Nauka dla nauki… czy dla społeczeństwa? Badania naukowców częściej trafiają do szuflad niż na rynek [WYWIAD]
Komercjalizacja wyników badań naukowych to pięta achillesowa polskich uczelni. Są niedopasowane do potrzeb firm, ich sprzedaż nie jest też wpisywana na listę priorytetów samych naukowców. Czy i co można zmienić, by z dokonań rodzimych uczonych korzystały firmy i społeczeństwo – rozmawiamy z Jakubem Jasiczakiem, szefem Porozumienia Spółek Celowych.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego w Polsce hasło „nauka dla nauki” wciąż pozostaje żywe.
- Co mogłoby stanowić nagrodę, o którą chcieliby zawalczyć zarówno naukowcy, jak i firmy, a przy okazji zwiększyć poziom komercjalizacji wyników prac badawczych.
- Jakie zmiany muszą zajść w systemie nauki i szkolnictwa wyższego, by praca polskich naukowców realnie przekładała się na wzrost innowacyjności gospodarki kraju.
Anna Bełcik, XYZ: Dyskusja o współpracy środowiska naukowego i przedsiębiorców, priorytetach i oczekiwaniach obu stron toczy się od lat. Mimo to problemy pozostają te same, a poziom innowacyjności polskiej gospodarki wciąż jest niski na tle Europy i świata. Czy nie przeceniamy wartości takiej współpracy? Może lepsze efekty przyniosłoby zwiększenie wsparcia dla startupów?
Jakub Jasiczak, szef Porozumienia Spółek Celowych: W Polsce hasło „nauka dla nauki” nadal jest aktualne. Naukowcy często podążają tradycyjną ścieżką rozwoju – awans zawodowy opiera się na publikacjach, a nie na wdrożeniach rynkowych. Niestety, pieniądze z grantów tylko w minimalnym stopniu wpływają na rozwój społeczno-gospodarczy kraju.
Jednak sceptycznie odnoszę się do sugestii, że startupy mogłyby przejąć cały ciężar kreowania innowacji. Przełomowe innowacje, jak pokazują przykłady z innych krajów, są oparte na wynikach badań naukowych. Nie da się zbudować silnej gospodarki, promując wyłącznie aplikacje, programy IT czy marketplace’y – to domena startupów, które często operują poza środowiskiem akademickim i są wspierane przez fundusze venture capital. Technologiczne unicorny w takich krajach jak Szwecja, Szwajcaria czy Izrael rozwijają się dzięki symbiozie nauki i biznesu, a nie w oderwaniu od środowisk naukowych.
Choć polskie startupy radzą sobie bez silnych powiązań z uczelniami, uważam, że zacieśnienie współpracy między naukowcami a biznesem mogłoby przynieść znacznie większe korzyści dla naszej gospodarki.
Pieniądze z grantów tylko w minimalnym stopniu przekładają się na rozwój społeczno-gospodarczy kraju.
Dlaczego mamy tak mało przykładów efektywnej kooperacji uczelni i firm w zakresie tworzenia innowacji?
Zbyt dużo czasu poświęcamy na dyskusje, a zbyt mało na konkretne działania. Uczelnie skupiają się na edukacji, biznes na produkcji i sprzedaży, a każda ze stron funkcjonuje w swoich własnych „okopach” codzienności. Naukowcy, przy natłoku obowiązków uczelnianych, często nie mają czasu na rozmowy z przedsiębiorcami czy poszukiwanie rynkowych zastosowań wyników badań. Brakuje również odpowiednich bodźców stymulujących współpracę – choćby nagród ukazujących korzyści wynikające z kooperacji nauki z biznesem.
W ekosystemie innowacji obecni są także inwestorzy venture capital (VC), którzy jednak preferują projekty na wyższym poziomie gotowości technologicznej (TRL). Chcą inwestować w zespoły posiadające zarówno kompetencje naukowe, jak i biznesowe, ale tych ostatnich brakuje na uczelniach.
