Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka

2025: na drodze do europejskiego skansenu

Źle się dzieje w państwie duńskim – znamy, a przynajmniej powinniśmy znać tę frazę. Tyle tylko że dzisiaj – niestety – musimy ją rozszerzyć: źle się dzieje na całym kontynencie. Europa jest w odwrocie i ma przed sobą całą paletę poważnych, strategicznych i strukturalnych wyzwań.

Źródło: Peter Zelei Images/ Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jakie główne kryzysy i wyzwania stoją obecnie przed Unią Europejską oraz jej największymi gospodarkami, Niemcami i Francją.
  2. W jaki sposób nowa Komisja Europejska i polska Prezydencja w UE mogą wpłynąć na procesy integracyjne w Europie.
  3. Jakie konsekwencje może mieć powrót Donalda Trumpa do władzy w USA dla stosunków transatlantyckich i sytuacji w Europie.

Owszem, przez dekady unikatowy proces integracji europejskiej definiowano poprzez formułę „od kryzysu do kryzysu”. A gdy natrafiano na szczególnie trudne bariery, włączał się tandem Berlin – Paryż, co w pewnym momencie nabrało nawet cech duetu Merkozy (kanclerz Angela Merkel i prezydent Sarkozy), który przecinał narosły węzeł. Jednakże dzisiaj nagromadzenie nakładających się na siebie zjawisk kryzysowych jest tak duże, że mnożą się kasandryczne oceny i prognozy.

Mówi się o nich i pisze w najnowszych analizach Europejskiego Banku Centralnego oraz MFW. Dużym echem, i słusznie, odbił się opublikowany we wrześniu mijającego roku raport Mario Draghiego o – spadającej szybko – europejskiej konkurencyjności. A najważniejsze tytuły prasowe biją na alarm. „The Economist” pisze o „kryzysie egzystencjalnym” Unii Europejskiej (UE), a wpływowy magazyn „Politico” o „ekonomicznej apokalipsie” i „chowaniu głowy w piasek” w kontekście gospodarczych i technologicznych wyzwań ze strony USA i Chin. Sam Mario Draghi natomiast konkluduje: „Europa musi się zmienić, albo ryzykuje powolną śmierć”, i jako antidotum proponuje wydatki rzędu 800 mld euro rocznie, by sprostać narastającym wyzwaniom. Wydamy tyle? Zechcemy?

Według tych, licznych, ocen UE przegrywa właśnie kluczowy wyścig o innowacje, a równolegle mamy do czynienia z poważnym osłabieniem boomu inwestycyjnego i spowolnieniem gospodarczym, szczególnie mocno odczuwalnym na terenie Niemiec. Tymczasem jest oczywiste, że każdy organizm jest zagrożony wtedy, gdy choroba zaatakuje głowę lub najważniejsze wewnętrzne organy. Nie umieramy od złamania nadgarstka czy strupa na palcu; groźnie jest, gdy choroba uderzy w samo serce. A dzisiaj w UE dokładnie tak jest. Po nieszczęsnym brexicie, który UE mocno osłabił, w skomplikowanej sytuacji znalazły się Niemcy i Francja, czyli dotychczasowa podstawowa „oś” integracji.

Niemcy, przez dekady jedna z najsilniejszych, a zarazem najbardziej innowacyjnych gospodarek na świecie, właśnie przegrywają z Chinami w dziedzinie dotychczas je wyróżniającej, czyli w przemyśle samochodowym, a w starciu z USA i Chinami w innowacjach, co wspomniany „Politico” definiuje obrazowo i rozszerza na całą UE: zamieniamy się w „niszczejący skansen dla chińskich i amerykańskich turystów”.

Takie dzwony na alarm są konieczne, bowiem Niemcy znajdują się nie tylko w stagnacji gospodarczej, ale wręcz na obrzeżach recesji. W ostatnich sondażach aż 41 proc. osób ocenia stan gospodarki jako „zły”, a 51 proc. jako „średni”. Nawet minister gospodarki Robert Habeck nie wykluczył spadku, a więc recesji w 2025 r.

Co gorsza, Niemcy mają upadły już gabinet, co wymusiło rozpisanie przedterminowych wyborów, wyznaczonych na niedzielę, 23 lutego 2025 r. Co ze sobą przyniosą? To pytanie, z którym zmaga się cała europejska opinia publiczna. W trakcie kampanii pojawiają się nie tylko pomysły konieczne, jak wzrost dyscypliny budżetowej (czytaj: zaciskanie pasa) oraz zwiększenie wydatków na innowacyjność i obronę, ale także skrajne idee, takie jak „dexit” – wyjście Niemiec z UE. Taki scenariusz automatycznie oznaczałby koniec projektu integracyjnego, który przez dekady przynosił Europie spokój i dobrobyt.

Jeszcze gorsza sytuacja panuje we Francji, gdzie niespodziewane, przedterminowe wybory, ogłoszone w akcie desperacji przez prezydenta Emmanuela Macrona, nie tylko nie przyniosły rozwiązania, ale wręcz pogłębiły kryzys polityczny. Najlepszym dowodem jest upadek prointegracyjnego, centroprawicowego gabinetu Michela Barniera po zaledwie trzech miesiącach.

