Przemysław Wipler: Konfederacja przygotowuje plan rządzenia. To punkt wyjścia do rozmów (WYWIAD)
Czy Konfederacja może wejść w koalicję z innymi partiami parlamentarnymi? Jakie są realne szanse opozycji na przeforsowanie swoich projektów ustaw w Sejmie? Jak Sławomir Mentzen poradzi sobie z rosnącą konkurencją na prawicy w wyborach prezydenckich? Na te i inne pytania odpowiada Przemysław Wipler, poseł Konfederacji.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Jakie są założenia złożonych przez Konfederację projektów ustaw o zmianach w ordynacji podatkowej oraz o areszcie tymczasowym.
- Jakie są szanse na ewentualną koalicję Konfederacji z Prawem i Sprawiedliwością.
- Jak Przemysław Wipler widzi coraz większą konkurencję na prawicy w wyborach prezydenckich.
Rafał Mrowicki, XYZ: Projekt Konfederacji o zmianach w ordynacji podatkowej trafił do komisji finansów. Jak duży to problem dla podatników?
Przemysław Wipler, Konfederacja: Głównym założeniem jest zawieszenie biegu terminu przedawnienia zobowiązań. To około 500-600 postępowań karnych rocznie. Wszczyna się je, by wstrzymać bieg przedawnienia roszczenia podatkowego. Wcześniej, przed uchwałą sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego, która nakazała organom administracji skarbowej badać, czy działania są prowadzone realnie, a nie tylko pozornie, takich postępowań było kilka tysięcy rocznie. To postępowania trwające latami. Z Jana Kowalskiego stajesz się Janem K.,
a postępowanie wszczęto, bo organy skarbowe nie wiedziały, co zrobić z twoimi roszczeniami podatkowymi. Nie przyszły na kontrolę wcześniej, nie stwierdziły nieprawidłowości, więc wszczynają postępowania. Organy mają potem dłuższy czas na pobieranie podatku. Problem był podnoszony przez Krajową Radę Doradców Podatkowych oraz organizacje biznesowe. Czasami najzamożniejsi Polacy zabierali głos w tej sprawie. To mechanizm nadużycia systemowego, co podczas debaty sejmowej potwierdził wiceminister finansów, Jarosław Neneman. Widział ten problem i miał go daleko w swoim planie „odśnieżania”, ale stwierdził, że zmieni priorytety
i w pierwszym kwartale tego roku wpłynie projekt rządowy.
I co wtedy?
Jeżeli będzie chciał mieć zasługę i naprawić ten problem projektem rządowym, to będzie to OK, ale chciałbym, by przedsiębiorcy pamiętali, że to my złożyliśmy projekt, który poparły wszystkie kluby. Poseł Jerzy Meysztowicz z KO powiedział z mównicy, że pierwsze skargi przedsiębiorców, którzy zostali zniszczeni takimi postępowaniami, pamięta z 2006 r. Upublicznienie faktu, że wobec przedsiębiorcy wszczęto postępowanie karno-skarbowe, jest powodem wypowiedzenia kredytu, zerwania współpracy, naruszenia renomy i odwrócenia się od niego kontrahentów.
Kogo to najbardziej dotyczy?
Tych firm i przedsiębiorców, którzy nie są przestępcami, oraz tych, wobec których organy skarbowe mają wątpliwości co do stosowania prawa podatkowego. Zasada rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika nie przyjęła się w naszym aparacie skarbowym.
W praktyce organy skarbowe wszczynają postępowania przygotowawcze, nawet jeżeli nie ma przesłanek budzących wątpliwości wobec danego podatnika, ale gdy termin dobiega końca.
W rzeczy samej. Gdy mija pięć lat od zakończenia roku podatkowego, którego dotyczy zobowiązanie, to przychodzi kontrola wszczynająca postępowanie karno-skarbowe, by termin nie minął w ciągu miesiąca, a działania skarbówki mogły się toczyć przez kolejne lata.
To pierwszy projekt opozycji, który w tej kadencji przeszedł dalej.
