawansowane technologicznie niż eksport surowców.

Warto wiedzieć

Czym jest wskaźnik Giniego?

Wskaźnik Giniego to jedno z najczęściej stosowanych narzędzi do mierzenia nierówności dochodowych w społeczeństwie. Przyjmuje wartości od 0 do 1, gdzie:

  • 0 oznacza pełną równość (wszyscy mają taki sam dochód),
  • 1 oznacza maksymalną nierówność (cały dochód trafia do jednej osoby).

W praktyce państwa rozwinięte zwykle osiągają wartości rzędu 0,25-0,35, natomiast wyższe wskaźniki – powyżej 0,40 – są charakterystyczne dla krajów o większych nierównościach społecznych i słabszej redystrybucji.

Chile, z wartościami w okolicach 0,48-0,50, należy do najbardziej nierównych społeczeństw w OECD. Polska, utrzymując poziom około 0,30-0,32, pozostaje w grupie krajów o umiarkowanych nierównościach.

Wskaźnik Giniego jest kluczowy dla zrozumienia napięć społecznych, struktury klasowej i jakości wzrostu gospodarczego — pomaga bowiem ocenić, kto realnie korzysta z rozwoju gospodarczego, a kto pozostaje na jego marginesie.

XYZ

Egalitarne dziedzictwo PRL

Historia gospodarcza Polski po 1989 r. jest w powszechnej opinii zagranicznych ekspertów przykładem rzadkiego sukcesu transformacji ustrojowo-gospodarczej. Po wdrożeniu bolesnej „terapii szokowej” w ramach tzw. planu Balcerowicza Polska przeszła drogę od bankructwa i hiperinflacji do pozycji europejskiego lidera wzrostu. Między 1990 a 2023 r. polski PKB na mieszkańca (PPP) wzrósł o około 240 proc. Gospodarka uniknęła recesji nawet podczas kryzysu finansowego 2008-2009. Nieprzerwany wzrost trwał od 1992 r. aż do pandemii COVID-19 w 2020 r.

W porównaniu z Chile, także należącym do gospodarek o wysokich dochodach, Polska osiągnęła przewagę dzięki odmiennemu modelowi rozwoju. Zamiast opierać wzrost na eksporcie surowców (jak Chile na miedzi), Polska zintegrowała się z łańcuchami dostaw Unii Europejskiej, rozwijając przemysł oraz usługi. Różnica jest widoczna w danych: w 2024 r. polski PKB per capita osiągnął ok. 45 tys. dolarów, przewyższając chilijski (ok. 30 tys. dolarów) o blisko 50 proc. Polska gospodarka jest dziś około trzykrotnie większa od chilijskiej, a poziom życia Polaków coraz bardziej zbliża się do standardów Europy Południowej – co oznacza wyraźne odwrócenie proporcji względem początków transformacji.

Mimo tych makroekonomicznych sukcesów oba państwa mierzą się obecnie z podobnymi napięciami społeczno-politycznymi, choć ich punkt startowy pod względem nierówności był zupełnie inny. Polska, korzystając z bardziej egalitarnego dziedzictwa PRL oraz wsparcia funduszy unijnych, utrzymała umiarkowany poziom nierówności dochodowych (Gini: ok. 0,30-0,32). Jednak zarówno w Chile, jak i w Polsce niewystarczająco inkluzywny charakter wzrostu oraz poczucie wykluczenia części obywateli przyczyniły się do osłabienia poparcia dla partii centrowych i wzrostu popularności ugrupowań populistycznych. W Chile wyrazem tych nastrojów były masowe protesty po podwyżkach cen metra w 2019 r. oraz rosnąca popularność skrajnej prawicy, symbolizowana przez kandydaturę José Antonio Kasta. W Polsce podobne emocje wykorzystało Prawo i Sprawiedliwość, skutecznie mobilizując tych wyborców, którzy czuli się pominięci lub niedocenieni przez transformację.

Przykłady obu krajów pokazują, że nawet imponujący wzrost gospodarczy, jeśli nie jest odbierany jako sprawiedliwy lub inkluzywny, może prowadzić do silnej kontrreakcji politycznej, zagrażającej stabilności instytucji liberalnej demokracji.

Główne wnioski

  1. Druga tura wyborów prezydenckich w Chile to starcie dwóch politycznych biegunów: komunistki Jeannette Jary i ultrakonserwatysty José Antonio Kasta, co głównie jest efektem erozji politycznego centrum i narastającego rozczarowania społeczeństwa, które - zmęczone problemami gospodarczymi i brakiem bezpieczeństwa - zwraca się ku radykalnym rozwiązaniom.
  2. Chile, mimo dynamicznego wzrostu gospodarczego, utrzymało jeden z najbardziej rozwarstwionych systemów dochodowych w OECD, co stało się jednym z głównych źródeł społecznej frustracji.
  3. Mimo że Polska i Chile zainicjowały wolnorynkowe reformy w zbliżonym czasie, Polska osiągnęła trwalszy sukces (wyższe PKB per capita, mniejsze rozwarstwienie) dzięki dywersyfikacji gospodarki i integracji z UE. Z kolei Chile, mimo początkowego „cudu”, ugrzęzło w pułapce średniego dochodu, co wynika z uzależnienia gospodarki od surowców oraz utrwalonych, głębokich nierówności społecznych.