Poplątana historia. Abakanowicz i Sadley przypominają o zapomnianej sztuce
Dwie wystawy ikon polskiej sztuki – Magdaleny Abakanowicz i Wojciecha Sadleya – prezentowane obecnie w galerii Kordegarda w Warszawie oraz Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, przypominają o bogatych tradycjach polskiej tkaniny artystycznej. Nic dziwnego – od kilku lat obserwujemy powrót mody na różnego rodzaju „plecione dzieła”. I nie chodzi tu wyłącznie o prace największych nazwisk, ale także o przedwojenne kilimy, powojenne dywany czy wzory zasłon, które znów cieszą się popularnością. Ich wartość widać chociażby w rosnących cenach na aukcjach i w galeriach.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Czym jest polska szkoła tkaniny.
- Dlaczego w pracach Magdaleny Abakanowicz ważny jest nawet… węch.
- Co miało wpływ na powrót mody na tkaninę.
Warszawska wystawa „Magdalena Abakanowicz. Prolog” to próba rekonstrukcji pierwszego pokazu artystki. Wówczas nie była jeszcze „tą Abakanowicz”, ale – co ciekawe – już wtedy zaczynała eksperymentować z trójwymiarem. To właśnie zapowiedź stylu, który później uczynił ją światową legendą.

Z kolei wystawa „Wojciech Sadley. Sacrum i Profanum. Współczesny dyskurs” bada relację między cielesnością i materialnością tkaniny a jej zwiewnością i efemerycznością. Sadley łączy tkaniny, nici, sznurki, a nawet skórę, zestawiając pierwiastki z pozoru nieprzystające. Skojarzenie z „Całunem Turyńskim” wydaje się tu jak najbardziej uzasadnione.
Dziś obecność tych artystów w galeriach nie budzi zdziwienia. Moda na tkaninę powraca. Już w 2013 r. wystawa „Splendor tkaniny” w Zachęcie próbowała przywrócić pamięć o tej dziedzinie sztuki. Jednak gdy w 2017 r. znany marszand i kolekcjoner Andrzej Starmach przypominał twórczość Emilii Bohdziewicz, jej nazwisko było praktycznie nieznane. Niektórzy potraktowali to wydarzenie jako ciekawostkę, ale dla wielu okazało się ono objawieniem. Publiczność odkryła jej niezwykłą twórczość – od „tkanej książki”, przez haftowane rysunki, aż po artystyczny dialog z mężem, Ryszardem Winiarskim. Dziś jej prace można oglądać w muzeach i galeriach sztuki.

Narodziny polskiej szkoły tkaniny
W zeszłym roku warszawska Fundacja Arton przypomniała o historii polskiej tkaniny. Na wystawie „Wspólny splot” kuratorka Marika Kuźmicz odwołała się do pierwszych tkaczek – artystek, które już w latach 20. XX wieku studiowały w Szkole Sztuk Pięknych, a przed II wojną światową rozpoczęły tam działalność dydaktyczną. Wśród nich były Eleonora Plutyńska i Anna Śledziewska, których praca doprowadziła do przełomowego wydarzenia – I Międzynarodowego Biennale Tkaniny w Lozannie w 1962 r.
To właśnie tam świat odkrył „polską szkołę tkaniny” – określenie ukute przez szwajcarskich i francuskich krytyków. Był to spektakularny sukces polskiej sztuki, który przełożył się na kariery uczestników – nie tylko samej Magdaleny Abakanowicz, ale także innych twórców, którzy wyznaczyli nową jakość w światowej sztuce włókna.