Projekt ustawy – tak. Mamy też jako Konfederacja swój sukces, bo uchwałą udało nam się zmienić regulamin Sejmu. Wprowadziliśmy regułę, że drugie czytanie projektu w komisji sejmowej musi się odbyć w ciągu dziewięciu miesięcy od pierwszego czytania. To ważna rzecz, bo Szymon Hołownia nie mrozi projektów opozycji, jak robili to jego poprzednicy i poprzedniczki. W ogóle nie dopuszczali do procedowania projektów opozycji. Taka była praktyka za dwóch poprzednich kadencji rządów Donalda Tuska oraz za dwóch kadencji tzw. Zjednoczonej Prawicy. To się zmieniło i to jest rewolucja. Co prawda Szymon Hołownia faworyzuje swój klub i szybciej proceduje projekty Polski 2050, a w przypadku naszych projektów jest gorzej i trwa to czasem wiele miesięcy, ale to się zdarza, co jest dobre dla demokracji. Opozycja może wrzucać swoje projekty do debaty publicznej. Na wniosek posła Ryszarda Wilka z Konfederacji, czytanie mojego projektu będzie musiało zakończyć się w komisji najpóźniej do końca sierpnia. Nasz trzeci sukces mieliśmy niedawno. Wszystkie kluby parlamentarne poparły dalsze prace nad projektem dotyczącym ograniczenia prawa do aresztu tymczasowego, czasem aresztu wydobywczego, co często dotykało przedsiębiorców w sprawach gospodarczych. W Sejmie podawałem przykłady Rafała Baniaka, byłego przewodniczącego Pracodawców RP, wobec którego nie toczyły się żadne czynności procesowe. Wyszedł z aresztu tymczasowego dopiero na zabieg ratowania życia. Piotr Osiecki
– zatrzymany w sierpniu 2018 r. Do dziś nie powstał akt oskarżenia, a spędził dwa lata w areszcie. To była gehenna. Takich spraw są dziesiątki.
To się zmieniło i to jest rewolucja. […] Opozycja może wrzucać swoje projekty do debaty publicznej.
Jakie są jego założenia?
Polski biznes współpracował nad przygotowaniem projektów, które zaradzą tej sprawie. Powstał projekt przy współpracy z doktorem Piotrem Kładocznym, Helsińską Fundacją Praw Człowieka oraz adwokaturą polską na czele z szefem Naczelnej Rady Adwokackiej, mecenasem Przemysławem Rosatim. Dołożyliśmy pełny dostęp i cyfryzację akt postępowania, co jest krokiem ku XXI wiekowi. Wprowadziliśmy propozycję dozoru elektronicznego, na wzór tzw. obrączki. Niezrozumiałe jest dla nas, dlaczego ktoś nie może mieć aresztu domowego. Chcemy też zaproponować, by aresztanci nie byli przetrzymywani z groźnymi przestępcami, co często było metodą wywierania presji na obywateli i przedsiębiorców, wobec których nadużywano aresztu. Chcemy, by pierwszy areszt nie był orzekany na więcej niż 30 dni. Sędzia często – zwłaszcza
w weekend – nie ma czasu na dogłębne zapoznanie się z aktami sprawy. W politycznych czy biznesowych zatrzymaniach prokuratorzy lubili wnioskować o areszt w piątki, bo wiedzieli jaki sędzia będzie – nie z losowania, a z dyżuru – w sobotę. Chcemy też, by sędzia orzekający
o areszcie nie orzekał w późniejszym procesie aresztowanego, bo obecnie może konsumować swoją wcześniejszą decyzję o areszcie. Podobny projekt złożyła Polska 2050.
Warto wiedzieć
Mniej tymczasowych aresztowań w 2024 r.
W minionym roku odnotowano spadek liczby tymczasowych aresztowań. Według danych za trzy kwartały 2023 r. prokuratura złożyła w sądach rejonowych 17 478 wniosków
o zastosowanie tymczasowego aresztowania w postępowaniu przygotowawczym. W analogicznym okresie 2024 r. liczba ta spadła do 14 960, co stanowi spadek o 14,41 proc.
