100 dni DOGE, czyli jak Elon Musk ratuje/rujnuje Amerykę
Żeby szef kilku prywatnych firm szalał po agencjach federalnych, wysysał z nich tajne dane i wyrzucał ludzi tysiącami? Każda wytwórnia filmowa uznałaby taki scenariusz za absurdalny. A jednak się ziścił. Z jakim skutkiem?
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak i po co powstał w USA Departament Efektywności Rządowej DOGE.
- Jak (dramatycznie) zmienił sytuację agencji federalnych, warunki pracy urzędników i doświadczenia petentów.
- Dlaczego Musk opuścił DOGE i co na tym zyskał, a co stracił.
„Eliminator” to dobry pseudonim dla Elona Muska. Raz, bo rymuje się z „terminator”, dwa – ujmuje to, co Musk uwielbia: redukowanie lub usuwanie wszystkiego, co zbędne: części, ludzi, kosztów. „Najlepsza część? Taka, której nie ma” – zwykł mówić, pozbawiając wnętrza tesli guzików, dźwigni i pokręteł, odchudzając rakiety SpaceX – wyjątkowo lekkie jak na swe rozmiary, czy usuwając 70 proc. pracowników Twittera. Eliminowanie szło Muskowi dobrze. Rok temu uznał, że mógłby wdrożyć je na wyższym, rządowym poziomie. W sierpniu, jeszcze podczas kampanii, trzykrotnie namawiał Trumpa na serię radykalnych cięć wydatków rządowych.
– Potrzebujemy rządowej komisji ds. efektywności – powtarzał Elon Musk.
Zielone światło
Skutecznie.
Mając zielone światło, wpadł w euforię. Howard Lutnick, sekretarz handlu, wspomina w podcaście „All-In” incydent z października 2024 r. Zaplanowali z Muskiem wspólne wystąpienie na wiecu wyborczym w nowojorskim Madison Square Garden. Na pytanie „ile może wyrwać z budżetu federalnego” Musk miał powiedzieć „bilion dolarów”. Ale na scenie poniosły go emocje i zadeklarował „ponad dwa biliony”. Lutnicka zaskoczyła ta nagła zmiana i jej skala: „dwa biliony?” To jedna trzecia budżetu federalnego (6,7 bln dolarów). A przecież Trump już obiecał zniesienie podatku dochodowego, podwyżkę wynagrodzeń wojskowych i budowę tarczy przeciwrakietowej Golden Dome (Złota Kopuła), będącej uwspółcześnioną wersją reaganowskiego programu Gwiezdnych Wojen.
Analitycy uznali tak duże cięcia za nierealne – musiałyby zniknąć całe agencje, w tym transportu, rolnictwa i bezpieczeństwa wewnętrznego.
W styczniu Musk obniżył cel do biliona dolarów, a w kwietniu – do 150 mld dolarów.
– Aż 13-krotnie! To jakbyś spytał agenta nieruchomości o dom za 300 tys. dolarów, a on zaprowadził cię do rezydencji za 4 mln dolarów – kpił David Von Drehle, były naczelny „Time’a” na łamach „The Washington Post”.
Musimy, bo Ameryka zbankrutuje
DOGE (Department of Government Efficiency) ruszył 20 stycznia, czyli w dniu inauguracji Trumpa (pierwsze rozporządzenie wykonawcze, jakie podpisał). Liczy nieco ponad sto osób i nie ma schematu organizacyjnego. Nazwę „Departament Efektywności Rządowej” podrzucił internauta na X. Spodobała się Muskowi przez skrót nawiązujący do Dogecoina, kryptowaluty, którą promował. DOGE nie jest federalnym departamentem wykonawczym (musiałby być powołany przez Kongres), a jedynie tymczasowym ciałem doradczym. Zaś Musk nie jest jego oficjalnym dyrektorem, lecz dowodzącym DOGE SGE, czyli specjalnym pracownikiem rządowym (kimś, kto pracuje dla władz nie dłużej niż 130 dni w roku). Mający dzielić z nim fotel szefa Vivek Ramaswamy zrezygnował już pierwszego dnia – zraził go radykalizm Muska wykluczającego współpracę z sądami i Kongresem. Oficjalną administratorką tego niby-to-departamentu jest była pielęgniarka, a potem pracowniczka USDS (United States Digital Service – Agencji Usług Cyfrowych ) Amy Gleason.
