Rafał Bugyi: W branży high tech nie ma zaszczytnego drugiego miejsca (WYWIAD)
Przedsiębiorca i naukowiec już w latach 90. rozwijał nad Wisłą nowoczesne technologie, a później połączył firmę z niemieckim konkurentem, w którym to Polacy robią teraz globalne kariery. „Ważniejsze od przyciągnięcia za wszelką cenę jednej dużej inwestycji jest zainicjowanie dziesiątek albo nawet setki małych i średnich” – mówi dr Rafał Bugyi, prezes Trumpf Hüttinger.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego pokolenie „Z” świetnie odnajduje się w branży high tech.
- Jak w latach 90. rozwijało się w Polsce nowoczesne technologie i zakładało firmy przez naukowców oraz co przez lata zmieniło się w tym zakresie.
- Jak i dlaczego zmieniła się rola Polski dla Trumpf Hüttinger i jak duże nadzieje firma wiąże z naszym krajem.
Mariusz Bartodziej, XYZ: Plazma, budulec gwiazd, ma całkiem przyziemne zastosowania. Jakie?
Dr Rafał Bugyi, Trumpf Hüttinger: Od 30 lat mam tę samą odpowiedź – wszystkie nowoczesne technologie, poza biotechnologią, na pewno miały coś wspólnego z plazmą. Bo jest wykorzystywana w półprzewodnikach, płaskich wyświetlaczach, obróbce metalu stosowanej w elektronice, pokrywaniu szkła architektonicznego i wielu innych zastosowaniach. Bez plazmy nie byłaby możliwa rewolucja w oświetleniu wprowadzająca LED, a przyczyniła się też do trzykrotnej poprawy efektywności paneli fotowoltaicznych w ciągu dwóch dekad – ok. 80 proc. nowoczesnych ogniw słonecznych powstaje przy wykorzystaniu naszych rozwiązań.
Technologia plazmowa brzmi skomplikowanie, ale to po prostu technika polegająca na nanoszeniu kolejnych struktur w celu modyfikacji powierzchni, np. jej utwardzenia. Dostarczamy zaawansowane zasilacze, które przetwarzają energię elektryczną „z gniazdka” na cząstki energii o wyjątkowo precyzyjnie określonych właściwościach. Trafiają do utrzymywanej w próżni plazmy, która oddziałuje na finalny materiał.
Co wynika z faktu, że tego rodzaju technologie są nie tylko projektowane, ale też produkowane w Polsce przez grupę Trumpf?
Istotny jest aspekt finansowy. W roku obrotowym zakończonym w czerwcu 2024 r. Trumpf Hüttinger osiągnął 572 mln euro przychodów, z czego 323 mln euro przypadło na Trumpf Huettinger Polska [wobec zaledwie 2 mln euro w 2007 r. – red.]. Wytwarzamy towary o dużej wartości dodanej i ok. 99 proc. z nich trafia na eksport – mniej niż byśmy chcieli do Europy, a przede wszystkim do USA oraz Azji, konkretnie do Japonii, Korei Płd., Tajwanu i Chin.
A poza tym?
Napędzamy rozwój ekosystemu wysokich technologii, łącząc świat nauki i biznesu. Co roku przeznaczamy prawie 100 tys. zł na nagrody dla najlepszych prac dyplomowych powiązanych z elektroenergetyką, umożliwiamy ich realizację w praktycznym wymiarze, a nie tylko do tzw. do szuflady, poza tym regularnie współpracujemy z uczelniami z całej Polski w zakresie stażów. Najściślej z Politechniką Warszawską [PW – red.], z którą zorganizowaliśmy w tym roku akademickim cykl wykładów dotyczących urządzeń wysokiej mocy wykorzystywanych nie tylko w naszej branży, ale też np. w radarach i przemyśle satelitarnym. Sponsorujemy laboratorium, z którego studenci mogą korzystać. W ten sposób przyczyniamy się do wykształcenia kadr nie tylko dla siebie – 90 proc. inżynierów będzie pracowało w innych firmach.