Ponadto Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego przy Ministerstwie Sprawiedliwości przygotowała projekt nowelizacji Kodeksu postępowania karnego, który wprowadza areszt elektroniczny (AE) jako nowy środek zapobiegawczy. Zgodnie z propozycjami, osoby objęte AE będą mogły przebywać w swoich domach z założoną elektroniczną bransoletą, a ich zachowanie będzie monitorowane przez System Dozoru Elektronicznego.
Sytuacja opozycji w Sejmie
Nie obawia się pan, że marszałek Szymon Hołownia przyzna temu projektowi pierwszeństwo?
Nie widzę takiego problemu, bo bardzo cenię wnioskodawcę, pana posła Pawła Śliza, szefa sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka. Widzę, że jako praktykujący adwokat doskonale czuje tę materię. Mamy świetną współpracę i wypracowujemy konsensus. Jeżeli Sejm będzie pracować nad projektem Polski 2050, to będziemy chcieli wnieść poprawki, co do których mamy konsensus. Nie powinniśmy tu czekać na projekt rządowy, bo minister Adam Bodnar zapowiadał, że też chce coś w tej sprawie zrobić, ale minął rok odkąd został ministrem sprawiedliwości, a dobre rozwiązania zostały już wypracowane.
Zdarza się, że nawet jeśli projekty poselskie są przygotowane przez klubu koalicyjne – jak
np. w przypadku projektu Polski 2050 o odpolitycznieniu spółek – to pojawiają się projekty resortowe odbierające poselskim szanse na realizację.
Zapowiedzieliśmy, że jeśli w trakcie najbliższego miesiąca nie będzie prac nad projektem naszym lub Polski 2050, to wystąpię z naszym klubem do marszałka Sejmu, by nakazał rozpoczęcie prac
w nadzwyczajnej komisji kodyfikacji, którą kieruje była sędzia, pani posłanka Barbara Dolniak
z KO. W tej komisji trudno będzie oponować przeciwko projektowi w obecnym brzmieniu. Jest na to większość. Wystarczą tu Konfederacja, Trzecia Droga i PiS, które o dziwo, te projekty popiera. Można spekulować dlaczego, ale w samej formacji mogli mieć poczucie, że ich minister sprawiedliwości nadużywał tego narzędzia. Również Lewica może być za. Jedynie KO może być przeciwko, tylko dlatego, że ich minister tego nie dowozi, co jest absurdalne i słabe.
Zanim zostałem posłem, interweniowałem w tego typu sprawach, prowadząc agencję PR. Kuriozalna sytuacja miała miejsce w pandemii. Jeden ze współpracujących z nami przedsiębiorców został zatrzymany i przez pięć dni nie kierowano wobec niego wniosków o areszt. Zidentyfikowano u niego COVID-19 i nie wiedziano, co z tym zrobić. Poprosiliśmy dziennikarza, by wysłał do tego aresztu pytania, czy mają u siebie tego człowieka i czy to prawda, że odmawiają mu kontaktu
z adwokatem. Po godzinie od wpłynięcia maila wypuszczono tego człowieka, a dziennikarzowi odpisano, że go tam nie ma. Kolejną kwestią, którą chcemy zmienić w prawie karnym, jest upadek zarzutów, jeżeli nie ma aktu oskarżenia w ciągu trzech lat. Znam przypadek notariuszki z północy Polski, której postawiono zarzuty, a przez kilkanaście lat nie przygotowano aktu oskarżenia. Pamiętamy skandaliczny projekt resortu Zbigniewa Ziobry, według którego samo postawienie zarzutów notariuszowi mogło być podstawą do zamknięcia jego kancelarii.
Konfederacja złożyła również drugą ustawę o zmianach w ordynacji podatkowej.
Niedługo będzie przedmiotem prac w Sejmie. To skrócenie okresu przedawnień zobowiązań podatkowych z pięciu lat do trzech w przypadku tych zobowiązań, co do których organy posiadają dane z urzędu lub mogą je uzyskać z innych instytucji państwowych. Muszę pochwalić, że człowiekiem, który konsekwentnie popiera projekty dobre dla przedsiębiorców i namawia do tego swój klub, jest szef komisji gospodarki Ryszard Petru. My również wspieramy jego projekty, które są czasem wbrew koalicyjnej Lewicy, bo mamy wolnościowe podejście do kwestii gospodarczych
i jesteśmy w stanie dyskutować w sposób merytoryczny i owocny.
