Donald Trump ma być świadkiem podpisania pokoju w DR Kongo. Walki trwają mimo serii nieudanych rozejmów
Prezydent USA Donald Trump przyjmie w czwartek w Białym Domu przywódców Demokratycznej Republiki Konga i Rwandy. Mają podpisać w jego obecności porozumienie pokojowe i gospodarcze dotyczące krwawego konfliktu we wschodnim Kongu. To kolejny etap procesu, który Waszyngton przedstawia jako swój sukces dyplomatyczny, choć na miejscu wciąż giną ludzie, a sytuacja humanitarna należy do najgorszych na świecie.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego spotkanie w Białym Domu z prezydentem Trumpem może być przełomem albo kolejnym rozczarowaniem w afrykańskim konflikcie.
- Kim są wojujące strony.
- O co toczą się walki.
Prezydent Demokratycznej Republiki Konga Felix Tshisekedi i jego rwandyjski odpowiednik Paul Kagame mają stawić się w czwartek w Białym Domu, by podpisać „historyczne porozumienie pokojowe i gospodarcze” – poinformowała rzeczniczka Białego Domu. Dokument był wstępnie uzgodniony w czerwcu, a teraz ma zostać zatwierdzony na najwyższym szczeblu w obecności prezydenta Trumpa.
Administracja USA od miesięcy zabiegała o doprowadzenie obu przywódców do stołu. Według źródeł cytowanych przez portal Africa Intelligence podpisanie dokumentu zaplanowano na 4 grudnia. Porozumienie ma dotyczyć nie tylko zakończenia walk, lecz także wspólnych przedsięwzięć przy wydobyciu cennych minerałów, budowy zapory na granicznej rzece Ruzizi, zwiększenia współpracy handlowej i ochrony wspólnych parków narodowych – wynika z depesz PAP.
To nie pierwsza taka próba. W czerwcu w Departamencie Stanu szefowie dyplomacji obu krajów podpisali już wstępne porozumienie pokojowe. Później w Katarze zawarto kolejną umowę, a w listopadzie uzgodniono ramy regionalnej integracji gospodarczej, która ma ściągnąć z USA miliardowe inwestycje w wydobycie metali ziem rzadkich. Żadne z tych porozumień nie powstrzymało jednak przemocy.
Wojna, która trwa mimo umów
Wschodnie prowincje DRK – przede wszystkim Kiwu Północne i Kiwu Południowe – od lat są areną walk między armią kongijską a dziesiątkami grup zbrojnych. Najsilniejszą z nich jest wspierany przez Rwandę ruch M23, który na nowo pojawił się w terenie pod koniec 2021 r., a od 2024 r. prowadzi ofensywę przeciwko siłom rządowym.
W tym roku rebelianci przejęli kontrolę nad kluczowymi ośrodkami regionu, w tym nad Gomą – stutysięcznym miastem i głównym węzłem humanitarnym – oraz nad Bukavu, stolicą prowincji Kiwu Południowe. Według szacunków przedstawionych w lutym przez premier DRK Judith Suminwę na forum ONZ tylko od stycznia walki na wschodzie kraju pochłonęły około 7 tys. ofiar, z czego znaczną część stanowią cywile.
ONZ i organizacje humanitarne opisują systematyczne naruszenia praw człowieka, w tym masowe gwałty, egzekucje pozasądowe, przymusowe rekrutacje i ataki na obozy dla uchodźców wewnętrznych. UNHCR alarmował w marcu, że w samej tylko Burundi schronienie znalazło już ponad 60 tys. osób uciekających przed ofensywą M23, a skalę przemocy seksualnej określił jako „szokującą” – w ostatnich dwóch tygodniach lutego odnotowano 895 zgłoszonych gwałtów, ponad 60 dziennie.
Warto wiedzieć
Czym są M23 i FDLR?
Mouvement du 23 Mars (M23, czyli Ruch 23 Marca) to zbrojne ugrupowanie powstałe w 2012 r. z rozpadających się szeregów byłej grupy CNDP, którą tworzyli żołnierze pochodzenia Tutsi. Według analizy instytutu ACLED grupa powstała z „rozczarowania rozpadem procesu integracji rebeliantów po wojnach kongijskich. Część żołnierzy chciała powrócić do Rwandy, ale inni zdecydowali się zostać w DRK".
M23 twierdzi, że chroni interesy społeczności Tutsi na wschodzie DRK i walczy o pełne wdrożenie porozumienia pokojowego z 2009 r. W praktyce jednak – jak dokumentuje think tank ICCT – grupa regularnie brała udział w systematycznych naruszeniach praw człowieka: egzekucjach pozasądowych, gwałtach i przymusowym werbunku dzieci.