Nasza firma i pokolenie „Z” wręcz idealnie do siebie pasują. Jego przedstawiciele są mentalnie nastawieni na ciągłą zmianę i szukanie nowych wyzwań
Paweł Ozimek, prezes Trumpf Huettinger Polska, powiedział mi rok temu, że średnia wieku w firmie nieznacznie przekracza 30 lat. Jak współpracuje się na taką skalę z wchodzącym na rynek pracy pokoleniem „Z”, mocno krytykowanym za roszczeniowość i niewystarczającą motywację?
Pokolenie „Z” jest na pewno inne, ale to w żadnym razie nie oznacza, że gorsze. Nasza firma i pokolenie „Z” wręcz idealnie do siebie pasują. Jego przedstawiciele są mentalnie nastawieni na ciągłą zmianę i szukanie nowych wyzwań. Tymczasem w technologii stała jest tylko zmiana. Dotyczy to nie tylko produktu, ale też sposobu działania, komunikacji z klientami itd. Dlatego tak dobrze do siebie pasujemy i w konsekwencji 48 proc. naszego zespołu R&D to tzw. „Zetki” rozumiane jako osoby urodzone najpóźniej w 1995 r.
Warto wiedzieć
Polska kluczowa dla niemieckiego giganta
Założona w Niemczech w 1923 r. grupa Trumpf, pozostająca rodzinnym biznesem, działa globalnie w branży high tech: dostarcza m.in. obrabiarki i lasery do przemysłowej obróbki. W roku obrotowym osiągnęła 5,17 mld euro przychodów (po przeliczeniu po bieżącym kursie ok. 22 mld zł) i 501,1 mln euro zysku operacyjnego. Na badania i rozwój (R&D) przeznaczyła 530,4 mln euro. Zatrudniała ponad 19 tys. pracowników, w tym przeszło 3 tys. w dziale R&D.
Częścią grupy jest istniejący od 1990 r. Trumpf Hüttinger oferujący specjalistyczne zasilacze stosowane w nowoczesnym przemyśle. Kluczowym rynkiem działalności stała się dla niego Polska, do której wszedł w 2007 r., przez przejęcie lokalnej spółki Advanced Converters (założonej m.in. przez dr. Rafała Bugyiego). Obecnie to polski oddział odpowiada za większość z 572 mln euro przychodów i ok. 2,4 tys. pracowników firmy, a polscy menedżerowie pełnią kluczowe role w firmie w skali globalnej. W 2023 r. Trumpf Hüttinger otworzył w Warszawie kolejny zakład produkcyjny (o powierzchni ponad 22 tys. m kw.), a w 2024 r. – centrum R&D w Zielonce o powierzchni 3,8 tys. m kw.
Polski oddział priorytetowy dla Trumpf Hüttinger
Dlaczego Polska stała się tak ważna dla grupy?
W przemyśle high tech nowe rozwiązanie może okazać się przestarzałe w ciągu zaledwie kilku lat. Dlatego tak ważna jest bliskość produkcji i działu R&D [badań i rozwoju – red.]. W Polsce zatrudniamy większość zespołu z tego obszaru, więc równoległa rozbudowa zakładu produkcyjnego jest naturalna.
Energoelektronika i oprogramowanie to obszary, w których Polska od dawna jest bardzo mocna. Tak było już na początku lat 90., gdy sam kończyłem studia na PW, a w 1995 r. założyliśmy z dwójką innych doktorantów i naszym profesorem firmę Advanced Power Systems rozwijającą technologie plazmowe. Przez kolejne dekady nasz kraj okazał się świetnym miejscem do tego, mimo że nie mamy firm pokroju Intela czy Samsunga. Nasi inżynierowie są równie dobrzy, a czasem nawet lepsi od swoich odpowiedników w Europie Zachodniej i USA. Są także ambitniejsi, a to cecha kluczowa. Najczęściej klienci przychodzą do nas z problemem z pozoru nie do rozwiązania. Trzeba więc mieć spory zapał, by to rozwiązanie znaleźć.
Nasi inżynierowie są równie dobrzy, a czasem nawet lepsi od swoich odpowiedników w Europie Zachodniej i USA. Są także ambitniejsi, a to cecha kluczowa
Jak zmieniła się w grupie rola polskiego oddziału?