Opozycja ma teraz lepszą sytuację niż wtedy, gdy poprzednio był pan w Sejmie, lub
w poprzedniej kadencji, gdy pana nie było, ale Konfederacja miała koło poselskie?
Zdecydowanie. W VII kadencji, w latach 2011-2015, gdy po raz pierwszy byłem posłem, poseł opozycyjny mógł wygłosić oświadczenie i pokrzyczeć. Miał minimalne szanse wpłynąć na rzeczywistość. Koalicja PO-PSL i koalicja startująca z jednej listy Jarosława Kaczyńskiego miały wodzowskie modele zarządzania. Gdyby Trzecia Droga i Lewica nie akcentowały obecnie swojej odrębności, zostałyby wchłonięte przez KO. Czasami nie zgadzają się na projekty współkoalicjantów i wtedy okazuje się, że głosy opozycji są ważne. Gdyby nie głosy Konfederacji, wolna Wigilia byłaby już w zeszłym roku, weszłaby w życie tuż przed świętami i zaskoczyła polski handel. Gdyby nie nasze głosy, to Lewica, wspólnie z PiS-em i częścią PSL-u, wprowadziłaby likwidację wszystkich niedziel handlowych w grudniu. Bez nas nie byłoby w ogóle w grudniu niedziel handlowych! Sytuacji, w których przy różnicy zdań w koalicji rządzącej, nasze głosy decydują, było już kilkadziesiąt. Przy poprawkach do budżetu koledzy z KO pytali, co zrobimy
z poprawkami Trzeciej Drogi, która chciała zabrać Lewicy 1 mld zł z budownictwa społecznego
z Ministerstwa Rozwoju. Polska 2050 chciała przenieść ten miliard do Ministerstwa Funduszy
i pani ministra Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, bo ich koledzy opanowali Krajowy Zasób Nieruchomości. Chcieli zbudować własny Fundusz Sprawiedliwości, bo 200 mln z rezerwy budżetowej chcieli włożyć do Instytutu Wolności, który zaprzyjaźnionym think tankom rozdawałby pieniądze i budowaliby sobie zaplecze. Gdy powiedzieliśmy, że tego nie poprzemy, Donald Tusk mógł triumfalnie ogłosić, że walec jedzie dalej. On nie jechałby dalej, gdyby
w przepychankach koalicjantów nie było naszego jasnego stanowiska.
Gdyby nie głosy Konfederacji, wolna Wigilia byłaby już w zeszłym roku, weszłaby w życie tuż przed świętami i zaskoczyła polski handel.
Ziobro stanie przed komisją śledczą?
Jest pan w komisji śledczej ds. afery Pegasusa. Wierzy pan, że Zbigniew Ziobro stawi się przed państwem i zostanie przesłuchany?
Wyobrażam sobie, że stanie i wyobrażam sobie, że nic nie powie. Można zmusić go do przyjścia, ale nikt nie zmusi go, by cokolwiek powiedział, poza tym, że powie w swobodnej wypowiedzi, że komisja śledcza według Trybunału Konstytucyjnego jest nielegalna. Komisja pracuje tylko dlatego, że rząd od kwietnia zeszłego roku nie publikuje wyroków TK, robiąc dokładnie to samo, co robiła pani premier Beata Szydło. Zgodnie z Konstytucją, dopóki wyrok nie jest opublikowany, to nie obowiązuje, ale zgodnie z tą samą Konstytucją premier ma obowiązek opublikować wyrok niezwłocznie, ale postanowił, że tego nie zrobi. Dlaczego? Bo psucie państwa zaczęło się 10 lat temu, gdy pani premier Szydło nie opublikowała wyroku TK i nie poniosła z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Donald Tusk zauważył, że może być równie bezkarny, co znaczy, że mamy dramatyczną wadę konstytucyjną. Sam po analizie tego wyroku TK uważam, że zakres prac tej komisji został wadliwie określony.
Psucie państwa zaczęło się 10 lat temu, gdy pani premier Szydło nie opublikowała wyroku TK i nie poniosła z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Donald Tusk zauważył, że może być równie bezkarny.
