Fenomen klubów satelickich. Jak Bayern, Lipsk, Manchester City i Chelsea rozszerzają współpracę z innymi klubami?
Czołowe kluby w Europie aktywnie monitorują różne rynki piłkarskie i szukają okazji do nawiązania współpracy w innych krajach. Ma to przynosić obopólne korzyści. Ale czy rzeczywiście tak jest?
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego Bayern Monachium postawił na rynek amerykański.
- Czego obawiali się kibice Girony, gdy ich klub stał się częścią City Football Group – struktury, na której czele stoi Manchester City.
- Co sprawia, że współpraca Chelsea ze Strasbourgiem to sytuacja win-win.
Bayern Monachium i Los Angeles FC od dwóch lat współtworzą spółkę Red&Gold Football – kluby podzieliły się udziałami po równo, a jej siedziba znajduje się w Niemczech. Dzięki temu mogą wspólnie odkrywać i szkolić talenty, które być może w przyszłości będą stanowiły o sile drużyny z Bawarii. Gdy zapadła decyzja o rozpoczęciu tej współpracy, ówczesny prezes Bayernu, Oliver Kahn, podkreślał, że w związku z organizacją mundialu w 2026 r. m.in. przez Stany Zjednoczone, Los Angeles jest dla Bayernu atrakcyjnym miejscem do rozwoju.
Lokalni partnerzy
– Mamy do czynienia z kilkuletnim partnerstwem, zawartym jeszcze za czasów Hasana Salihamidžicia i Olivera Kahna (obaj nie pracują już przy Säbener Straße). Na razie nie ma jednak regularnej współpracy, której oczekiwano – czegoś na kształt piłkarskiego Erasmusa, czyli stałej wymiany 3–4 zawodników między klubami. Na pewno zauważalna jest wymiana filozofii między Bayernem a Los Angeles FC. Swoją drogą, już za kadencji Thomasa Tuchela trenerzy z USA mieli okazję zapoznać się w Bawarii z tajnikami europejskiego futbolu – były to kwestie taktyczne, komunikacja z drużyną itd. – mówi Gabriel Stach, kibic Bayernu Monachium, zastępca redaktora naczelnego DieRoten.pl i dziennikarz Futbol News.
Bayern w dużej mierze opiera się na współpracy z lokalnymi, bawarskimi klubami, takimi jak SSV Ulm 1846 czy SpVgg Unterhaching.
– To właśnie tam udało się odkryć Maurice’a Krattenmachera – 19-letniego pomocnika, który już dziś porównywany jest do Toniego Kroosa czy Bastiana Schweinsteigera. Trzeba jednak zachować ostrożność, by nie zapeszyć – obecnie jest wypożyczony do Ulm. Współpraca z mniejszymi klubami z regionu jest oczywiście znacznie łatwiejsza logistycznie niż globalne partnerstwa – dodaje Gabriel Stach.
Pierwszy wielki transfer?
Co ciekawe, Bayern w ostatnim czasie zaproponował jednej ze swoich legend – Thomasowi Müllerowi – przeprowadzkę do Los Angeles FC po zakończeniu sezonu. Nie byłby to przypadek – klub z Miasta Aniołów to oficjalny partner Bawarczyków, a mowa o drużynie grającej w MLS. Byłby to zatem pierwszy duży ruch medialny na linii Monachium–Los Angeles.
Müller to zawodnik, który zapisał piękną kartę w barwach Die Roten. Reprezentował Bayern od 2009 r., rozegrał 742 mecze, strzelił 247 goli i zanotował 273 asysty. Przez lata uważany był za uniwersalnego gracza o wyjątkowym altruizmie, co docenił m.in. Robert Lewandowski – wspólnie stworzyli zabójczy duet w ataku drużyny z Allianz Areny.
W tym sezonie jednak, wobec rosnącej konkurencji, Müller musiał pogodzić się z rolą rezerwowego. A ponieważ jego pensja sięga 17 mln euro rocznie, Bayern chciałby odciążyć budżet, nie zrywając przy tym relacji z legendą klubu. Tu właśnie mogłoby zostać wykorzystane partnerstwo z Los Angeles FC. Gabriel Stach dodaje, że Müller mógłby pełnić również funkcję ambasadora Bayernu w USA. Taką rolę powierzano już innym byłym piłkarzom Die Roten, m.in. Giovane Élberowi czy Claudio Pizarro.
