Niemcom uciekają duże inwestycje
Nie pomagają miliardowe dotacje – zagraniczne firmy uciekają z Niemiec. Może to czas, żeby zająć się wsparciem małego i średniego biznesu?
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego wiele dużych inwestycji zagranicznych w Niemczech nie zostanie zrealizowanych.
- Dlaczego niemiecki rząd koncentruje politykę gospodarczą na kwestiach bezpieczeństwa.
- Czego niemiecki biznes domaga się od rządu?
Rok 2024 nie jest dobrym czasem dla premierów niemieckich landów. Niemal w każdym miesiącu muszą ogłosić, że duża inwestycja jest opóźniona, wstrzymana lub całkowicie anulowana. Pod koniec października przyszła kolej na Anke Rehliger, szefową rządu Saary. Zakomunikowała, że planowana fabryka półprzewodników w pobliżu Saarlouis, którą amerykańska firma Wolfspeed chciała zbudować wspólnie z niemieckim dostawcą motoryzacyjnym ZF, na razie nie powstanie. „Biorąc pod uwagę sytuację rynkową, inwestycja zostanie przełożona na bliżej nieokreślony termin” – poinformował rząd.
Jest to kolejny z całej serii ciosów w niemiecką gospodarkę. W połowie września amerykański Intel ogłosił, że fabryka półprzewodników w Magdeburgu nie zostanie na razie zbudowana – rozpoczęcie projektu zostało opóźnione o co najmniej dwa lata [podobną informację dostał polski rząd – budowa zakładu w Środzie Śląskiej – Miękini również została odłożona na dwa lata – red.]. Według doniesień medialnych koncern stalowy ThyssenKrupp rozważa, czy sensowne jest kontynuowanie projektu przejścia na produkcję z wykorzystaniem zielonego wodoru. Wciąż nie wiadomo, czy powstanie planowana fabryka szwedzkiego producenta akumulatorów Northvolt w północnych Niemczech. Szwedzki producent baterii do elektryków jest w poważnych tarapatach i obecnie musi pilnować każdego centa.
Za każdą z tych decyzji stoją inne powody. Branża chipów załamała się po boomie z czasów pandemii, a Intel popełnił błędy w strategii. Rynek wodoru ma poważne trudności. Northvolt mógł narzucić sobie zbyt duże tempo i dlatego nie jest w stanie zrealizować zamówień. Faktem jest jednak, że duże inwestycje w Niemczech mają niewielkie szanse na sukces. W maju, eksperci firmy konsultingowej EY stwierdzili w badaniu, że liczba zagranicznych projektów inwestycyjnych w Niemczech jest na najniższym poziomie od ponad dziesięciu lat.
– Niemcy pozostają w tyle, inne europejskie lokalizacje rozwijają się znacznie dynamiczniej – powiedział Henrik Ahlers, szef EY w Niemczech.
Nadzieje na ożywienie słabej gospodarki z pomocą ogromnych projektów pilotażowych się nie spełniły.
Ta sytuacja jest sygnałem alarmowym dla polityków. Niezależnie od tego, czy jest to Intel, czy Northvolt, wszystkie duże projekty otrzymały bardzo hojne obietnice dotacji publicznych. Fabryka Intela w Magdeburgu ma zostać dofinansowana kwotą 10 mld dolarów. Northvolt otrzymał obietnicę pomocy w wysokości 700 mln euro od rządu federalnego i rządu landu. Wolfspeed również oczekiwał dofinansowania w wysokości kilkuset milionów euro. Owszem, te pieniądze nie zniknęły, bo są zazwyczaj wypłacane dopiero po sfinalizowaniu projektu. Problem w tym, że zagraniczne firmy w tej chwili nie inwestują, nawet jeśli państwo próbuje je do tego przekonać wszelkimi niezbędnymi środkami.
Małe i średnie przedsiębiorstwa uważane za kręgosłup niemieckiej gospodarki od dawna sprzeciwiają się subsydiowaniu miliardowymi dotacjami dużych korporacji . Nicola Leibinger-Kammüller, szefowa niemieckiej grupy budowy maszyn Trumpf, ostrzegła niedawno przed „gospodarką planową” w Niemczech. Według niej błędem byłoby „konkurowanie z Chinami i USA w zakresie dotacji”. Zamiast tego kraj powinien skupić się na swoich mocnych stronach w sektorze MŚP.
Problem polega jednak na tym, że niemiecki rząd dotował fabryki Intela i Northvolta w nadziei na zmniejszenie zależności od importu z Chin. Nowa polityka przemysłowa Niemiec jest napędzana nie tyle chęcią tworzenia miejsc pracy, co nadzieją na budowanie własnych łańcuchów dostaw. Pandemia obnażyła problem – półprzewodniki, leki i inne ważne projekty importowane są niemal wyłącznie z Azji. Rosyjski atak na Ukrainę był dla Niemców kolejnym szokiem. Dokładnie rok temu minister gospodarki Robert Habeck opublikował nową „strategię przemysłową” i jej trzy cele: bezpieczna lokalizacja przemysłu, odnowienie dobrobytu, wzmocnienie bezpieczeństwa gospodarczego, z naciskiem na bezpieczeństwo.
Przyjęcie takiej strategii dotyczy nie tylko państwa. Organizacje pracodawców uważają obecnie, że Niemcy muszą zrobić więcej, aby konkurować z Azją i Stanami Zjednoczonymi. Federacja Niemieckiego Przemysłu, najpotężniejsza organizacja lobbingowa niemieckiego przemysłu, opublikowała we wrześniu badanie, z którego wynika, że do 2030 r. w Niemczech należy zainwestować dodatkowe 1400 mld euro, aby kraj pozostał konkurencyjny na arenie międzynarodowej. Jedna trzecia tej kwoty powinna pochodzić od państwa.
– Niemcy potrzebują nowej, otwartej strategii przemysłowej – mówi, wspierający pracodawców, ekonomista Michael Hüther, szef Instytutu Niemieckiego Biznesu.
Fakt, że pierwsze, dość nieśmiałe podejście do polityki gospodarczej (która uwzględnia również kwestie bezpieczeństwa), mierzy się teraz z poważnymi problemami, jest dla polityków gorzką porażką. Na pocieszenie pozostał jeszcze jeden ważny projekt – fabryka chipów giganta półprzewodników TSMC w Dreźnie. W jej budowę zaangażowane są również niemieckie firmy Infineon i Bosch. Oczywiście ta inwestycja ma być wsparta przez państwo na wielką skalę, w sumie firmy dostaną 5 mld euro.
Główne wnioski
- Niemcy chcą się stać mniej zależne od importu z Azji i dlatego subsydiują budowę baterii i półprzewodników.
- Inwestorami są globalne korporacje, jak Intel, Wolfspeed i TSMC.
- Słaby rozwój gospodarczy sprawia, że wiele projektów jest wstrzymanych.