Sprawdź relację:
Dzieje się!
Analizy Polityka Świat

Unia nie potrafi żyć bez Chin. Po próbach uniezależnienia import wzrósł

Uzależnienie europejskiej gospodarki od dostawców z innych rynków jest tak silne i sięga tak wielu dziedzin, że stanowi krytyczne zagrożenie. Mimo prób Brukseli, by się uniezależnić, eksport z Chin do Unii znowu wzrósł. Pekin chwali się, że do Europy w ciągu roku wjechało 100 tys. pociągów z chińskimi towarami.

Kawałek surowej rudy wydobytej z kopalni Mountain Pass firmy MP Materials w Kalifornii. (fot GettyImages)

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dla gospodarki UE ryzykiem są nie tylko chipy, których eksport planują ograniczyć USA.
  2. Coraz bardziej uzależniamy się od Chin – import do Europy, w tym towarów strategicznych, rośnie, zamiast spadać.
  3. Kto rządzi wydobyciem i przerobem rzadkich minerałów na świecie, jak będą rosły ich ceny.

Najpierw było zaskoczenie. Zaraz po nim oburzenie. A następnie dyskusja, co powinniśmy wyprodukować sami i dlaczego tego zrobić nie możemy, chociaż USA nas tak źle traktują. Taka była mniej więcej reakcja na decyzję Stanów Zjednoczonych o planowanym ograniczenie eksportu chipów na rynek Europy, w tym do Polski.

Szybko pojawiły się głosy studzące emocje, bo nie tylko my trafiliśmy do ograniczanej kategorii (także Szwajcaria czy Austria). Nawet przy mniejszych dostawach nic się dla Polski nie zmieni, bo wykorzystujemy dziś mniej chipów niż ta zmniejszona pula.

– Te obostrzenia będą miały znaczenie, jeżeli zdecydujemy się na rozwój w Polsce sztucznej inteligencji w dużo większej skali. Z założenia mają one uniemożliwić rozwój SAI bardziej zaawansowanej niż teraz, tzn. czegoś co można byłoby nazwać super sztuczną inteligencją – komentuje dla XYZ prof. Piotr Sankowski, badacz AI, który ma zostać szefem tworzonego przez rząd Instytutu Badawczego IDEAS.

Na razie więc bardziej niż gospodarka ucierpiała po decyzji USA nasza duma narodowa i ego, bo przecież mamy się za bardzo ważnego partnera Stanów na wschodniej flance NATO.

Europa na łasce eksporterów

Wiązkę uwagi znów skierowaną na rozwój Unii Europejskiej warto wykorzystać. Ubodło nas to, że zostaliśmy potraktowani jak obywatele drugiej kategorii, ale przez kilka dekad, gdy USA rozwijały nowe technologie, a Chiny próbowały je doścignąć, Europa na własne życzenie była konikiem polnym, który nie sieje, nie zbiera i liczy na to, że gdy przyjdą chude dni, to też jakoś to będzie.

To fakt, że produkcja wszystkich chipów używanych na świecie do produkcji każdego urządzenia elektronicznego koncentruje się w zaledwie kilku firmach na Tajwanie, w USA, w Chinach i Korei. Niestety także w całych globalnych łańcuchach wartości rozwiązań w sektorze półprzewodników też jest tylko kilka europejskich firm.

Uzależnienie europejskiej gospodarki od importu jest tak silne i sięga tak wielu dziedzin, że stanowi krytyczne zagrożenie. Bo chipy, choć rządzą światową produkcją, wcale nie są jedynym potencjalnym źródłem ryzyka dla rozwoju europejskiej gospodarki. Europa robi za mało i za wolno, by zachować swoje miejsce w grupie decydentów i nie stać się tylko petentem.

W 2023 r. ekonomiści pracujący dla Komisji Europejskiej (KE) Román Arjona, William Connell Garcia i Cristina Herghelegiu, stworzyli obszerną listę różnych towarów z importu, które – gdyby ich nagle zabrakło – krytycznie wyhamują gospodarkę Unii. Eksperci przeanalizowali prawie 5,5 tys. produktów importowanych do Unii Europejskiej z różnych rynków i wskazali aż 204 przedmioty ryzyka.

To 204 konkretne towary niezbędne do produkcji przemysłowej, potrzebne w cyfryzacji, transformacji energetycznej czy w sektorze zdrowia.

