Sprawdź relację:
Dzieje się!
Sport

O dwóch takich, co stworzyli w Polsce tenis na wózkach. I o państwie, które nie pomogło

20 lat temu nasza reprezentacja zdobywała srebrne i brązowe medale mistrzostw świata, rok temu na igrzyska paraolimpijskie nie pojechał już żaden polski tenisista. Zostaliśmy w tyle – inne państwa wdrożyły u siebie profesjonalny system rozwoju tenisa na wózkach. A w Polsce nawet w wielkich miastach ludzie na wózkach nie mogą porządnie trenować.

Piotr Jaroszewski, współtwórca polskiego tenisa na wózkach
Piotr Jaroszewski zajmował w przeszłości 14. miejsce w światowym rankingu, choć często mierzył się z bardziej sprawnymi rywalami. Ma 58 lat, wciąż trenuje i gra.

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. O dziesięcioletnim Michale Korpolińskim, który w kraju z porządnym systemem szkolenia byłby już zapewne uznawany za kandydata do medalu na igrzyskach paraolimpijskich.
  2. Jak wygląda system szkolenia sportowców niepełnosprawnych w krajach, które postanowiły zainwestować w ten rodzaj sportu poważne pieniądze.
  3. O ile mniejsza jest pula nagród przeznaczona na mistrzostwa Polski w tenisie na wózkach od tej, którą dostają podczas tej samej imprezy sprawni tenisiści.

– Pesel się nie zmienia, ciało się starzeje, ale nadal gram. W ogóle klub mamy coraz starszy – mówi Piotr Jaroszewski, 58-latek, wielokrotny uczestnik igrzysk paraolimpijskich. W połowie lat 90. wraz z Wiesławem Chrobotem założył w Płocku pierwszy polski klub tenisowy dla osób poruszających się na wózkach. SIKT Płock, czyli Stowarzyszenie Integracyjny Klub Tenisa w Płocku.

Mówi o coraz starszym klubie, ale w pewnym momencie wyraźnie się ożywia i zaznacza, że półtora roku temu dołączył do nich młody i bardzo utalentowany chłopak – Michał Korpoliński. Ma teraz 10 lat i, jak zaznacza Jaroszewski, „wspaniałych rodziców”.

– Jest po rozszczepie kręgosłupa, ale bardzo nisko uszkodzonym. To znaczy – ma mięśnie brzucha i mięśnie grzbietu. Ja ich nie mam. Michał trenuje trzy razy w tygodniu, jest bardzo ambitny. Rodzice wychowują go bardzo normalnie, stał się chłopakiem samodzielnym. Można go zostawić u dziadków, sam się ubiera, rozbiera, kąpie… A często się słyszy o sprawnych dziesięciolatkach, którzy nie potrafią samodzielnie wykonywać tych czynności, rodzice wiążą im buty itd. – opowiada Piotr Jaroszewski.

Wypadek Piotra Jaroszewskiego

Piotr Jaroszewski nie ma mięśni brzucha i mięśni grzbietu, cudem przeżył wypadek. Spadł z żoną z czwartego piętra, żona nie przeżyła upadku. Był rok 1989, Jaroszewski kończył wtedy trzeci rok studiów na warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego, grał znakomicie w badmintona, planował urlop dziekański, dostał właśnie wizę do Stanów Zjednoczonych.

– Wziąłem żonę na ręce, niefortunnie postawiłem nogę… – wspomina Piotr Jaroszewski, a ja szybko przepraszam za swoje pytanie.

Akademia Wychowania Fizycznego zaoferowała wielką pomoc oraz przejście na indywidualny tok studiów. Wyjątkowo zaangażował się w to Adam Królak, wieloletni kierownik Zakładu Tenisa AWF. Jaroszewski został więc w Warszawie, malutka córeczka została z dziadkami w Płocku.

Zanim został badmintonistą, Piotr Jaroszewski bardzo dobrze grał w tenisa ziemnego. Trenował w Wiśle Płock, ale sekcja tenisowa została tam po kilku latach rozwiązana – z przyczyn finansowych i organizacyjnych.

Do Płocka, do córki i rodziny, Piotr Jaroszewski wrócił więc jako tenisista grający na wózku. Pierwszy taki w Polsce. W Płocku mieszkał też Wiesław Chrobot. Poznali się, gdy Jaroszewski był znakomitym badmintonistą, bo Chrobot akurat działał w Polskim Związku Badmintona. Był wiceprezesem, sekretarzem generalnym, sędzią.

Duet Jaroszewski-Chrobot zaczyna działać

– Piotr zaprosił mnie na rozmowę i zapytał, czy nie podjęlibyśmy próby założenia klubu sportowego, w którym mogliby trenować ludzie poruszający się na wózkach. Mówił też o międzynarodowym turnieju. Wiedział, że mam duże doświadczenie z działalności w Polskim Związku Badmintona, organizowałem w Polsce bardzo duże imprezy międzynarodowe – wspomina Wiesław Chrobot.

