Sport

Jak polscy brydżyści ogrywają najlepszych

Do reprezentacji Szwajcarii zgłosił się kilka lat temu bardzo bogaty człowiek i zbudował brydżowy dream team. Złowił m.in. trzech wspaniałych Polaków, którzy zmienili obywatelstwo. A jednak niedawno na brydżowej olimpiadzie w Buenos Aires złoto trafiło do reprezentacji Polski. Szwajcarów – wielkich faworytów – Polacy pokonali dwa razy.

Na zdjęciu karty do gry
Szefowie polskiego brydża sportowego zwracają uwagę: To jedyna gra umysłowa, która ciągle wygrywa ze sztuczną inteligencją. Zdjęcie: Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jaką dotację z Ministerstwa Sportu i Turystyki otrzymuje Polski Związek Brydża Sportowego i jak ta dotacja wygląda w porównaniu z tymi dla sportów olimpijskich.
  2. Jakie efekty, według prezesa PZBS, przyniosła nauka brydża w kilku klasach szkolnych.
  3. Jak jeden z polskich brydżystów wyjaśnia zmianę reprezentacji Polski na reprezentację Szwajcarii.

Mówimy tradycyjnie „olimpiada brydżowa”, choć Międzynarodowy Komitet Olimpijski zgłosił swego czasu zastrzeżenia i nazwę imprezy formalnie zmieniono. Możemy jednak wciąż mówić – najważniejsze brydżowe rozgrywki na świecie, odbywające się co cztery lata.

Polacy wygrali w kategorii Open – tej najbardziej prestiżowej z czterech – po raz pierwszy od 40 lat. Ale wygrali też w rywalizacji mikstów (kobiety plus mężczyźni).

A to jeszcze nie wszystko. W kategorii kobiet nasza reprezentacja była najwyżej rozstawiona po eliminacjach, ale sensacyjnie i w dramatycznych okolicznościach przegrała pierwszy mecz w turnieju głównym. I jeszcze w ostatniej kategorii – seniorów – nasi brydżyści lecieli do Argentyny jako faworyci.

– W przypadku seniorów skończyło się bez sukcesu może dlatego, że byli już jednymi z najstarszych, średnia ok. 80 lat. Chyba fizycznie nie do końca znieśli trudy zmagań. Najpierw tygodniowe eliminacje, później turniej główny. A mecz w turnieju głównym trwa dwa dni – mówi Marek Michałowski, prezes Polskiego Związku Brydża Sportowego.

Polska brydżową potęgą. Dlaczego?

Z prezesem Markiem Michałowskim zastanawiamy się, jak to możliwe, że Polska jest brydżową potęgą. Towarzyszy nam Maciej Czajkowski, prezes Mazowieckiego Związku Brydża Sportowego i wyśmienity znawca historii tego sportu.

Na pewno odpowiedzią nie są pieniądze. Brydż nie jest sportem olimpijskim, więc otrzymuje od Ministerstwa Sportu i Turystyki dotację względnie skromną – ok. miliona zł rocznie. Jedynym prywatnym sponsorem PZBS jest Budimex, zresztą Marek Michałowski był przez wiele lat prezesem tej firmy, tak wiernie wspierającej polski brydż sportowy. Trochę pieniędzy spływa też ze składek członkowskich.

Mówimy, że dotacja ministerialna jest skromna w porównaniu do dotacji „olimpijskich”, ponieważ np. Polski Związek Judo otrzymał od MSiT w latach 2022-24 łącznie prawie 11 mln zł, Polski Związek Podnoszenia Ciężarów – prawie 10 mln zł, Polski Związek Badmintona – prawie 6,5 mln zł, Polski Związek Zapaśniczy – 27 mln zł, a Polski Związek Szermierczy – ponad 16 milionów.

– W Związku Radzieckim nauka gry w szachy była w pewnym sensie częścią systemu, dlatego miał tak wielu wspaniałych szachistów. Po upadku ZSRR Rosjanie są w szachach nadal bardzo mocni, ta kultura pozostała. A dlaczego my jesteśmy tak mocni w brydżu? – pyta prezes Marek Michałowski.