Jednak bierze pan udział w jej pracach.
Bo uważam, że podstawową rzeczą, którą możemy zrobić w obecnym bałaganie, to w raporcie komisji wskazać błędy systemowe i instytucjonalne, których naprawa jest konieczna. By służby polskie miały narzędzia pokroju Pegasusa, ale byśmy mieli pewność, że nie będą nadużywane. Problemem nie jest to, że państwo polskie miało Pegasusa, ale to, że był nadużywany. Mamy prawie 7 tys. rocznie zatwierdzanych wniosków o inwigilację różnymi metodami, a później tylko
w przypadku 15 proc. są wszczynane postępowania, zaś do sądu trafia jeszcze mniej aktów oskarżenia. To pokazuje, że ta instytucja jest nadużywana.
Choć służby twierdzą, że Pegasus obecnie nie jest już używany.
Tak, ale uważam, że służby państwa polskiego powinny mieć tego typu program. Oczywiste jest jednak dla mnie, że nie powinien być wykorzystywany przeciwko urzędniczce z województwa kujawsko-pomorskiego, która kupowała pluszowe wiewiórki na festyn, co było pretekstem do podsłuchiwania ówczesnego posła Krzysztofa Brejzy, czyli szefa sztabu partii opozycyjnej. Nie powinno być takich sytuacji, że dzień przed ciszą wyborczą TVP puszcza nagrania prezesa
NIK Mariana Banasia i jego adwokata mecenasa Marka Chmaja. Tu miało miejsce przestępstwo nielegalnego podsłuchu w kancelarii, bo nie można podsłuchiwać rozmowy między adwokatem
a jego klientem. Prezes Banaś przyznał, że złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. To było w październiku 2023 r. Mamy luty 2025 r. i do tej pory nie dostał postanowienia
o wszczęciu lub odmowie wszczęcia postepowania. To pokazuje, jakie frazesy są na ustach rządzących, a jak wygląda proza życia. Podobnie wygląda dostęp komisji śledczej do dokumentów, bo w służbach jest porozumienie służb ponad podziałami. W Warszawie do jednego sędziego wpływa dziennie kilkadziesiąt wniosków o podsłuch, a jednocześnie prowadzi on wokandy.
W takich warunkach sędzia ma decydować o podsłuchu? To praktycznie automatyzm, co udało mi się potwierdzić podczas przesłuchania byłego szefa ABW, prof. Piotra Pogonowskiego. Mam nadzieję, że dzięki komisji ds. Pegasusa wprowadzimy zmiany instytucjonalne i systemowe.
Nie obawia się pan, że po piątkowych wydarzeniach Ziobro zyskał na czasie?
Zbigniew Ziobro nie ma nic do zyskiwania. Ocena sprawy jego działalności mieszczącej się
w zakresie prac komisji, to jest stosowania podsłuchów w latach 2015-2023, wynika przede wszystkim z dokumentów i nie ulegnie w zmianie ani w trakcie najbliższych tygodni, ani nawet miesięcy.
Sojusz Konfederacji z PiS?
Poza krytyką obecnych realiów wymienił pan sporo grzechów PiS-u, a niedawno poseł Przemysław Czarnek stwierdził w Radiu Zet, że już dawno przekonał Konfederację do sojuszu na przedterminowe wybory, które według wielu sondaży mogliby państwo wygrać.