Warto wiedzieć

Ekonomiści Komisji Europejskiej podzielili krytyczny towar z importu na cztery kategorie:

  1. Branża energochłonna (głównie surowce przemysłowe, jak metale ziem rzadkich, mangan, nikiel, aluminium, chrom, molibden, borany, uran, krzem i magnez, węgiel, koks, gaz).

2. Sektor medyczny UE (alkaloidy, 80 proc. substancji czynnych niezbędnych do produkcji leków, witaminy, instrumenty medyczne).

3. System zielonej transformacji energetycznej (m.in. ogniwa fotowoltaiczne, LED).

4. Cyfryzacja (niemal cały sprzęt elektroniczny).

Żeby być uznanym za potencjalnie ryzykowny dla gospodarki UE, każdy towar musiał spełnić trzy kryteria:

  • Większość importu tego towaru pochodzi z mniej niż trzech krajów spoza UE.
  • Import spoza UE stanowi minimum połowę jego całkowitego importu do UE.
  • Import spoza UE musi przekraczać całkowity eksport z UE.

Wszystkie 204 produkty były importowane spoza Unii Europejskiej i z różnych powodów ich sprzedaż do Europy, może być wstrzymana. Aż 64 z 204 towarów do 2020 r. Unia importowała tylko z Chin. Inne kraje także mogą wpływać na to, co się dzieje na Starym Kontynencie – 38 produktów pochodziło z USA, 15 z Rosji (przed wojną z Ukrainą), 12 ze Szwajcarii, 9 z Indii, po 6 z Japonii i RPA.

Z ich analizy wynika, że największe ryzyko wstrzymania dostaw towarów przez ich eksporterów dotyczy niemal jednej czwartej elementów z 204 pozycji na liście. W tych 20 proc. jest m.in. wszystko to, co służy budowie odnawialnych źródeł energii, antybiotyki, aparatura medyczna, elektronika. Jak podkreślają autorzy badania, ryzyko ograniczenia dostaw rośnie, gdy eksporter staje się monopolistą i ma kluczowe znaczenie dla wielu krajów, albo gdy produkcja istotna dla wielu rynków jest skoncentrowana w jednym kraju.

Chiny zwiększyły sprzedaż do Europy

Analitycy Komisji Europejskiej badali import w latach 2017-2020 spodziewając się, że pandemia mogła znacząco zmienić obraz zakupów do Europy, ale okazało się, że budowanego przez trzy dekady uzależnienia od Chin, nie da się zerwać nawet globalnym lockdownem.

Sprzedaż ogółem z Chin do Unii Europejskiej cały czas rośnie. Według najnowszych danych chińskiej Generalnej Administracji Celnej przytaczanych przez chińskie media po konferencji prasowej w Pekinie, w 2024 r. wzrost wyniósł 4,3 proc. Widać więc w Europie ssanie na chińskie towary. Chiny odbiły sobie straty po spadkach z lat pandemii. UE pozostaje drugim co do wielkości partnerem handlowym Chin, ustępując jedynie krajom ASEAN.

Według Wanga Lingjuna, zastępcy szefa chińskiej Generalnej Administracji Celnej, liczba przejazdów pociągami towarowymi Chiny-Europa przekroczyła w minionym roku 100 tys. UE jest głównym rynkiem eksportowym dla chińskich produktów mechanicznych i elektrycznych. Najmocniej wzrósł handel Chin z Węgrami – o 12,9 proc., z Hiszpanią – o 4,5 proc. oraz o 2 proc. z Francją.

Polski Instytut Ekonomiczny (PIE) ocenił, że tuż po pandemii, w 2022 r., udział chińskich materiałów w produkcji UE wzrósł o 1,2 pkt proc. do poziomu 3,2 proc. wszystkich zużytych w przetwórstwie przemysłowym UE. W sumie w latach 2018-2022 import UE z Chin do Europy wzrósł o ponad 80 proc.

„Ponadto ograniczenia eksportowe Chin dotyczące galu, germanu i grafitu – kluczowych elementów do produkcji np. baterii elektrycznych – pokazują, jak takie działania mogą zakłócać łańcuchy dostaw i utrudniać wysiłki UE” – czytamy w raporcie PIE.

