Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Lifestyle

Założyciel Kruka: „Rozumiem konieczność rozwijania startupów, ale ja tak na żywioł bym nie poszedł” (WYWIAD)

Jeśli globalny minimalny podatek w Europie zostanie utrzymany, to firmy będą się przenosić do USA. „W skrajnym scenariuszu, jeśli Stany Zjednoczone zliberalizują zasady podatkowe, a Europa przeciwnie, to i ja będę szukał rozwiązania, żeby przetrwać” – mówi Piotr Krupa, założyciel giełdowej firmy Kruk.

Prezes zarz¹du KRUK SA Piotr Krupa na gali wrêczenia nagród gospodarczych Pracodawców RP "Wektory 2024", 11 bm. w DoubleTree by Hilton Hotel & Conference Centre w Warszawie. (aldg) PAP/Piotr Nowak
Piotr Krupa, twórca i prezes firmy windykacyjnej Kruk, wraz z rodzinną fundacją ma obecnie niespelna 9 proc. akcji spólki. Pakiet według obecnej wyceny jest wart ponad 775 mln zł. PAP Foto

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Czy Piotr Krupa wciąż lubi zarabiać pieniądze, czy już tylko inwestuje w sztukę? Jaką okazję przegapił, bo w nią nie uwierzył.
  2. Dlaczego prezes dużej giełdowej spółki nie inwestuje w polskie startupy i jakie ma podejście do młodych przedsiębiorców.
  3. Czy globalny podatek Globe może pokrzyżować plany rozwojowe Kruka i jakie możliwości biznesowe w związku z tym rozważa Piotr Krupa.

Katarzyna Mokrzycka, XYZ: Lubi pan jeszcze zarabiać pieniądze? Pytam, bo ostatnio najchętniej opowiada pan w wywiadach o ich wydawaniu – na współczesną polską sztukę. Czytałam historię Kruka, opowieść o tym, jak 1,6 tys. zł z wesela zamienił pan w firmę wartą prawie 9 mld zł. Ma Pan jeszcze w sobie taką potrzebę, żeby zrobić kolejny biznes?

Piotr Krupa, założyciel i prezes firmy Kruk: Tak! Nie zajmowałbym się biznesem, gdybym nie wstawał każdego dnia z tą samą motywacją i ambicją. My, przedsiębiorcy, chyba nie potrafimy inaczej.

Ale może teraz większą motywacją stało się dla pana kupowanie sztuki?

Zarabianie pieniędzy jest jak oddychanie – w dużym biznesie zysk jest jak tlen. Ale przecież nie żyjemy po to, żeby oddychać, tylko oddychamy, by móc realizować to, co nam przyjdzie do głowy. Sztuka jest moją prywatną pasją – i mojej żony, w zasadzie to nasza rodzinna pasja. Ale obrazów i kolekcji nie byłoby, gdyby nie sukces Kruka.

Stworzył pan galerię – jesteśmy w niej – na wrocławskim rynku. Nie żałował pan nigdy, że zainwestował w sztukę, a nie chociażby w bitcoiny?

Faktycznie, nie zainwestowałem w bitcoiny i bardzo żałuję straconej okazji, zwłaszcza, że o tym myślałem. Syn mnie namawiał, żebyśmy kupili te bitcoiny po 700 czy 800 dolarów. Wtedy wydawało się to kompletnie absurdalne. Dzisiaj boli mnie urażona duma i ambicja, bo okazja przeszła mi koło nosa. Ale każdy przedsiębiorca ma takie historie – ja również.

A inwestowanie w sztukę stało się dla mnie i mojej żony bardzo ważne. Chciałbym, żeby pozostały po nas ważne zbiory dostępne dla każdego, kto będzie je chciał zobaczyć.

Ma pan ambitne plany pozostawienia po sobie czegoś trwałego, co nazywa pan katedrą sztuki. Poświęca się pan wspieraniu młodych artystów, a nie myślał pan żeby założyć fundację kształcącą czy wspierającą młodych przedsiębiorców?

Nie, jakoś nie.