Darzę Przemysława Czarnka dużym szacunkiem i sympatią. Niemniej jednak, nie jesteśmy przekonani ani przekonywani do niczego w sytuacji, w której PiS nie rozliczyło się symbolicznie ani realnie z największymi błędami, które popełniło. Nie wiemy, z jakim PiS mielibyśmy rozmawiać. Czy z PiS Mateusza Morawieckiego, który jest ojcem chrzestnym Polskiego Ładu, który kosztował ten obóz wiele głosów, zwłaszcza wśród małych i średnich przedsiębiorców? Czy z PiS Mateusza Morawieckiego, za którego Jarosław Kaczyński mówił, że Zielony Ład to realizacja programu rolnego PiS? Czy tego PiS, który prowadził taką praktykę wizową, że na wizach studenckich mamy setki tysięcy osób z Uzbekistanu lub Bangladeszu, które nigdy nie podjęły studiów? Te osoby często jechały do pracy w Berlinie. Czy chodzi może o PiS, które w sposób brutalny naruszało prawa obywatelskie w czasie kolejnych lockdownów, nie wprowadzając stanu wyjątkowego, bo oznaczałoby to odszkodowania dla zniszczonych firm i osób, które poniosły straty? Czy chodzi
o PiS, które doprowadziło do tego, że zboże techniczne z Ukrainy zalało polski rynek? Czy chodzi
o to PiS, które w zakresie hojności przebiło cały świat i rozdawało 500 plus nawet tym dzieciom
z Ukrainy, których wcale nie było w Polsce i nie podjęły obowiązku szkolnego? To paradoksalnie rząd Donalda Tuska uszczelnił ten system rozdawnictwa, wprowadzając obowiązek szkolny, by nie były to pieniądze wysyłane na Ukrainę. Mógłbym tak wymieniać.
Oni twierdzą, że nie było afery Pegasusa i że wszystko było super. A ja pytam, dlaczego w TVP pokazywano SMS-y z komórki posła Brejzy. Mówię o tej TVP, która przez ponad dwa lata nie zaprosiła ani jednego polityka Konfederacji, łamiąc prawo o mediach publicznych. Pytam przesympatycznego profesora Czarnka – kochany, pokaż mi, że żałujecie za grzechy, że jest zadośćuczynienie i że jest postanowienie poprawy, to będziemy mogli gadać. Rozmawiamy
z wieloma politykami PiS i mówią, że są świadomi swoich błędów, ale to nie ma doniosłości politycznej. Na takiej samej zasadzie politycy KO pytają nas, czy bylibyśmy w stanie wspierać ich rząd, gdyby nie było w nim Lewicy. Słyszą, ze rząd bez turbosocjalnej i chcącej rewolucji obyczajowej Lewicy to lepszy rząd i będziemy głosować za dobrymi projektami, ale nie będzie deali wbrew naszemu programowi, jak np. projekt kredytu 0 proc.
Pytam przesympatycznego profesora Czarnka: kochany, pokaż mi, że żałujecie za grzechy, że jest zadośćuczynienie i że jest postanowienie poprawy, to będziemy mogli gadać.
Stawia pan teraz warunki PiS-owi?
Nie stawiam warunków. Podsumowuję wielogodzinne rozmowy z moimi kolegami, liderami Konfederacji. Wiemy, jakiej Polski chcemy. Tym się różnimy od reszty sceny politycznej, że wiemy, iż przestaniemy być komukolwiek potrzebni, jeżeli przestaniemy być pryncypialni w kwestiach ważnych dla naszych wyborców. To, co jest rewolucją trumpowską, która dzieje się na naszych oczach, to 200 rozporządzeń wykonawczych, które Donald Trump podpisał pierwszego dnia, pokazując, że zrealizował swoje obietnice. Donald Tusk nie zrealizował swoich obietnic. Ci, którzy mu zaufali, widzą to po ponad roku, bo nie ma konsensusu i wspólnych wartości ani programu. Podobnie z dramatycznym poziomem zarządzania w spółkach publicznych i dramatycznymi zwrotami akcji. Przykładem jest to, co dzieje się ostatnio w PZU. Są spory o Totalizator Sportowy, spory o Orlen. Jest bardziej dramatycznie niż za PiS-u.
Mamy listę kilkudziesięciu ustaw, które w tej kadencji chcemy złożyć i skupiamy się na tych,
w których trudno może być głosować przeciw. To np. wprowadzenie w prawie rodzinnym opieki naprzemiennej. To dramatyczny problem. W ramach mojej fundacji Dobry Rząd i gronie posłów klubu Konfederacji przygotowujemy plan rządzenia, który chcemy zrealizować. Jeżeli będziemy mieli taki plan, to on będzie punktem wyjścia do rozmów o jakichkolwiek koalicjach.
Liczy pan, że ta „trumpowska fala” pomoże Sławomirowi Mentzenowi?
Ona już pomaga.