Wolność za słoną opłatą

Czy od importu z Chin można się uniezależnić? Odpowiedź nie jest prosta ani oczywista. Laura Alfaro i Davin Chor, ekonomiści z Harvardu, pochylili się nad tym zagadnieniem i nie mają dobrej nowiny. Bo teoretycznie częściowo można, ale będzie to tak kosztowne, że może być nieopłacalne. Ponadto w skali całej gospodarki uniezależnienie od Chin będzie trudne, bo gospodarki są ze sobą powiązane „wielonarodowo”, nie tylko bilateralnie.

Laura Alfaro i Davin Chor przeanalizowali, jak w ciągu czterech dekad zmieniły się łańcuchy dostaw w amerykańskiej gospodarce. Ich wniosek – polityki zachęcające do zmian we wzorcach zaopatrzenia mogą ostatecznie nie osiągnąć celu, jakim jest zmniejszenie powiązań USA i Chin, napisali w pracy „A perspective on the great reallocation of global supply chains”.

W dużym uproszczeniu – ty możesz zrezygnować z chińskich towarów, ale wielu z tych, od których w to miejsce zaczniesz kupować, nadal będzie handlować z Chinami. A nawet jeśli produkują sami, to zmiana partnera handlowego z Chin na inne kraje, odbija się dużym wzrostem cen w takim alternatywnym imporcie.

„Średni 5-procentowy spadek udziału produktów w imporcie z Chin wiąże się ze wzrostem o 9,8 proc. cen jednostkowych w imporcie z Wietnamu i o 3,2 proc. z Meksyku” – piszą Alfaro i Chor.

Także próba ograniczania importu przez wprowadzanie ceł się kończy, jak przekonują, Alfaro i Chor, „niemal całkowitym przeniesieniem tych ceł na nabywców w USA”.

Budowanie alternatywnych rozwiązań

Pandemia otworzyła oczy Unii na groźbę uzależnienia od dostaw z Chin. Od roku zaczęła się debata na temat potrzeb wdrożenia programów i strategii, które stawiają na większą samodzielność UE. We wrześniu 2023 r. przyjęto ustawę European Chips Act o wspieraniu rozwoju półprzewodników. Obietnica dofinansowania tego typu inwestycji z budżetu UE pomogła pewnie doprowadzić do szczęśliwego finału i wbić w Niemczech w sierpniu 2024 r. łopatę rozpoczynającą budowę fabryki lidera tej branży TSMC z Tajwanu. Nie pomogła jednak utrzymać obiecywanych inwestycji firmy Intel w Niemczech i w Polsce.

Analizę tego wyzwania systemowego zostawię sobie na inny czas, a dziś zwrócę państwa uwagę na wrażliwe surowce, czyli metale ziem rzadkich. Takie, bez których żadna gospodarka nie zadziała. Trudno je zastąpić, a dzielą się nimi najczęściej państwa o niskim indeksie zaufania w trudnych stanach geopolitycznych. Wojny na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie jeszcze bardziej zantagonizowały ze sobą różne decyzyjne kraje.

W Europie listy surowców krytycznych i strategicznych dla UE są aktualizowane co trzy lata. Obecnie na liście są 34 surowce krytyczne – głównie metale ziem rzadkich.

W maju 2024 r. w życie weszła zaś w Unii ustawa Critical Raw Material Act, która wyznaczyła cztery cele, mające wzmocnić odporność europejskiej gospodarki: zwiększenie lokalnego wydobycia surowców strategicznych, wzmocnienie ich przetwórstwa, zwiększenie zakresu recyklingu i zdywersyfikowanie łańcuchów dostaw.

Warto wiedzieć

4 cele UE do roku 2030:

  1. Co najmniej 10 proc. rocznego zapotrzebowania UE na surowce krytyczne ma pochodzić z wydobycia na terenie Unii.

2. Minimum 40 proc. rocznego zapotrzebowania UE na surowce krytyczne ma być przetwarzane na obszarze Wspólnoty.

3. Co najmniej 25 proc. rocznego zapotrzebowania UE na surowce krytyczne ma pochodzić z recyklingu wewnętrznego.

4. Z jednego państwa spoza UE może pochodzić maksymalnie 65 proc. rocznego zapotrzebowania Unii na każdy surowiec strategiczny na odpowiednim etapie przetwarzania. 