Napisał stosowne regulaminy, statut klubu (co ważne: z wydzieloną sekcją tenisa dla „pełnosprawnych”), udali się do Urzędu Miasta. I teraz obaj podkreślają, jak bardzo pomocne okazały się władze Płocka. Pomogła też światowa organizacja tenisa na wózkach.

– W połowie lat 90. zorganizowaliśmy w Płocku pierwsze międzynarodowe mistrzostwa Polski. Światowa federacja zapewniła duże wsparcie, które polegało na tym, że przyjechało do nas wielu wspaniałych tenisistów na wózkach, czołówka światowa. Federacja chciała „rozruszać” blok wschodni, a my byliśmy pierwszym krajem z tego bloku, który taką imprezę organizował. Wydarzenie odbiło się dość mocnym echem w kraju, w późniejszych latach powstało kilka innych klubów – opowiada Wiesław Chrobot.

Powstało też odpowiednie stowarzyszenie, później związek sportowy. W Płocku zorganizowano duży międzynarodowy turniej, w którym pula nagród w pewnym momencie wyniosła aż do 22 tys. dolarów.

– Pomagało miasto, udostępniło nam korty, w które później inwestowało. Pomagała Petrochemia (dzisiejszy Orlen), a także lokalni przedsiębiorcy, którzy nas po prostu znali. W latach 90. Zaradni ludzie dorabiali się dość szybko dużych pieniędzy, mogli pomóc. A gdy powstał związek sportowy, mogliśmy też liczyć na dotacje z ministerstwa – wspomina Wiesław Chrobot.

Światowa federacja chciała „rozruszać” blok wschodni, a my byliśmy pierwszym krajem z tego bloku, który taką imprezę organizował

Ile znaczy „system”

Reprezentacja Polski zaczęła radzić sobie coraz lepiej. W pierwszej dekadzie XXI w. Polacy zdobywali medale na mistrzostwach świata, w rankingu indywidualnym także byli wysoko. Tadeusz Kruszelnicki był nawet w pierwszej piątce, Piotr Jaroszewski – w pierwszej 15. Choć ten ostatni często rywalizował ze znacznie sprawniejszymi rywalami.

– To młoda dyscyplina sportu, pierwszy raz na igrzyskach paraolimpijskich pojawiła się w 1992 r. Więc kraje zachodnie nie od razu zaangażowały się w to na poważnie. Od 2000 r. już zaczynała tam następować profesjonalizacja tego sportu. Nasi rywale mieli już oddzielne treningi na siłowni, trenerów mentalnych, indywidualne programy. Powstawały wielkie fundacje przy związkach. I zaczęli nam odjeżdżać. Pamiętam, jak w latach 2000–2010 ogrywaliśmy bezproblemowo Anglików. Tylko tam w pewnym momencie tenisiści na wózkach zaczęli być traktowani tak samo jak inni. Minęło siedem czy osiem lat i już byli daleko przed nami – opowiada Piotr Jaroszewski.

Dodaje też jeszcze coś – dzięki czemu możemy jeszcze lepiej zrozumieć, czym jest tzw. „system” w sporcie.

– U nas w sporcie dla niepełnosprawnych jest tak, że dana osoba zaczyna uprawiać daną dyscyplinę, ponieważ nie ma możliwości uprawiania innej. Angażuje się w to, co jest dostępne. A np. w Anglii jest selekcja. Obserwują młodego niepełnosprawnego człowieka i oceniają, czy będzie on lepszym tenisistą na wózku, czy może lepszym koszykarzem na wózku, czy też pływakiem itd. A w Polsce nie tylko nie ma selekcji, to oczywiste, ale są znacznie bardziej podstawowe problemy. Duże polskie kluby tenisowe nie mają nawet sekcji dla niepełnosprawnych, a więc dostępność tej dyscypliny dla osób na wózkach jest bardzo mocno ograniczona. Uważam, że brak takich sekcji jest wstydem dla Warszawy, Krakowa, Trójmiasta czy Łodzi. Nawet w tak dużych miastach kluby nie zapewniają miejsca do treningu tym ludziom na wózkach, którzy mogliby grać w tenisa. Bez takiej minimalnej dostępności trudno mówić o jakimkolwiek rozwoju. Trudno wyobrazić sobie człowieka na wózku inwalidzkim, który z Krakowa dojeżdża na treningi do Płocka – tłumaczy Piotr Jaroszewski.

Uważam, że brak sekcji tenisowych dla niepełnosprawnych jest wstydem dla Warszawy, Krakowa, Trójmiasta czy Łodzi. Trudno wyobrazić sobie człowieka na wózku, który z Krakowa dojeżdża na treningi do Płocka

Kiedy Piotr Jaroszewski z Wiesławem Chrobotem zakładali klub w Płocku, zorganizowali sekcję tenisa dla osób pełnosprawnych, w której znaleźli też miejsce dla szkółki dziecięcej.

