Syntetyczny środek na ryzyko. Polskie banki weszły do europejskiej czołówki
Sekurytyzacja syntetyczna w polskim systemie bankowym zyskuje na popularności. Korzystają z niej najwięksi gracze, a rynek wart jest już ok. 80 mld zł. To zaawansowany instrument finansowy, który pozwala krajowym instytucjom uwolnić kapitał na inwestycje.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Na czym polega sekurytyzacja syntetyczna i dlaczego zyskuje na znaczeniu jako element zarządzania ryzykiem w polskich bankach.
- Jakie korzyści daje bankom i inwestorom.
- Jakie banki i instytucje korzystają z tego rozwiązania oraz jakie ma ono znaczenie dla polskiej bankowości.
Wyobraźmy sobie bank, który udzielił tysiącom firm kredytów – na budowę farm wiatrowych, rozwój przedsiębiorstw, inwestycje w nowe technologie. Każdy taki kredyt to dla banku potencjalny zysk, ale i ryzyko. Nie można bowiem założyć, że wszyscy wierzyciele spłacą swoje zobowiązania w 100 proc. Im większy portfel kredytów, tym większe skumulowane ryzyko, a co za tym idzie – większe wymagania kapitałowe narzucane przez regulatorów. Bank musi mieć odpowiednio dużo własnych środków, by zabezpieczyć się na wypadek problemów.
I tu wchodzi do gry sekurytyzacja syntetyczna – narzędzie, które pozwala bankowi przenieść część ryzyka na zewnętrznego inwestora, bez konieczności sprzedawania samych kredytów. Działa to na zasadach podobnych do polisy ubezpieczeniowej na portfel kredytów: bank płaci „składkę”, a inwestor (np. fundusz emerytalny czy międzynarodowa instytucja finansowa) bierze na siebie część potencjalnych strat. Dzięki temu bank może odciążyć swój bilans, uwolnić kapitał i udzielać kolejnych kredytów – tym samym napędzając rozwój gospodarki.
Jak to działa w praktyce i skąd się wzięła „syntetyczność”?
W klasycznej sekurytyzacji bank sprzedaje portfel kredytów do specjalnej spółki (special purpose vehicle, SPV), która emituje papiery wartościowe zabezpieczone tym portfelem. W wersji syntetycznej kredyty pozostają w banku, a przenoszone jest jedynie ryzyko ich niespłacenia. Najczęściej odbywa się to poprzez zawarcie umowy z inwestorem, który – w zamian za wynagrodzenie – przejmuje na siebie określony poziom strat z tego portfela.
Aby cały proces był możliwy, trzeba wykonać sporo pracy, bo sekurytyzacja rozłożona jest na kilka etapów. Najpierw bank identyfikuje i grupuje kredyty, które mają być objęte transakcją. Następnie dzieli portfel na transze pod kątem ryzyka ich spłaty i ustala, jaką część ryzyka chce przenieść na inwestora.
Następnie strony transakcji uzgadniają, jak technicznie ma wyglądać sekurytyzacja syntetyczna. Sposobów jest kilka, ale zawsze pojawia się w nich instrument powiązany bezpośrednio z danym portfelem kredytów lub z jego częścią. Zazwyczaj są to tzw. credit linked notes (CLN) – obligacje powiązane z ryzykiem kredytowym portfela. Inwestor kupuje te obligacje, a jeśli w portfelu pojawią się straty, to właśnie on je pokrywa do ustalonego poziomu. Na tym etapie duża część pracy spoczywa na prawnikach – zarówno w bankach, jak i w wyspecjalizowanych kancelariach – ponieważ umowy szczegółowo regulują, na jakich warunkach odbywają się wzajemne płatności.
Zazwyczaj mechanizm wygląda następująco: bank wypłaca inwestorowi odsetki od wyemitowanych obligacji w zamian za przejęcie określonego ryzyka. W przypadku wystąpienia strat w portfelu inwestor – po uwzględnieniu wkładu własnego banku – ponosi je zgodnie z warunkami umowy, która przenosi ryzyko z banku na inwestora. Cały proces podlega nadzorowi niezależnych agentów oraz rygorystycznym regulacjom, a także wymaga szczegółowej dokumentacji.