Według Muska, który lubi dramatyzować, misją DOGE jest „ukrócenie tyranii biurokracji pełnej marnotrawstwa i oszustw, ratowanie pieniędzy podatników oraz redukcja długu publicznego USA”.
– To nie opcja, to konieczność. Jeśli tego nie zrobimy, Ameryka zbankrutuje – powtarzał na wiecach.
Prawie wszyscy myśleli, że przesadza, a DOGE ograniczy się do doradztwa. Musk szybko wyprowadził ich z błędu. Wziął się do rzeczy w swoim stylu: bezzwłocznie i brutalnie.
Buszujący w serwerach
– Pojawili się nagle i niewiele mówiąc, zaczęli łupić dane. Jesteśmy jak Francuzi na Linii Maginota, których wrogie wojska obeszły przez Belgię – mówił dziennikarzom urzędnik Departamentu Edukacji.
Dzieje się to, przed czym Kongres ostrzegał pół wieku temu. W 1974 r. uchwalił ustawę o ochronie prywatności.
„Wiele szczegółów naszego życia osobistego może zostać wykorzystanych przez jakiegoś biurokratę czy instytucję niezgodnie z prawem i w sobie znanym celu. Oby takie czasy nigdy nie nadeszły” – uzasadniali republikańscy senatorzy.
Takie czasy właśnie nadeszły. Tyle, że „biurokratę” trzeba zamienić na „dwudziestokilkulatka”, bo tacy właśnie tworzą bojówki DOGE. Penetrują agencje federalne według schematu: wkraczają bez ostrzeżenia, ignorują dyrekcję i pracowników IT niższego szczebla. Idą do tych wyżej i grożą zwolnieniami. Otrzymują uprawnienia superużytkownika lub admina umożliwiające im dostęp, a czasem też edycję ogromnych ilości danych rządowych z niewielkim lub żadnym nadzorem. Podłączają swój sprzęt, przeglądają dane i kopiują je, omijając protokoły bezpieczeństwa.
A te są kluczowe. Nie bez powodu rząd federalny przechowuje i przetwarza dokumentację emerytalną 60 metrów pod ziemią w kopalni wapienia koło Pittsburgha (WPA-1, Iron Mountain West Pennsylvania). A do bazy danych SSA (Social Security Administration – Zakładu Ubezpieczeń Społecznych), zawierającej informacje finansowe i osobiste niemal wszystkich Amerykanów, dostęp ma tylko 50 osób . Ten zaś podlega zasadzie „need-to-know”, czyli nawet uprawnieni pracownicy muszą wykazać, że potrzebują konkretnych danych w konkretnych celach. Każdy dostęp jest rejestrowany, by wiadomo było, kto, kiedy i po co.
Stażyści po ogólniaku
Kolejny wymóg? Czyste konto, wiarygodność i wysokie kompetencje. Tradycyjnie wszyscy wtajemniczeni urzędnicy są uprzednio prześwietlani i przechodzą coroczny kurs z kontrolowania informacji niejawnych CUI (Controlled Unclassified Information) i danych osobowych PII (Personally Identifiable Information).
Tymczasem, jak ustalił magazyn „Wired”, kadrę DOGE stanowią nieprzeszkoleni stażyści napędzani hormonami, pizzą i Red Bullem. Np. 19-letni Edward Coristine, pseudonim „Big Balls” (wielkie jaja), niedawno ukończył szkołę średnią i dorabiał w startupie, z którego zwolniono go za wyciek informacji poufnych. Do DOGE trafił dzięki praktykom w Neuralink, firmie Muska zajmującej się interfejsem mózg-komputer. Większość pracowników DOGE to woluntariusze zrekrutowani na Discordzie – darmowej platformie komunikacyjnej.