Jak przypomina Marika Kuźmicz, wśród artystek, które przyczyniły się do sukcesu „polskiej szkoły tkaniny”, znalazły się również Jolanta Owidzka, Ada Kierzkowska, Krystyna Wojtyna-Drouet, Maria Łaszkiewicz, a także wcześniej wspomniana Anna Śledziewska.
Co istotne, zainteresowanie tkaniną w latach 60. było światową tendencją. W Skandynawii artystki wykorzystywały tkaniny jako medium feministycznych manifestów, we Francji nawoływano do odnowienia sztuki gobelinu, a na międzynarodowej scenie pojawiły się twórczynie z Jugosławii, jak choćby Jagoda Buić, często porównywana do Magdaleny Abakanowicz.
Jednak rosnąca popularność dotyczy nie tylko osiągnięć „polskiej szkoły tkaniny”, ale także – a może nawet przede wszystkim – przedwojennych kilimów i powojennych projektów. Prace z Glinian koło Lwowa, projekty Wandy Kosseckiej czy powojenne wzory tkane przez polskich artystów przez lata pozostawały w cieniu. Pod koniec lat 80. i przez całe lata 90. nastąpił kryzys zainteresowania polskim rękodziełem, które kojarzono głównie z Cepelią. W czasach transformacji dominowało zapatrzenie w zachodnie mody i dążenie do „europejskiej nowoczesności”. Dziś jednak tamte tkaniny wracają do łask, o czym świadczy m.in. zeszłoroczna wystawa „Fenomen polskiego kilimu” w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, prezentująca zarówno muzealne zbiory, jak i prywatną kolekcję dr. hab. Piotra Korduby, historyka sztuki i profesora Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Rynek utkany sukcesem
Gdy w 2017 r. zmarła Magdalena Abakanowicz, jedno z najważniejszych miejsc na artystycznej mapie świata – londyńska Tate Modern – poświęciło artystce dużą wystawę. Jej twórczość prezentowano także w Oslo i Lozannie, a pokaz w Londynie odbił się szerokim echem, nie tylko w Polsce. To było uznanie dla rewolucji, jakiej dokonała.
Abakanowicz przeniosła tkactwo ze świata dekoracji w obszar sztuki. Nadała tkaninie trójwymiar, zamieniając ją w rzeźbę. Jej gobeliny nie tylko zdobią – one oddziałują na światło, powietrze, a nawet zmysły – dotyk czy węch. Nadała tkaninie skalę i rangę, a jej sztukę rozpoznaje się na całym świecie dzięki charakterystycznym abakanom – przestrzennym, organicznym formom rzeźbiarskim. Nawet zwykłe jutowe worki potrafiła przekształcić w sztukę.
Dziś Abakanowicz jest ikoną, a Wojciecha Sadleya kojarzy wielu pasjonatów polskiej szkoły tkaniny – fenomenalnego zjawiska lat 60. XX wieku. Ale… co wydarzyło się w tej dziedzinie wcześniej? Skąd międzynarodowe sukcesy polskich artystów?

Na te pytania próbują dziś odpowiadać historycy sztuki, kolekcjonerzy, galerzyści i rynkowi specjaliści. Jeszcze kilka lat temu aukcja „Polska szkoła tkaniny” (jak ta organizowana przez DESA Unicum) mogłaby przejść bez echa – dzieła można było kupić za kilkaset złotych. Dziś to już przeszłość. Dowód? Na warszawskiej aukcji dzieło Magdaleny Abakanowicz „Struktura” zostało sprzedane za ponad 1 mln zł. W 2023 r. praca „Pontyfix I” Wojciecha Sadleya osiągnęła cenę 26 tys. zł, „Teksty skreślone” Antoniego Starczewskiego – 65 tys. zł, a „Pejzaż” Tadeusza Dominika (znanego bardziej jako malarza, choć również eksperymentującego z tkaniną) – 19 tys. zł.
Utkane z wielu czynników
Moda na tkaninę wraca – i to w skali globalnej. Wystarczy wspomnieć, że na Biennale w Wenecji w 2022 r. kuratorka Cecilia Alemani położyła szczególny nacisk na włączenie tkaniny i sztuki z niej wywodzonej do wystawy głównej.

Popularność tkaniny to efekt wielu nakładających się zjawisk w świecie sztuki. Jednym z nich jest moda na artarcheologię, czyli odkrywanie na nowo zapomnianych artystów i wątków w sztuce. Ważnym trendem jest także herstoria – tkanina jest kobietą – mówię nie tylko o artystkach „polskiej szkoły”, ale także o kilimiarkach czy projektantkach w powojennych zakładach czy Cepelii. Do tego dochodzi nostalgia za vintage i dawne wzory. Polska marka „Splot” od kilku lat przywraca pamięć o polskiej tkaninie artystycznej, produkując kilimy inspirowane zarówno współczesnym designem, jak i historycznymi projektami. Wśród reaktywowanych wzorów znajdziemy m.in. prace Zofii Stryjeńskiej, Józefa Czajkowskiego czy Marii Bujakowej. Powracają również klasyczne wzory tkanin obiciowych do mebli czy zasłon, które przez lata pozostawały w cieniu.
Moda na tkaninę przejawia się również w twórczości współczesnych artystek, które konsekwentnie eksplorują to medium. Wśród nich są Małgorzata Mirga-Tas (reprezentująca Polskę na Biennale w Wenecji w 2022 r.), Alicja Bielawska, Małgorzata Markiewicz i Monika Drożyńska. Każda z nich na swój sposób redefiniuje znaczenie tkaniny w sztuce współczesnej, odwołując się zarówno do tradycji, jak i nowych narracji artystycznych.
To jednak już zupełnie nowy – i zdecydowanie wart opisania – rozdział tej historii…

Główne wnioski
- W ostatnich latach historyczne tkaniny zyskały na wartości.
- Polskie marki przywracają dawne wzory tkanin.
- Magdalena Abakanowicz to rewolucjonistka świata sztuki, ponieważ z tkaniny uczyniła rzeźbę.