Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Świat

Prof. Maciej Milczanowski: Donald Trump gra w sprawie Ukrainy na najniższych instynktach (WYWIAD)

Ukraina jest w trudnej sytuacji militarnej – mówi prof. Maciej Milczanowski z Uniwersytetu Rzeszowskiego. Wyjaśnia też, o co tak naprawdę gra Władimir Putin i jak Polska powinna zareagować na to, co dzieje się między USA, UE, Rosją a Ukrainą.

Prezydent USA Donald Trump i rosyjski dyktator Władimir Putin w trakcie spotkania 15 sierpnia 2025 r. na Alasce
Prezydent USA Donald Trump i rosyjski dyktator Władimir Putin w trakcie spotkania 15 sierpnia 2025 r. na Alasce. Fot. Andrew Harnik/Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak Rosja może przejąć kontrolę nad Ukrainą i zamienić ją w drugą Białoruś.
  2. Jak wygląda obecna frontowa sytuacja Ukrainy.
  3. Do czego dąży prezydent Donald Trump.
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Andrzej Mężyński (XYZ): Panie profesorze, jak w tej chwili wygląda sytuacja frontowa Ukrainy?

Prof. Maciej Milczanowski*: Sytuacja jest trudna. Głównym problemem jest przede wszystkim brak ludzi. Oczywiście są też kłopoty ze sprzętem, jednak najpoważniejszy jest niedobór żołnierzy.

Dlaczego?

Kiedy pogoda nie pozwala na używanie dronów, Rosja ma przewagę zarówno informacyjną, jak i ludzką. Nie wiemy, w jakim stopniu Amerykanie dalej dzielą się informacjami wywiadowczymi. Do tego brak ludzi po stronie ukraińskiej sprawia, że łatwiej przełamać strefę dronową [strefę na linii frontu, która zwykle jest całkowicie pod kontrolą dronów – red.]. Wiele rzeczy też odłożyło się na froncie.

Jakich?

Spada motywacja i morale żołnierzy, brakuje też zachodniego sprzętu. Ukraina ponosi więc straty w terenie. Są to nieduże straty, ale Rosja wciąż prze na zachód. Putin korzysta ze starej koncepcji, według której zajęcie terenu pozwala ogłosić się zwycięzcą. Rosja liczy też, że te niewielkie przełamania na froncie doprowadzą w końcu do dużego załamania ukraińskiej obrony.

Do tego Rosja też się zmieniła. To nie jest ta sama armia z początków wojny. Jest choćby dronowa jednostka Rubikon…

To oczywiście ważne zmiany na froncie i w szerszym kontekście. Rosja posługuje się nowoczesnymi technologiami i działa na nowoczesnym poziomie. To powinno być natychmiast wzięte pod uwagę przez Polskę.

A jak pan ocenia negocjacje pokojowe? To trochę dziwne, że Ukraina musi najpierw negocjować z UE i USA, podczas kiedy pokoju może nie zaakceptować Rosja.

Zbigniew Brzeziński pisał o wielkiej szachownicy. Cała ta sytuacja to oczywiście taka gra. A Donald Trump gra na najniższych instynktach. Postanowił wygrać, bo w ten sposób zapewni biznesmenom z kręgów MAGA, którzy go wspierają, dostęp do surowców ukraińskich i rosyjskich. Oraz pokazać swoim wyborcom, że jest na tej szachownicy najlepszym graczem.

Chce więc takiego pokoju, za który Ukraina zapłaci USA swoimi surowcami. A jednocześnie zawarcie pokoju, w którym Ukraina będzie zależna od Rosji, sprawi, że Moskwa da amerykańskiemu biznesowi dostęp do swoich surowców. To dla kręgów MAGA będzie korzystne, bo otworzą się dotychczas zamknięte rynki.

A jak pan ocenia to, co dzieje się między USA a Rosją?

Rosja będzie się starać rozsadzać politykę amerykańską. Dlatego teraz, podczas rządów Trumpa, instaluje w USA aktywa wywiadowcze. Dzięki temu nawet po zakończeniu jego kadencji Moskwa będzie w stanie wpływać na wewnętrzną i zewnętrzną politykę USA. Na tej próbie porozumienia Trumpa z Putinem stracą wszyscy, a zyskają kręgi biznesowe MAGA wspierające obecnego prezydenta. Sam Trump ośmiesza Amerykanów, pokazując, że staje się bardziej carem niż prezydentem USA. Świadczy o tym choćby przemiana Gabinetu Owalnego w pokój pełen złota – a jego wyborcom się to podoba! Chce trzeciej kadencji, do polityki wprowadza rodzinę itd.

