Indie na drodze do bycia supermocarstwem gospodarczym. Czy sukces jest pewny?
W nadchodzących dekadach Indie mają stać się trzecią co do wielkości gospodarką świata, ustępując jedynie Stanom Zjednoczonym i Chinom. Co więcej, nie jest wykluczone, że w dłuższej perspektywie mogą wyprzedzić także Państwo Środka. Jakie czynniki sprzyjają temu wzrostowi, a jakie mogą stanowić barierę dla dalszego rozwoju?


Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego demografia Indii będzie tak korzystna w kolejnych dekadach.
- Jak przedstawiał się wzrost gospodarczy w Indiach w ostatnich dziesięcioleciach w porównaniu do Chin.
- Jaki jest model rozwojowy indyjskiej gospodarki na tle innych krajów azjatyckich i jakie zagrożenia dla rozwoju gospodarczego widać na horyzoncie.
Premier Indii Narendra Modi wyznaczył ambitny cel – osiągnięcie przez Indie statusu państwa wysoko rozwiniętego do 2047 r., czyli setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Nawet jeśli pełna realizacja tego planu okaże się wyzwaniem, kraj już teraz znajduje się na ścieżce do bycia supermocarstwem gospodarczym.
Sprzyjająca demografia
Pierwsza połowa XXI wieku przyniosła dwa przełomowe wydarzenia demograficzne, które mogą znacząco wpłynąć na globalny układ sił. Po pierwsze, od 2021 r. liczba ludności w Chinach zaczęła spadać – efekt wieloletniej polityki jednego dziecka, obowiązującej w latach 1979-2015. Część ekspertów podejrzewa, że realny spadek rozpoczął się jeszcze wcześniej, a statystyki oficjalne mogły nie odzwierciedlać rzeczywistego tempa depopulacji. Po drugie, w 2023 r. Indie prześcignęły Chiny pod względem liczby ludności, stając się najludniejszym krajem na świecie. Co istotne, ich przewaga demograficzna będzie utrzymywać się jeszcze przez dziesięciolecia
– prognozy wskazują, że punkt przegięcia (czyli moment, w którym populacja zacznie spadać) nastąpi dopiero w 2064 r..
Jedną z konsekwencji rosnącej populacji Indii jest to, że sama liczba mieszkańców będzie zwiększać relatywną wielkość indyjskiej gospodarki. Już teraz, przy populacji wynoszącej
1,43 mld osób, ale stosunkowo niskim dochodzie na mieszkańca w parytecie siły nabywczej
(PPP) na poziomie około 10 tys. dolarów międzynarodowych, Indie są trzecią co do wielkości gospodarką świata oraz piątą w ujęciu nominalnym. Do 2047 r. proporcja liczby ludności Indii względem USA wzrośnie z 418 proc. do 440 proc., a względem Europy (liczonej przez ONZ łącznie z Rosją) z 192 proc. do 234 proc..
Indie będą również znacznie mniej odczuwać negatywne skutki zmian demograficznych w porównaniu do Chin, Europy czy nawet USA. W 2052 r. współczynnik obciążenia demograficznego osobami starszymi (stosunek osób powyżej 65. roku życia do ludzi w wieku produkcyjnym 20-64 lata) wyniesie:
- ponad 40 proc. w USA,
- 50-55 proc. w Wielkiej Brytanii,
- 60 proc. w Chinach (gdzie wzrost tej relacji będzie wyjątkowo gwałtowny),
- 80 proc. w Japonii.
W Indiach natomiast na jedną osobę starszą przypadać będą aż cztery osoby w wieku produkcyjnym, co oznacza, że kraj będzie miał znacznie większe możliwości utrzymania stabilnego wzrostu gospodarczego niż inne światowe potęgi.
Jak wspominałem już w innym artykule, jeśli przeliczy się PKB w największych zachodnich gospodarkach na liczbę osób w wieku produkcyjnym, to różnice w tempie jego wzrostu w latach 1991-2019 (poza Włochami) są niewielkie (maksymalnie rzędu 0,3 pkt proc.). A zatem Indie z rosnącą siłą roboczą w wieku produkcyjnym powinny dość szybko rosnąć gospodarczo.
Rządy koncesji
Solidny wzrost gospodarczy Indii rozpoczął się w latach 80. XX wieku, choć przez dekady kraj zmagał się z przeregulowaną gospodarką, określaną pejoratywnie mianem „Licence Raj”
(w wolnym tłumaczeniu „rządy koncesji”). Nazwa ta nawiązywała do wcześniejszych rządów brytyjskich w Indiach (British Raj) i odnosiła się do ścisłego systemu kontroli gospodarki przez państwo. Ścisły system kontroli gospodarki przez rząd objawiał się m.in. koniecznością uzyskania pozwoleń na działalność gospodarczą, co nie było prostą sprawą, a często sprzyjało praktykom korupcyjnym. Istotna była również polityka substytucji importu mająca przyczynić się do industrializacji – oprócz restrykcji importowych wiązała się z ograniczeniem inwestycji zagranicznych oraz skomplikowaną siatką taryf celnych.
