Kategoria artykułu: Kultura

Praca artystów to też praca. Kraków podpisał umowę na stawki minimalne za udział w wystawach

W gabinecie prezydenta Krakowa, w miejscu, gdzie zapadają decyzje o strategicznych inwestycjach i parkingowych podwyżkach, podpisano dokument, który ma znaczenie symboliczne. Nowe Porozumienie w sprawie minimalnych wynagrodzeń dla osób artystycznych, zawarte między Obywatelskim Forum Sztuki Współczesnej a dwiema instytucjami: MOCAK-iem (reprezentowanym przez dyrektora Adama Budaka) i Bunkrem Sztuki (reprezentowanym przez dyrektorkę Delfinę Jałowik), to coś więcej niż kolejny podpis pod urzędowym papierem. To krok w stronę normalności.

Sygnatariusze Porozumienia ze słynnym już plakatem wyrażającym sprzeciw wobec zarobków w kulturze.
Sygnatariusze Porozumienia ze słynnym już plakatem wyrażającym sprzeciw wobec zarobków w kulturze. Fot. Łukasz Gazur

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Czym jest Nowe Porozumienie w sprawie minimalnych wynagrodzeń dla artystów i jakie konkretne stawki wprowadza w polskich instytucjach kultury.
  2. Dlaczego Kraków, mimo symbolicznego znaczenia wydarzenia, nie pochwalił się podpisaniem dokumentu, choć to krok w stronę dojrzałej polityki kulturalnej.
  3. Jak Polska wpisuje się w światowy trend płacenia artystom za udział w wystawach.
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

W polskim systemie sztuki przez lata panowała wolna amerykanka. Osoby artystyczne wystawiały swoje prace w publicznych instytucjach z dumą, czasem też tylko za dumę. I z nadzieją, że może coś z tego wyniknie. Niemniej z honorarium zazwyczaj musiał im wystarczać honor. Jeśli już płacono, to symbolicznie, najczęściej z ominięciem słowa „za wystawę”, żeby nie tworzyć precedensów. Tu coś za scenariusz, tam za tekst do katalogu, jeszcze kiedy indziej za zakup pracy do kolekcji. Wynagrodzenie bywało zawoalowane, bo nikt nie chciał głośno mówić o tym, że artysta – o zgrozo! – też musi zapłacić czynsz i rachunki.

Tymczasem wytyczne Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej (OFSW), organizacji, która od 2009 reprezentuje malarzy, fotografów, performerów, rzeźbiarzy i tych powiązanych z szeroko rozumianą sceną artystyczną, nie są żadną nowością. Powstały ponad dekadę temu.

Ale długo czekały na swoje pięć minut. Pandemia, kryzys gospodarczy, brak pieniędzy w kulturze sprawiły, że nikt nie miał odwagi wdrożyć ich na szerszą skalę. Dopiero ostatnio nastąpił przełom, bowiem w maju 2025 roku w Szczecinie – w obecności ówczesnej ministry kultury Hanny Wróblewskiej – pierwsze podpisy złożyli pod takim dokumentem dyrektorzy Zachęty Narodowej Galerii Sztuki, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Biura Wystaw Artystycznych we Wrocławiu oraz TRAFO Trafostacji Sztuki w Szczecinie. Teraz przyszedł czas na Kraków i jego instytucje.

– Udowodniliśmy, że jesteśmy wspólnotą i możemy razem walczyć o rzeczy ważne dla naszego środowiska, które zwłaszcza w Krakowie jest tak liczne – mówi Antek Burzyński z Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej.

Buchalteria z ludzką twarzą

Porozumienie wprowadza coś, co w innych krajach funkcjonuje od dawna: stawki minimalne za udział w wystawach, oparte na prostym, uczciwym wzorze. To nie rewolucja, raczej zdrowy rozsądek ubrany w paragraf. Odnośnikiem jest płaca minimalna.

Jeśli artysta bierze udział w wystawie zbiorowej i pokazuje istniejące dzieło – pół pensji minimalnej. Nowe dzieło? Dwie pensje. Mała indywidualna wystawa? Trzy albo cztery. Duża retrospektywa? Sześć. Wreszcie liczby, które oddają choćby część realnego nakładu pracy.

W praktyce ta buchalteria oznacza, że artyści dostaną za:

  • udział w wystawie zbiorowej z gotową pracą ok. 2 300 zł,
  • nową pracę do wystawy zbiorowej ok. 9 300 zł,
  • małą wystawę indywidualną z nowymi dziełami ok. 18 600 zł,
  • dużą wystawę indywidualną lub retrospektywną ok. 28 000 zł.

Dla porównania warto wspomnieć, że dotychczas te kwoty oscylowały między 800 a 3 700 zł. Po raz pierwszy twórczość przeliczono na naprawdę realne pieniądze.

I choć niektórzy dyrektorzy instytucji już dziś podnoszą, że to rozwiązanie może ograniczyć liczbę wystaw, jeśli nie pójdą za nim większe dotacje, trudno nie przyznać, że to konieczna korekta. Bo do tej pory system opierał się na niewidzialnym wysiłku, a nawet wyzysku. Jeszcze niedawno dyrektorka jednej z krakowskich instytucji powtarzała: „to dzięki mnie zarabiają”. Bo wystawy – to fakt – sprawiają, że rynek słyszy o twórcach. Im ważniejsza instytucja, tym większa liczba zwiedzających i krytyków się pojawia. To z kolei przekłada się na teksty, obecność w social mediach. I tak kręci się obieg sztuki.

Ale o wycenieniu pracy emocjonalnej, intelektualnej, koncepcyjnej nikt nie mówi. Dzieło to finał długiego procesu i warto o tym pamiętać. Teraz wreszcie pojawia się skala, punkt odniesienia, coś więcej niż uścisk dłoni i gratulacje.