W momencie połączenia się w 2007 r. naszej firmy Advanced Converters z Trumpf Hüttinger byliśmy konkurentami – my zapewniliśmy unikatową technologię, a oni dostęp do globalnego rynku. Na początku trzy czwarte zespołu R&D mieściło się w Niemczech, a w ostatnich latach proporcje się odwróciły. Ponad 400 osób z tego działu zatrudniamy w Polsce, ok. 150 w Niemczech, a kilkudziesięciu w pozostałych krajach. Łączne zatrudnienie w naszym kraju wzrosło od połączenia dziesięciokrotnie do ok. 1,5 tys. Planujemy dalszy rozwój, dostosowując się do zmian na rynku półprzewodników. Przez kilkanaście miesięcy był w stagnacji, więc w latach 2025-26 spodziewamy się wyraźnego odbicia.
Nie obawiał się pan, że połączenie to koniec polskich innowacji waszego autorstwa, bo teraz to Niemiec będzie decydował i posiadał? Tego typu narracja pojawia się często, gdy lokalne firmy są przejmowane przez zagraniczne korporacje.
Takie ryzyko zawsze jest, ale przykład naszej firmy dowodzi, że może być zupełnie odwrotnie. To ja jestem prezesem Trumpf Hüttinger, dr Paweł Ozimek kieruje polską spółką i jest globalnym szefem R&D, a Piotr Świątkiewicz odpowiada za naszą całą produkcję. Narodowość nikogo u nas nie ogranicza.
Stojąc na czele Trumpf Hüttinger, zajmuje pan unikatową pozycję wśród polskich menedżerów. Co musi się zmienić, by ich znaczenie w sektorze wysokich technologii wzrosło?
Musi powstawać więcej firm technologicznych, tak było np. w Korei Płd. Mówiliśmy już o inżynierach, ale menedżerowie są równie ważni. W Polsce zaczęliśmy się uczyć efektywnego zarządzania dopiero w latach 90. i z perspektywy kilku dekad widać, że odrobiliśmy lekcję. Dziś szefem naszej działalności w Azji, gdzie mamy większość kluczowych klientów, jest Polak: Dariusz Czaja. Tego typu sukcesów jest coraz więcej.
W Trumpf Hüttinger to o tyle łatwiejsze, że prezesem jest Polak.
Pewnie ma pan rację, ale to naturalne. Np. Hindusi coraz intensywniej wspinają się po szczeblach kariery w USA, odkąd ich rodacy kierują m.in. Microsoftem i Googlem. Zawsze jest ktoś, kto wybija się bardziej i pociągnie za sobą pozostałych, nie mniej kompetentnych. Ważne, by ta grupa była możliwie najszersza.
Rozwijanie innowacji w Polsce
Lata 90. były w Polsce dobrym czasem na rozwój przemysłu wysokich technologii?
Tak, ponieważ mieliśmy już dostęp do bardzo zaangażowanej i dobrze wykształconej kadry w zakresie MINT: matematyki, informatyki, nauk przyrodniczych i techniki. Było jednak zdecydowanie trudniej niż dzisiaj, ponieważ przemysł wysokich technologii dopiero się rozwijał, więc przygotowanie inżynierów było w dużej mierze teoretyczne. Brakowało infrastruktury, wiele musieliśmy tworzyć sami.
A dla zakładania firm przez czynnych naukowców – jakie to były czasy?
To była powszechna praktyka, choć brakowało wiedzy, jak należy to robić. Nie brakowało nam za to zaangażowania ani pomysłów, ale uczyć się musieliśmy w dużym stopniu na własnych błędach – w konsekwencji wielu moich znajomych musiało zamknąć firmę. Dziś wystarczy udać się do uczelnianych inkubatorów przedsiębiorczości czy innych tego typu podmiotów. Straciliśmy sporo czasu na samodzielne nauczenie się wielu rzeczy, które ktoś powinien nam przekazać.
Dziś w polskiej społeczności naukowej wiele mówi się o trudnościach w komercjalizacji wyników badań. Z rzeczywistością zmierzył się fundusz venture capital Warsaw University of Technology Investment Factory, związany z PW.