Bayern chce podbić obie Ameryki
– Swego czasu Bayern wypatrzył w USA obecnie 19-letniego Valentina Yotova, który w 2018 r. przeszedł z Philadelphia Union do drużyny z Bawarii. Tym, co mnie jako kibica Bayernu cieszy, jest coraz większe otwarcie klubu na rynek amerykański, Chodzi zarówno o Amerykę Północną, jak i Południową. Bayern współpracuje m.in. z urugwajskim klubem z tradycjami – River Plate Montevideo – mówi dziennikarz Futbol News.
Dawniej klub z Monachium był zrażony do zawodników z Ameryki Łacińskiej – wszystko przez nieudane transfery Julio de Santosa i José Sosy. Jednak w 2024 r., za sprawą Maxa Eberla, polityka transferowa uległa zasadniczej zmianie. Alejo Sarco, 19-letni napastnik z Argentyny, znalazł się na celowniku Bayernu, choć ostatecznie więcej zdecydowania wykazał Bayer Leverkusen. Z kolei Brazylijczyk z Palmeiras, 17-letni Estêvão – któremu wróży się wielką karierę – także wzbudził zainteresowanie monachijczyków, ale latem trafi do Chelsea.
– Widać jednak wyraźnie, że Bayern intensyfikuje działania na tym kontynencie. Jeśli chodzi o Amerykę Północną, eksplozja talentu Alphonso Daviesa może być inspiracją i motywacją dla wielu graczy, by starać się o angaż w Monachium. Warto dodać, że Bawarczycy prowadzą także akademię w Gambii. Nie zamykają się więc również na Afrykę – mówi Gabriel Stach.
Transfer z Los Angeles
W styczniu br. Bayern przeprowadził transfer, na który warto zwrócić uwagę . Do drużyny rezerw trafił Bajung Darboe, który świetnie radził sobie w Los Angeles FC. Transakcja opiewała na ok. 1,5 mln dolarów. Bawarczycy zaznaczyli, że podpisali z 18-latkiem „długoterminowy kontrakt”.
Darboe urodził się 7 listopada 2006 r. w Gambii, jednak dość wcześnie wyjechał do USA. Występował w amerykańskiej reprezentacji U-17. W swoim CV ma również grę dla Chicago Fire, Minnesota United, Philadelphia Union i Los Angeles FC.
Ambitny projekt
– Niedawno odbyła się trzecia edycja projektu FC Bayern World, w ramach którego zapraszanych jest kilkunastu młodych piłkarzy z różnych krajów. Raz w tym wydarzeniu uczestniczył również Polak – Mateusz Sobotka. Bayern dba o różnorodność pochodzenia uczestników – pojawiają się zawodnicy z Polski, Austrii, Chin, Japonii czy kilku krajów afrykańskich. Projekt był dotychczas koordynowany przez Roya Makaaya i Klausa Augenthalera – mówi Gabriel Stach.
Bayern gościł także w Argentynie, gdzie rozgrywano sparingi z Boca Juniors. Aby dostać się do programu, należy wysłać CV, nagrania wideo i w ten sposób przekonać skautów. Zwykle zgłoszeń jest ok. 15 tys., z których wybierana jest kilkunastoosobowa grupa. Uczestnicy spędzają dwa-trzy miesiące na wspólnych treningach i obozach. Mieszkają w internacie, a na zakończenie biorą udział w sparingu z drużyną Bayernu U-19.
Jaką politykę prowadzą w Saksonii?
Jeśli chodzi o niemiecki futbol, RB Lipsk jest dziś wzorem w zakresie współpracy z klubami satelickimi. Przypomnijmy – 16 lat temu Red Bull wykupił za 350 tys. euro licencję SSV Markranstädt, drużyny z niewielkiej miejscowości pod Lipskiem. Zespół grał wówczas w Oberlidze – piątym szczeblu rozgrywek. Kolejnym etapem rozwoju było przejęcie drużyn juniorskich Sachsen Lipsk.
RB Lipsk, RB Salzburg, New York Red Bulls i Red Bull Bragantino z Brazylii to najbardziej znane projekty piłkarskie koncernu. Ale ta siatka wciąż się rozrasta. W sierpniu 2024 r. Red Bull przejął 100 proc. akcji japońskiego klubu Omiya Ardija, co pokazuje chęć ekspansji na rynek azjatycki. W maju ubiegłego roku koncern kupił pakiet mniejszościowy Leeds United i został głównym sponsorem klubu. Jesienią nabył 15 proc. udziałów w Paris FC. A że ta drużyna właśnie awansowała do Ligue 1, więc w nowym sezonie zobaczymy derbowy mecz z PSG. Za sportową politykę klubu odpowiadać ma Red Bull, choć większościowym właścicielem został Bernard Arnault – najbogatszy człowiek świata.