Najważniejsze zadanie zespołu to przekonanie inwestorów – w oparciu o szeroki wachlarz danych – że relacja ryzyka do oczekiwanego zwrotu jest atrakcyjna dla obu stron transakcji.
– Proces ten jest złożony i wymaga wysokiego poziomu kompetencji. Dlatego kluczowe jest posiadanie skutecznego zespołu, który dysponuje wizją, determinacją oraz szeroką wiedzą z zakresu finansów i zarządzania ryzykiem. Jego rolą jest nie tylko proponowanie optymalnych warunków transakcji, ale także budowanie zaufania wśród kluczowych partnerów. Najważniejsze zadanie zespołu to przekonanie inwestorów – w oparciu o szeroki wachlarz danych – że relacja ryzyka do oczekiwanego zwrotu jest atrakcyjna dla obu stron transakcji – podkreśla Karol Prażmo, dyrektor zarządzający Obszarem Skarbu i Relacji Inwestorskich w mBanku.
Uwolniony kapitał
Kluczową cechą sekurytyzacji syntetycznej jest to, że aktywa nie zmieniają właściciela – bank nadal zarządza portfelem, ale ryzyko kredytowe jest ubezpieczone przez inwestora. Dzięki temu proces jest szybszy, tańszy i bardziej elastyczny niż klasyczna sekurytyzacja, a jednocześnie pozwala bankom na efektywne zarządzanie kapitałem i ryzykiem. Dla banku oznacza to możliwość przypisania niższej wagi ryzyka do ubezpieczonych kredytów, co przekłada się na obniżenie kluczowego dla banków wskaźnika RWA (risk-weighted assets). Regulatorzy wymagają, aby na podstawie tej miary banki utrzymywały odpowiedni poziom kapitału, dlatego transakcje sekurytyzacji wymagają zgody nadzorcy.
Po upływie ustalonego okresu (zwykle kilku lat), jeśli nie wystąpiły poważne straty, inwestor odzyskuje zainwestowane środki, a bank zachowuje korzyści kapitałowe. Jeśli jednak pojawiły się straty, inwestor pokrywa je do wysokości ustalonego limitu.
mBank i PGGM: zielona transformacja na wielką skalę
Jednym z najgłośniejszych przykładów sekurytyzacji syntetycznej w Polsce w ostatnim czasie jest transakcja mBanku z holenderskim funduszem PGGM. Niedawno bank zawarł z PGGM umowę opartą na portfelu kredytów korporacyjnych o wartości 3,8 mld zł, z czego aż 75 proc. stanowiły finansowania farm wiatrowych i instalacji fotowoltaicznych. Pozostała część portfela obejmuje projekty z takich obszarów jak opieka zdrowotna czy telekomunikacja.
To pierwsza na tak dużą skalę transakcja przeniesienia istotnej części ryzyka kredytowego w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, oparta na finansowaniu odnawialnych źródeł energii. Dla mBanku to szczególnie istotne, ponieważ w swojej strategii założył, że do 2030 r. 15 proc. portfela kredytów korporacyjnych mają stanowić finansowania zrównoważone – wspierające transformację energetyczną gospodarki.
PGGM, fundusz zarządzający aktywami holenderskich pracowników służby zdrowia, widzi w tej transakcji szansę na wsparcie zielonej transformacji w regionie i dywersyfikację własnego portfela inwestycyjnego. To już trzecia umowa między mBankiem a PGGM w ciągu trzech lat.
– Sekurytyzacja pozwala bankom zarówno uwolnić kapitał, jak i zwiększyć jego efektywność. Jesteśmy dumni, że wyznaczyliśmy kierunek w tym obszarze w Polsce – opracowaliśmy strukturę transakcji i zrealizowaliśmy je w szerokim zakresie portfela: od kredytów złotowych i denominowanych w euro, przez finansowanie przedsiębiorstw oraz kredyty detaliczne niehipoteczne, aż po projekty infrastrukturalne i energetyczne. Dysponujemy bogatym doświadczeniem, które zamierzamy wykorzystać, zwłaszcza że nowe regulacje otwierają przestrzeń do innowacji w tym segmencie** – podkreśla Karol Prażmo.
