Decyzje i ruchy polityczne Trumpa, o których było głośno. Jakie mają znaczenie dla świata?
Od zaprzysiężenia Donalda Trumpa na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych minęło niespełna 1,5 miesiąca. Świat śledzi jego kolejne ruchy z napięciem, a Chiny i Kanada oskarżają amerykańskiego prezydenta o wypowiedzenie im wojny celnej.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Jakie ważne decyzje podjął Donald Trump po rozpoczęciu prezydentury.
- Jaki mają one wpływ na świat.
- Jak polityczne ruchy Trumpa oceniają eksperci.
We wtorek rano Donald Trump zaskoczył świat nagłą decyzją o wstrzymaniu pomocy militarnej dla Ukrainy. Decyzja została podjęta raptem cztery dni po pełnym emocji spotkaniu z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim w Białym Domu. Wcześniej Donald Trump i blisko współpracujący z nim Elon Musk, podważali publicznie polityczny mandat prezydenta Ukrainy. Premier Donald Tusk podczas wtorkowego posiedzenia Rady Ministrów oznajmił, że „meldunki, które napływają z granicy, z hubu w Jasionce, potwierdzają zapowiedzi USA w sprawie wstrzymania pomocy wojskowej dla Ukrainy”.
Koniec wsparcia dla Ukrainy
Jeszcze w środę Bloomberg podawał, że Pentagon nie wstrzymał cyberoperacji wymierzonych w Rosję, a zbliżone do Pentagonu źródło Polskiej Agencji Prasowej przekazało, że wsparcie wywiadowcze i niematerialne dla Ukrainy również nie zostało wstrzymane. W środę dyrektor CIA John Ratcliffe przekazał telewizji Fox News, że Stany przestały dzielić się z Ukrainą danymi wywiadowczymi.
Nagły gwałtowny ruch prezydenta USA wywołał reakcję władz ukraińskich. Prezydent Wołodymyr Zełenski zadeklarował gotowość do działań na rzecz pokoju „pod silnym przywództwem” Donalda Trumpa. Zasugerował, że pierwszym etapem zakończenia wojny może być uwolnienie jeńców oraz rozejm na morzu i w powietrzu pod warunkiem, że Rosja postąpi tak samo.
Ruch Trumpa wywołał również poruszenie w państwach Unii Europejskiej. Kandydat na kanclerza Niemiec Friedrich Merz zapowiedział utworzenie funduszu, z którego w ciągu 10 lat na rozwój infrastruktury trafi 500 mld euro. Jak stwierdził lider CDU, wydatki na obronność kraju przyniosą trwały efekt tylko wtedy, gdy będzie rozwój gospodarczy. Zaniepokojenie Europy wywołało też wspólne głosowanie USA i Rosji przeciwko rezolucji ONZ potępiającej wojnę na Ukrainie w trzecią rocznicę rosyjskiej inwazji.
Na początku lutego amerykański prezydent nałożył sankcje na Międzynarodowy Trybunał Karny oraz osoby pomagające w ściganiu Amerykanów, przedstawicieli władz Izraela i sojuszników Stanów Zjednoczonych. To reakcja na wydanie nakazu aresztowania izraelskiego premiera Binjamina Netanjahu. Amerykańskie media coraz częściej informują o możliwym złagodzeniu sankcji na Rosję, a sam Donald Trump mówił, że zna „miłych rosyjskich oligarchów”, gdy zapytano go o sprzedaż im „złotych kart” wstępu do USA za 5 mln dolarów.
Mniejsze zaangażowanie w pomoc na świecie
Ukraina nie jest jedynym państwem odciętym w ostatnim czasie od amerykańskiego wsparcia. W lutym Donald Trump publicznie rozważał likwidację USAID – amerykańskiej agencji finansującej 43 proc. światowej pomocy humanitarnej. Biały Dom chciał zawiesić finansowanie pomocy humanitarnej, co doprowadziło do zamknięcia magazynów żywności w Sudanie i wstrzymania prac nad szczepionką na malarię, o czym alarmował brytyjski Guardian. W Sudanie trwa obecnie największy kryzys humanitarny na świecie. Od dostaw leków odcięto także Demokratyczną Republikę Konga. Skutki decyzji Trumpa odczuły również m.in. Nepal i Zimbabwe.