Co mogłoby stanowić nagrodę, o którą chcieliby zawalczyć zarówno naukowcy, jak i firmy?
Z moich rozmów z prezesami uczelnianych spółek celowych wynika, że jedynie ok. 5 proc. badań naukowych ma potencjał komercjalizacyjny – firmy byłyby zainteresowane licencjonowaniem lub zakupem wyników takich badań. Jednocześnie tylko ok. 1 proc. naukowców w ogóle rozważa opcję komercjalizacji wyników swoich prac badawczych na drodze założenia spółki spin-off. Wpływ na zmianę nastawienia naukowców miałoby uznanie komercjalizacji za istotny element awansu zawodowego. Obecnie cenniejsza jest publikacja wyników prac badawczych.
Ponadto na uczelniach nie promuje się postawy probiznesowej – nie przyznaje się np. wyróżnień za „najskuteczniejsze wdrożenie badań na rynek” lub „wpływ na środowisko społeczno-gospodarcze”.
Po stronie biznesu pomogłyby np.: większe ulgi podatkowe z tytułu współpracy z naukowcami; mechanizmy zachęcające firmy, w tym spółki Skarbu Państwa, do inwestowania w technologie na niskim poziomie TRL, a także w technologie, które realnie przełożą się na zysk firmy.
Czy problemem jest brak pieniędzy na podnoszenie poziomu gotowości technologicznej i przygotowywanie projektów do wdrożenia na rynek?
W Polsce dostęp do programów finansujących badania podstawowe jest stosunkowo łatwy. Gorzej wygląda sytuacja z finansowaniem podnoszenia gotowości technologicznej rozwiązań, w tym tych, które mogłyby rozwijać spółki technologiczne typu spin-off.
Największym brakiem jest jednak strategia, która wyznaczałaby nowe kierunki badań uwzględniające realne trendy społeczne i rynkowe. Konieczne jest także przeznaczenie środków na tworzenie międzywydziałowych zespołów badawczych, które lepiej odpowiadałyby na potrzeby biznesu.
Obecnie pomysły badawcze naukowców rzadko są weryfikowane pod kątem ich gospodarczej przydatności. Środki byłyby potrzebne na realizację tzw. proof of concept i sprawdzenie, czy dane rozwiązania spotkają się z zainteresowaniem rynku.
Powiedział pan, że tylko znikoma część badań naukowych odpowiada faktycznym potrzebom firm. Co jest tego przyczyną?
Weryfikacja badań naukowych pod kątem ich rynkowej przydatności następuje dopiero po zakończeniu projektów. Oczywiście pewna część badań powinna służyć wyłącznie rozwojowi nauki, ale większość mogłaby realnie wpływać na społeczeństwo i biznes. Kierunkowanie pracy naukowców powinno odbywać się już na etapie formułowania pomysłu na projekt badawczy.
Konieczne jest wskazanie dziedzin nauki, które mają największy wpływ na gospodarkę – to one powinny być priorytetowe w programach grantowych.
I znów wracam do potrzeby opracowania krajowej strategii rozwoju nauki. Obecne zapisy nie odpowiadają realiom rynkowym i społecznym, a nowe strategie muszą być bardziej klarowne i dostosowane do aktualnych wyzwań.
Stworzenie takiej strategii wymaga odwagi, przede wszystkim na poziomie politycznym. Konieczne jest wskazanie dziedzin nauki, które mają największy wpływ na gospodarkę – to one powinny być priorytetowe w programach grantowych. Kolejnym krokiem powinno być opracowanie podobnych strategii na poziomie uczelni, które kierunkowałyby prace badawcze w bardziej efektywny sposób.