Powiedział pan kiedyś tak: „Myślę, że porażki ponosi się, gdy brakuje nam odwagi. Jakbym dzisiaj mógł cofnąć czas, to byłbym jeszcze bardziej odważny, jeszcze bardziej bym zagarnął rynek i namawiał startupy, żeby ryzykowały.” A czy dziś umiałby pan inwestować z pełną świadomością dużego ryzyka porażki? Jesienią inwestor Maciej Zientara powiedział mi
w wywiadzie, że aby osiągnąć coś wielkiego, niezbędne jest przepalanie pieniędzy – inwestowanie bez oczekiwania zysku z każdej złotówki. Sam jednak przyznał, że nie potrafi tak działać – jest z pokolenia, które budowało, nie lubi tracić. Czy jako inwestor potrafiłby pan świadomie przepalać kapitał, licząc się z ryzykiem utraty środków?

Nie. Nie potrafię tego robić, nie chciałbym tak dysponować pieniędzmi, więc tego nie robię.

Rozumiem konieczność rozwijania startupów, ale ja tak na żywioł bym nie poszedł. Należę do grupy przedsiębiorców „one and only”, czyli jestem skoncentrowany na jednej podstawowej działalności, jaką jest Kruk.

Nie jest pan choćby aniołem biznesu?

Jestem, ale na bardzo małą skalę. Na dużo mniejszą, niż mógłbym być.

Z czego to wynika?

Pewnie to kwestia mojego charakteru, bo są inwestorzy i przedsiębiorcy, którzy nie mają takich oporów i ryzykują, licząc na to, że w końcu mogą trafić na żyłę złota.

Całe nowe technologie w USA budują się na inwestorach venture capital czy private equity...

To wynika również z faktu, że mają znacznie większy kapitał. Gdy słyszymy, że jakiś projekt stracił 20 czy 30 mln dolarów, w Europie są to naprawdę duże pieniądze, podczas gdy w USA to tylko jedna z wielu transz przeznaczonych na startup. Nie da się porównywać skali europejskiego rynku kapitałowego – a już na pewno polskiego – do amerykańskiego. Europa to mała łódka przy wielkim krążowniku, jakim są Stany Zjednoczone.

Czy możliwe będzie zatem – przy zasobach europejskiego kapitału – zrealizowanie planu Draghiego, który zakłada ogromne wydatki inwestycyjne, także z prywatnych środków, by dźwignąć gospodarkę Unii?

Myślę, że byłoby to możliwe, gdyby za tym poszła odpowiednia infrastruktura inwestycyjna. Weźmy mój przykład. Aby zainwestować w duży startup, muszę najpierw zdobyć kapitał. Mam majątek, ale nie mam gotówki, jak wielu przedsiębiorców – w moim przypadku to głównie akcje Kruka. Jeśli chcę je sprzedać, to pierwsze, co muszę zrobić, to zapłacić 19 proc. podatku. Czyli gdybym chciał spieniężyć akcje za 10 mln zł, od razu muszę oddać około 2 mln zł. Zostaje mi
8 mln zł. Następnie, gdy te 8 mln zł zainwestuję w startup i obejmę udziały, zapłacę jeszcze podatek od czynności cywilnoprawnych. Aby wyjść na zero, startup musiałby na samym początku osiągnąć dwudziestokilkuprocentowy zysk, co w wielu przypadkach jest nierealne. Teraz powstały fundacje rodzinne, które pozwalają nieco inaczej ukształtować mechanizmy inwestycyjne. Problem w tym, że przepisy zmieniają się co chwilę i trudno przewidzieć, które regulacje przetrwają. Przykład? Ustawa o sukcesji majątku, obejmująca również możliwość inwestowania poprzez fundacje rodzinne, była przygotowywana przez wiele lat. Minęło 13 miesięcy od jej wejścia w życie i już minister ogłasza, że będzie zmieniana.

Jak więc uruchomić pieniądze, które Polacy mają w oszczędnościach, by zaczęły pracować? Premier Tusk przedstawił niedawno nową strategię gospodarczą, która zakłada deregulację – jest pan zadowolony z propozycji?

Jestem zadowolony z tej inicjatywy, ale zachowuję daleko idącą ostrożność i powściągliwość w jej ocenie. Deklaruję, że chętnie zaangażuję się w prace nad uproszczeniami w systemie – w końcu jestem prawnikiem, radcą prawnym. Potrzebujemy stabilnych regulacji, które nie będą absurdalne. Padło hasło o obniżeniu podatku Belki. To dobry kierunek, ale nie mogę jeszcze nazwać tego sukcesem, bo nie wiadomo, do jakiego poziomu zostanie obniżony i na jakich zasadach będą obowiązywać zmiany.