Źródło: Ministerstwo Klimatu i Środowiska

Bruksela zaczyna od inwentaryzacji – z jednej strony zasobów, z drugiej odbiorców, czyli podmiotów z rynku UE, które korzystają w produkcji z surowców krytycznych. Zgodnie z ustawą każdy kraj członkowski przygotuje własne zestawienie. W Polsce prace ruszyły właśnie kilka dni temu. Ministerstwo Klimatu i Środowiska przygotuje rejestr kluczowych uczestników całego łańcucha dostaw surowców krytycznych oraz Centrum Analiz Surowcowych. Będzie m.in. oceniać zapotrzebowanie gospodarki na surowce krytyczne, stworzy też listę projektów dotyczących surowców krytycznych, wynika z wpisu MKiŚ do wykazu prac rządu nad projektem ustawy o zapewnieniu dostępu do surowców krytycznych.

Każdy kraj mniej więcej wie oczywiście, czym dysponuje, a każda firma wie, co musi importować, ale żeby dobrze skoordynować politykę w tym zakresie na poziomie całej Unii, dane o złożach wrażliwych powinny być usystematyzowane.

Jak mówi w wywiadzie dla XYZ rektor Akademii Górniczo-Hutniczej, prof. Jerzy Lis, w Polsce mamy jeszcze sporo atrakcyjnych złóż, które teoretycznie możemy pozyskiwać.

– Polska jest bogata w surowce. Oprócz wspomnianej miedzi, która jest naszym bogactwem w skali światowej, mamy siarkę, którą zaczynamy eksploatować w nowych kopalniach, mamy złoża soli, surowców chemicznych, mamy złoża gazu w tym łupkowego, mamy naszą ropę naftową. Na Suwalszczyźnie mamy złoża żelaza i tytanu – wymienia prof. Jerzy Lis (cały wywiad w XYZ).

Jak będą drożeć surowce krytyczne

Razem z rosnącym zapotrzebowaniem na surowce krytyczne (ang. Disruptive Materials) będą rosnąć ich ceny. Zgodnie z długookresowymi prognozami, do końca tej dekady wartość rynkowa 12 najważniejszych dla rozwoju technologii materiałów przekroczy łącznie 800 mld dolarów. Wycena surowców powtarza się w kilku różnych badaniach, m.in. w danych zebranych przez fundusz ETF Global X Disruptive Materials (spis źródeł, z których korzystano). Najbardziej ma wzrosnąć wartość miedzi – do końca 2029 r. do 394 mld dolarów. Najszybciej – ceny litu (ponad 23 proc. rocznie), do końca dekady ten rynek może być wart nawet 200 mld dolarów. Spadek sprzedaży samochodów elektrycznych w 2024 r. wywołał wprawdzie dużą korektę cen litu i przychodów firm, które nim handlują, ale zdaniem ekspertów to przejściowe. Ceny odbiją, gdy zwiększy się tempo przechodzenia na elektromobilność.

Rosnąć ma też popyt i ceny kobaltu (wartość rynku w 2028 r. szacuje się na 17,3 mld dolarów) oraz grafenu (1,3 mld dolarów). Wartość rynkowa metali ziem rzadkich będzie się zwiększać każdego roku o ponad 9 proc., a w 2030 r. ten sektor będzie wart ponad 15 mld dolarów.

Międzynarodowa Agencja Energetyczna już w 2021 r. prognozowała, że popyt na minerały dla technologii czystej energii wzrośnie co najmniej czterokrotnie do 2040 r. Im większe jest zapotrzebowanie globalne, tym bardziej rosną wpływy krajów i firm, które kontrolują złoża. Powszechnie już wiadomo, że najbardziej atrakcyjne złoża są w najmniej przyjaznych krajom zachodnim rękach – w Chinach, Afryce, ale też w Turcji, Ameryce Południowej, a także np. na Grenlandii (złoża Kvanefjeld i Tanbreez).

W lawinie pierwszych rozporządzeń podpisanych przez prezydenta Donalda Trumpa były także i te, których celem jest wzmocnienie wydobycia i przerobu w USA kluczowych minerałów. Sekretarz Stanu Marco Rubio określił dominację Chin w tym zakresie jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego USA. Zobaczymy, jak zapowiedź rozbudowy wydobycia w Stanach Zjednoczonych wpłynie na ceny światowe tych surowców. Dotąd było tak, że gdy USA straszyły, Chiny ograniczały eksport wybranych surowców, w skutek czego ceny rosły.

Europa kontynentalna też ma swoje skarby, ale, paradoksalnie, normy klimatyczne i ekologiczne nie pozwalały na ich opłacalne wydobywanie. Dlatego, by robić zieloną transformację ponad 90 proc. metali ziem rzadkich do tego niezbędnych, kraje UE kupują z państw, które mniej się przejmują klimatem.