A w co gra Putin?

Gra idzie o całą Ukrainę. Jeśli Wołodymyr Zełenski podpisze pokój, w którym oddaje Rosji Donbas, to dla Ukraińców okaże się zdrajcą. Jego środowisko przegra więc następne wybory – zarówno prezydenckie, jak i parlamentarne.

Kto je zwycięży?

Kandydat popierany zarówno przez USA, jak i Rosję. Ktoś, kto będzie miękkim politykiem – nie od razu prorosyjskim, ale takim, który wprowadzi do Ukrainy rosyjską propagandę przy wsparciu Ameryki i Moskwy. Taki kandydat będzie prowadził politykę Łukaszenki: oficjalnie będzie pozorował niezależność od Moskwy, jednak w rzeczywistości będzie robił to, co nakażą Moskwa i waszyngtoński ruch MAGA.

Z czasem można się spodziewać stopniowej integracji Ukrainy z Rosją i prześladowań ukraińskich patriotów. Może nawet wspólnych ćwiczeń wojskowych czy przesunięcia granic rosyjskich okręgów wojskowych. To postawi Europę w bardzo trudnej sytuacji. A to dopiero początek dłuższego planu Putina.

Na czym on polega?

Po pierwsze chodzi o przejęcie Ukrainy politycznie. Takie zwycięstwo da Putinowi dźwignię do zdobycia kolejnych sojuszników. Rośnie bowiem poparcie dla AfD w Niemczech, Frontu Narodowego we Francji czy Reform w Wielkiej Brytanii. Najbardziej niepokojące jest to, że Putin zyskuje poparcie na Zachodzie mimo krwawej rozprawy z Ukrainą. W ten sposób wygrywa rozgrywkę z USA. A Trump dąży do zawarcia pokoju z Rosją za wszelką cenę, licząc, że pomoże mu to zdobyć trzecią kadencję i że MAGA pomoże mu przełamać konstytucję.

Jeśli Rosja przejmie Ukrainę, to czy nie oznacza to zielonego światła dla Chin do ataku na Tajwan?

Trump już to częściowo zapowiedział. Zasygnalizował Chinom, że jest gotów opuścić Tajwan. Powiedział choćby, że trzeba zabrać najważniejsze technologie z wyspy, bo może stać się celem wojny. Zajęcie Tajwanu byłoby wielkim zwycięstwem Chin i stworzyłoby świat, w którym mocarstwa decydują o losie mniejszych państw.

Jak może wyglądać taki świat?

Jeśli Trump, Putin i Xi zbudują nowy porządek, to nie będzie on działał tak, jak im się wydaje. Nie ma bowiem szans na „koncert mocarstw” w stylu XIX wieku. Trump chce ograć Chiny i Rosję, Rosja chce ograć Chiny i USA, a Chiny także planują ograć swoich rywali. To doprowadzi do licznych konfliktów.

A czy to może doprowadzić do rozprzestrzeniania się broni atomowej? Takie kraje jak Tajwan czy Korea Południowa mogą uznać, że tylko własna broń jądrowa ustrzeże je przed inwazją.

Próby atomowe już się zaczęły. Trump zapowiedział ich wznowienie, a w odpowiedzi Rosja wznowi swoje. Wiele państw będzie więc chciało wzmocnić swoje armie o broń jądrową. Rosja może to wykorzystać i uzbroić kraje niechętne nie tylko Zachodowi, ale i Chinom. Wyścig nuklearny zaczyna się więc na nowo.

Czy to, co dzieje się na świecie, może doprowadzić do tzw. proxy war [wojna pośrednia, czyli konflikt, w którym dwa duże państwa lub bloki rywalizują ze sobą, ale nie walczą bezpośrednio – przyp. red.]? Trump szykuje się choćby do ataku na Wenezuelę, a tam przecież jest rosyjska misja szkoleniowa, a sama Wenezuela uzbrojona jest głównie w rosyjski sprzęt.