Naiwnością jest oczekiwanie, że naukowcy sami właściwie zidentyfikują potrzeby rynku i dostosują do nich swoje badania. Podobnie jak wiara w to, że bez dodatkowej gratyfikacji będą woleli komercjalizować wyniki swoich badań, zamiast realizować zlecenia na wysokopłatne ekspertyzy dla firm.
Ekspertyzy to dla naukowców łatwiejsze pieniądze?
Z punktu widzenia naukowca najbardziej opłaca się prowadzenie badań podstawowych. Za nimi stoi finansowanie grantowe, a publikacja wyników jest kluczowym elementem awansu zawodowego. Ekspertyzy natomiast są łatwiejsze w realizacji niż badania aplikacyjne i przynoszą szybsze korzyści finansowe. Pozwalają naukowcom pozostać w strefie komfortu, ale my chcielibyśmy, aby z niej wyszli… dla dobra gospodarczego kraju.
Wydawać mogłoby się, że młode pokolenie naukowców, które dorastało już w świecie zaawansowanych technologii, ma większą potrzebę pracy nad innowacjami. Czy w tym zakresie na uczelniach nie nastąpiła zmiana pokoleniowa?
Dostrzegam zmianę. Młodzi naukowcy chcą mieć realny wpływ na społeczeństwo i gospodarkę. Zostają w nauce dla impaktu, a nie dla pieniędzy czy władzy. Jednak nie zawsze mają możliwość wyrażenia swoich pomysłów i postulatów. Dużo zależy od polityki antymobbingowej na uczelniach, która powinna wspierać ich aktywność i kreatywność.
Naiwnością jest oczekiwanie, że naukowcy bez dodatkowej gratyfikacji będą woleli komercjalizować wyniki swoich badań, zamiast realizować zlecenia na wysokopłatne ekspertyzy dla firm.
Jeśli młody człowiek przychodzi do profesora, opowiada o chęci komercjalizacji wyników badań i spotyka się z zachętą, zaczyna zmieniać świat. Niestety, część starszej kadry naukowej nadal funkcjonuje w schematach z minionej epoki, trzymając młodych na krótkiej smyczy. Zerwanie się z niej często oznacza niedopuszczenie do realizacji ekspertyz, utratę pracy lub spowolnienie rozwoju zawodowego.
Młodzi naukowcy powinni mieć większy wpływ na organizację pracy uczelni oraz wyznaczanie kierunków jej działania.
Co może być bardziej korzystne dla uczelni – zmiany podyktowane odgórnie czy oddolne działanie?
Najlepsze rozwiązanie to przecięcie się tych dwóch ścieżek we właściwym punkcie.
Potrzebne są ministerialne zmiany w systemie punktacji, które w większym stopniu premiowałyby komercjalizację wyników badań. Niezbędne jest również poluzowanie reżimu zamówień publicznych w kontekście komercjalizacji, który paraliżuje rektorów z obawy przed błędną wyceną wartości patentu czy ustaleniem wysokości opłat licencyjnych. Uważam, że ministerstwo powinno zlikwidować podział na badania podstawowe i stosowane. Pozwoliłoby to rozwiać wiele wątpliwości związanych z rozliczaniem projektów dotacyjnych, ułatwiając naukowcom kontynuowanie prac badawczych i przygotowanie projektów do komercjalizacji.
Niezbędne jest również poluzowanie reżimu zamówień publicznych w kontekście komercjalizacji, który paraliżuje rektorów.
Naukowcy podejmujący trud komercjalizacji powinni otrzymać większe wsparcie uczelni. Ich działania należy wskazywać jako dobre praktyki, odpowiednio nagradzać, a projekty firmować logo uczelni. W początkowym okresie prowadzenia spin-offów uczelnia powinna zapewniać im obsługę prawno-księgową – takie rozwiązania można wdrożyć oddolnie.

Politycy uczelniom bardziej pomagają czy przeszkadzają?
