Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka Świat

Szef Pentagonu nie zostawił złudzeń Ukrainie. Siły rozjemcze będą tylko z Europy

Nie będzie powrotu do granic sprzed 2014 r., niemożliwe jest też wejście Ukrainy do NATO. Słowa sekretarza obrony USA Pete’a Hegsetha to cios dla naszego sąsiada i oznaczają, że Europa będzie musiała sobie poradzić sama.

Na zdjęciu szef Pentagonu Pete Hegseth
Sekretarz obrony USA Pete Hegseth. Fot. Tierney L. Cross/Bloomberg via Getty Images.

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jaki jest cel wizyty nowego sekretarza obrony USA w Europie.
  2. Czy Ukraina powinna się obawiać decyzji prezydenta Trumpa, jego administracji i zmiany nastawienia Zachodu do jej walki z rosyjskim okupantem.
  3. Czy wypowiedzi Hegsetha powinny budzić niepokój europejskich sojuszników Ukrainy.

Trwa podróż Hegsetha po Europie. W środę odbyło się spotkanie z szefami resortów obrony europejskich krajów NATO w Brukseli. Jeśli ministrowie obrony mieli nadzieję, że płynące z Waszyngtonu sygnały o końcu amerykańskiego wsparcia dla Ukrainy są mistyfikacją i zmyłką, to sekretarz obrony USA wybił im to z głowy.

Słowa Hegsetha mogą być dla walczącej od prawie trzech lat Ukrainy potężnym ciosem. O ile obecność w Białym Domu Joe Bidena gwarantowała Ukrainie przynajmniej nadzieję na dostawy uzbrojenia i pieniędzy na walkę, o tyle Donald Trump i jego ludzie będą dla Wołodymyra Zełenskiego i jego kraju o wiele bardziej bezwzględni.

Hegseth jasno i dobitnie dał znać Ukrainie, że skończył się (lub kończy) czas myślenia o „zwycięstwie” czy powrocie do granic sprzed 2014 r. Dał tego wyraz jasno i dobitnie, mówiąc wprost – „powrót do Ukrainy w granicach z Donbasem i Krymem jest celem nierealnym”. Podobnie zresztą jak obecność Ukrainy w Sojuszu Północnoatlantyckim.

Koniec marzeń o ukraińskim Krymie i Donbasie? Amerykanie stawiają sprawę jasno

Hegseth przekazał również, że USA nie postrzegają członkostwa Ukrainy w NATO jako części ewentualnego planu pokojowego. Co to oznacza dla Ukrainy? Niestety nic dobrego. Eksperci, z którymi rozmawiamy, są w większości zgodni, że nasz wschodni sąsiad może mieć poważne problemy. A wraz z nim Europa. I Polska.

– Mam nadzieję, że słowa Hegsetha to nie jest dla Ukrainy „Roma locuta, causa finita”. Nie rozumiem jego postawy. Nie jest jasne czy mówi tak, bo sam tak myśli, czy jest to szersza opinia, krążąca w Pentagonie lub większej części administracji Trumpa. Stoi to, muszę przyznać, w pewnej sprzeczności z tym, co mówił Trump na początku swojej prezydentury o postawie względem Rosji i np. zwiększeniu presji poprzez sankcje – mówi XYZ Mateusz Piotrowski, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Zdaniem analityka, skoro sekretarz obrony stwierdza wprost, że USA są gotowe na uznanie aneksji terytoriów Ukrainy, to na Kremlu może zrodzić się pomysł przesunięcia frontu za wszelką cenę – zanim zaczną się faktyczne rozmowy, które mogłyby zamrozić działania zbrojne. Wówczas swoboda negocjacyjna Rosjan byłaby nieco większa, a dla Amerykanów mogłoby to nie odgrywać większego znaczenia.

Wyraża on jednak nadzieję, że amerykańskie podejście nie opiera się wyłącznie na minimalizacji zaangażowania w tej części Europy. Trumpowi, jak mówi, zależy na zachowaniu twarzy i gwarancji zakończenia wojny. Dotychczas wskazywał raczej na gotowość do negocjacji z Rosją z pozycji siły, a nie pokój za wszelką cenę, byleby tylko ograniczyć wydatki amerykańskiego podatnika.

Mniej optymistycznie do sprawy podchodzi były polski dyplomata i pisarz Witold Jurasz. Zdaniem byłego charge d’affaires w Mińsku, słowa Hegsetha o „niemożliwym” powrocie do granic sprzed 2014 r. są po prostu realnym wnioskiem.

– W szerszym myśleniu amerykańskim, nawet niezwiązanym tylko z tą administracją, nie widać realnych szans na to, by Krym był ponownie ukraiński. I to wskazuje na jedno z ustępstw, jakie Ukraina musi poczynić – zgadza się z Witoldem Juraszem Mateusz Piotrowski.