– Raczej nie mówi się o przejmowaniu kolejnych klubów, ale nie można wykluczyć takiego scenariusza. Dotąd informacje o takich ruchach ujawniano tuż przed finalizacją. W przypadku Leeds na razie nie ma mowy o zwiększaniu udziałów, ani zmianie nazwy czy barw klubowych. Niemniej, jeśli doliczyć sponsoring Atlético i Torino, Red Bull działa już we wszystkich ligach tzw. TOP5 – komentuje Maciej Kolejko, kibic RB Lipsk.
Model Red Bulla
Symptomatyczny jest przykład Dominika Szoboszlaia, który przed transferem do Liverpoolu za 70 mln euro przechodził kolejne szczeble struktury Red Bulla. Zaczął od FC Liefering (klub satelicki Salzburga), przechodząc przez Red Bull Salzburg, aż po RB Lipsk. Dziś z powodzeniem gra w Premier League – ukształtowany przez system Red Bulla.
– Transfery między klubami RB wciąż się odbywają, choć najgorętsza linia Salzburg–Lipsk ostatnio nieco przycichła. Kiedyś co lato do Lipska trafiał jeden–dwóch najbardziej obiecujących piłkarzy z Austrii. Obecnie takich zawodników jest mniej. Szoboszlai pozostaje modelowym przykładem – oba kluby zarobiły na nim duże pieniądze. Wiele wskazuje, że jego śladem już latem podąży Benjamin Šeško – zaznacza rozmówca XYZ.
System szkoleniowy Red Bulla opiera się na ofensywnej grze, wysokiej intensywności i gegenpressingu. Filozofia ta obowiązuje w całej siatce klubów.
– Wspólnym mianownikiem jest ofensywna, widowiskowa piłka, pressing i promowanie młodych zawodników oraz trenerów. Model oparty jest na rozwoju i sprzedaży talentów z zyskiem. Nieco wyłamuje się z tego schematu New York Red Bulls, który czasami ściąga bardziej rozpoznawalnych zawodników – jak Thierry Henry, Emil Forsberg czy Eric Maxim Choupo-Moting – dodaje fan z Saksonii.
Red Bull zatrudnia też topowych ekspertów. 1 stycznia 2025 r. funkcję szefa globalnej sekcji piłkarskiej RB objął Jürgen Klopp – legenda Liverpoolu. Wcześniej tę rolę pełnił m.in. Gérard Houllier (2012-2020). Za ojca sukcesu RB Lipsk uchodzi jednak Ralf Rangnick – wizjoner i pionier gegenpressingu [strategia piłkarska polegająca na natychmiastowym, agresywnym odbiorze piłki po jej stracie, zanim przeciwnik zdąży rozpocząć kontratak – przyp. red.], który w latach 2012-2019 działał jako trener i dyrektor sportowy.
Kreowanie gwiazd
Red Bull nie szuka gotowych gwiazd – on je tworzy. To fabryka talentów, na których można zbudować klub i dobrze zarobić. Przykład? Erling Haaland – sześć lat temu przeszedł z Molde do Salzburga, a później do Borussii Dortmund za 20 mln euro. Dziś to supergwiazda Manchesteru City.
Czołowy obrońca Premier League – Josko Gvardiol – trafił do RB Lipsk w 2021 r. za 30 mln euro, a rok temu został sprzedany do City za 90 mln. Skauci Red Bulla dostrzegli również Sadio Mané we francuskim Metz – kupili go za 4 mln euro, Southampton zapłaciło 11,8 mln funtów, a Liverpool finalnie aż 34 mln. Z kolei Dani Olmo, niedoceniany w Hiszpanii, błyszczał w Dinamie Zagrzeb, skąd Lipsk pozyskał go za 29 mln euro – w 2024 r. trafił do Barcelony za ponad 50 mln.