Wiele już się zmieniło i nie jesteśmy już na wczesnym etapie, ale wciąż w połowie drogi. Nie musimy jednak mieć kompleksów, ponieważ cała Europa ma z tym podejściem problem. Wzorem dla nas powinna być Dolina Krzemowa i uczelnie pokroju Uniwersytetu Stanforda. Wzorem na razie trudnym do doścignięcia, ponieważ współpraca nauki z biznesem – niewątpliwie korzystna dla obu stron – zaczęła się u nas dopiero w latach 90., a poważne zmiany w tym obszarze zostały zainicjowane dopiero kilkanaście lat temu. To proces wymagający czasu, trudno w nim o rewolucję. Najważniejsze, by każdego dnia być krok dalej.
Współpraca nauki z biznesem – niewątpliwie korzystna dla obu stron – zaczęła się u nas dopiero w latach 90., a poważne zmiany w tym obszarze zostały zainicjowane dopiero kilkanaście lat temu
Co może przyspieszyć zmiany?
Przede wszystkim nowe spojrzenie na uczelnie, nie tylko jako przestrzeń wykładów, ale też punkt styku z przemysłem. Ważna jest również większa dostępność kapitału. W Kalifornii mówi się, że wystarczy mieć dobry pomysł, bo pieniądze leżą na ulicy. W tym obszarze jest przepaść między USA a Europą, nie tylko Polską.
Prof. Piotr Wachowiak, rektor Szkoły Głównej Handlowej, powiedział w niedawnym wywiadzie dla XYZ: „nakłady na naukę w Polsce wynoszą zaledwie 1 proc. PKB, podczas gdy w innych krajach europejskich to jest średnio 3 proc. PKB”. W pana odczuciu to wyraźnie przekłada się na jakość tworzonych innowacji?
Bezdyskusyjnie potrzeba więcej pieniędzy na innowacje. Czy samo zwiększenie finansowania proporcjonalnie przełoży się na poprawę wyników – przykłady wielu krajów dowodzą, że nie. Konieczne jest rozwinięcie gospodarki opartej na nowych technologiach, bo koniec końców to ona musi napędzać wydatki na innowacje. Samym podniesieniem nakładów na naukę do 3 czy 4 proc. nie rozwiążemy problemu niskiej innowacyjności. Trzeba uruchomić koło zamachowe i czekać na efekty. Byłoby pewnie łatwiej, gdyby nie wojna za naszą wschodnią granicą. Z drugiej strony pamiętajmy, że nic tak nie przyspiesza rozwoju technologii jak postępy w obronności. GPS jest jednym z wielu przykładów militarnych rozwiązań, które z czasem nabrały cywilnego charakteru.
Jak oceniłby pan postęp lokalnych firm i specjalistów w obszarze wysokich technologii w ostatnich trzech dekadach? Szanse zostały w pełni wykorzystane?
Wiele rzeczy można by zrobić w Polsce lepiej, niemniej zawsze łatwo krytykować po fakcie. To naturalne, że z perspektywy czasu widzi się inne, lepsze drogi. Trzeba jednak pogodzić się z tym, że popełnianie błędów jest nieuniknione. Należy więc wyciągać z nich wnioski i ciągle szukać lepszych rozwiązań. Takie podejście widać w USA i w wielu krajach azjatyckich. Natomiast w Europie widać skłonność do znalezienia optymalnego stanu i trwania w nim. Tylko tak się nie da, bo świat oparty jest na zmianach.
W Europie widać skłonność do znalezienia optymalnego stanu i trwania w nim. Tylko tak się nie da, bo świat oparty jest na zmianach
Co wciąż powstrzymuje Polskę przed wyraźniejszym wejściem na światową arenę wysokich technologii?
Na pewno ograniczone finansowanie. Przede wszystkim jednak ciągle brakuje mi politycznego konsensusu co do tego, że rozwijanie gospodarki – dostosowane do naszych możliwości, w tym finansowych – powinno być priorytetem. Politycy powinni pamiętać o haśle, z którym po zwycięstwo w wyborach prezydenckich w USA szedł Bill Clinton „Gospodarka głupcze!”. A kluczowym elementem gospodarki jest dziś technologia.