Przeszkadzają w dwóch aspektach. Często brakuje im wiedzy o funkcjonowaniu uczelni, a mimo to wprowadzają zmiany systemowe. Nawet jeśli intencje są dobre, wsparcie nierzadko kończy się na obietnicach. Dodatkowo, system nauki i szkolnictwa wyższego często staje się polem politycznych rozgrywek, gdzie cele naukowe schodzą na dalszy plan.
Jaki wpływ na strategię i model działania uczelni mają rektorzy?
Rektorzy, po reformie Jarosława Gowina, mają fundamentalny wpływ na tryb działania uczelni i typ realizowanych badań. To oni decydują o tworzeniu pakietu wsparcia dla naukowców w zakresie komercjalizacji wyników badań oraz nawiązywaniu współpracy z firmami.
Jaki jest dopływ kompetencji biznesowych do uczelni? Za ich brak trudno winić samych naukowców.
Niski, a luki w kompetencjach widoczne są w dwóch obszarach.
Centra transferu technologii oraz spółki celowe to zazwyczaj niewielkie, niedofinansowane jednostki działające na obrzeżach struktur uczelnianych. Zatrudniają – z wyjątkiem takich instytucji jak Uniwersytet Jagielloński – pojedyncze osoby. Brak systemu wynagrodzeń prowizyjnych prowadzi do dużej rotacji pracowników, co utrudnia efektywną obsługę relacji z biznesem i wspieranie nawet tysięcy naukowców.
Obecnie odchodzi się od modelu, w którym naukowiec pełni funkcję prezesa spin-offu – tylko nieliczni posiadają odpowiednie kompetencje i predyspozycje do zarządzania spółkami. Kluczowe jest jednak, aby naukowcy mieli udziały w firmie. Efektywniejszym rozwiązaniem jest wprowadzanie kompetencji biznesowych na uczelnie poprzez inne modele, takie jak venture building, gdzie zespół badawczy jest uzupełniany o menedżerów, którzy często obejmują udziały w spółce. Alternatywą jest zatrudnienie interim managera na stanowisku prezesa, zazwyczaj bez gratyfikacji w postaci udziałów.
Jaka jest obecnie pozycja centrów transferu i spółek celowych? Czy są skuteczne w działaniu?
Pozycja jednostek transferu technologii na uczelniach jest bardzo słaba. Władze uczelni przypominają sobie o nich głównie w sytuacjach wymagających zaraportowania tzw. trzeciego kryterium wpływu, czyli wykazania wpływu uczelni na otoczenie społeczno-gospodarcze.
Spółki celowe i centra transferu są często traktowane jako chłopiec do bicia, na który przekierowuje się odpowiedzialność za nieefektywność uczelni w zakresie komercjalizacji badań, bez głębszej refleksji nad wadami całego systemu. Jednocześnie jednostki transferu nie odpowiadają za jakość podaży technologii ani za brak zainteresowania naukowców sprzedażą wyników badań do przemysłu czy biznesu.
W Polsce powstało i pozostaje zarejestrowanych 241 spin-offów. Z naszych analiz wynika, że aktywnych biznesowo jest ich ok. 100.
Ile spin-offów powstaje rocznie?
Posiadam dane za 2023 r., wówczas powstało 28 spin-offów. Rok wcześniej – 25. Dynamika przyrostu spin-ofów utrzymuje się na poziomie 1-3 rocznie na spółkę celową.
Jednak liczby te nie odzwierciedlają rzeczywistości. Od 2014 r. w Polsce powstało i pozostaje zarejestrowanych 241 spin-offów, z czego aktywnych biznesowo jest dziś około 100. Gdyby istniał centralny fundusz pre-seed wspierający pierwszy rok działalności spin-offów, wskaźniki te byłyby znacznie lepsze.
Co mogłoby rozruszać spin-offy? Na jakich zagranicznych praktykach można się wzorować?
