Absurdy publicznych przetargów. „Głośno o deregulacjach i repolonizacji. Czas przejść od słów do czynów”
Polityczne zapowiedzi deregulacji i wsparcia polskich firm brzmią dobrze, ale rzeczywistość bywa brutalna. Michał Góra, prezes Alfavox, w rozmowie z XYZ opowiada o przetargach, w których polskie firmy oferują rozwiązania tańsze o dziesiątki milionów złotych, a mimo to są eliminowane przez drobne formalności, a kontrakty trafiają do droższych konkurentów. – To nie tylko frustruje. To kosztuje nas wszystkich. Tracą przedsiębiorcy, podatnicy i Skarb Państwa – podkreśla Góra.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego polscy przedsiębiorcy mimo konkurencyjnych cen są eliminowani z przetargów publicznych.
- Czy w publicznych przetargach mamy do czynienia z nadmierną biurokracją i zbyt rygorystycznymi wymogi formalnymi.
- Dlaczego nieefektywne prowadzenie zamówień publicznych może prowadzić do marnotrawienia środków publicznych i wypychania lokalnych firm z rynku.
Deficyt budżetowy rośnie, wydatki publiczne są napięte – to czas, gdy państwo powinno szukać oszczędności i wspierać polskich przedsiębiorców, by napędzać gospodarkę. Tymczasem firmy znad Wisły nadal muszą zmagać się z przerostem biurokracji.
Przykład? Przetarg na System Zintegrowanej Rejestracji Przedsiębiorców i Obsługi Wniosków (SZPROT) – kluczowe narzędzie skarbówki do ewidencji podatników i kontroli obrotu towarami akcyzowymi czy celno-podatkowymi.
System ma usprawniać pracę administracji skarbowej i przeciwdziałać nadużyciom finansowym, ale przetarg na jego rozwój budzi kontrowersje. Najtańszy wykonawca został wyeliminowany z powodów czysto formalnych, a państwo musiało zapłacić o 22,5 mln zł więcej.
Najniższą ofertę (38,2 mln zł) złożyła poznańska firma Alfavox Software, jedna z nielicznych polskich firm IT współpracujących z fiskusem. Tylko ona zmieściła się w pierwotnym budżecie resortu finansów – 56 mln zł. Kolejne oferty: Comarch (60,65 mln zł), Asseco (73,29 mln zł), GIS Partner (89,86 mln zł) i Pentacomp (156,67 mln zł).
– Nasza oferta została odrzucona z powodów formalnych, a dokładniej – z powodu nieprawidłowości kwalifikowanego podpisu na jednym z 28 załączników. Dokument ten nie miał żadnego wpływu na wycenę projektu – mówi w rozmowie z XYZ prezes spółki Alfavox Michał Góra.
Alfavox wykluczony przez drobny „błąd”
Jak podkreśla Michał Góra, Alfavox był jedyną firmą, która zmieściła się w budżecie resortu finansów.
Decyzja resortu wymusiła wybór droższej oferty Comarchu, bez ponownego rozpatrzenia propozycji Alfavoxu. Choć prawo pozwalało wezwać firmę do uzupełnienia braków formalnych, resort z tego nie skorzystał. Miał do tego prawo, lecz – niestety dla przedsiębiorców – nie był do tego zobowiązany.
To nie koniec kontrowersji. By rozstrzygnąć przetarg, Ministerstwo Finansów musiało zwiększyć budżet do ponad 60 mln zł, czyli o 4,5 mln zł powyżej pierwotnych założeń. Pytania w tej sprawie skierowaliśmy do resortu 30 kwietnia. Do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi poza lakonicznym stwierdzeniem, że „sprawa jest w toku”.
O komentarz poprosiliśmy również przedstawicieli spółki Comarch.