Inwestorzy muszą mieć zaufanie do systemu, a my wszyscy jesteśmy tak poranieni ostatnimi latami, że odbudowanie go będzie bardzo trudne. Kilka lat temu minister Sasin wrzucił tweeta
o dodatkowym podatku dla firm, które dużo zarobiły w pandemii. W efekcie wycena mojej spółki spadła tego samego dnia o 180 mln zł. Jak można być tak nieodpowiedzialnym?! W takim otoczeniu inwestycyjnym bardzo trudno namówić statystycznego Polaka, by lokował swoje oszczędności na giełdzie, skoro nigdy nie wiadomo, jakie głupie decyzje – albo nawet samo straszenie nimi – mogą doprowadzić do błyskawicznej straty pieniędzy.

Spójrzmy na firmy, które planowały budowę farm wiatrowych – od lat pozostają w zawieszeniu. Miała być ustawa wiatrakowa, potem ją wstrzymano, warunki były ciągle zmieniane, zmieniła się władza, padły obietnice szybkiego uchwalenia nowych przepisów i co? Wciąż ich nie ma. A biznes potrzebuje prostych odpowiedzi: „tak” albo „nie”. Możemy inwestować czy nie możemy? Niepewność jest dla biznesu dużo gorsza niż nawet zła wiadomość. Stabilne reguły gry są najważniejsze.

Minister Domański zapowiedział nowe rozwiązania dla rynku kapitałowego. Czy gdyby przepisy zostały zmienione w taki sposób, że pana spieniężone aktywa nie podlegają opodatkowaniu, pod warunkiem, że wyłoży pan to na inwestycje, inwestowałby pan więcej?

Oczywiście.

Nawet ryzykując, że inwestycja się nie uda?

Tak, bo już na starcie moja sytuacja finansowa dawałaby więcej swobody w decydowaniu o inwestowaniu.

Czy wierzy pan w to, że teraz, po wystąpieniu premiera do przedsiębiorców, po przedstawieniu nowych planów gospodarczych rządu, relacje polityków i biznesu poprawią się?

Myślę, że za wcześnie jest, żeby to oceniać. Przez rok ani się nie poprawiły, ani się nie pogorszyły. Po stronie instytucji państwa potrzebujemy realnej, rzetelnej i przede wszystkim stale działającej platformy do wymiany wiedzy i doświadczeń rządu z przedsiębiorcami. Jeżeli państwo chce wprowadzić jakieś regulacje, myśli o nowych przepisach, musi przeprowadzić prawdziwy, a nie udawany proces konsultacji. Wysłuchać ludzi, których te regulacje będą dotyczyć.

Brałby pan w tym udział? Znalazłby pan czas?

Oczywiście, że tak.

A pan ma dzisiaj jakieś relacje ze stroną publiczną?

Nie, bezpośrednio nie mam żadnych. Kruk należy oczywiście do organizacji biznesowych, nawet kilku, ale dotąd żaden rząd nie traktował ich poważnie.

Prowadzimy biznes w całej Europie i poza nią, więc mamy porównanie, jak współpraca ze stroną publiczną może wyglądać. Kiedy ogłosiliśmy wejście na rynek niemiecki, odezwały się do nas trzy izby gospodarcze i władze dwóch landów. Każdy z tych podmiotów aktywnie zachęcał do inwestycji, pokazując, dlaczego warto tworzyć tam miejsca pracy. W Polsce mamy prawie
2 tys. pracowników, płacimy duże podatki, ale jesteśmy traktowani jak chłop pańszczyźniany – przypisany do pana i ziemi. Założenie jest proste: skoro już tu jesteśmy, to na pewno zostaniemy, więc nie trzeba nam nic oferować ani ułatwiać.

Donald Trump zapowiedział w orędziu, że hołubiony będzie każdy inwestor, który wybierze Stany Zjednoczone, a co ważniejsze, że podatki od amerykańskich spółek mają popłynąć do kraju, a nie zostawać w obcych państwach. Czym to może skutkować?