Kto rządzi krajami, które rządzą złożami

W Chinach sprawa jest prosta – nawet własność pozornie prywatna podlega ścisłej kontroli państwa. Zwłaszcza gdy chodzi o handel rzadkimi towarami, co powoduje, że sektorem rządzą zasady geopolityki, a nie handlu.

W innych lokalizacjach złóż rzadkich materiałów własność i kontrola nad wydobyciem nie muszą iść w parze. Zasoby należą do różnych państw, ale najczęściej decydują o nich zagraniczne firmy, którym oddano kontrolę –  to wnioski ekonomistów, którzy prześledzili drogę metali ziem rzadkich wspak, od produktu do wydobycia.

Weźmy Grenlandię, o której ostatnio było tak głośno. Nie przez uwielbienie natury przecież Donald Trump skierował swoje wszystkowidzące oko na ten zimny kawałek świata. Agencja Reuters opisuje interesującą historię rozgrywającą się w tle występów Trumpa. Najstarszy syn Donalda Trumpa, Donald Jr., przybył z prywatną wizytą do stolicy Grenlandii już dzień po tym, jak jego ojciec zadeklarował, że chce mieć Grenlandię. Nie był jednak pierwszym ważnym Amerykaninem, który ostatnio tam wpadł. Dwa miesiące wcześniej, pisze Reuters – „urzędnik Departamentu Stanu spędził cztery dni w stolicy wyspy, otwierając nową kartę w ramach działań ustępującej administracji Bidena, mających na celu zachęcenie Zachodu do inwestowania w górnictwo w tym kraju”.

Bo USA już założyły swój kolejny (poza bazą wojskową) przyczółek na Grenlandii w minionym roku. Firma Critical Metals notowana na nowojorskiej giełdzie, kupiła w 2024 r. od prywatnej firmy wielkie grenlandzkie złoże Tanbreez i złożyła wniosek do Departamentu Obrony USA o dofinansowanie budowy zakładu przetwarzania pierwiastków ziem rzadkich. Szef spółki powiedział agencji, że spodziewa się wznowienia rozmów po inauguracji Trumpa, bo ludzie nowego prezydenta już się w tej sprawie kontaktowali. Trzecim co do wielkości inwestorem w Critical Metals jest firma maklerska Cantor Fitzgerald, na której czele stoi Howard Lutnick nominowany przez Trumpa na stanowisko Sekretarza Handlu w nowej administracji.

Złoże Tanbreez Ameryce w ręce samo nie wpadło – urzędnicy administracji Bidena długo lobbowali, by poprzedni właściciel nie sprzedał go jakiejś firmie powiązanej z Chinami i udało się. Według Reutersa głównie dzięki temu, że pieniądze były pewne, inaczej niż w przypadku Chin, które nie potrafiły zagwarantować finansowania.

Lista państw, od których importuje się metale ziem rzadkich, jest krótka: Chiny, Australia, Rosja, Kazachstan, Demokratyczna Republika Konga, Mozambik, Chile, Republika Południowej Afryki i Zimbabwe. Chiny są przy tym nie tylko przodownikiem wydobycia ziem rzadkich, ale też całkowicie dominują w przetwarzaniu miedzi, niklu, kobaltu, pierwiastków ziem rzadkich i litu.

Ekonomista Luc Leruth, w artykule omawiającym badanie „Kto kontroluje łańcuchy dostaw” pisze – „Chiny mają znaczną kontrolę zarówno nad rezerwami, jak i produkcją najważniejszych pierwiastków ziem rzadkich (REE). Kluczowym czynnikiem jest pozycja Chin w globalnych łańcuchach wartości. W 2020 r. Mountain Pass (firma z siedzibą w USA, która twierdzi, że jest największym producentem na Zachodzie) przyznała, że ​​produkuje koncentrat REE, który sprzedaje wiodącej globalnej firmie REE, notowanej na giełdzie w Chinach, a zatem może być kontrolowana przez Chiny”.

Leruth analizuje kilka kluczowych surowców. Na przykład największym producentem miedzi, jak pisze, jest Chile (28 proc.). Chile ma również największe rezerwy (22,7 proc.). Największym wydobywcą miedzi są natomiast firmy zarejestrowane w Wielkiej Brytanii. Nad niektórymi ważnymi kopalniami kontrolę sprawują także lokalni inwestorzy – rząd lub publiczne fundusze inwestycyjne. Indonezja jest wiodącym producentem niklu na świecie, ale większość firm produkujących nikiel jest kontrolowana przez mieszankę funduszy i przemysłowców.