Forces démocratiques de libération du Rwanda (FDLR, czyli Demokratyczne Siły Wyzwolenia Rwandy) to pozostałość innego konfliktu – ludobójstwa Tutsi z 1994 roku w Rwandzie. Grupa składa się z członków byłej armii Rwandy i ekstremistów Hutu, którzy zbiegli do wschodniego Konga zaraz po masakrze.
Według Human Rights Watch FDLR przez kilkadziesiąt lat zabijała cywilów „maczetami, łopatami, paląc ich żywcem w domach", a jej działania obejmowały regularne gwałty i zbrodnie wojenne. Obecność FDLR w terenie – chociaż liczbowo jej siły stopniały – stanowi formalny pretekst do interwencji Rwandy w DRK.
Koszty humanitarne: miliony wypędzonych z domów
Według danych Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM) cytowanych przez Norwegian Refugee Council w całej DRK prawie 7 mln osób to uchodźcy wewnętrzni, z czego zdecydowana większość uciekła przed przemocą. Sam kryzys związany z ofensywą M23 tylko w 2025 r. przesiedlił około 1,2 mln osób w prowincjach Kiwu Północne i Kiwu Południowe.
Al Jazeera, powołując się na ONZ, informowała, że od początku roku dodatkowe 230 tys. ludzi musiało uciekać z domów przed nową falą starć w rejonie Masisi i Lubero. UN News podawał w czerwcu, że przemoc i ofensywa M23 doprowadziły do wypędzenia ponad miliona osób w prowincjach Ituri, Kiwu Północne i Kiwu Południowe tylko w tym roku.
Organizacje pomocowe zwracają uwagę, że wiele rodzin było zmuszanych do wielokrotnej ucieczki – najpierw z domów do tymczasowych obozów, a później z obozów, które również stają się celem ataków. W okolicach Gomy i Nyiragongo w ciągu zaledwie dwóch miesięcy 2025 r. ponad 660 tys. osób zostało wypędzonych z prowizorycznych obozowisk. Warunki sanitarne są skrajnie złe, rośnie liczba zachorowań, m.in. na cholerę.
O co toczy się wojna
Eksperci i organizacje międzynarodowe podkreślają, że konflikt we wschodniej DRK ma trzy nakładające się wymiary: etniczny, polityczny i surowcowy.
Po pierwsze, jego tło sięga ludobójstwa w Rwandzie w 1994 r. Po masakrze Tutsi przez ekstremistów Hutu część sprawców i członków bojówek uciekła do wschodniego Konga. Z nich wywodzi się dziś m.in. ugrupowanie FDLR, które rząd Kinszasy zobowiązał się rozbroić, ale nie wypełnił tej obietnicy. I właśnie to Kigali przywołuje jako powód własnej interwencji w regionie. FDLR rekrutuje się bowiem z sił odpowiedzialnych za ludobójstwo w 1994 r.
Po drugie, w konflikt wpisane są interesy polityczne państw regionu. Eksperci z Council on Foreign Relations wskazują, że Rwanda widzi w obecności M23 instrument nacisku na Kinszasę, a także sposób kontroli nad pasem przygranicznym bogatym w surowce. Z kolei DRK oskarża Rwandę o bezpośrednie wysłanie ok. 4 tys. żołnierzy, którzy mieli wspierać M23 w zdobyciu Gomy i Bukavu – te szacunki przytaczała m.in. Al Jazeera, powołując się na analizy ONZ.
Po trzecie, wschodnie Kongo jest jednym z najbardziej zasobnych w surowce regionów świata. Think tanki i organizacje badawcze, m.in. New Lines Institute i ACAPS, mówią o swoistej „triadzie”: konflikt, górnictwo i przemoc. Jak ona funkcjonuje? M23 i inne grupy zbrojne kontrolują okolice strategicznych kopalń kobaltu, koltanu, cyny i złota, czerpiąc z nich dochody i opodatkowując handel. To właśnie te surowce są kluczowe dla globalnych łańcuchów dostaw – zwłaszcza dla przemysłu elektronicznego i transformacji energetycznej – co dodatkowo podnosi stawkę sporu.
Dlaczego wcześniejsze porozumienia nie zadziałały
Choć Donald Trump już po czerwcowym porozumieniu ministrów spraw zagranicznych zaliczył konflikt w DRK do „wojen, które powstrzymał”, realia na miejscu temu przeczą – podkreślają m.in. Reuters i BBC. Od czasu podpisania umów w czerwcu i w Katarze:
- M23 wciąż okupuje Gomę i Bukavu, zdobyte w styczniu tego roku.
- Z terytorium DRK nie zostały wycofane oddziały armii Rwandy mimo wcześniejszych uzgodnień – co sygnalizowały źródła dyplomatyczne cytowane przez afrykańskie i europejskie media.
- Strona kongijska nie rozbroiła FDLR, choć było to elementem wcześniejszych porozumień – przypomina PAP w depeszach dotyczących zbliżającego się szczytu.