Od stycznia w Europie, w tym w Polsce, obowiązuje podatek Globe, tzw. podatek od wielkich firm, którym moja firma będzie objęta. Tymczasem Donald Trump zapowiedział, że amerykańskie firmy nie będą nim objęte. Podatek Globe miał w założeniu zrównywać obciążenia podatkowe
i eliminować nieuczciwą konkurencję między państwami. Jeśli USA nie wdrożą tych przepisów, europejskie firmy zostaną poszkodowane. Co więcej, nawet jeśli Stany Zjednoczone przyjmą Globe w obecnym kształcie, to zagraniczne fundusze inwestycyjne (w tym amerykańskie) i tak będą miały preferencje, bo podatek ich nie obejmie. W efekcie przepisy te faworyzują podmioty zagraniczne kosztem polskich firm.

Firma, którą stworzyłem, jest jednym z czempionów światowych w swojej branży. Naszymi konkurentami są m.in. dwie duże firmy amerykańskie. Jeżeli Trump faktycznie wycofa USA
z podatku Globe, a Europa tego nie zrobi, to my na starcie będziemy mieli trudniejszą sytuację. Podatek Globe ma być płacony od wartości, która jeszcze nie została odzwierciedlona w gotówce. To tak, jakby akcjonariusze lub inwestorzy w fundusze płacili podatek od wzrostu wartości akcji lub certyfikatów, zanim jeszcze wypłacą zyski. Podmioty amerykańskie płacą podatek dopiero
w momencie realizacji zysków – czyli wypłaty gotówki. Tak samo od zawsze funkcjonowały fundusze sekurytyzacyjne w Polsce, które podlegały tej samej zasadzie. Taka struktura jest podstawą działania systemu finansowego, dlatego ewentualne zmiany w globalnym systemie podatkowym mogą stworzyć nieuczciwe przewagi dla firm spoza Europy, osłabiając pozycję konkurencyjną europejskich przedsiębiorstw.

Może się okazać, że firmy amerykańskie nie będą płacić, a reszta świata będzie musiała?

Dokładnie tak. Sytuacja jest poważna i jeszcze bardziej złożona. Właścicielami firmy Kruk w ponad 50 proc. są polscy emeryci i renciści – ponad 50 proc. akcji Kruka znajduje się w portfelach OFE. Dlaczego więc OFE miałyby inwestować w Kruka, skoro nasza firma jest gorzej traktowana przez własny rząd, a w tym samym czasie mogą zainwestować w amerykański odpowiednik, który będzie mniej obciążony podatkowo przez swój rząd? To oznacza, że dwie firmy z tej samej branży będą
w Europie traktowane nierówno!

Jestem państwowcem i pragmatykiem, wierzę, że należy kierować się zdrowym rozsądkiem. Rozumiem ideę podatku Globe i zgadzam się, że potrzebne są regulacje zobowiązujące międzynarodowe firmy do płacenia podatków tam, gdzie faktycznie wypracowują dochody, a nie tam, gdzie jest im to wygodne. Problem polega na tym, że architekci tych rozwiązań nie przeanalizowali całego procesu inwestycyjnego.

Spodziewa się pan, że jeśli globalny minimalny podatek w Europie zostanie utrzymany, to firmy będą się przenosić do USA?

Myślę, że szybko tak się zacznie dziać.

A pan też chce to zrobić?

W skrajnym scenariuszu, jeśli Stany Zjednoczone zliberalizują zasady podatkowe, a Europa przeciwnie – opodatkowuje zyski księgowe, to i ja absolutnie będę szukał rozwiązania, żeby… przetrwać.

Jakie podatki zapłacił Kruk w zeszłym roku do polskiego budżetu?

Dziesiątki milionów złotych.

Na ilu rynkach Pan w tej chwili działa?

Na sześciu.

Czy jest taki rynek, na którym się działa najlepiej, lepiej niż gdzie indziej, lepiej niż w Polsce?

Na styku przedsiębiorstwo–państwo? Wciąż w Europie Zachodniej przedsiębiorca traktowany jest bardziej partnersko. Dba się tam o vacatio legis, o to, żeby przepisy nie były wdrażane na przedwczoraj. Na wschód od Odry to jeszcze tak nie działa.