To wygląda na plany wojenne. Jedyne, co powstrzymuje Trumpa, to niezadowolenie środowiska MAGA. Oni bowiem mieli obiecany koniec zagranicznych wojen. Do tego liczą na robienie biznesu, a nie na nowe konflikty. Dlatego tu z pomysłami przychodzi mu Putin. Trump może nazwać atak na Wenezuelę „operacją specjalną” albo w jakiś inny, typowo rosyjski sposób. Nie może zrazić swoich wyborców ani darczyńców.

Ale przecież ruch MAGA ma problemy. Ostatnio Marjorie Taylor Greene, jego główna zwolenniczka w USA, zdecydowała się zerwać z prezydentem i zakończyć swoją karierę polityczną.

Pojedyncze osoby odrywające się od MAGA są łatwe do zmarginalizowania. Nagle zostają same i stają się celem ataków propagandy Trumpa. To typowy rosyjski schemat – nazwać tych, którzy się odłączają od władzy, wewnętrznymi wrogami lub agenturą. Jedyne, na co Trump nie może sobie pozwolić, to odpływ znaczących kręgów. Stąd taki atak na Elona Muska, gdy ten chciał założyć własną partię. Miliarderowi groziła przecież nawet deportacja.

Dlatego Trump tak bardzo chce zawarcia dealu z Rosją. Gdyby to nie wyszło, mógłby mieć poważny problem z kręgami biznesowymi MAGA, które liczą na otwarcie rosyjskiego rynku i dostęp do ukraińskich surowców.

Jak na to wszystko może zareagować Europa?

Unia Europejska, póki nie wzmocni się militarnie, niewiele może zrobić. Można jedynie „ugłaskać” Trumpa, tak jak robi to choćby szef NATO. To pozwala USA dalej funkcjonować w ramach Sojuszu. Niestety, kolejne wybory mogą zmienić sytuację. Jeśli we Francji czy Niemczech wygra skrajna prawica sympatyzująca z Putinem, nie będzie mowy o wspólnej Europie. Zostaną tylko poszczególne państwa.

Co powinna zrobić więc Polska? Nasza doktryna wojskowa zakłada przecież obronę, póki nie przybędą Amerykanie z pomocą. A za Trumpa Amerykanie mogą nie przybyć.

Po pierwsze musimy zmienić doktrynę wojskową. Potrzebujemy zacieśniać sojusze z państwami, które jeszcze chcą z nami współpracować. Ale musimy mieć świadomość, że kolejne wybory w państwach UE mogą to zmienić. Potrzebujemy tzw. obrony mozaikowej.

Na czym ona polega?

Chodzi o połączenie naszych systemów wojskowych z krajami, które widzą zagrożenie w Rosji, np. z Francją czy Niemcami. Jeśli jednak sytuacja polityczna w tych państwach się zmieni, powinniśmy natychmiast je od naszych systemów odłączyć. Musimy też robić tyle, ile możemy. Nie zmienimy bowiem tego, że USA są nieobliczalne.

Ile więc możemy?

Możemy się płaszczyć przed Trumpem, chociaż to niczego nie da. On mówi do nas jak biznesmen – pyta, jakie mamy karty i jaki mamy biznes z USA. Kupowanie uzbrojenia jest OK dla MAGA, ale nie zapewnia niczego poza tym. Jeśli mamy tylko takie karty, że jesteśmy posłuszni, to niczego to nie da. Podejście prawicy, że trzeba słuchać Trumpa, bo jeśli Ameryka nas lubi, to nam pomoże, jest błędne. Jeśli innych kart nie mamy, pozostaje budowa własnej obronności i realnych sojuszy. Trzeba wzmacniać relacje europejskie, a od Amerykanów kupować tyle sprzętu, ile trzeba.

No właśnie… istnieje obawa, że wiele z nowoczesnego sprzętu, który kupimy od USA, może zostać zdalnie zablokowane.

Po pierwsze, jak mówiłem, trzeba kupować to, co musimy. Mamy pewne zobowiązania, ale im bardziej się da, tym bardziej trzeba odchodzić od amerykańskiej technologii i pozyskiwać własną. Nie można się bowiem uzależniać od sojusznika.

