Prezydencki wyścig w Rumunii: populista Simion kontra społecznik Dan w drugiej turze
Niekwestionowanym zwycięzcą niedzielnej, pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii został skrajnie prawicowy kandydat George Simion. Zagłosowało na niego prawie 41 proc. wyborców. Za dwa tygodnie zmierzy się z Nicușorem Danem, który zebrał prawie 21 proc. głosów i rzutem na taśmę wszedł do drugiej tury wyścigu o prezydenturę. Frekwencja wyniosła 53,2 proc.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Kto zdecydował o tym, że do drugiej tury wszedł Nicușor Dan, a nie prowadzący bardzo długo Crin Antonescu.
- Jakie kontrowersje budzi postać George'a Simiona, zwycięzcy pierwszej tury prezydenckiego wyścigu.
- Jakie wizje Rumunii i świata zetrą się ze sobą w drugiej turze wyborów 18 maja.
Tym razem – inaczej niż w listopadzie 2024 r., podczas unieważnionych później wyborów prezydenckich – obyło się bez wielkich niespodzianek. Zarówno kwietniowe sondaże poparcia, jak i badania exit poll przeprowadzone zaraz po zamknięciu lokali wyborczych trafnie wskazywały zwycięzcę pierwszego etapu prezydenckiego wyścigu w Rumunii. Został nim 38-letni George Simion, lider Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów (AUR). Otrzymał 40,99 proc. głosów, czyli o kilka punktów procentowych więcej, niż dawały mu ostatnie ankiety.

– Dziś naród rumuński zagłosował, naród rumuński zabrał głos. Czas, żeby nas usłyszano. Mimo przeszkód i manipulacji, mimo prasy opłacanej za codzienne upokarzanie nas, Rumuni się podnieśli. To nie jest tylko zwycięstwo wyborcze, to zwycięstwo godności Rumunów – powiedział zaraz po ogłoszeniu wyników exit poll George Simion.
Nieoczekiwana zmiana miejsc
W drugiej turze jego rywalem będzie Nicușor Dan, burmistrz Bukaresztu, który startował jako kandydat niezależny. Poparło go 20,99 proc. wyborców. W efekcie wyprzedził wcześniejszego wicelidera prezydenckiego wyścigu, centrowego kandydata Crina Antonescu. Zrobił to rzutem na taśmę – w momencie, gdy zliczonych było już ponad 96 proc. głosów oddanych w pierwszej turze wyborów.
„Wszedłem do drugiej rundy. Dziękuję” – napisał w mediach społecznościowych tuż przed północą Nicușor Dan.
I tym razem wykazał się zwięzłością, jaką prezentował w kampanii wyborczej. Zdaniem komentatorów nie była ona atutem kandydata. Punkty zdobywał za to za swoje uprzejme zachowanie i żelazną logikę, jaką się wykazywał. To ostatnie nie powinno zresztą szczególnie dziwić – Nicușor Dan jest bowiem matematykiem. Pracował na stanowisku profesora w Academia Română, najważniejszej akademii naukowej w kraju.
Decydujący głos diaspory
Ogłoszone zaraz po zamknięciu lokali wyborczych wyniki exit poll nie dawały jednoznacznego rozstrzygnięcia co do drugiego miejsca. Większe szanse wydawał się jednak mieć Crin Antonescu. Także pierwsze oficjalne, choć nadal cząstkowe wyniki preferowały kandydaturę byłego przewodniczącego Partii Narodowo-Liberalnej (PNL). Ostatecznie o tym, że wyprzedził go Nicușor Dan, zdecydowały głosy oddane poza granicami Rumunii. Na burmistrza Bukaresztu zagłosowało prawie 250 tys. członków tzw. diaspory. Na Crina Antonescu – zaledwie około 65 tys.
Tę konkurencję bezapelacyjnie wygrał jednak George Simion. Tego populistycznego kandydata poparło znacznie ponad pół miliona Rumunów głosujących poza granicami kraju.
Crin Antonescu przekonał do siebie 20,1 proc. ogółu Rumunów uczestniczących w pierwszej turze wyborów. Ten wynik mieści się w widełkach wyznaczonych przez badania exit poll (20–23 proc.). Chociaż – jak relacjonował portal euronews.ro – zaraz po ich ogłoszeniu w siedzibie komitetu wyborczego Crina Antonescu rozległy się gromkie brawa, doświadczony polityk studził emocje. Mówił, że z wiwatami należy poczekać do czasu zliczenia wszystkich głosów. Kilka godzin później okazało się, że miał rację.
Rumuński Trump poza podium
Ostatecznie Crin Antonescu zajął trzecie miejsce, ale bardzo wyraźnie wyprzedził czwartego pretendenta do udziału w prezydenckiej dogrywce. Bo jeszcze w przeddzień głosowania za takiego mógł uchodzić Victor Ponta. Ten były premier o postkomunistycznych korzeniach, a jednocześnie sympatyk Donalda Trumpa i ruchu MAGA, otrzymał niespełna 13,1 proc. głosów. To mniej, niż dawały mu exit polle (14,7–19 proc.).
Na pozycji piątej zameldowała się Elena Lasconi z 2,7 proc. głosów. Jej miejsce również było do przewidzenia, choć zaledwie kilka miesięcy temu, w unieważnionych później wyborach, zupełnie niespodziewanie zgarnęła prawie 19,2 proc. głosów i zajęła drugie miejsce. Tym razem ani sondaże przedwyborcze, ani badania exit poll nie dawały jej najmniejszych szans na powtórzenie zeszłorocznego sukcesu.
– Rumuni zawsze mają rację – skwitowała krótko podczas wieczoru wyborczego, pogodzona najwyraźniej z losem Elena Lasconi.