– Transferów z klubów satelickich do Lipska czy Salzburga było stosunkowo niewiele. Najbardziej znany to Tyler Adams – w Lipsku radził sobie nieźle, strzelił nawet gola z Atlético w ćwierćfinale Ligi Mistrzów w 2020 r., ale koniec końców klub go oddał bez żalu. Inny Amerykanin – Caden Clark – okazał się kompletnym niewypałem i po trzech latach wrócił za ocean. Około dwa miesiące temu krążyły plotki, że Salzburg i Lipsk interesują się Julianem Hallem – młodym napastnikiem o polskich korzeniach. Patrząc na wiek i statystyki, najlepiej byłoby, gdyby najpierw trafił do Liefering, by oswoić się z europejskim futbolem. Na razie to jednak sfera spekulacji – uściśla miłośnik niemieckiej piłki.
Między wizją a stagnacją
Rzeczywistość w Lipsku nie jest jednak idealna. Choć eksperci często obsypują ten klub komplementami, perspektywa kibica bywa krytyczna.
– Jeśli chodzi o ciągłość wcześniej wyznaczonej wizji, zarząd zdecydowanie stara się ją realizować. Mam jednak pewne zastrzeżenia. Zarówno eksperci, jak i coraz więcej sympatyków zaczyna kwestionować, czy styl gry RB Lipsk jest właściwy. Klub od dawna ma problem z wykonaniem kolejnego kroku naprzód – regularnie potyka się na drużynach grających zachowawczo, stawiających „zasieki” we własnym polu karnym. Intensywna gra z kontry działa dobrze, ale tylko przeciwko rywalom, którzy wychodzą na mecz z otwartą przyłbicą. Liczę, że ten element będzie ewoluował – pokładam spore nadzieje w kompetencjach Jürgena Kloppa. Zwłaszcza że wygląda na to, iż jego wpływ na RB Lipsk jest większy, niż początkowo zakładano – mówi Maciej Kolejko.

Rozmówca XYZ podkreśla, że Red Bull obecnie nie zamierza intensyfikować inwestycji w żaden z klubów, by uczynić z niego globalną potęgę.
– Dziś priorytetem jest stopniowy rozwój zespołów, budowanie rozpoznawalności i bazy kibicowskiej z dużą cierpliwością. Pytanie brzmi: czy to skuteczna strategia? W piłce trudno utrzymać się wśród najlepszych bez sięgania głębiej do kieszeni. Problemem, szczególnie Salzburga i Lipska, jest regularna sprzedaż wyróżniających się zawodników – to skutkuje brakiem ciągłości i niestabilnością zespołu. A w takich warunkach trudno zbudować drużynę o europejskiej klasie – podsumowuje fan RB.
Katalońska rewelacja
W 2017 r. Girona, niepozorny klub z Katalonii, po raz pierwszy zagrała w LaLiga. Największe sukcesy odniosła jednak w poprzednim sezonie, kończąc ligę na trzecim miejscu. Co więcej, ukraiński napastnik Artem Dowbyk sięgnął po tytuł króla strzelców, wyprzedzając gwiazdy Barcelony i Realu Madryt.
Sęk w tym, że obecny sezon nie układa się już tak dobrze. Gra w Lidze Mistrzów była spełnieniem marzeń, ale przed jego startem doszło do eksodusu kluczowych zawodników. Odeszli m.in. Dowbyk, Yan Couto, Aleix García i Savinho. Obecnie Girona plasuje się w dolnej części tabeli, choć warto przypomnieć, że jest częścią City Football Group.
Miniwywiad
Girona i Manchester City. Historia cichego przejęcia
Od kiedy Girona współpracuje z City Football Group?
Współpraca pomiędzy City Football Group a Gironą rozpoczęła się jeszcze przed oficjalnym dołączeniem CFG do grona akcjonariuszy klubu w 2017 r., a więc już na starcie pierwszego w historii sezonu Girony w LaLiga. Już w 2016 r. w barwach blanc-i-vermells zagrał Pablo Maffeo – wypożyczony z Manchesteru City. Girona nawiązała więc nieformalną współpracę z CFG wcześniej, m.in. za sprawą Ferrana Soriano, ówczesnego dyrektora wykonawczego Manchesteru City, wcześniej związanego z FC Barceloną. Soriano realizował swoją wizję globalnej sieci klubów, która miała umożliwiać wymianę zawodników i rozwój sportowy oraz finansowy całej grupy.
Dlaczego CFG wybrało właśnie Gironę?
CFG szukało europejskiego klubu satelickiego – miejsca, gdzie młodzi piłkarze Manchesteru City mogliby się ogrywać. Girona była logicznym wyborem, m.in. dzięki Pere Guardioli – bratu Pepa Guardioli – który od 2015 r. pomagał klubowi wyjść z finansowego kryzysu. Dzięki swoim kontaktom i powiązaniom z Soriano, Pere odegrał kluczową rolę w przyłączeniu klubu do struktur CFG.