A co by pan doradził firmom, które się dopiero się szykują do ekspansji za granicą?

Jeżeli mówimy nie o eksporcie, ale o budowaniu za granicą firmy, zatrudnianiu ludzi i lokalnym zaangażowaniu się, to kulturowe różnice są bardzo duże i bardzo ważne. Próba zbagatelizowania tego przeze mnie i moją organizację wiele lat temu zakończyła się bolesną lekcją biznesową.

W którym kraju?

W zasadzie w każdym, do którego weszliśmy, próbując zbudować działalność na zasadzie kopiuj-wklej. Byliśmy pewni siebie, że skoro model świetnie działa w Polsce, to zadziała wszędzie. Zadziała, ale tylko pod warunkiem, że użyje się, że tak powiem, lokalnych dostawców i lokalnych przypraw. Robiliśmy przecież wcześniej testy, badania rynku, ale to rzeczywistość zweryfikowała model. My zaczęliśmy budować fabrykę okien, a okazało się, że sprzedają się tylko drzwi.

Do którego rynku szykujecie się teraz?

Jesteśmy mocno zaawansowani w rozpoznaniu rynku francuskiego. To jest jeden z największych potencjalnych rynków w Europie. Francja jest kolebką consumer finance, a banki francuskie mają rozbudowaną sieć w całej Europie, w Polsce też. Natomiast na swoim rodzimym rynku przez ostatnie lata nie sprzedawali wierzytelności. Dopiero teraz weszły nowe przepisy, tzw. dyrektywa unijna NPL (Non Performing Loans), która trochę ich przymusza, żeby lepiej zarządzali swoim bilansem i pracowali na mniejszym ryzyku. Dlatego banki francuskie zaczynają sprzedawać długi. Od największego banku Francji BNP Paribas kupiliśmy już pierwsze tysiące spraw francuskich klientów. Na razie skala jest niewielka, mamy za sobą „próbne odwierty” na relatywnie niedużą skalę kilkudziesięciu milionów euro inwestycji. Sprawdzamy ten rynek. Jest bardzo obiecujący, myślę, że w perspektywie 4-5 lat będzie to rynek istotny. Oprócz tego patrzymy na dwa duże kraje: na Wielką Brytanię – to jest ostatni wielki rynek w Europie do zajęcia, no i Stany Zjednoczone.

Zamierzacie w USA przejąć jakąś firmę czy budować od zera?

Myślimy o akwizycji średniej wielkości firmy.

Widzi się pan bardziej jako Wokulski z Lalki – handlowiec, przedsiębiorca, inwestor czy Gordon Gekko z Wall Street?

Zdecydowanie jako Wokulski, ze względu na mój sposób działania, który wynika z emocjonalnego przywiązania do zespołu, który stworzyłem. Lubię też myśleć o naszej działalności jak o misji. Dlatego nie jestem seryjnym przedsiębiorcą, jestem przedsiębiorcą jednego biznesu – Kruka.

Pytam, bo obraca pan długami. Miał pan kiedykolwiek wyrzuty sumienia z powodu tego, co pan robi? Pracujecie nie tylko z pieniędzmi, ale też z ludzkimi emocjami. Myśli pan na co dzień o tych ludziach?

Nie my jesteśmy problemem tych ludzi – gdy my się pojawiamy, to dług już istnieje. My podajemy im rozwiązanie. Wierzymy, że pomagamy tym ludziom, a jeśli my tego nie zrobimy, to problem nie zniknie. Zajmie się nim ktoś inny – i może nie będzie już taki sympatyczny jak my. Staramy się działać według zasady: „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Traktujemy ludzi tak, jak sami chcielibyśmy być potraktowani w razie kłopotów finansowych.

Każdy biznes ma swoją warstwę etyczną, o którą można by było zapytać. Akurat mój biznes ma tę cechę, że warstwa etyczna jest na samym wierzchu, rzuca się w oczy. Nikt nie pyta ludzi z branży alkoholowej, czy mają wyrzuty sumienia, a przecież po zastanowieniu byłoby to nie mniej uzasadnione, prawda?