Po protestach sekretarz stanu Marco Rubio wyłączył z zarządzenia najpilniejsze programy humanitarne. Na początku marca Sąd Najwyższy – wbrew dążeniom Donalda Trumpa i Elona Muska – utrzymał w mocy nakaz zobowiązujący USAID do finansowego wspierania zagranicznych grup pomocowych.
Wojny celne
Szerokie echa budzi polityka celna amerykańskiego prezydenta. W nocy z poniedziałku na wtorek w życie weszły nowe cła na Chiny (podwyżka z wprowadzonych miesiąc wcześniej 10 proc. do 20 proc.) oraz na najbliższych sąsiadów Stanów Zjednoczonych: Kanadę i Meksyk (po 25 proc.). Wyjątek stanowi ropa naftowa, którą Amerykanie sprowadzają z Kanady, na którą cło wynosi 10 proc.
Chiny odpowiedziały zapowiedzią, że od 10 marca wejdą w życie cła od 10 do 15 proc. na import produktów rolno-spożywczych z USA. „Jeśli wojna, czy to celna, handlowa, czy jakakolwiek inna, jest tym, czego chcą USA, to jesteśmy gotowi walczyć do końca” – oświadczyła chińska ambasada w Waszyngtonie.
Swoje odpowiedzi na działania Trumpa przygotowują władze Meksyku i Kanady. Kanadyjska Izba Handlowa opublikowała raport, z którego wynika, że niemal połowa miast w Kanadzie straci przez nowe amerykańskie cła. Premier Kanady Justin Trudeau, którego Trump pogardliwie nazywa „gubernatorem”, oskarża prezydenta USA o wypowiedzenie jego krajowi wojny celnej. Twierdzi również, że Trump chce załamać kanadyjską gospodarkę, by dokonać aneksji Kanady.
Na tym amerykański prezydent nie poprzestaje. Donald Trump zapowiedział niedawno nałożenie ceł w wysokości 25 proc. na produkty importowane z Unii Europejskiej, w tym m.in. na samochody. Twierdził przy tej okazji, że Unia Europejska powstała, by oszukać Stany Zjednoczone, co jest nieprawdą – Europejska Wspólnota Węgla i Stali, której utworzenie zapoczątkowało europejską integrację, miała na celu nawiązanie współpracy gospodarczej w Europie, która zapobiegnie tragediom podobnym do II wojny światowej. Rzecznik Komisji Europejskiej ocenił, że polityka celna USA wobec sąsiadów może zachwiać światowym handlem.
Zdaniem eksperta
Trump nie działa chaotycznie
W odniesieniu do polityki wewnętrznej, najbardziej istotna jest kwestia mierzenia się z utrwalonym standardem służby publicznej. Departament efektywności kierowany przez Elona Muska dąży do wymiany urzędników państwowych w wielu znaczących obszarach. Robią to gwałtownie, nagle i na dużą skalę. W Stanach Zjednoczonych panuje system łupów – każda administracja obsadza stanowiska polityczne. W całej administracji mowa o ok. 3-4 tys. przeróżnych ról. Wszystko wydaje się wskazywać, że Elon Musk chce wymiany urzędników oraz zmian ich kontraktów, by nie byli niezależni od władzy, na skalę masową. Mowa nawet o 50 tys. miejsc pracy. To istotne, bo dotychczasowy sposób ułożenia władzy zapewniał ciągłość prowadzenia polityki. Mieliśmy zmieniające się filozofie działania wraz ze zmianami prezydenta, ale trzon administracji składał się z urzędników służby publicznej, którzy zapewniali ciągłość działania, wizji ogólnej Ameryki i profesjonalizm. Teraz widzimy upolitycznienie tych stanowisk i uzależnienie ich od nastrojów panujących w Waszyngtonie. Jest wiele sygnałów, które na to wskazują, to np. słynne maile Elona Muska, w których pytał pracowników administracji „Co istotnego zrobiłeś w ostatnim tygodniu?”. Dwa miliony pracowników administracji otrzymały również maila z propozycją rezygnacji z pracy w zamian za odprawę. Moim zdaniem to najbardziej istotna zmiana.