Czy kibice Girony mieli powody do obaw?
Tak. Obawiano się, że Girona stanie się inkubatorem dla talentów z Anglii, kosztem własnych piłkarzy. Krytykowano też pełną kontrolę CFG nad funkcjonowaniem klubu oraz moralne wątpliwości związane z kapitałem pochodzącym z Bliskiego Wschodu. Kibice martwili się o utratę tożsamości i niezależności.
Czy przypominano podobne przypadki?
Tak – wspominano choćby historię Malagi, która po przejęciu przez arabskiego właściciela doznała szybkiego wzrostu, a potem jeszcze szybszego upadku. Girona nie chciała powtórzyć tego scenariusza.
Jak wyglądał realny wpływ CFG na klub?
W pierwszych latach współpracy Girona korzystała z wiedzy, baz danych i zaplecza skautingowego CFG. Klub otrzymał dostęp do informacji o tysiącach zawodników na całym świecie, co pozwoliło skuteczniej działać na rynku transferowym. Współpraca obejmowała też działania marketingowe i sponsorskie.
Kto trafił do Girony dzięki CFG?
Do klubu trafiali piłkarze wypożyczeni z Manchesteru City, m.in. Pablo Maffeo, Douglas Luiz, Aleix Garcia czy Pedro Porro. Wszyscy zrobili potem mniejsze lub większe kariery.
Czy współpraca otworzyła nowe możliwości finansowe?
Tak, choć początkowo Girona utrzymywała współpracę głównie z lokalnymi firmami. Dopiero po sukcesie w sezonie 2023/24 kataloński sponsor „Gosbi” został zastąpiony przez Etihad Airways. Klub korzystał też z obiektów Manchesteru City w okresie przygotowawczym – z wyjątkiem lat pandemii i ostatniego, szczególnie intensywnego lata.
Co nie podoba się kibicom?
Część fanów ma zastrzeżenia do obecności osób z CFG w zarządzie i radzie nadzorczej, które nie są na co dzień związane z miastem czy regionem. Girona – wcześniej klub z silną lokalną tożsamością – utraciła część swojej autonomii.
Czy CFG osłabiło Gironę poprzez transfery?
Tak. Klub nie ma kontroli nad kluczowymi transferami. Przykład? Taty Castellanos – po świetnym sezonie nie został wykupiony przez Gironę, ponieważ CFG zażądało 15 mln euro. Zawodnik trafił do Lazio. Podobnie było z Savinho – wypromowany w Gironie, został sprzedany bezpośrednio do Manchesteru City. Girona nie zarobiła na nim nic.
Czy przynależność do CFG mogła uniemożliwić grę w Lidze Mistrzów?
Takie ryzyko istniało – zgodnie z regulacjami UEFA dwa kluby mające tego samego właściciela nie mogą występować w tych samych rozgrywkach. Ostatecznie CFG przekazało swoje udziały do specjalnego funduszu powierniczego (tzw. trustu), a osoby powiązane z Manchesterem City musiały opuścić zarząd. Dzięki temu Girona mogła zagrać w Lidze Mistrzów.
Inwestycja The Blues we Francji. Chelsea stawia na Strasbourg i młodzież
Właściciel Chelsea, Todd Boehly, przejął udziały w RC Strasbourg – klubie znanym z doskonałej akademii. Transakcję zrealizowano za pośrednictwem grupy BlueCo i można ją traktować jako zapowiedź budowy sieci klubów satelickich. Celem jest pozyskiwanie młodych talentów oraz umożliwienie im rozwoju w mniej wymagającym środowisku niż Premier League. Co ciekawe, Strasbourg spisuje się w tym sezonie świetnie i walczy o europejskie puchary.
– BlueCo przed wejściem do Strasbourga próbowało przejąć inny francuski klub – Girondins de Bordeaux – jednak ich oferta została odrzucona. Z biznesowego punktu widzenia Alzacja okazała się lepszym wyborem. W Bordeaux trzeba byłoby najpierw spłacić olbrzymie długi, będące efektem fatalnego zarządzania Gerarda Lopeza. Strasbourg, prowadzony przez Marca Kellera, był natomiast stabilny, więc po dopełnieniu formalności można było od razu budować drużynę. Zresztą oba kluby szybko się „spotkały” – Racing pozyskał dwóch wychowanków Bordeaux: Dilane’a Bakwę i Juniora Mwangę – mówi Bartłomiej Gabryś, ekspert ligi francuskiej.