Szukając odpowiedzi, rozmawiamy o II Rzeczpospolitej, w której brydż był tak popularny. Grał Bolesław Wieniawa-Długoszowski, grał Antoni Słonimski. Maciej Czajkowski dodaje, że major Hubal, czyli Henryk Dobrzański, do oddziału podobno przyjmował tylko tych oficerów, którzy byli brydżystami. Może przyjmował ich dlatego, by mieć z kim grać, a może dlatego, że sądził, że tacy ludzie intelektualnie przewyższają tych, którzy brydżem się nie interesują.

Prezes Marek Michałowski podziela tę sugestię i opowiada zdumiewającą historię.

Jak działa brydż w szkole

– Zdarza nam się organizować akcje w szkołach. Idziemy i mówimy do pani dyrektor – „mamy taką propozycję, by przeprowadzać u pani w szkole lekcje gry w brydża”. Pani dyrektor pyta –„cooo? Brydż?” (w domyśle: karty, hazard, alkohol itd.) Wtedy mówimy – „pani dyrektor, no ale skoro już usiedliśmy, to chociaż dopijmy kawę… Proponujemy zakładzik”. Pani dyrektor na to – „wiedziałam, że zakład!”. Szybko wyjaśniamy – „proszę dać nam najgorszą wynikowo klasę w szkole, za trzy lata ta klasa będzie osiągać najlepsze wyniki na olimpiadach szkolnych. Będzie najlepsza, może nie najgrzeczniejsza, ale najlepsza” – opowiada Marek Michałowski i zarzeka się, że ma dowody na taką skuteczność brydża.

Przypominam wtedy, że wśród dziesięciu recept na sukces według Billa Gatesa jedna brzmi: „graj w brydża”. Maciej Czajkowski dodaje, że jest to jedyna z gier umysłowych, do której nadal w żaden sposób nie może się dobrać sztuczna inteligencja. W brydżu nadal przegrywa z ludzkością.

Brydż kontra sztuczna inteligencja

– Szachista jest jeden, ma jednego rywala. A brydżysta musi jeszcze uwzględnić i ocenić, co myśli jego partner, czy on daną sytuację na stole widzi tak samo. Co z tego, że jeden z brydżystów wymyśli coś genialnego, skoro jego partner tego nie „zobaczy” i zagra zupełnie inaczej. Czyli popsuje. Sztuczna inteligencja pokonała już ludzkość, jeśli chodzi o szachy, ponieważ są grą z informacją zupełną. Wszystko widać. Natomiast brydż jest grą z informacją częściową, tutaj na początku widzimy tylko 13 kart, 39 pozostałych jest zakrytych. Po pewnym czasie wciąż połowa jest zakryta. A w głowie trzeba ułożyć wszystkie możliwe kombinacje, w jakich może się znajdować ta zakryta połowa. W przypadku szachów sztuczna inteligencja może ocenić, czy przeciwnik zagrał dobrze, czy źle. W brydżu komputer nie może ocenić danego ruchu, ponieważ nie widzi wszystkiego – tłumaczy Maciej Czajkowski.

Na zdjęciu Warren Buffet (z kartami w ręku), po lewej Bill Gates
Bill Gates (z lewej) bardzo często grywał w brydża z Warrenem Buffettem.
Zdjęcie z 2015 r., źródło: Daniel Acker/Bloomberg via Getty Images

Nadal szukamy odpowiedzi na pytanie o brydżową siłę Polski. Pewien styl życia wykształcony w II RP to być może pewna część odpowiedzi. Druga może być taka, że po wojnie do 1956 r. ta dyscyplina sportu była zakazana i następnie pamięć o zakazie w połączeniu ze wspomnieniami z II RP przyciągała do stołu i kart. Wszak w 1984 r. Polacy zdobyli złoto olimpiady, a Henryk Wolny zajął nawet ósme miejsce w corocznym plebiscycie „Przeglądu Sportowego”. Ale to wciąż tylko dwie części ewentualnej odpowiedzi.

Jak powstał szwajcarski dream team

Tymczasem potęga Polski jest niezaprzeczalna, szczególnie w obliczu sukcesu z Buenos Aires sprzed kilku tygodni. Pokonanie reprezentacji Szwajcarii w półfinale było wyczynem, po którym szczęki obserwatorów uderzyły o podłogę.