„CIRF zorganizował Wstępne Konsultacje Rynkowe, udział w nich wzięło ośmiu wykonawców, w tym nasza firma. Wymagania techniczne w ramach postępowania w ocenie Comarch nie naruszały zasad równego traktowania wykonawców, czego dowodzi fakt, że treść SWZ podlegała kontroli w ramach procedur odwoławczych i każdy wykonawca miał możliwość zaadresowania ewentualnych zastrzeżeń w ramach odwołania do Krajowej Izby Odwoławczej – co nastąpiło. Ponadto wszyscy wykonawcy mieli możliwość zadawania pytań do treści Specyfikacji – ustalenie wymagań w postępowaniu nastąpiło zgodnie z Pzp. w pełnej przejrzystości” – czytamy w odpowiedzi.
Michał Góra zwraca jednak uwagę, że to nie jedyny problem.
– Wymagania w specyfikacjach bywają absurdalnie zawężające. Na przykład konieczność posiadania raportów międzynarodowych agencji lub realizacji projektów na drugim końcu świata. To od razu eliminuje większość polskich firm – podkreśla.
Formalizm kontra zdrowy rozsądek
Opisany przypadek to tylko wierzchołek góry lodowej polskich zamówień publicznych. Choć cztery lata temu wprowadzono nową ustawę PZP mającą zapewnić przejrzystość, uczciwą konkurencję i efektywne wydatkowanie środków, w praktyce dominuje nadmierna sztywność procedur.
Raport OLAF alarmuje, że nawet co piąty przetarg w Polsce może być manipulowany. To pokazuje, że problemem nie są jedynie absurdy pojedynczych postępowań. Nawet najlepsza finansowo oferta może zostać odrzucona z błahych powodów.
– Zbyt często wymaga się od firm nadmiarowej dokumentacji i odrzuca oferty z powodu drobnych braków. Przypadek SZPROT pokazał, że gdy formalizm bierze górę nad gospodarnością, przegrywają wszyscy – przedsiębiorcy, podatnicy i Skarb Państwa. Traci też konkurencyjność rodzimego rynku IT i efektywność administracji – podkreśla prezes Alfavox.
Potrzeba reform i nadzieja na deregulację
Przetarg na SZPROT obnażył słabości całego systemu. Przepadek najtańszej oferty pokazuje pilną potrzebę zmian – legislacyjnych, proceduralnych i edukacyjnych. Prawo zamówień publicznych powinno być tak zmienione, by „formalny detal” nie przekreślał oszczędności i nie odbierał szans lokalnym wykonawcom.
Zdaniem eksperta
Potrzebujemy dobrze wyszkolonej administracji
Przykład? W jednym z postępowań zamawiający celowo wykluczył wykonawcę, który wcześniej realizował dla niego inne zamówienia. Wypowiedział niemal już zrealizowane kontrakty tylko po to, by utrudnić firmie start w kolejnych przetargach. Powód? Personalny.
Wykonawca odwołał się do KIO i wygrał (sprawa: KIO 719/23). KIO uznała, że zamawiający nie wskazał żadnego naruszenia umowy, nie podał postanowień, które miałyby zostać złamane, ani nie określił charakteru zarzucanych nieprawidłowości.
Zamawiający podjął decyzję na zasadzie „widzi mi się”, a raczej „nie widzi mi się” współpraca z danym wykonawcą – bez merytorycznego czy finansowego uzasadnienia. Na szczęście KIO uznała tę decyzję za wadliwą.
System zamówień publicznych nie powinien być postrzegany przez pryzmat nadużyć urzędników, nieracjonalnych decyzji i braku operacyjnego podejścia. Kolejne zmiany przepisów i deregulacje nie rozwiążą problemu, jeśli nie zmieni się mentalność organizatorów przetargów.
Skoro gramy kartami, jakie mamy – czyli w ramach Pzp – musimy zacząć od lepszego szkolenia administracji centralnej i samorządowej. Zwłaszcza z myślenia o zakupach, umiejętności miękkich i znajomości rynku.
Zdaniem Michała Góry konieczne są zmiany ustawowe – jasne zasady uzupełniania braków formalnych, lepsze szkolenia urzędników z praktycznego stosowania PZP oraz usprawnienia cyfrowe i organizacyjne w procedurach. Liczy też na zapowiadaną przez premiera Donalda Tuska deregulację.