Pomocna dłoń czy ekspansja?
Z perspektywy wielu obserwatorów, Boehly wyciągnął pomocną dłoń do Strasbourga. Po transakcji pojawiły się głosy, że to sytuacja win-win.
– Obie strony dogadały się bezproblemowo. BlueCo chciało mieć swój klub, a Keller – jak sam przyznawał – nie był już w stanie zrobić kolejnego kroku, działając w starym modelu. Przed przejęciem struktura udziałów wyglądała tak, jak po akcji ratunkowej z 2012 r., i była podzielona między kilkunastu lokalnych inwestorów – dodaje Bartłomiej Gabryś.
Choć z perspektywy biznesowej ruch wydaje się logiczny, wśród kibiców nie brakowało sceptycyzmu.
– Zmiana nie spodobała się najwierniejszym fanom Strasbourga. Od początku nowej ery na trybunie zachodniej Stade de la Meinau pojawiają się flagi z napisami „BlueCo Out” czy „Non à la multipropriété”. W tym sezonie doszedł jeszcze jeden sposób protestu – brak dopingu przez pierwszy kwadrans meczów – podkreśla znawca francuskiego futbolu.
Młodość ma głos
Nowa polityka kadrowa Strasbourga budzi zainteresowanie ekspertów i fanów Ligue 1 – bo rzeczywiście klub stawia na młodzież z potencjałem.
– Ambicją nowych właścicieli było stworzenie w Strasbourgu poligonu dla młodych talentów. Już w pierwszym sezonie kadra mocno się zmieniła, ale to w obecnych rozgrywkach struktura zespołu zaczęła odpowiadać wizji BlueCo. Najstarszym zawodnikiem w wyjściowym składzie jest zazwyczaj urodzony w 1999 r. Djordje Petrović, a resztę stanowią gracze urodzeni po 2000 r. Tylko PSG wystawiło w tym sezonie młodszą jedenastkę – i to tylko w dwóch meczach – zauważa rozmówca XYZ.
Miliony i wychowankowie
Za nowymi nazwiskami idą spore nakłady finansowe. W pierwszym okienku transferowym padł klubowy rekord – Strasbourg zapłacił 20 mln euro za Abakara Syllę z Club Brugge. Spośród dziesięciu najwyższych transferów w historii klubu, aż dziewięć zrealizowano za rządów BlueCo.
Ale nie tylko pieniądze mają się liczyć – istotną częścią drużyny mają być również wychowankowie. Kapitanem zespołu jest dziś Habib Diarra, a w kolejce czekają m.in. wypożyczeni Robin Risser i Rabby Nzingoula. Z Chelsea wypożyczeni zostali Djordje Petrović i Andrey Santos. Do klubu trafił także Mamadou Sarr – zakupiony za około 20 mln euro.
Główne wnioski
- Gdy współpraca na linii Monachium–Los Angeles stała się faktem, ówczesny prezes Bayernu, Oliver Kahn, podkreślał, że ze względu na organizację mundialu w 2026 r. m.in. przez Stany Zjednoczone, Los Angeles jest dla Bawarczyków atrakcyjnym miejscem do rozwoju. Bayern chce także zdywersyfikować poszukiwania talentów, łącząc współpracę z lokalnymi markami z aktywnością w obu Amerykach – Północnej i Południowej. Wynika to ze świadomości, że z roku na rok przybywa tam piłkarzy o dużym potencjale.
- Z różnych stron pojawiały się głosy, że Girona może stać się klubem-inkubatorem dla młodych talentów z Manchesteru City, jednak kosztem własnych ambicji sportowych. Rozwój zawodników należących do angielskiego klubu pozwalał co prawda doraźnie podnieść poziom drużyny, ale nie sprzyjał promocji lokalnych perełek. Wątpliwości było więcej – CFG miało mieć wpływ na niemal każdy aspekt funkcjonowania klubu, a zakres planowanych przez grupę zmian pozostawał niejasny. Girona obawiała się więc o swoje dziedzictwo, a wprowadzenie kapitału z Bliskiego Wschodu budziło także zastrzeżenia natury moralnej.
- Obie strony szybko osiągnęły porozumienie, ponieważ BlueCo – podmiot stojący za właścicielem Chelsea – poszukiwało własnego klubu, a właściciel Strasbourga wielokrotnie przyznawał, że nie był już w stanie poprowadzić Racingu dalej, działając w dotychczasowy sposób.