Kluczową rolę w reformach liberalizujących system przypisuje się ministrowi finansów Manmohanowi Singhowi. W 1991 r. rozpoczęto zmiany zmierzające ku ograniczeniu roli koncesji w życiu gospodarczym kraju, obniżeniu ceł oraz otwarciu się na międzynarodowe inwestycje
i handel. Do dziś zagadką pozostaje, jaki czynnik odpowiadał za wzrost już w latach 80., a więc jeszcze przed liberalizacją. Znany turecki ekonomista Dani Rodrik przypisuje relatywnie szybki wzrost w tych latach zmianie w nastawieniu rządu na bardziej probiznesowy.
Niemniej to reformy z 1991 r. podłożyły fundamenty pod długoterminowy wzrost gospodarczy: od tego czasu Indie rozwijały się w tempie ok. 6-7 proc. rocznie. Jednak ten relatywnie szybki wzrost bladł w porównaniu z dynamicznym rozwojem Chin, które w latach 1990-2009 rosły średnio o 10 proc. rocznie, a w ostatniej dekadzie utrzymały tempo na poziomie około 8 proc. Biorąc pod uwagę, że przyrost ludności w Chinach od 1990 r. był relatywnie wolniejszy niż
w Indiach, różnice w tempie wzrostu PKB na osobę były jeszcze bardziej wyraźne. W 1993 r. Indie miały wyższy dochód na osobę niż Chiny, jednak obecnie, według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), dochód na mieszkańca w Chinach jest około 2,4 razy wyższy niż w Indiach.
Sytuacja ma zmienić się już w bieżącej dekadzie. Według przewidywań MFW Indie mają być najszybciej rozwijającą się dużą gospodarką na świecie. Wzrost PKB ma wynieść tam średnio
6,5 proc. w latach 2025-2026, w porównaniu do 4,6 proc. w Chinach czy 2,4 proc. w USA. Tak będzie nawet w przeliczeniu PKB na osobę pomimo stale utrzymującej się dodatniej dynamiki przyrostu populacji w Indiach i jej spadku w Państwie Środka.
Jaki model wzrostu?
Czy Indie rzeczywiście są skazane na sukces w najbliższych latach? Choć sprzyjająca demografia daje krajowi przewagę nad wieloma rywalami, na horyzoncie pojawia się kilka czarnych chmur, które mogą zahamować rozwój. Aby Indie rzeczywiście stały się supermocarstwem gospodarczym, ich siła nie może opierać się wyłącznie na liczbie ludności.
Po pierwsze, na wzrost w przeszłości i obecnie silnie oddziałuje inny model rozwojowy Indii
w porównaniu do pozostałych państw azjatyckich. W większości z nich motorem napędowym był eksport, głównie oparty na produkcji przemysłowej często wspieranej niedowartościowanym kursem walutowym a także wysoka stopa oszczędności umożliwiająca wysoki poziom inwestycji. W Indiach dominuje sektor usług, rynek wewnętrzny jest znacznie istotniejszy, a poziom oszczędności niższy niż w kolejnych odsłonach „tygrysów azjatyckich”.
Powyżej znajduje się porównanie udziału produkcji przemysłowej w wybranych państwach azjatyckich. Indie mają najniższą wartość w regionie (ok. 13 proc.), która zmniejszyła się
z poziomu 17 proc. w 2010 r. Ciekawe jest porównanie z dynamicznie rozwijającym się Wietnamem, który miał wówczas taki sam udział produkcji przemysłowej co Indie, ale tendencja była odwrotna i dziś wynosi on około 24 proc.
Według Arvinda Subramaniana, głównego doradcy ekonomicznego rządu w Delhi w latach
2014-2018, wymagany wzrost do osiągnięcia celu Modiego musiałby wynosić stale ok. 7-8 proc. rocznie. Zdaniem ekonomisty jest on możliwy jedynie pod warunkiem przestawienia się na model rozwoju nastawionego na eksport. Przy czym ten oparty o sektor usług (w którym Indie specjalizują się) ma swoje wady. Dotyczy niewielkiego odsetka wysokokwalifikowanej siły roboczej (ok. 3-5 proc.), więc owoce wzrostu gospodarczego w niewielkim stopniu rozlewają się szeroko na gospodarkę. Poza tym dalsza specjalizacja w tym sektorze (usługi IT, konsulting) wymaga dalszego wzrostu podaży tych pracowników a właściwie każdy kraj napotyka obecnie barierę niedostatku pracowników sektora IT czy programistów
Z tego względu Arvind Subramanian upatruje szansy w strategii „Chiny+1”, czyli zabezpieczaniu się przez inwestorów zagranicznych przed ryzykiem politycznym związanym z obecnością
w Chinach i przerzucaniem swych fabryk do krajów typu Wietnam czy Bangladesz. Indie mogłyby wzorem tych krajów też powalczyć o swój kawałek tortu w globalnej produkcji przemysłowej.