Rozwój innowacji w naszym kraju ogranicza też wciąż panujące przekonanie o wyższości zagranicznych technologii nad polskimi. Tak było w wielu obszarach w latach 90., ale dziś taka postawa nie przystaje do rzeczywistości. Polskie firmy, np. producenci taboru kolejowego i tramwajowego mają rozwiązania światowej klasy, a na rodzimym rynku są już na starcie postrzegane jako gorsze od zagranicznej konkurencji. Nie wolno zatem pozwalać, by pieniądze bez sensu wypływały z Polski.
Ile wynosi w przybliżeniu skumulowana wartość inwestycji grupy w Polsce i czy ich udział w łącznych wydatkach Trumpf Hüttinger na rozwój rośnie?
Trumpf Hüttinger zainwestował w Polsce już setki milionów złotych. Tylko w ubiegłym roku obrotowym, w którym zintensyfikowaliśmy nakłady i zwiększyliśmy je ponad dwukrotnie, ich wartość wyniosła ok. 100 mln zł. Przemysł wysokich technologii wymaga dużych inwestycji w infrastrukturę. Inżynierowie pracują w przestrzeni kosztującej wielokrotność ich wynagrodzenia – komputery to najmniejszy wydatek. Wcześniej najwięcej inwestowaliśmy w Niemczech, ale już od jakiegoś czasu 60-70 proc. nakładów – a w niektórych latach 80-90 proc. – przypada na Polskę.
Jak duże plany wiążą państwo z polskim oddziałem?
Bardzo duże. Na razie mogę tylko ujawnić, że szukamy działki pod dużą inwestycję – musimy liczyć się z wielokrotnie wyższymi wydatkami niż dotychczas, uwzględniając budowę i wyposażenie fabryki. Jesteśmy świeżo po zakończeniu jednego cyklu inwestycyjnego, ale jeśli sprawdzą się oczekiwania nasze i analityków względem rynku półprzewodników, to mniej więcej w ciągu trzech lat będziemy musieli zwiększyć moce produkcyjne.
Musimy dostosować plany inwestycyjne pod naszych kontrahentów, których ogranicza nie tylko dostęp do czipów, ale też… energii. W kontekście rozwoju sztucznej inteligencji wiele mówi się o potrzebie zwiększenia produkcji półprzewodników, ale mniej o niewystarczającej mocy elektrycznej do zasilania centrów danych. Jeśli ktoś potrzebuje pod nową inwestycję 1 MW energii, to jest to możliwe, ale 1000 MW? Stąd zamiar Microsoftu dzierżawy elektrowni atomowej na wyłączność i wielomiliardowe plany inwestycyjne Mety w energetyce.
Europa ma problem ze zmianami
W Polsce rosną nie tylko koszty pracy, ale też np. energii z uwagi na strukturę ich źródeł. Czy to już pora bić na alarm, że nasz kraj może utracić pozycję atrakcyjnego miejsca pod nowe inwestycje?
Niekoniecznie. Wynagrodzenia w Polsce w przeliczeniu na euro, m.in. dzięki silnej złotówce, rzeczywiście zwiększyły się znacząco w ciągu dekady. Ceny energii należą do najwyższych w Europie – choć drożej jest w Niemczech – a to krytyczny czynnik np. dla branży półprzewodnikowej i może demotywować firmy z wielu innych sektorów. To jednak nie największy problem.
A jest nim?
Niewystarczający balans między kosztami a jakością infrastruktury. Niemcy są ciągle wyraźnie droższym miejscem do inwestycji niż Polska, a mimo to największe firmy ciągle nadal tam inwestują. Bardzo konkurencyjni cenowo byliśmy w latach 90. i na początku lat dwutysięcznych, a i tak nie doszło do wysypu wielkich inwestycji. Bo w nich liczy się także jakość infrastruktury. Boom gospodarczy w Japonii nastąpił po okresie intensywnych inwestycji m.in. w energetykę jądrową. W naszym kraju dobrze rozwinęliśmy np. sieć dróg i… na tym poprzestaliśmy. Niesłusznie. Jakość kadry pracowniczej, znacznie wyższa niż przed laty, nie wystarczy.