Pozostali też działają
mBank ma największe doświadczenie w przeprowadzaniu tego typu transakcji. Grono banków korzystających z tego rozwiązania jednak stale się powiększa. W tym roku dołączył do niego PKO BP, który w maju zawarł z Christofferson, Robb & Company (CRC) pakiet umów dotyczących portfela kredytów korporacyjnych o wartości blisko 1,9 mld zł, o czym informowaliśmy na łamach XYZ. Aktywność w obszarze sekurytyzacji syntetycznej wykazują również Santander Bank Polska, Santander Consumer Bank, BNP Paribas, Alior Bank, Millennium, Getin Noble, InBank AS oraz Europejski Fundusz Leasingowy i Santander Leasing.
Rynek rośnie w siłę
Rynek sekurytyzacji w Polsce wart jest już prawie 100 mld zł, z czego ok. 80 proc. to sekurytyzacja syntetyczna. To narzędzie będzie zyskiwać na znaczeniu, zwłaszcza w kontekście rosnących wymagań kapitałowych oraz potrzeby finansowania transformacji energetycznej.
Nie widzę powodu, dla którego sekurytyzacja nie miałaby na stałe zagościć w polskiej bankowości. To rozwiązanie, z którego korzysta cała Europa – i nie tylko
– Rynek significant risk transfer (SRT) nie jest ani mały, ani nowy. To rozwiązanie od wielu lat stosowane przez banki w Europie Zachodniej na dużą skalę, jednak w Polsce długo brakowało warunków do jego rozwoju. Złożoność takich operacji była na tyle wysoka, że banki niechętnie wchodziły w ten obszar, tym bardziej że kapitał pozyskiwały z innych źródeł. Sytuacja zmieniła się w ostatnich latach, gdy pojawiła się potrzeba odbudowy kapitałów po obciążeniach związanych z kredytami walutowymi i dodatkowymi kosztami fiskalnymi. Nie widzę powodu, by sekurytyzacja nie miała na stałe zagościć w polskiej bankowości. To rozwiązanie, z którego korzysta cała Europa – i nie tylko – podkreśla Karol Prażmo, który zanim trafił do mBanku, realizował takie transakcje w londyńskim City, m.in. w Barclays i J.P. Morgan.
Rozwój sekurytyzacji syntetycznej to również jeden z wymiarów awansu polskiej bankowości w skali międzynarodowej. Dzięki temu instytucje wychodzą z krajowego podwórka i wzmacniają swoje więzi z zachodnioeuropejskim systemem finansowym, a Polską w większym stopniu interesują się międzynarodowe podmioty.
– Polska gospodarka dynamicznie rośnie, a wraz z nią ambicje sektora bankowego. Intensywnie inwestujemy w dialog z inwestorami i obserwujemy rosnące zainteresowanie z ich strony. Widać to chociażby na rynku długu – w naszej ostatniej emisji obligacji senioralnych o wartości 500 mln euro zgłosiło się ponad 200 inwestorów, skłonnych wyłożyć ok. 4,3 mld euro. To zdecydowanie największa „książka” w ostatnich latach, pokazująca, jak bardzo zagraniczni inwestorzy przekonali się do polskich aktywów – uważa Karol Prażmo.
Główne wnioski
- Sekurytyzacja syntetyczna pozwala bankom przenosić ryzyko kredytowe na inwestorów bez sprzedaży aktywów, co umożliwia uwolnienie kapitału i większe finansowanie gospodarki.
- Rynek tego typu transakcji w Polsce wart jest już ok. 80 mld zł, a korzystają z niego najwięksi gracze bankowi.
- Rozwój sekurytyzacji syntetycznej to nie tylko sposób na zarządzanie ryzykiem, ale także awans polskiej bankowości do europejskiej czołówki i wzmocnienie więzi z globalnym rynkiem finansowym.
Artykuł powstał na zlecenie mBanku.