Zarówno w USA, jak i w krajach Europy Zachodniej premiuje się „profesorów od wdrożeń”. Uzyskają wsparcie, atrakcyjne wynagrodzenie, zdejmuje się z nich obciążenia administracyjne itd.
Zmorą polskich uczelni jest strategia „patent dla patentu”. Punktowana powinna być skuteczność w sprzedaży praw do opatentowanych rozwiązań, a nie samo pozyskanie patentu.
Uczelnie powinny także tworzyć własne fundusze VC oraz fundusze na podnoszenie poziomu TRL, wspierające najlepiej rokujące biznesowo projekty na wczesnym etapie rozwoju. Dzięki temu mogłyby odsprzedawać udziały w spółkach funduszom VC z rynku. Zewnętrzni inwestorzy rzadko decydują się na finansowanie projektów na etapie badań podstawowych – jest to zbyt duże ryzyko finansowe. Własne fundusze uczelni mogłyby zmniejszyć tę lukę, zwiększając szanse na rozwój innowacyjnych projektów.
Wierzy pan, że system nauki i szkolnictwa wyższego w omawianym zakresie da się zreformować w kilka lat, czy to raczej perspektywa dekad? Nierozerwalną częścią tych zmian są również przemiany mentalne, które muszą oddolnie zajść na uczelniach.
Patrząc na młode pokolenie naukowców i ich podejście do przedsiębiorczości oraz innowacyjności, uważam, że zmiany mogą nastąpić bardzo szybko. Jeśli chodzi o reformę systemu, kluczowa będzie otwartość i odwaga ministerstwa. Porozumienie Spółek Celowych jest gotowe, by usiąść do rozmów z przedstawicielami resortu nauki, resortu rozwoju oraz rektorami polskich uczelni i przedstawić wachlarz skutecznych, naszym zdaniem, rozwiązań. Wiele z nich to nie rewolucja, lecz ewolucja mechanizmów funkcjonowania uczelni.
Zmiany są koniecznością. Byłbym zadowolony, gdyby poziom komercjalizacji osiągnął choćby
1 proc. nakładów na badania prowadzone na uczelniach. Dla porównania, przeanalizowaliśmy dane trzech dużych uczelni z Poznania. W latach 2019-2023 ich nakłady na badania wyniosły
2,8 mld zł, natomiast przychody z komercjalizacji osiągnęły zaledwie 272 tys. zł – to jedynie 0,01 proc. nakładów.
Od razu chciałbym odeprzeć argumenty rektorów: owszem, politechniki mają łatwiej, ale projekty oparte na naukach społecznych i humanistycznych również mają potencjał komercjalizacji. Kluczowe jest jednak, aby służby transferu technologii były włączane w proces badawczy od samego początku, a nie na jego końcu. Gdy robi się to dopiero po zakończeniu badań, często jest już za późno.

Główne wnioski
- W Polsce naukowcy podążają tradycyjną ścieżką rozwoju zawodowego, w której awans zapewnia publikacja wyników badań. Tymczasem większe przełożenie na wzrost gospodarczy mogłoby przynieść premiowanie komercjalizacji wyników badań.
- Jakub Jasiczak z Porozumienia Spółek Celowych wskazuje na potrzebę wprowadzenia zmian w systemie punktacji, które uwzględniałyby komercjalizację badań jako istotny element oceny naukowców. Konieczne jest także poluzowanie reżimu zamówień publicznych w odniesieniu do procesu komercjalizacji oraz rozważenie zniesienia podziału na badania podstawowe i stosowane.
- Obecnie naukowcy skupiają się głównie na realizacji badań podstawowych, które kończą się na niskim poziomie zaawansowania technologicznego (TRL). Jest to poziom zbyt niski, by przyciągnąć zainteresowanie funduszy venture capital. Uczelniane fundusze VC mogłyby wypełnić tę lukę, wspierając rozwój najlepiej rokujących innowacji naukowych i zwiększając ich potencjał rynkowy.