Pole walki mocno się zmienia. Ważnym krokiem było wypuszczenie pierwszego polskiego satelity wojskowego, ale potrzebujemy kolejnych. Potrzebujemy też sił dronowych z rozproszoną produkcją i bazami. W ten sposób możemy stać się tzw. średnim mocarstwem, z którym inne kraje będą się liczyć i które będzie narzucać pewne standardy.

Tymczasem pojawiają się plany przejęcia używanych amerykańskich transporterów kołowych Stryker, co zatrzyma nasz program KTO.

To może się podobać amerykańskiemu biznesowi. Trump może bowiem powiedzieć, że zamiast sprzęt złomować, sprzedał przechodzoną technologię Polsce. Co oni wycofują z użycia, trafia do naszej armii. Tymczasem powinniśmy wspierać i inwestować we własny przemysł. Kupmy jeden egzemplarz, a nie trzy – ale z własnych fabryk, co rozwinie nasze zdolności. Powinniśmy też mocno współpracować z Ukrainą.

Dlaczego?

Kijów pozwala nam korzystać z własnych doświadczeń. Sytuacja się odwróciła – to nie zachodni instruktorzy uczą Ukraińców, tylko Ukraińcy uczą naszych żołnierzy.

Jest takie brutalne powiedzenie wojskowe, że nie ma lepszego doświadczenia niż wojna. Żadne ćwiczenia nie zastąpią działań bojowych. Ukraińcy mają zaś doświadczenie, mogą pokazać, co działa, a co nie działa. Nie można jednak kopiować ich rozwiązań.

Co więc powinniśmy zrobić?

Mądrym działaniem jest implementacja tych rozwiązań tak, by były kompatybilne z naszymi siłami zbrojnymi i pasowały do naszego sprzętu. Trzeba też zmienić prawo i doktrynę wojskową, bo mamy wojnę hybrydową, a grozi nam wojna konwencjonalna. Być może potrzebne są zmiany personalne – zarówno w wojsku, jak i w kręgach cywilnych, które współpracują z wojskiem. Postępy w modernizacji prawa i doktryny idą bowiem bardzo wolno.

Mówiąc o czasie, różni wojskowi i politycy mówią nam, za ile lat Rosja może zaatakować. Ile pan nam daje czasu?

Tego nie da się ocenić tak prosto. Rosja może zawrzeć pokój z Ukrainą, a za trzy miesiące uderzyć „operacją specjalną” w Kazachstan albo państwa bałtyckie. Może też dać sobie czas na odbudowę armii i gospodarki.

Ewentualnie zaistnieje jakaś operacja Chin wobec Tajwanu, a to spowoduje wybuch niezamierzonej wojny. To wszystko wpływa na czas, determinując kolejne czynniki. Nie ma więc możliwości wyliczenia dokładnej daty.

Jedno jest pewne – Putin nie pójdzie na wojnę na dwa fronty. Zna historię i wie, jak to się kończyło dla Napoleona, Hitlera i innych. Ale będzie prowadzić działania w ramach wojny hybrydowej. Musimy więc wystrzegać się liczenia lat – trzeba działać od razu. System musi zaistnieć dziś, a potem trzeba go jedynie rozbudowywać i modernizować.

* kpt. rez. dr hab. inż. Maciej Milczanowski to prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego, zastępca dyrektora Instytutu Nauk o Polityce i Bezpieczeństwie, kierownik Zakładu Studiów nad Wojną UR, ekspert Fundacji Pułaskiego

Główne wnioski

  1. Ukraina jest w krytycznej sytuacji militarnej – kluczowym problemem jest niedobór ludzi, spadające morale i zbyt mało sprzętu z Zachodu. Rosja wywiera stałą presję i zyskuje przewagę dzięki technologii oraz liczebności.
  2. Trump i Putin realizują własne, zbieżne interesy kosztem Ukrainy i Europy – dążą do pokoju, który uzależni Ukrainę od Rosji i otworzy rynki surowcowe dla kręgów MAGA; jednocześnie Rosja pogłębia infiltrację USA.
  3. Europa i Polska muszą zakładać nieprzewidywalność USA i przygotować własną obronność – obejmuje to zmianę doktryny, wdrożenie „obrony mozaikowej”, rozwój przemysłu zbrojeniowego, autonomię technologiczną oraz głęboką współpracę z Ukrainą.