Ubiegłoroczna paraolimpiada w Paryżu była pierwszą od 1996 r., w której nie oglądaliśmy żadnego polskiego tenisisty. Piotr Jaroszewski zwraca przy tej okazji uwagę, że w ogóle nastąpił regres, jeśli chodzi o polskie medale na paraolimpiadach. W Paryżu Polska zdobyła 23 medale i zajęła 16. miejsce w klasyfikacji generalnej. W Sydney w 2000 r. nasza reprezentacja była w tabeli ósma, sportowcy wrócili do kraju z 53 medalami.

Świat odjechał, a wszystko to skłania do paradoksalnej, bardzo gorzkiej hipotezy, iż wspomniany wyżej Michał Korpoliński może urodził się za późno, żeby zostać gwiazdą tenisa na wózkach. Wielki talent i wielka ambicja jednego człowieka, nawet wsparta dotacjami z ministerstwa, ma małe szanse w starciach ze sprawnie działającymi systemami szkolenia. Taki system w danym kraju oznacza istnienie dużej grupy tenisistów, którzy przez ostrą rywalizację w doskonałych warunkach mogą nieustannie podnosić umiejętności.

Płockie drożdżówki

Polacy próbują walczyć, ale w żadnym wypadku nie można mówić o „systemie”.

Płocki klub zrezygnował ze wspomnianego dużego turnieju – zapewnienie wielkiej puli nagród wiązało się z coraz większym ryzykiem – i wprowadził cztery znacznie mniejsze, ale za to korzystniejsze dla polskich tenisistów na wózkach. Bardziej uznani zawodnicy „nie zabierają” im tu miejsca, a poza tym granie w kraju to znacznie mniejsze koszty finansowe.

Powstała też w Płocku hala (obie ręce przyłożył do niej Wiesław Chrobot), polski tenis na wózkach należy też już od dość dawna do struktur Polskiego Związku Tenisowego. Ostatnio udało się doprowadzić do tego, że mistrzostwa Polski w tenisie oraz tenisie na wózkach rozgrywane są w tym samym czasie, co pozwala na pewien podział pieniędzy sponsorskich (wcześniej pieniądze sponsorskie prawie w ogóle nie trafiały do tenisa na wózkach). Pula nagród dla tenisistów na wózkach w mistrzostwach kraju wynosi 20 tys. złotych, dla tenisistów pełnosprawnych – 200 tys. złotych.

Ministerstwo Sportu i Turystyki przeznaczyło w 2024 r. 580 tys. złotych na funkcjonowanie tenisa na wózkach w Polsce (pomoc w organizowaniu wszystkich turniejów w kraju, sprzęt sportowy, wynagrodzenia trenerów itd.). W organizowaniu turniejów przez płocki klub pomaga ciągle Orlen, ale nie jest sponsorem klubu. Inne poważne firmy nie chcą wspierać tej dyscypliny sportu.

– To jest zastanawiające, przecież dla firm taki rodzaj wsparcia mógłby być istotnym elementem portfolio. Mogłyby zademonstrować, że są wrażliwe społecznie itd. – mówi Piotr Jaroszewski.

Wiesław Chrobot mówi, że wciąż mocno pomagają lokalne firmy, towarzysko związane z szefami płockiego klubu.

– Mamy np. zapewnioną darmową kawę i herbatę na turniejach, to duży plus. Słynne wśród zawodników z innych państw są też nasze drożdżówki, które dostajemy od zaprzyjaźnionej firmy piekarniczej. Zagraniczni tenisiści na wózkach mówią o nich: „najlepsze na świecie!”. Codziennie w dniu turnieju przyjeżdża 100 świeżutkich drożdżówek. A łącznie 1600 w ciągu roku – opowiada Wiesław Chrobot, dodając, że pewnie będą też w maju, kiedy klub w Muzeum Mazowieckim będzie świętował swoje 30-lecie.

O kawie, herbacie i drożdżówkach Wiesław Chrobot opowiada normalnie, pogodnie, mówi: „duży plus”. Niechcący osiąga ciekawy efekt – jego opowieści wzruszają i zawstydzają jednocześnie.

Główne wnioski

  1. Polscy tenisiści na wózkach przestali odnosić sukcesy na arenie międzynarodowej, ponieważ inne państwa zaczęły inwestować mocno w tę dyscyplinę sportu. Polska nie zainwestowała.
  2. Nawet duże polskie kluby tenisowe z Warszawy, Łodzi, Trójmiasta i Krakowa nie mają sekcji dla tenisistów niepełnosprawnych.
  3. Wraz z rozwojem gospodarczym Polski zmniejsza się liczba zdobywanych przez Polaków medali na igrzyskach paraolimpijskich. Paradoks, który daje do myślenia.