Gdy wybierałem tę ścieżkę, również zadawałem sobie pytanie, czy to jest fair? Ale przecież oddawanie pożyczonego jest elementem normy społecznej – jako dzieci oddajemy książki do biblioteki, zabawki w przedszkolu czy rower koledze, a w świecie dorosłych oddajemy długi. Nasza działalność jest racjonalna, pragmatyczna i przemyślana.

Czy długi Polaków rosną?

Rok do roku widzimy stały wzrost ilości długów, ale wynika to z większej masy – gospodarka rośnie, konsumpcja rośnie, więc proporcjonalnie zwiększają się także niespłacane należności.

A nie dlatego, że biedniejemy?

Nie, wręcz przeciwnie. Zrobiliśmy badania i odkryliśmy, dlaczego ludzie nie spłacają długów.
90 proc. osób nie płaci, ponieważ po prostu nie ma pieniędzy.

To nie jest oczywiste?

To wydaje się oczywiste, a jednak system jest przekonany, że ludzie nie płacą, bo chcą ten system oszukać.

System, czyli kto?

Wiele różnych instytucji finansowych jest przekonanych, że ludzie nie płacą długów, bo po prostu nie chcą ich spłacać.

Chciałby pan jeszcze coś zmienić w modelu działania swojej firmy, czy to jest już najlepszy możliwy model, jaki mógł pan wypracować?

W badaniach Gallupa na temat talentów poza tym, że wychodzi, iż jestem wizjonerem, to jestem też naprawiaczem, osobą, która ciągle chce ulepszać. Myślę, że fakt, iż Kruk jest dobrze poukładaną firmą, wynika z mojego DNA – mam w sobie gen, który każe mi każdego dnia niestrudzenie, niezależnie od sukcesów, przyjść do pracy i poprawić choćby coś małego, żeby jutro pracowało nam się lepiej. I tego uczę także nasz zespół.

A może wcale nie ma nic do zmiany i poprawy, i tylko pan to sobie wymyśla każdego dnia?

Nie! Wciąż jest bardzo dużo do zmiany. Są firmy, które nie posługują się słowem „problem” – nazywają je wyzwaniami. U nas jest inaczej. Ja mam problemy i nazywanie rzeczy po imieniu jest jedną z naszych kluczowych wartości. Tylko nazwanie problemu po imieniu otwiera okazję, żeby go rozwiązać. Naszym największym problemem do rozwiązania w ciągu najbliższych kilku lat jest cyfryzacja, dzięki której Kruk przyspieszy. Przez 27 lat wydaliśmy ponad 17 mld zł na portfele wierzytelności, kupiliśmy 12 mln spraw, a w najbliższych 5 latach chcemy wydać 15 mld zł i kupić kolejne 8 mln spraw. Za pięć lat o tej porze będziemy dwa razy większą firmą z 20 mln klientów. To wszystko chcemy osiągnąć bez drastycznego zwiększania zatrudnienia. Dziś w grupie pracuje
3,5 tys. osób i nie chciałbym, żeby ta liczba przekroczyła 4 tys.

Bez cyfryzacji to się nie uda. Musimy przejść mocną transformację cyfrową, która będzie opierać się na automatyzacji, robotyzacji i czymś, co nazywamy „self-service”. Chcemy przenieść dużą część działań na naszych klientów, dając im narzędzia do samodzielnego rozwiązania problemu. Kiedy kupimy czyjś dług, wyślemy mu link do strony, na której zobaczy swoje opcje i sam zdecyduje, co chce zrobić: oddać sprawę do sądu, czy może spłacić dług w ratach? Będzie mógł samodzielnie ustalić harmonogram spłat, zasubskrybować go i podłączyć kartę kredytową, by automatycznie regulować należności.

Myślał pan już o sukcesji w firmie, o tym, kogo namaścić na następcę i przygotować do objęcia stanowiska, gdy pan się kiedyś zdecyduje odejść i żyć wśród obrazów albo prowadzić swoje gospodarstwo rolne?

Tak, istotnie lubię ziemię i mam gospodarstwo rolne. W ramach tego agrobiznesu prowadzona jest również działalność handlowa – głównie sprzedajemy maszyny rolnicze i ciągniki. Przygotowujemy się także do budowy wyścigowego toru samochodowego. A jeśli warunki na to pozwolą, to wspólnie z dużym partnerem planujemy budowę klastra produkującego energię z OZE – wiatraki i fotowoltaika. Mam już pozwolenie na budowę biogazowni, ale jeszcze nie wiem, czy się na to zdecyduję.