Dynamika będzie dyktowana nastrojami społecznymi i poparciem dla tej administracji. Niedawno byliśmy świadkami triumfalistycznego przemówienia do połączonych izb Kongresu. Dane wskazują, że Amerykanom się to podoba. O ok. 6 proc. wzrosło ich przekonanie, że Trump prowadzi Amerykę w dobrym kierunku. To może się zmienić, bo wojna celna – i to spójny głos ekspertów, niezależnie od afiliacji politycznych – odbije się na amerykańskich konsumentach. Kluczową obietnicą Trumpa była walka z inflacją. Nie wiadomo, czy sytuacja, która uderzy Amerykanów po kieszeni, nie spowoduje zrewidowania opinii o prezydencie.
Druga administracja Trumpa nie działa chaotycznie. Działa według planu, który został skrupulatnie przygotowany i jest wdrażany metodycznie. Utrwalane popularnie przekonanie, że Trump jest nieprzewidywalnym przywódcą i jego wypowiedzi i styl są nieprzemyślane, jest w tej chwili nieuprawnione. Założenia projektu opracowanego przez konserwatywnych ekspertów z Fundacji Heritage znajdują swoje odzwierciedlenie w podejmowanych decyzjach.
Ograniczanie wolności słowa
Donald Trump również w tym tygodniu zapowiedział, że amerykański rząd wycofa finansowanie dla szkół i uczelni, które zezwoliły na nielegalne protesty. Zagroził, że amerykańscy studenci zostaną na stałe wydaleni ze szkół lub aresztowani, a studenci zagraniczni zostaną bezpowrotnie deportowani. Nie sprecyzował jednak, jakie nielegalne protesty ma na myśli, choć w ostatnim roku na kampusach uniwersyteckich regularnie odbywały się demonstracje poparcia dla Palestyny oraz przeciwko wojnie w Strefie Gazy. W 2024 r. protesty te były masowe i przybrały większą skalę niż fala manifestacji przeciwko rasizmowi z 2020 r.
Administracja Donalda Trumpa zaczęła reglamentować mediom dostęp do obsługi wydarzeń z udziałem prezydenta. Według rzeczniczki Białego Domu „pool prasowy” (grupa dziennikarzy obsługujących działania prezydenta USA w miejscach niedostępnych dla innych akredytowanych dziennikarzy, jak np. wydarzenia w Gabinecie Owalnym lub na pokładzie Air Force One) ma odzwierciedlać „zwyczaje medialne Amerykanów w 2025 r.”. Z poolu wykluczono np. agencję Associated Press. Powodem była niechęć do nazywania Zatoki Meksykańskiej – jak chce tego Donald Trump – Zatoką Amerykańską. Agencja pozwała Biały Dom, a zarzuty o ograniczaniu wolności prasy pojawiły się nawet ze strony amerykańskich dziennikarzy pracujących w mediach sprzyjających obecnemu prezydentowi. Zadowolenia z ograniczania dostępu mediów do prezydenta nie kryje jego bliski współpracownik Elon Musk, w którego rękach jest platforma X (dawniej Twitter).
Polityka migracyjna
Już za pierwszej prezydentury polityka migracyjna miała spore znaczenie dla Donalda Trumpa. W połowie lutego stacja CBS News podała, że amerykańska administracja zawiesiła wszystkie wnioski migracyjne obywateli Ukrainy i krajów Ameryki Południowej. Wnioski te funkcjonowały w ramach trzech programów, które rozpoczął za swojej kadencji Joe Biden.
Według amerykańskiej straży granicznej, w styczniu odnotowano najmniej prób przekroczenia granicy meksykańsko-amerykańskiej od 2020 r. Zatrzymano 29 tys. osób, podczas gdy w grudniu zatrzymano 47 tys. osób.