Jako pierwsi zarejestrowali państwo kandydaturę zbierając ćwierć miliona podpisów…
W niecałe dwa tygodnie. Wiemy, jaki byłby to wysiłek pięć, a tym bardziej 10 lat temu. Pięć lat temu Krzysztof Bosak miał dobry wynik, a mógł osiągnąć lepszy, gdyby nie deal PiS i PO
o wymianie kandydata. Przypomnę, że kandydatka KO Małgorzata Kidawa-Błońska miała 3 proc.
i była piąta w sondażach, a PiS-owi wychodziło w sondażach, że Władysław Kosiniak-Kamysz
i Szymon Hołownia mają większe szanse na wygranie w drugiej turze, bo mniej polaryzują. Potrzebowali takiego rywala jak Rafał Trzaskowski. Dwie główne siły polityczne utrzymały polaryzację przez kolejne pięć lat. 10 lat temu byłem szefem kampanii Janusza Korwin-Mikkego. Zebraliśmy 200 tys. podpisów, też byliśmy pierwsi, ale to było trudniejsze niż teraz, gdy widzimy gigantyczny entuzjazm. W sieci jest porównanie zdjęć ze spotkań w Limanowej. Na spotkaniu
z Karolem Nawrockim było niewiele osób, głównie starszych. Na spotkaniu ze Sławomirem Mentzenem były tysiące ludzi. Niebywałe było, że w Starym Sączu, który ma 8 tys. ludzi, przyszło
2 tys. osób. Zaczęliśmy kampanię w małych miejscowościach. Zakończymy ją w metropoliach, licząc, że później tamci ludzie do nas wrócą.
Sławomir Mentzen jest trzeci w sondażach partyjnych. Jak chcą państwo wejść do drugiej tury i przebić kandydata popieranego przez PiS?
Jak obserwuję dynamikę kampanii, to widzę stres nie tylko w sztabie Nawrockiego, ale też Trzaskowskiego. Kandydat sabotażu, czyli Krzysztof Stanowski, szydzi ze wszystkich kontrkandydatów, ale największą dewastację czyni w elektoracie Trzaskowskiego, który na poczet wyborów chce prezentować się inaczej. Widzi wiatr zmian i głosi szowinistyczne hasła
o ograniczaniu 800 Plus dla Ukraińców, chwali powstrzymanie obowiązku edukacji seksualnej
w szkołach. Śmiejemy się, że był na ingresie nowego biskupa warszawskiego. Mógł jechać na sesję zdjęciową na Jasnej Górze. W oczach wyborców centrowych i lewicowych traci, nie jest dla nich wiarygodny. Nie zyskuje w miejscach, do których chce wejść, bo Rafał Trzaskowski, którego znamy, idzie na czele parady równości i utrudnia Marsz Niepodległości.
Być może Trzaskowski jest spokojny o głosy wyborców lewicowych w drugiej turze i stara się
o nowe głosy.
Tak nie jest, bo jest bardzo zauważalna demobilizacja elektoratu po tamtej stronie.
Uważa pan, że Stanowski bardziej zaszkodzi Trzaskowskiemu niż Mentzenowi?
Tak mi się wydaje. Wystartował ze stroną internetową z domeną „de”, miał flagi Niemiec, NATO i Unii Europejskiej, w tle szydząc z Rafała Trzaskowskiego, który stał na tle flag NATO jako prezydent miasta. Pokazuje mu, że to on jest przebierańcem, bo udaje, że robi coś na poważnie, a to Stanowski robi coś dla beki. Ma zadanie odkleić wyborców od Trzaskowskiego, jak 10 lat temu Kukiz odkleił wyborców od Komorowskiego. Dobił do 20 proc., ale myślę, że Stanowski nie będzie miał takiego sukcesu, bo za późno zaczął i prowadzi kampanię satyrycznie.
A Grzegorz Braun? Państwa niedawny kolega partyjny.