UNICEF w najnowszym raporcie z końca kwietnia odnotowuje, że mimo podpisania „Deklaracji zasad” przez Kinszasę i Kigali 25 kwietnia walki w Kiwu Północnym i Kiwu Południowym wybuchły ponownie już następnego dnia. Wycofywanie kontyngentu SADC z Gomy dodatkowo pogłębia lukę bezpieczeństwa.
Eksperci Norwegian Refugee Council mówią wprost, że sytuacja cywilów „wisi na włosku”, a wschodnie Kongo jest od lat jednym z najbardziej zaniedbanych krajów z kryzysem przesiedleńczym na świecie. CFR dodaje, że mimo wieloletniej obecności misji ONZ (MONUSCO) poziom przemocy i skala przemieszczania ludności wciąż rosną.
Co może zmienić podpisanie porozumienia w Waszyngtonie
Nowe porozumienie ma spiąć trzy wątki: bezpieczeństwa, gospodarki i regionalnej współpracy. Z projektu, o którym pisały m.in. Africa Intelligence i Africa Report, wynika, że:
- M23 ma wycofać się z części zajętych terenów, a armia Rwandy – z terytorium DRK.
- Kinszasa zobowiąże się do rozbrojenia FDLR i innych bojówek, które Kigali uznaje za zagrożenie.
- Obie strony zgodzą się na nowe mechanizmy wspólnego zarządzania transgranicznymi zasobami – od kopalń po infrastrukturę energetyczną – z udziałem kapitału amerykańskiego.
Stawką jest nie tylko wygaszenie walk, ale też to, kto będzie kontrolował strumień przyszłych inwestycji w metale ziem rzadkich i krytyczne surowce. Dla USA, które przedstawiają inicjatywę jako osobisty sukces Donalda Trumpa, to szansa na wzmocnienie wpływów w Afryce Środkowej i zabezpieczenie łańcuchów dostaw surowców ważnych dla własnej transformacji energetycznej.
Kluczowe pytanie, które zadają dziś analitycy i organizacje humanitarne, brzmi jednak inaczej: czy porozumienie z Białego Domu przełoży się na realną zmianę w terenie – wyciszenie frontu, powrót części uchodźców, poprawę bezpieczeństwa kobiet i dzieci – czy będzie kolejnym z wielu dokumentów, po których rebelianci i armie państwowe nadal będą toczyć wojnę o ludzi i surowce we wschodnim Kongu.
Główne wnioski
- Historia negocjacji w DRK wykazuje, że podpisy na papierze – nawet w Białym Domu i w obecności amerykańskiego prezydenta – nie wystarczą, jeśli brakuje realnych mechanizmów zmuszenia stron do posłuszeństwa. Od czerwca tego roku podpisano co najmniej trzy umowy międzynarodowe, a przemoc wciąż się nasilała. Think tanki, w tym IPIS, wskazują, że militarne odpowiedzi w przeszłości nie powstrzymały powrotu M23 – potrzebne są „reformy strukturalne, dialog i zwrócenie uwagi na lokalne skargi". Bez międzynarodowego nadzoru nad wdrażaniem porozumienia i sankcji za jego naruszenia, dokument z grudnia 2025 r. może być kolejnym nieprzestrzeganym porozumieniem.
- Konflikt w DRK nie jest jednowymiarową wojną domową ani lokalnym sporem terytorialnym. To splot czterech warstw powiązanych napięć: historycznych (ludobójstwo rwandyjskie z 1994 r. i trwająca zemsta między grupami etnicznymi), politycznych (konkurencja między DRK, Rwandą i Ugandą o wpływy regionalne), gospodarczych (kontrola nad kopalniami kobaltu, koltanu i złota wartymi miliardy dolarów) oraz geopolitycznych (zaangażowanie USA w zabezpieczenie dostaw surowców dla swojej transformacji energetycznej). Żadnego z tych wątków nie można pominąć w negocjacjach, a każdy wymaga odrębnego podejścia. Porozumienia koncentrujące się wyłącznie na militarnym wycofaniu bez rozwiązania fundamentalnych sporów o surowce i przychody będą podatne na szybką destabilizację.
- Prawie 7 milionów osób – głównie dzieci, kobiety i starcy – wciąż żyje w złych warunkach: bez dachu nad głową, bez dostępu do edukacji, bez perspektyw. Nawet jeśli porozumienie z Białego Domu faktycznie wyciszyłoby front militarny, przywrócenie bezpieczeństwa wymagać będzie lat. Psychologiczne i społeczne rany mogą nigdy się nie zagoić. Bez potężnych inwestycji w odbudowę infrastruktury oraz dostęp do edukacji i zatrudnienia w terenie, miliony ludzi pozostaną na marginesie życia społeczno-gospodarczego.