Wspomniany na początku bogaty sponsor szwajcarskiego związku brydżowego, świetny gracz zwariowany totalnie na punkcie tej dyscypliny (sponsor, ale nie taki, który koniecznie chce cokolwiek reklamować, tylko taki, który chce się rozwijać brydżowo w jak najlepszym towarzystwie), zrobił ze Szwajcarii reprezentację przepotężną. Wcześniej ten kraj nie należał do mocnych w brydżu, więc sponsor wyruszył na łowy, biorąc ze sobą gruby portfel. Sprzyjało mu też to, że karencja w przypadku zmiany reprezentacji jest krótka, dwuletnia.

Złowił trzech wspaniałych polskich arcymistrzów: Jacka Kalitę, Michała Nowosadzkiego oraz Michała Klukowskiego (ten nazywany bywał cudownym dzieckiem polskiego brydża). Do zmiany paszportów skłonił też dwóch znakomitych Holendrów i do pierwszej szóstki „dodał” siebie. Trochę za zasługi, ale nie do końca, gdyż naprawdę jest świetnym brydżystą.

Jeden z Polaków, który zmienił barwy na szwajcarskie, w rozmowie ze mną nie ukrywał, że zdecydowały pieniądze. Dodał, że proces zmiany odbywał się w czasie pandemii, kiedy to w brydżu działo się mniej, a więc mniej było okazji do zarobku, a potrzeby finansowe rodziny wcale się nie zmniejszały – rosnący synek mocno je zwiększał.

A bogaty sponsor oznaczał większą stabilizację finansową w trudnych czasach. Z nim przy boku można brać udział w większej liczbie prestiżowych turniejów prywatnych – a takie są dla najlepszych światowych brydżystów najbardziej atrakcyjne finansowo. Można by chyba tę transakcję polsko-szwajcarską opisać prostymi słowami – ze mną nie zginiecie, ale reprezentować będziecie już Szwajcarię.

Ów sponsor szukał aż tylu doskonałych graczy, ponieważ kluczem do wygrywania największych imprez jest jak najmocniejsza „szóstka”.

– Tak jest w przypadku brydżowej „olimpiady”. To rozgrywki, w których dominuje najczystsza, moim zdaniem, forma brydża. Każda reprezentacja składa się trzech par. Naprzeciwko siebie zawsze grają dwie, jedna w tym czasie odpoczywa. Wytłumaczmy na przykładzie jedna para polska gra z jedną parą szwajcarską, a w tym samym czasie na drugim stole gra inna para polska z inną parą szwajcarską. Polska para przy pierwszym stole gra tym samym układem kart, którym gra przy drugim stole para szwajcarska. I sprawdzamy, która para ugra więcej tymi samymi kartami. Powiedzmy, że polska para zdobywa 100 pkt, ale tamta, tym samym układem kart, zdobywa 200 pkt. Jesteśmy więc na minusie – wyjaśnia Maciej Czajkowski.

– Kiedy w eliminacjach pokonaliśmy Szwajcarów, to wszyscy uznali, że rywale po prostu nas zlekceważyli. Byli murowanymi faworytami, nikt nie zakładał, że mogą nie zdobyć złota. W półfinale spotykamy się z nimi po raz drugi. Trudny mecz, przepychanka sportowa ogromna, ale psychicznie chyba my lepiej to wytrzymujemy. Kiedy odrobiliśmy początkową wielką stratę, to następnie przewagę utrzymaliśmy względnie spokojnie – wspomina prezes Marek Michałowski.

Euforia po zwycięskim półfinale z takim faworytem sprawia, że finał z Włochami jest już łatwiejszy. Najtrudniejszy był pierwszy mecz w turnieju głównym, z Irlandią, genialnie odwrócony w końcówce.

Tamten mecz odwrócili, a później celebrowali złoto następujący bohaterowie: Krzysztof Buras, Wojciech Gaweł, Rafał Jagniewski, Przemysław Janiszewski, Kamil Nowak, Wojciech Strzemecki. Niegrającym kapitanem był Marek Pietraszek. Za zwycięstwo nie było nagrody finansowej, lecz puchary.