Grzegorz Braun to człowiek, który ma absolutnych fanatyków, a jednocześnie wielu ludziom utrudniał głosowanie na Sławomira Mentzena i Konfederację. Znam wielu wyborców PiS, którzy mówią, że głosowaliby na nas, ale chodzenie przez Brauna na manifestacje przeciwko zaangażowaniu Polski w wojnę w Ukrainie, z ludźmi, z którymi nigdy nie stanąłbym na scenie, ich zniechęca. Pamiętamy, kto na zachodzie budował te tzw. ruchy antywojenne. To są kontrowersje, a nie to, co mówi piękną polszczyzną, nie postulaty ideowe, ale praktyka. Przy docenieniu szeregu aspektów działalności Grzegorza Brauna i Janusza Korwin-Mikkego, to kwestią fundamentalną jest to, czy chcą być politykami. To, co robią niektórzy nasi koledzy, można nazwać overtonizmem, od „okna Overtona”, czyli przesuwania sceny politycznej w prawo jako naczelny cel. Dla takich ludzi jak Sławomir Mentzen, ja czy Krzysztof Bosak, celem bycia w polityce jest realizacja konkretnych postulatów, by zmieniać świat w duchu naszych wartości.
Grzegorz Braun ma absolutnych fanatyków, a jednocześnie wielu ludziom utrudniał głosowanie na Sławomira Mentzena i Konfederację.
Wspomniał pan, że Grzegorz Braun państwu szkodził…
Nie, tak nie powiedziałem. Powiedziałem, że z jednej strony dodawał nam głosów, bo miał wiernych wyznawców, ale blokował przepływy i nie wiemy, jaki jest wynik netto. Zdecydowanie łatwiej pozyskiwać nam wyborców, gdy nie muszę odnosić się do jego zachowania w Parlamencie Europejskim.
Jednak zdecydowali się państwo go pozbyć dopiero, gdy wystartował przeciwko Sławomirowi Mentzenowi.
Mieliśmy różnice zdań w naszym obozie. Naszym kolegom z Ruchu Narodowego dużo bardziej zależało na dalszej pracy z Grzegorzem Braunem. Nie była to łatwa decyzja, bo Konfederacja jako projekt trzech partii rósł mimo różnic zdań co do sposobu uprawiania polityki. Moim zdaniem Grzegorz Braun wyszedł, licząc, że jest w stanie zrobić połowę wyniku Sławomira Mentzena
i należy mu się jedna trzecia Konfederacji. Na razie nie wydaje się, by te rachuby były realne.

Główne wnioski
- W projektach Konfederacji o zmianach w ordynacji podatkowej mowa m.in. o Propozycje zmian w ordynacji podatkowej autorstwa Konfederacji mają na celu walkę z postępowaniami karno-skarbowymi, które są wszczynane wobec podatników, by zawiesić bieg terminu przedawnienia zobowiązań. Jak mówi poseł Przemysław Wipler, takie postępowania są wszczynane także, gdy nie ma przesłanek o nieprawidłowościach, by organy skarbowe miały więcej czasu na pobór podatku. Z kolei projekt zmian w prawie o areszcie tymczasowym daje m.in. możliwości elektronicznego dozoru w miejscu zamieszkania, upadek zarzutów jeżeli w ciągu trzech lat nie pojawi się akt oskarżenia a także zakazałby przetrzymywania aresztantów z groźnymi przestępcami.
- Przemysław Wipler zaprzecza niedawnym słowom Przemysława Czarnka, który twierdził, że PiS i Konfederacja dogadały się ws. utworzenia koalicji po ewentualnych przedterminowych wyborach parlamentarnych. Poseł Konfederacji przyznał, że nie widzi szans na ewentualną koalicję z PiS, dopóki główna partia opozycyjna nie rozliczy się ze swoich rządów. Dodał, że politycy Konfederacji rozmawiają zarówno z politykami PiS jak i KO.
- Przemysław Wipler nie obawia się rosnącej prawicowej konkurencji Sławomira Mentzena w wyborach prezydenckich. Polityk Konfederacji uważa, że start Krzysztofa Stanowskiego może zaszkodzić bardziej kandydaturze Rafała Trzaskowskiego. Według Przemysława Wiplera, odejście Grzegorza Brauna z Konfederacji może ułatwić przepływy elektoratu oraz zagłosowanie na Konfederację przez wyborców, których Braun odstraszał.