Tymczasem wewnętrzne regulacje prawne sprawiają, że kolejnych wyborów nie można rozpisać aż do czerwca 2025 r., co odbywa się w sytuacji, gdy we Francji wyłoniły się trzy ostro zwalczające się obozy: narodowy Marine Le Pen, lewicowy Jean-Luc Mélenchona (skupiony wokół „Niepokornej Francji”) oraz centrowy obóz Macrona. Sytuacja jest tak skomplikowana, że poważnie rozważa się nawet przedterminowe odejście Macrona z urzędu prezydenta, choć jego kadencja powinna trwać do 2027 r.

A wszystko to dzieje się w momencie, gdy po drugiej stronie oceanu do władzy ponownie dochodzi Donald Trump – polityk z natury nieprzewidywalny, ale jednocześnie na tyle przewidywalny, że wiadomo, iż nie jest zwolennikiem rozwiązań multilateralnych takich jak UE i nie zamierza Europy wyciągać z jej tarapatów. Wręcz przeciwnie – już jako prezydent-elekt stawia twarde warunki, m.in. dotyczące zwiększenia wydatków zbrojeniowych przez państwa UE oraz grozi sankcjami i dodatkowymi barierami celnymi, zaczynając od Niemiec.

Trump ma także swojego „sojusznika” na kontynencie – premiera Węgier Viktora Orbána, którego publicznie podziwia jako „silnego człowieka” i zaprasza do swojej rezydencji w Mar-a-Lago. Takie wsparcie dodatkowo rozzuchwala Orbána, który nie tylko pogłębia kryzys aksjologiczny na kontynencie, ale także wzmacnia obóz polityczny podważający dotychczasową filozofię integracyjną UE. Orbán twardo buduje w Parlamencie Europejskim frakcję „Patriotów” opartą na koncepcji Europy Ojczyzn. Frakcja ta, postrzegana przez dotychczasowe elity jako „eurosceptyczna”, zyskuje poparcie także w Polsce, czego symbolem była obecność Krzysztofa Bosaka z Konfederacji na zdjęciu tej formacji.

A jak niebywałe i bezprecedensowe mogą z tego wyniknąć rozwiązania, najlepiej świadczy fakt udzielenia azylu polskiemu politykowi (analogicznie, w Budapeszcie udzielono kiedyś azylu byłemu premierowi Macedonii Północnej Nikoli Gruyevskiemu, ale kraj ten nie należy do UE). Na naszych oczach dzieją się rzeczy i zaczyna się stosować rozwiązania, które – używając raz jeszcze frazy z dzieła, od którego rozpoczyna się ten tekst – prowadzą do jednego wniosku: „są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się naszym filozofom”.

W takiej bezprecedensowej sytuacji od 1 grudnia 2024 r. rozpoczęła działalność nowa Komisja Europejska, nadal pod wodzą Ursuli von der Leyen, a w tych nabrzmiałych okolicznościach od 1 stycznia Polska objęła rotacyjną Prezydencję w UE. A wszystko to dzieje się w momencie, gdy na frontach Ukrainy trwają zażarte walki, bowiem bodaj wszyscy – z władzami w Kijowie i Moskwie włącznie – wydają się być przekonani, że Donald Trump raczej nie żartuje i będzie próbował wymusić porozumienie pokojowe, a przynajmniej rozejm czy zamrożenie konfliktu.

Podstawowe pytanie brzmi: na jakich warunkach? Oby tylko Ukrainie nie podyktowano – znanych publicznie – warunków rosyjskich, bo to byłoby niczym innym, jak Jałtą 2.0.

Trump nie wydaje się żartować także pod względem przyszłości amerykańskiej polityki, bowiem zarówno on, jak i jego nieformalny „wiceprezydent” Elon Musk, doskonale zdają sobie sprawę z dwóch fundamentalnych kwestii. Po pierwsze, błyskawicznie rośnie technologiczne wyzwanie ze strony Chin, a po drugie – w USA jest wiele spraw wymagających uporządkowania wewnętrznego. Trump już publicznie zapowiedział, że zamierza naruszyć dotychczasowe „deep state”, czyli mechanizmy i struktury, które przez dekady kierowały Ameryką.

Także w USA, podobnie jak w Europie, będzie testowana w bezprecedensowy sposób dotychczas panująca demokracja liberalna.

Oby tylko nadchodzący polityczny „karnawał” nie został przedłużony w 2025 r. na dłuższy czas, bo niestety wszystko wskazuje, że tak właśnie się stanie. Zachód znalazł się na potężnym wirażu, a przed nami jazda bez trzymanki.

Główne wnioski

  1. Europa i UE znajdują się na granicy egzystencjalnego kryzysu, a dotychczas panująca demokracja liberalna jest mocno testowana – także w USA, przez nadchodzący gabinet prezydenta Donalda Trumpa.
  2. Sytuacja jest szczególnie groźna, bowiem w tarapatach znajdują się dwa największe organizmy na naszym kontynencie – Niemcy i Francja. Co więcej, te dwa państwa, które dotychczas tworzyły podstawową „oś” integracji europejskiej, obecnie nie potrafią ze sobą efektywnie współpracować.
  3. Nowa Komisja Europejska, działająca od 1 grudnia 2024 r., oraz polska Prezydencja w UE, która rozpoczęła się 1 stycznia 2025 r., mają przed sobą ogromną szansę, by wnieść coś nowego i ratować dotychczas pożyteczny proces integracyjny. Jeśli jednak zabraknie im odwagi, determinacji, siły woli oraz wizji, mogą się spełnić coraz częściej powtarzane prognozy, że jako kontynent zamienimy się w „dobrze urządzony skansen”.