Polacy, choć w ostatnich latach „stracili” trzech wspaniałych brydżystów, na „olimpiadzie” w Buenos Aires zdobyli złoto w kategorii Open. Od lewej stoją: Wojciech Gaweł, Marek Pietraszek (niegrający kapitan), Wojciech Strzemecki, Przemysław Janiszewski, Krzysztof Buras, Rafał Jagniewski, Kamil Nowak.
Zdjęcie: PZBS

Mikst i złoto, czyli stan przedzawałowy

Równocześnie po złoto zmierzała reprezentacja mikstów i w tym przypadku obaj rozmówcy, Marek Michałowski i Maciej Czajkowski, biorą głęboki oddech.

– Każdy mecz to była naprawdę straszliwa walka. Wynik półfinału: 186:185 dla nas… W finale przegrywaliśmy już 111:173, a odrabianie szło bardzo, bardzo mozolnie. Wielkie nerwy trwały do ostatniego rozdania – wspomina Maciej Czajkowski.

– Dwa Mazurki Dąbrowskiego na jednej „olimpiadzie”… A jeszcze nasze kobiety były wielkimi faworytkami i myślę, że gdyby nie feralny pierwszy mecz, tzn. gdyby jednak go wygrały (przegrały bardzo minimalnie), to byłoby trzecie złoto – dodaje Marek Michałowski.

Złotą szóstkę w drużynie mikstów tworzyli: Katarzyna Dufrat, Danuta Kazmucha, Justyna Żmuda, Maciej Hutyra, Piotr Marcinowski i Piotr Zatorski. Niegrającym kapitanem był Piotr Kołuda.

Złoty polski mikst. Od lewej: Maciej Hutyra, Piotr Marcinkowski, Katarzyna Dufrat, Justyna Żmuda, Danuta Kazmucha, Piotr Zatorski i Piotr Kołuda (niegrający kapitan).
Zdjęcie: PZBS

Brydżowe trudności z pozyskaniem sponsorów

Na pytanie, dlaczego Polska jest brydżową potęgą, nie znajdujemy precyzyjnej odpowiedzi. Pozostaje zatem inne pytanie dlaczego tak wielki sukces w tak umysłowej i prestiżowej grze wywołał tak mały rezonans w kraju. Może niejeden kompleks zostałby dzięki temu przełamany… Powstaje też pytanie o tak małą liczbę sponsorów Polskiego Związku Brydża Sportowego.

– Na to pytanie znam odpowiedź. Rozgrywek brydżowych nie sposób transmitować. Jak przeciętny kibic ma to śledzić? A wielkie firmy nie dają pieniędzy za darmo, tylko inwestują w reklamę. Taka firma pyta – gdzie moi potencjalni klienci zobaczą nasze logo? W jaki sposób impreza brydżowa rozreklamuje naszą firmę, skoro nikt tego w telewizji nie ogląda – wyjaśnia prezes Marek Michałowski.

W sprawie dotacji ministerialnej prezes mówi, że formułka wygłaszana w ministerstwie brzmi od lat mniej więcej tak samobudżet ma coraz większe problemy, w związku z tym nasze ministerstwo pewnie dostanie mniej pieniędzy i bardzo nam przykro, zdobyliście piękne trofea, gratulujemy i dziękujemy, ale musicie liczyć się z tym, że dostaniecie mniej pieniędzy niż w zeszłym roku”.

– Ale ile dostaniemy teraz, to się dopiero okaże – kończy Marek Michałowski.

Polscy siatkarze zdobyli na igrzyskach w Paryżu srebro, ikonicznych momentów było mnóstwo, ale aż takiej historii jak brydżyści chyba nie napisali.

Główne wnioski

  1. Z zakończonej kilka tygodni temu „olimpiady” brydżowej Polska przywiozła dwa złote medale, a miała szanse na cztery – w każdej z czterech kategorii reprezentowała nasz bardzo mocna drużyna.
  2. Brydż nie jest dyscypliną olimpijską, więc w Polsce PZBS dostaje od Ministerstwa Sportu i Turystyki dotację kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt razy niższą od tych, które dostają związki sportowe dyscyplin olimpijskich.
  3. Brydż to ostatnia ze znanych dyscyplin umysłowych, która ciągle wygrywa ze sztuczną inteligencją.