Polityczny plankton
Na kolejnych miejscach uplasowali się: Lavinia Șandru, kandydatka Partii Socjalno-Liberalno-Humanistycznej (PUSL), która otrzymała prawie 0,7 proc. głosów; Daniel Funeriu z Partii Demokratyczno-Liberalnej (PDL) z 0,5 proc.; Cristian Terheș, duchowny greckokatolicki i polityk związany z prawą stroną sceny politycznej z 0,4 proc.; Sebastian-Constantin Popescu, założyciel centroprawicowej Nowej Partii Rumunii (PNR) z 0,3 proc.; rumuńsko-amerykański biznesmen John Ion Banu Muscel (0,2 proc.); i były generał Silviu Predoiu, który miał mniej niż 0,2 proc.
Druga tura będzie starciem dwóch bardzo różnych polityków i zderzeniem skrajnie innych pomysłów na Rumunię. George Simion jest bowiem szefem populistycznego, prawicowo-nacjonalistycznego ugrupowania, które należy do międzynarodowej Partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR Party). Jej członkami są również czeska Obywatelska Partia Demokratyczna, słowacka Wolność i Solidarność, ugrupowanie Bracia Włosi oraz polskie Prawo i Sprawiedliwość.
Bliski sojusznik PiS-u
Zresztą podczas kampanii wyborczej Mateusz Morawiecki, który jest przewodniczącym ECR Party, aktywnie wspierał George'a Simiona. Rumuński polityk spotykał się z politykami PiS-u, a w marcu tego roku widział się również w Brukseli z Karolem Nawrockim.
Partia AUR deklaruje na swojej stronie internetowej, że dąży do zjednoczenia wszystkich Rumunów, w tym integracji z Mołdawią i wspólnotami rumuńskojęzycznymi za granicą. Jej główne filary to: rodzina, naród, wiara chrześcijańska i wolność. Sprzeciwia się ideologii gender i promuje tradycyjny model rodziny jako fundament narodu.
Lider AUR organizował liczne akcje i demonstracje pod hasłem „Besarabia to Rumunia”. Posunął się w tych działaniach tak daleko, że rząd w Kiszyniowie (Besarabia leży na terenie Mołdawii oraz Ukrainy) pięciokrotnie wydalał go z kraju. W efekcie kandydat na prezydenta Rumunii został u wschodniego sąsiada uznany za personę non grata.
George Simion otwarcie manifestuje swoje nacjonalistyczne poglądy oraz niechęć do mniejszości, w tym do Węgrów. Krytykuje także ukraińskie władze za ich stosunek do mniejszości rumuńskiej. Popiera za to Rosję i krytykuje obecność wojsk USA w swoim kraju. Wielokrotnie wypowiadał się w kontrowersyjny sposób na różne tematy, m.in. bagatelizując Holokaust.
Społecznik na wojnie z deweloperami
Nicușor Dan kojarzony jest przede wszystkim jako działacz społeczny, który później stał się samorządowcem. Jak zauważa serwis dw.com, był jedynym wśród wszystkich kandydatów startujących w tegorocznych wyborach prezydenckich, który może się pochwalić tym, że dobrowolnie podejmował pracę na rzecz społeczeństwa. Zasłynął walką z deweloperami, którzy wkroczyli na tereny parków, a nawet chcieli wyburzać starą, historyczną zabudowę stolicy.
Nicușor Dan to jednak również polityk o jednoznacznie proeuropejskich zapatrywaniach. Kiedyś był związany z liberalnym Związkiem Ocalenia Rumunii (USR). Podczas wieczoru wyborczego, zanim jeszcze wiadomo było, kto poza George'em Simionem wejdzie do drugiej tury, zadeklarował: „gdybym to nie był ja, z pewnością poprę kandydata prozachodniego”.
Niezależny kandydat na prezydenta Rumunii deklarował w kampanii wyborczej, że chce przede wszystkim ograniczyć biurokrację i rozwinąć cyfryzację systemu polityczno-administracyjnego. Ma dążyć do tego, by Rumunia przeznaczała na obronę 3,5 proc. PKB i chce zacieśniać relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Wśród partnerów widzi demokratyczne państwa Europy i Indo-Pacyfiku (Japonia, Korea Południowa, Australia).
– Rumunia musi unikać technologicznej zależności od reżimów autorytarnych, takich jak Chiny – mówił podczas spotkań z wyborcami.
Prezydent Rumunii jest organem władzy wykonawczej, zwierzchnikiem sił zbrojnych. Reprezentuje kraj na szczytach Unii Europejskiej oraz NATO, a także mianuje premiera, sędziów i prokuratorów, ale – inaczej niż prezydent Polski – nie ma inicjatywy ustawodawczej. Urząd głowy państwa można w Rumunii pełnić przez dwie pięcioletnie kadencje. Żaden z kandydatów, którzy zmierzą się w drugiej turze, nie stał jeszcze na czele państwa.
Główne wnioski
- George Simion zdominował pierwszą turę wyborów prezydenckich. Prorosyjski populista zdobył ponad 40 proc. głosów. Potwierdził tym samym silną pozycję skrajnej prawicy w rumuńskiej polityce.
- Głosy diaspory odegrały kluczową rolę w awansie Nicușora Dana do drugiej tury. Właśnie dzięki głosom z zagranicy burmistrz Bukaresztu zepchnął Crina Antonescu na trzecie miejsce.
- Druga tura wyborów zapowiada się jako ostry konflikt ideologiczny. Zetrą się ze sobą nacjonalistyczny populizm George'a Simiona i prozachodnie, technokratyczne podejście Nicușora Dana.