Standard rozchodzi się po kraju

Co ciekawe, nawet instytucje, które nie podpisały porozumienia proponowanego przez OFSW, stosują je, choć nieoficjalnie. Tak przynajmniej wynika z rozmów nie tylko z ich szefami, ale z artystami, choć wszyscy mówią to raczej w kuluarach niż na łamach prasy. Ale to i tak symbol zmiany. Stało się więc owo porozumienie punktem odniesienia, który – bez rozgłosu – zaczyna wpływać na regulowanie branży. Bo sztuka, jak każda inna praca, wymaga narzędzi, czasu, energii. I jeśli ma pozostać częścią realnej gospodarki, a nie tylko pięknym dodatkiem do strategii promocyjnych, musi być opłacana.

W tym sensie Kraków zrobił krok, na który czekano długo. Choć zrobił to bez fanfar, bez kamer i błysku fleszy (nie licząc profilu prezydenta miasta, Aleksandra Miszalskiego w social mediach), co dziwi. A może wcale nie powinno, skoro właśnie szykują się podwyżki za przejazdy transportem publicznym? Może nikt nie chce nadmiernie epatować takimi rozwiązaniami, by nie budować wrażenia, że to „przez artystów”?

Trzeba tu powiedzieć jasno: w całym budżecie miasta te kwoty wynagrodzeń będą niewidoczne. Natomiast jest to gest wobec środowiska, które przez lata słyszało: „nie mamy budżetu”. Co więcej, to pieniądze zainwestowane w „coś więcej”, w budowanie relacji zaufania między artystą a instytucją.

Monika Drożyńska z jednym ze swoich haftów w holu prezydenckim Urzędu Miasta Krakowa
Monika Drożyńska z jednym ze swoich haftów w holu prezydenckim Urzędu Miasta Krakowa. Fot. Łukasz Gazur

Polska dogania świat

Podobne rozwiązania obowiązują już w wielu krajach Zachodu – choćby w Skandynawii, gdzie artystom płaci się za czas pracy, a nie tylko za efekt. Tam to oczywiste. U nas dopiero raczkuje. Około 40 proc. muzeów w Kanadzie regularnie płaci artystom za wystawy indywidualne, jak wynika z badania Canadian Artists' Representation (CARFAC) z 2023 roku. Kwoty za wystawę solo wynoszą 2,5-4 tys. dolarów kanadyjskich. W wielkiej Brytanii niemal 60 proc. instytucji wystawienniczych twierdzi, że ich wypłaty dla artystów za wystawy to 1-2 tys. funtów. W Niemczech ponad 65 proc. muzeów i galerii płaci artystom za wystawy 1,5-4 tys. euro. Więc to nie polska fanaberia, ale próba cywilizowania rynku nad Wisłą.

Ale warto też dodać o innym, mniej przyjemnym zjawisku, które z kolei pojawia się w prywatnych, komercyjnych galeriach, często idących w przeciwnym kierunku. Na świecie coraz częściej pojawia się trend „pay to play”, czyli płacenia przez artystów za możliwość wystawienia się.

Na takim tle krakowskie porozumienie brzmi jak akt przywracania równowagi. Mały, lokalny gest, który wpisuje się w globalny proces porządkowania świata sztuki.

Forma szacunku

To, co się wydarzyło w Krakowie, nie jest tylko o pieniądzach. To także, a może przede wszystkim, o… uznaniu. O docenieniu. Bo zapłata za pracę twórczą to nie fanaberia, lecz fundament kultury, zwłaszcza w mieście, które pretenduje do miana jednej z „artystycznych stolic kraju”.

– Wreszcie ktoś powiedział głośno: praca artysty to też praca – po wyjściu z gabinetu prezydenta miasta Krakowa powiedziała Monika Drożyńska, słynna już „partyzancka hafciarka”.

W pociągach PKP wyszywała na zagłówkach rozmaite hasła, co skończyło się sprawą w sądzie wytoczoną przez państwowego przewoźnika. Swoją drogą: dlaczego zamiast wykorzystać PR-owo, że artystka uznała wagony za ciekawe miejsce działalności twórczej i wykorzystać to np. do konkursu na znalezienie jej prac albo najciekawsze zdjęcie – postanowiono pójść na ścieżkę sądową – to nie rozumiem.

Monika Drożyńska haftuje na zasłonie w gabinecie prezydenta miasta.
Monika Drożyńska haftuje na zasłonie w gabinecie prezydenta miasta. Fot. Łukasz Gazur

W gabinecie prezydenta – na zasłonie – także pozostawiła ślad swoich nici, o czym można przekonać się na Instagramie. Na miejscu prezydenta Krakowa już zgłosiłbym zasłonę na aukcję wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

I choć porozumienie podpisano bez kamer, w ciszy urzędowego gabinetu, to w tym braku medialnego zgiełku wybrzmiała rzecz najważniejsza: praca artystyczna ma wartość i czas, by tę wartość mierzyć nie tylko oklaskami, lecz także uczciwym wynagrodzeniem. Artysta nie żywi się powietrzem, a sztuka nie jest dekoracją do zdjęć w social mediach.

Główne wnioski

  1. Nowe Porozumienie wprowadza przejrzyste zasady wynagradzania artystów – wreszcie przeliczając twórczość na realny czas pracy.
  2. Krakowskie instytucje dołączają do grona miejsc (po placówkach mieszczących się w Szczecinie, Warszawie i Wrocławiu), które wprowadzają europejskie standardy w kulturze.
  3. To nie tylko kwestia pieniędzy, lecz symboliczny gest uznania, że praca artysty ma wartość – mierzalną, godną i potrzebną dla wspólnej kultury.