Dyplomatyczno-wywiadowczy dwugłos w sprawie sił rozjemczych – „tak, ale z Polakami z tyłu” kontra „ja tego nie widzę”

Pozytywnym wg Witolda Jurasza sygnałem są słowa sekretarza Hegsetha o tym, że porozumienie pokojowe nie może oznaczać „Mińska 3.0”. Chodzi o dwa porozumienia pokojowe z 2014 i 2015 r., które dały Ukrainie kilka lat pokoju po aneksji Krymu i oderwaniu się w 2014 r. od reszty kraju obwodów donieckiego i ługańskiego.

Jurasza niepokoi coś innego. Od pewnego czasu pojawiały się w Europie Zachodniej pomysły ulokowania na Ukrainie sił pokojowych, gwarantujących przestrzeganie zawieszenia broni. Dyplomata wskazuje, że pomysłem Amerykanów jest, by siły rozjemcze, które ewentualnie znalazłyby się nad Dnieprem, nie będą objęte art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, co oznacza, że w razie ataku na ewentualne wojska zachodnie, USA mogłoby umyć ręce.

Polska, jak mówi, powinna wysłać swoje siły na Ukrainę w ramach kontyngentu europejskiego, ale powinny one znaleźć się tam za Niemcami, Francją, Wielką Brytanią. W drugiej linii.

Nie mam cienia wątpliwości, że rząd premiera Tuska wyśle tam wojska, ale zrobi wszystko, by przekonywać, że tak się nie stanie. Podobnie zresztą zachowałoby się PiS, który też będzie udawać, że polskich wojsk by nie wysłało. Oba ugrupowania walczą bowiem o elektorat Konfederacji

– Dziś wiemy jedno – to Europa odpowiada za bezpieczeństwo w Europie. USA – miejmy nadzieję – odpowiadają także za bezpieczeństwo członków NATO – wskazuje dyplomata.

Bardziej sceptyczny wobec pomysłu obecności domniemanych wojsk pokojowych nad Dnieprem jest inny rozmówca XYZ. Wysoki rangą oficer wywiadu z dużym doświadczeniem, głównie na wschodzie (jest w czynnej służbie, więc jego personalia nie mogą zostać ujawnione) odnosi się do tego sceptycznie.

„W monitorowaniu jesteśmy mistrzami”

– Nie bardzo widzę, kto by to miał być. Brytyjczycy są traktowani jako strona konfliktu. Francuzi niby przebierają nogami, ale nie postawiłbym na to dużych pieniędzy. Niemcy nie, a o nas nie wspominam. Z kogo zrobić kontyngent rozjemczy? Z Hindusów? No, chyba że z Białorusinów od Łukaszenki. Ten w sumie to nawet by się podjął takiego zadania. Marnie to wygląda – mówi oficer.

A co z powrotem do granic sprzed 2014 r. i członkostwem Ukrainy w NATO? W opinii naszego rozmówcy, tego tematu w ogóle „nie ma na stole”. Ocenia on, że maksimum, co Ukraińcy mogą ugrać, to status quo ante bellum, może z jakimiś niedużymi korektami.

– Czy można sobie wyobrazić Putina w towarzystwie Xi i Trumpa na trybunie mauzoleum kremlowskiego podczas obchodów rocznicy zakończenia II wojny światowej? Ja sobie wyobrażam. A my, w Polsce, jak zwykle się rozglądamy i monitorujemy. W monitorowaniu jesteśmy naprawdę dobrzy, gorzej z wyciąganiem wniosków, a dopiero ze znalezieniem remedium jesteśmy w d…e – ocenia oficer.

To, jak ocenia – „będzie się mieliło dopiero po wypracowaniu rozejmu”. Zełenski, jak wspomina oficer, w mądry sposób zagrał ofertą metali ziem rzadkich. Jeśli Trump to kupi, to będą musiały być korekty granicy na korzyść Ukrainy, bo główne złoża są teraz kontrolowane przez Rosjan. Dla niego „największą zagadką” jest rzeczywisty stan rosyjskiej gospodarki.

Czy można sobie wyobrazić Putina w towarzystwie Xi i Trumpa na trybunie mauzoleum kremlowskiego podczas obchodów rocznicy zakończenia II wojny światowej? Ja sobie wyobrażam. A my, w Polsce, jak zwykle się rozglądamy i monitorujemy. W monitorowaniu jesteśmy naprawdę dobrzy, gorzej z wyciąganiem wniosków, a dopiero ze znalezieniem remedium jesteśmy w d…e

Główne wnioski

  1. Nowa administracja USA może postawić Ukrainie zaporowe warunki pokoju. Może się to skończyć stratami terytorialnymi kraju.
  2. Sekretarz obrony USA dał do zrozumienia, że droga Ukrainy do NATO też jest zamknięta.
  3. Jeśli nad Dniepr trafią wojska pokojowe z Zachodu, to Polacy powinni być w „drugiej linii”.