Czarne chmury: kurs walutowy i narodowi czempioni
Na drodze do zwiększenia udziału przemysłu w gospodarce w krótkim okresie przeszkadzać może sytuacja związana z kursem walutowym w Indiach. Od 2022 r. bank centralny nie pozwala na jego deprecjację, broniąc go poprzez interwencje na rynku walutowym. Ich powodem była chęć zmniejszenia kosztów finansowania przez firmy na rynkach zagranicznych. Rupia oceniana jest obecnie jako waluta przewartościowana. Problemem jest to, że sytuacja na dłuższą metę jest nie do utrzymania. Ale gdy dojdzie do (nieuniknionej) deprecjacji, to może ona znacząco pogorszyć sytuację firm, które pożyczają w dolarach, a w zdecydowanej większości otrzymują swoje przychody w rupiach. Uwolnienie kursu spowoduje również wzrost inflacji. Czas pokaże, jak władze indyjskie rozwiążą tę sytuację.
Innym problemem jest próba zbudowania i wspieranie narodowych czempionów bazujących niemal wyłącznie na rynkach wewnętrznych. W przeciwieństwie do koreańskich czeboli (konglomeratów typu Samsung, Hyundai) funkcjonują one z reguły na rynkach nieeksportowych (np. grupa Adani czy Reliance Industries Limited), a więc nie są poddane dyscyplinie narzuconej przez konkurencję na światowych rynkach. Natomiast w innych sektorach gospodarki panuje relatywny marazm – inwestycje prywatne są niskie, a ich bezpośredni napływ z zagranicy jest poniżej oczekiwanego.
Jest też kolejny argument, który działa na niekorzyść Indii. Najłatwiejsze owoce do zebrania zostały już skonsumowane, a coraz bardziej protekcjonistyczna atmosfera na świecie może hamować wkraczanie Indii na nowe rynki. Im bardziej przeregulowana gospodarka, tym większe efekty prowzrostowe jej deregulacji. Ta odbyła się jednak już w latach 1990-2010. Wzrostowi Indii sprzyjało też stosunkowo korzystne nastawienie państw Zachodu do międzynarodowego handlu
i inwestycji.
Indie mogą nie osiągnąć statusu państwa rozwiniętego już w 2047 r., ponieważ wymagałoby to dalszego przyspieszenia wzrostu gospodarczego ponad obecne, już ambitne prognozy. Mimo to, nawet jeśli nie uda się osiągnąć tego celu w wyznaczonym czasie, kraj i tak stanie się supermocarstwem ekonomicznym – skala indyjskiej gospodarki sprawi, że jej wpływ na globalne rynki będzie ogromny. Jedynym zagrożeniem dla tego scenariusza mogłaby być katastrofa ekonomiczna lub polityczna.

Główne wnioski
- W 2023 r. Indie prześcignęły Chiny pod względem liczby ludności, stając się tym samym najludniejszym państwem na świecie. Znacznie korzystniejsza sytuacja demograficzna będzie utrzymywać się jeszcze kilka dekad – „punkt przegięcia ludnościowego” dla Indii prognozowany jest dopiero na 2064 r. Rosnąca siła robocza w wieku produkcyjnym powinna zapewnić temu krajowi dość szybki wzrost gospodarczy.
- Gospodarka indyjska od uzyskania niepodległości była przeregulowana, na co używano pejoratywnego określenia „Licence Raj” („rządy koncesji”). Solidny wzrost gospodarczy w Indiach zaczął się w latach 80. XX wieku, choć przyczyny jego startu nie są dobrze wyjaśnione. Reformy z 1991 r. podłożyły fundamenty pod długoterminowy wzrost gospodarczy: Indie rozwijały się od tego czasu w tempie ok. 6-7 proc. rocznie. Ale jest to znacznie wolniej w Chinach.
- Model rozwojowy Indii różni się od pozostałych państw azjatyckich. Indie mają najniższą wartość produkcji przemysłowej w wartości dodanej w regionie, a swój eksport opierają na usługach (IT, konsulting). Problemem w krótkim horyzoncie jest przewartościowana waluta. Przedsiębiorstwa będące narodowymi czempionami są nastawione na rynek wewnętrzny. Niemniej Indie i tak będą supermocarstwem ekonomicznym, biorąc pod uwagę wielkość jej gospodarki, nawet jeśli nie uda im się przyspieszyć wzrostu gospodarczego.