A odejście z firmy? Jeszcze o tym nie myślałem! To jest pierwsze pytanie o sukcesję, jakie zadał mi dziennikarz. Odpowiem pani tak: przyszły prezes albo prezeska Kruka ma dzisiaj około 30 lat. To osoba otwarta na świat, z lewicową wrażliwością, ale jednocześnie z prawicowym nastawieniem do reguł prawnych. Z pewnością już funkcjonuje w międzynarodowym środowisku, a może nawet… już jest w naszej organizacji.

Rozmawiała Katarzyna Mokrzycka

Warto wiedzieć

Startup sztuki

Piotr Krupa i jego żona Sylwia założyli Krupa Art Foundation, by tworzyć zbiory współczesnej sztuki polskiej. Przyświecała im idea stworzenia przestrzeni, w której będą wystawiać obrazy ze swoich zbiorów oraz kolekcji zaprzyjaźnionych kolekcjonerów. Kupili kamienicę na wrocławskim rynku. Już sama historia jej remontu to materiał na film. Prace renowacyjne trwały niemal osiem lat. W ich trakcie budowlańcy dwukrotnie odkrywali dodatkową przestrzeń, której nie było na planach architektonicznych. Ustalanie praw własności zajęło kolejne lata. W jednej z odkrytych piwnic w latach 50. mieścił się schron przeciwlotniczy. Jego ciężkie stalowe drzwi stały się jednym ze ściennych eksponatów KAF. 1,5 roku trwało ustalanie, do kogo należy to miejsce – ostatnim znanym właścicielem była zlikwidowana w 1989 r. Liga Obrony Kraju.

W ciągu tych ośmiu lat właściciele otrzymali 800 mandatów za parkowanie pojazdów budowlanych pod znakiem „zakaz postoju”, mimo że posiadali zgodę miasta na parkowanie
w związku z prowadzonym remontem. Dotąd wygrali 33 sprawy sądowe w tej sprawie. Proces w toku.

Jak mówi Piotr Krupa, w pewnym momencie miał dość i chciał zrezygnować. Ostatecznie to jego żona poprowadziła renowację.

Muzeum KAF otwarto w zeszłym roku – to przestrzeń dla skrupulatnie wyselekcjonowanych przez ekspertów najlepszych młodych artystów początku XXI wieku. „Dajemy im wiatr
w żagle” – mówi Piotr Krupa.

Obecnie KAF posiada około 700 prac, z których większość zdobi ściany dużych stołecznych korporacji. Właściciele już planują budowę znacznie większego obiektu. „Dziś mamy startup, a ja chciałbym, by została po nas katedra sztuki” – dodaje Piotr Krupa.

XYZ

Główne wnioski

  1. Piotr Krupa jest przez giełdowych inwestorów uznawany za jednego z najbardziej etycznych menedżerów. Umiejętnie połączył potrzebę wyjścia z osobistych kryzysów tysięcy ludzi
    z koniecznością generowania zysków dla inwestorów. Widać jednak, że ma szereg złych doświadczeń i obaw dotyczących warunków prowadzenia biznesu w Polsce. Na tyle silnych, że zachowuje dużą powściągliwość, pytany o ocenę deklaracji premiera Tuska o poprawie współpracy na linii rząd-biznes.
  2. Jego pomysł na biznes jest na tyle trafiony, że może sobie pozwolić na wiele dodatkowych przedsięwzięć, w tym najważniejsze – inwestowanie we współczesną polską sztukę. To hobby rodzinne, które realizuje równolegle z innymi przedsięwzięciami, takimi jak rozwój gospodarstwa rolnego czy inwestycje w odnawialne źródła energii (OZE).
  3. Założyciel Kruka sam siebie nazywa „naprawiaczem” – uważa, że problemy należy nazywać po imieniu, bez eufemizmów, bo tylko wtedy można je skutecznie rozwiązać. Największym wyzwaniem dla Kruka jest transformacja cyfrowa. To kluczowy element, by w ciągu pięciu lat firma urosła dwukrotnie – taki jest plan.