W Europie po raz pierwszy od dziesięciu lat koncesję na wydobycie magnezu dostała spółka Verde Magnesium z Bukaresztu, która jest wspierana przez amerykańskiego inwestora private equity Amerocap. Firma inwestuje w nieczynną dotąd kopalnię i wybuduje zakład przetwórczy.

Kobalt to zasób w posiadaniu Demokratycznej Republiki Konga (DRK), która jest jego największym producentem (69 proc.). Jednak największe zyski ze złóż czerpie nie DRK, lecz koncerny międzynarodowe.

„Największe firmy prowadzące kopalnie kobaltu zarejestrowane są w Wielkiej Brytanii i Szwajcarii (Glencore, w której największym udziałowcem jest rodzina Glasenberg z RPA i Eurasian Natural Resources) oraz w Chinach (China Molybdenum i Metorex). Firmy zarejestrowane w DRK eksploatują tylko 3,5 proc. globalnej produkcji. (…) Dwoma największymi graczami w kobalcie nie są zatem Demokratyczna Republika Konga i Rosja, ale raczej rodzina Glasenberg i Chiny” – pisze Leruth.

Można i warto szukać nowych dostawców niektórych towarów czy surowców. Zdaniem analityków z PIE, dostawy surowców krytycznych z krajów Ameryki Łacińskiej mogłyby być alternatywą dla importu tych surowców z Chin i Rosji.

Polski Instytut Ekonomiczny (PIE) wylicza, że Ameryka Łacińska dysponuje 56,7 proc. światowych rezerw litu, 94,1 proc. rezerw niobu oraz zasobami 25 z 34 surowców z europejskiej listy surowców krytycznych.

„UE już importuje z Ameryki Łacińskiej 16 surowców krytycznych, m.in. miedź, niob, grafit, fluoryt i bardzo ważny lit. Boliwia kontroluje 22 proc. światowych zasobów litu, Argentyna 21 proc., Chile 10 proc. (oraz 24-procentowy udział w światowej produkcji). Brazylijski krzem, miedź i wolfram mogą częściowo zastąpić dostawy z Chin i Rosji” – konkludują analitycy PIE.

Główne wnioski

  1. Unia Europejska jest silnie uzależniona od importu towarów i surowców, od których zależą jej ważne dziedziny gospodarki. W zbyt wielu sektorach głównym, a często jedynym dostawcą są Chiny i nie dotyczy to wyłącznie tych towarów, którymi dysponują tylko Chiny. Działania, które uniezależnić gospodarkę UE od decyzji innych rządów lub koncernów są zbyt wolne.
  2. Bruksela podjęła kroki, aby zwiększyć samodzielność gospodarki Wspólnoty, ale na pozytywne efekty trzeba jeszcze poczekać. Proces ten jest skomplikowany i kosztowny. W obliczu rosnących napięć geopolitycznych i globalnych wyzwań kluczowe jest zdywersyfikowanie źródeł dostaw oraz inwestowanie w lokalne zasoby i technologie. Tylko w ten sposób Europa może zapewnić sobie stabilność i bezpieczeństwo gospodarcze na przyszłość. Na razie eksport Chin do Europy wciąż rośnie.
  3. Rekomendacje niezbędnych zmian, które mogą wzmocnić i uniezależnić gospodarkę Unii Europejskiej: zwiększenie lokalnej produkcji surowców strategicznych, dywersyfikacja łańcuchów dostaw oraz wspieranie innowacji i technologii. Każde z tych działań niesie ze sobą obok korzyści także ryzyka. Inwestycje w lokalne wydobycie mogą być kosztowne, czasochłonne i niekorzystne dla środowiska. Dywersyfikacja łańcuchów dostaw może prowadzić do wzrostu kosztów importu, zwłaszcza jeśli alternatywne źródła są droższe. Nowe źródła dostaw także mogą się okazać mniej stabilne politycznie lub gospodarczo. Inwestycje w badania przynoszą zaś rezultaty z dużym opóźnieniem. Jest ryzyko, że konkurencja międzynarodowa może szybciej wprowadzać nowe technologie. To nie powinno jednak zniechęcać, a raczej przymuszać do jak najszybszego podejmowania działań.