Deregulacja może wiele zmienić
– Premier Tusk ma świetny pomysł, by wreszcie wsłuchać się w głos przedsiębiorców. Do prac zaangażował – moim zdaniem – najlepszy zespół w kraju, z jednym z najlepszych przedsiębiorców ostatnich lat, czyli Rafałem Brzoską. Ale nawet najlepszy zespół nie załatwi wszystkiego. Po opracowaniu kierunków deregulacyjnych zacznie się żmudna, codzienna praca. Trzeba będzie nie tylko zmieniać przepisy, ale przede wszystkim pracować z ludźmi, którzy te przepisy stosują – podkreśla prezes Alfavox.
Z drugiej strony ostatnie decyzje rządu dają pewną nadzieję. 6 maja 2025 r. Rada Ministrów przyjęła pakiet ustaw deregulacyjnych, przewidujących m.in. ochronę podatników przed nagłymi zmianami przepisów, obowiązkowe 6-miesięczne vacatio legis dla niekorzystnych nowelizacji, podwyższenie limitów zwolnień VAT i zniesienie zbędnych obowiązków informacyjnych.
Jeśli te zmiany faktycznie przyniosą uproszczenia, mogą objąć także Prawo zamówień publicznych, otwierając drogę do bardziej elastycznego podejścia w przypadku drobnych uchybień. Dyskusja o deregulacji daje przynajmniej iskierkę nadziei, że zmiany dotkną także krytyczne przetargi IT.
– W swoim ostatnim przemówieniu premier Tusk nadał dobry kierunek – w stronę repolonizacji biznesu. Teraz czas przejść od słów do czynów – podsumowuje Michał Góra.
Zdaniem eksperta
Należy podnieść konkurencyjność i efektywność systemu
Choć nie wszystkie kończą się przyznaniem racji wykonawcom, sam wzrost odwołań rodzi pytania o efektywność systemu zamówień. Zwłaszcza że nie idzie on w parze ze wzrostem konkurencyjności. Średnia liczba ofert w przetargach powyżej progów unijnych w 2023 r. wyniosła zaledwie nieco ponad 2 – to minimalny poziom konkurencyjności.
Zamawiający często stawiają wygórowane warunki udziału – dotyczące personelu, doświadczenia, obrotów, zdolności kredytowej czy ubezpieczeń – co ogranicza liczbę oferentów. Wymagają rozbudowanych wyjaśnień przy rażąco niskich cenach, a brak dowodu skutkuje odrzuceniem oferty.
W sektorze IT sytuację dodatkowo komplikuje tzw. vendor lock-in. Warunki przetargów faworyzują dotychczasowych dostawców, a obawa przed zmianą utrudnia wejście nowym firmom.
Dlatego kluczowa jest poprawa etapu przygotowania przetargów. Obowiązkowa analiza potrzeb powinna uwzględniać wpływ warunków zamówienia na konkurencyjność. Wstępne konsultacje rynkowe pozwoliłyby zamawiającym poznać realne możliwości wykonawców i poprawić atrakcyjność postępowań. Większe zaangażowanie firm już na etapie planowania mogłoby zwiększyć zarówno liczbę ofert, jak i ogólną efektywność systemu.
Główne wnioski
- Formalizm przetargowy dyskryminuje polskie firmy – urzędnicy odrzucają tańsze nawet o dziesiątki milionów złotych oferty z powodu drobnych błędów formalnych, nie dając możliwości ich uzupełnienia.
- Warunki przetargów często preferują dużych lub zagranicznych wykonawców – wymagania dotyczące doświadczenia, raportów czy lokalizacji realizacji eliminują większość rodzimych przedsiębiorstw.
- Urzędnicy, kierując się brakiem racjonalnego podejścia, sprawiają, że państwo przepłaca miliony – zamawiają drożej, a część podatków trafia do zagranicznych budżetów.