Współpracują państwo z kluczowymi graczami w branży półprzewodników. To rozwój czipów, wykorzystywanych m.in. do prac nad sztuczną inteligencją (AI), stanowi przyszłość gospodarki. Gdzie w tej przyszłości jest miejsce dla Polski?
Zarówno Europa, jak i USA mierzą się w tym zakresie z problemem, jakim jest dominacja produkcji półprzewodników w Azji – aż 90 proc. najbardziej zaawansowanych czipów powstaje na Tajwanie. To jeden z powodów, dla których Chiny tak bardzo chciałyby go zająć.
Polska może upatrywać szans w tzw. decouplingu, czyli rozdzielaniu rynków od siebie, co w praktyce oznacza m.in. przeniesienie produkcji z Azji z powrotem do Europy. Tylko ważniejsze od przyciągnięcia za wszelką cenę jednej dużej inwestycji jest zainicjowanie dziesiątek albo nawet setki małych i średnich. Bo to one tworzą bazę dla dużych inwestorów, którzy gdy już się pojawiają, to oczekują ogromnego wsparcia finansowego w postaci subwencji. Poza tym to MŚP [małe i średnie przedsiębiorstwa – red.] są w stanie szybciej dostosowywać się do zmian, więc i gospodarka na nich oparta jest elastyczniejsza od tej bazującej na gigantach.
MŚP są w stanie szybciej dostosowywać się do zmian, więc i gospodarka na nich oparta jest elastyczniejsza od tej bazującej na gigantach
Czy wstrzymanie budowy przez Intela zakładu montażu i testowania półprzewodników – a miała to być największa bezpośrednia inwestycja zagraniczna w historii kraju – to poważny cios w rozwój innowacji nad Wisłą?
To raczej sygnał, by się otrząsnąć. Można żałować dużej szansy dla rozwoju Wrocławia i okolic, ale trzeba potraktować to jako sygnał ostrzegawczy przed myśleniem, że ściągnięcie jednej czy dwóch megainwestycji rozwiąże wszystkie problemy.
43 mld euro wsparcia dla przemysłu półprzewodnikowego w celu podwojenia udziału w globalnym rynku do prawie 20 proc. w 2030 r.: to cel Unii Europejskiej (UE) w ramach przyjętego we wrześniu 2023 r. European Chips Act. Realny? Intel zamroził inwestycje w Polsce i w Niemczech, projekt w drugim z państw wstrzymali również ZF Friedrichshafen z Wolfspeedem.
Trudno mi to ocenić, niemniej wspieranie inwestycji przez USA jest efektywniejsze. Jestem trochę zaniepokojony i lekko sfrustrowany dominującym w Europie podejściem, że nawet jeśli coś nie działa, to uparcie trzeba przeć naprzód bez korygowania kursu. W branży high tech czas odgrywa kluczową rolę i nie ma zaszczytnego drugiego miejsca. Trzeba więc działać lepiej i przede wszystkim szybciej.
Główne wnioski
- Akwizycja lokalnej firmy przez zagraniczną korporację często wiąże się z marginalizacją roli przejętego podmiotu. Przykład Trumpf Hüttinger dowodzi, że może być inaczej. To Polacy kierują firmą, globalną produkcją i rozwojem innowacji.
- Na początku trzy czwarte zespołu R&D Trumpf Hüttinger mieściło się w Niemczech, a w ostatnich latach proporcje się odwróciły. Ponad 400 osób z tego działu firma zatrudnia w Polsce, ok. 150 w Niemczech, a kilkudziesięciu w pozostałych krajach. Łączne zatrudnienie w naszym kraju wzrosło dziesięciokrotnie do ok. 1,5 tys. i będzie dalej się zwiększało. Firma już szuka działki pod kolejny zakład produkcyjny.
- Polska może upatrywać szans w tzw. decouplingu, czyli rozdzielaniu rynków od siebie, co w praktyce oznacza m.in. przeniesienie produkcji z Azji z powrotem do Europy. Tylko ważniejsze od przyciągnięcia za wszelką cenę jednej dużej inwestycji jest zainicjowanie dziesiątek albo nawet setek małych i średnich. Bo to one tworzą bazę dla dużych inwestorów, którzy gdy już się pojawiają, to oczekują ogromnego wsparcia finansowego w postaci subwencji.