Zapędy terytorialne
Jeszcze przed powrotem do Białego Domu Donald Trump mówił o chęciach przejęcia kontroli nad Grenlandią. Premier Grenlandii kontruje te zapowiedzi, mówiąc, że Grenlandczycy nie czują się Amerykanami. Trump chciał Grenlandii już podczas swojej poprzedniej prezydentury. Podczas orędzia, które w nocy z wtorku na środę wygłosił przed Kongresem, stwierdził, że USA potrzebują Grenlandii będącej autonomicznym terytorium duńskim. Dodał jednak, że „dostaniemy ją, w ten czy inny sposób”. Nawołuje Grenlandczyków, by w referendum opowiedzieli się za przyłączeniem do Stanów Zjednoczonych.
W podobny sposób wypowiada się również o Kanadzie, którą nazywa czasem 51. stanem USA.
Kolejnym obszarem, który chciałby przejąć, jest Kanał Panamski, który jego zdaniem powinien nazywać się Kanałem Amerykańskim. W orędziu przed Kongresem twierdził, że jego administracja zaczęła „odzyskiwać” kontrolę nad tymi wodami, co według prezydenta Panamy José Raúla Mulino jest kłamstwem.
Zdaniem eksperta
Zaskoczenie? Skupienie na Ameryce Północnej
Kanada i Grenlandia to dwie różne kwestie. Jeżeli chodzi o Grenlandię, to Trump powtórzył w swoim orędziu zapowiedzi o zdobyciu jej w jakikolwiek sposób. Podkreślał kwestie suwerennościowe, które pojawią się w tamtej społeczności – premier Grenlandii chce zwołania referendum niepodległościowego. W swojej pierwszej kadencji Trump angażował się w sprawy brexitowe. Widać, że chce wyprzeć tu chińskie interesy i zabezpieczyć północny korytarz Oceanu Atlantyckiego przed Rosjanami. Chce też odepchnąć Unię Europejską od wybrzeża Ameryki Północnej.
Jeżeli chodzi o Kanadę, naciski gospodarcze, jak m.in. cła, to Trump patrzy na te relacje dwustronne w kontekście bezpieczeństwa USA i zabezpieczenia kontynentu Ameryki Północnej. Jego administracja widzi, że Kanada nie jest w stanie sama obronić swoich terytoriów, zwłaszcza Arktyki. Ameryka będzie naciskała bardziej, by wymusić na Kanadyjczykach deklaracje oraz działania na rzecz inwestowania w obronę odcinka północnego.

Główne wnioski
- Po nieudanych pierwszych seriach rozmów o zakończeniu wojny na Ukrainie, Donald Trump wstrzymał dla niej pomoc. Nałożył również wysokie cła na sąsiadów, Unię Europejską i Chiny. Widać też pierwsze efekty jego działań na rzecz ograniczania migracji. Ponadto ograniczył pomoc humanitarną dla uboższych krajów.
- Wstrzymanie pomocy dla Ukrainy skłoniło prezydenta Wołodymyra Zełenskiego do wznowienia rozmów. Kraje europejskie mobilizują się i zwiększają wydatki na bezpieczeństwo, obawiając się mniejszego zaangażowania USA. Wstrzymywanie pomocy dla krajów Trzeciego Świata pogłębia kryzys humanitarny, a polityka celna Donalda Trumpa została odebrana przez m.in. Kanadę jako wypowiedzenie wojny celnej. Z niepokojem na decyzje Trumpa patrzą także Meksyk, Chiny i Unia Europejska.
- Według dra Pawła Markiewicza z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, najbardziej zaskakujące jest poświęcanie przez Donalda Trumpa sporej uwagi innym krajom Ameryki Północnej. Ekspert widzi w tych działaniach zapędy izolacjonistyczne wobec Europy, Rosji i Chin. Straszenie Kanady aneksją może być środkiem do skłonienia jej do większego inwestowania w swoje bezpieczeństwo. Z kolei prof. Małgorzata Zachara-Szymańska z Uniwersytetu Jagiellońskiego zwraca uwagę, że działania administracji Donalda Trumpa nie są chaotyczne. Jej zdaniem spore znaczenie ma masowa wymiana kadr w administracji. Według amerykanistki, wyzwaniem dla Trumpa mogą być skutki wojny celnej, którą odczują obywatele – jego głównym hasłem wyborczym była walka z inflacją.