Pierwsze skutki takiej polityki – szybko i tanio – wychodzą 13 lutego. Na stronie DOGE pojawia się coś, co alarmuje Agencję Wywiadu Wojskowego – dane nt. Narodowego Biura Rozpoznania (NRO, National Reconnaissance Office). NRO to agencja wywiadowcza, która projektuje, produkuje i utrzymuje amerykańskie satelity szpiegowskie. Teraz każdy może poznać jej budżet i liczbę etatów, czyli informacje typu NOFORN (nie dla obcokrajowców). Musk musiał o tym wiedzieć. Jego SpaceX realizuje dla NRO kontrakt wart 1,8 mld dolarów na budowę setek satelitów szpiegowskich. Nim zainterweniował, tajne dane poszły w świat.
Hormony, pizza i łóżka z Ikei
Koniec lutego, Waszyngton, siedziba GSA (General Services Administration – Administracji Usług Ogólnych). Grupa stażystów wnosi łóżka z Ikei na szóste piętro i zajmuje kilka sal. Na „dzień dobry” młodzieńcy żądają od agencji ścięcia kosztów o połowę, m.in. przez pozbycie się połowy nieruchomości federalnych w całym kraju. Pracownicy GSA są zaskoczeni ich arogancją.
– Chcieli zmieniać coś, czego nie rozumieli – mówią dziennikarzowi „Wired”.
Magazyn ustala, że Coristine, Luke Farritor i Ethan Shaotran mają w GSA uprawnienia na poziomie A-suite, co oznacza dostęp do wszystkich pomieszczeń i systemów informatycznych.
Marko Elez, 25-latek, który wcześniej pracował dla dwóch firm Muska, dostał bezpośredni dostęp do systemów Departamentu Skarbu odpowiedzialnych za niemal wszystkie płatności dokonywane przez rząd USA. Dzięki uprawnieniom administratora może usuwać lub modyfikować krytyczne pliki m.in. w dwóch najbardziej wrażliwych systemach rządu USA: Payment Automation Manager i Secure Payment System w Biurze Służby Fiskalnej ( Bureau of the Fiscal Service). Gdy "Wall Street Journal" opisał jego rasistowskie komentarze na X, Elez zniknął z DOGE, ale powrócił po interwencji Muska i wiceprezydenta Vance’a.
Nie do wiary
– Szokujące, że tym młodzieńcom przyznano dostęp do najbardziej poufnych danych rządowych, choć nie są nawet urzędnikami. Przez to Kongres nie ma jak ich kontrolować. Wygląda to na wrogie przejęcie machiny rządowej przez superbogacza – mówi „The Guardian” Donald Moynihan, profesor polityki publicznej na Uniwersytecie Michigan.
W Biurze Zarządzania Personelem (Office of Personnel Management) członkowie zespołu DOGE uzyskali możliwość usuwania, modyfikowania lub eksportowania danych osobowych 2,3 mln pracowników federalnych.
Pod koniec kwietnia portal NPR ustalił, że dwóch członków DOGE otrzymało konta w tajnych sieciach, które gromadziły ściśle strzeżone informacje na temat amerykańskiej broni jądrowej. Zarówno Adam Ramada, jak i 23-letni Luke Farritor mieli zerowe doświadczenie z bronią jądrową i obiegiem poufnych informacji.

Pięćdziesiąt lat po przegłosowaniu ustawy o ochronie prywatności DOGE łamie ją na wszelkie sposoby.
Co na to służby?
17 marca bojówka DOGE pod dowództwem Muska włamała się do USIP (The United States Institute of Peace – Instytutu Pokoju Stanów Zjednoczonych), czyli finansowanego przez Kongres organizacji non-profit. Bojówkarze zagrozili „anulowaniem wszystkich kontraktów federalnych” prywatnej firmie ochroniarskiej wynajmowanej przez USIP. Firma ustąpiła, ludzie Muska weszli do Instytutu, personel wezwał policję. A gdy ta przyjechała, wsparła… DOGE – zatrzymała szefa ochrony i dwóch pracowników USIP.
Podobne sceny rozegrały się w siedzibie USAID (U.S. Agency for International Development –Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego), która była największym na świecie dostawcą pomocy humanitarnej ratującej życie, a którą Musk uznał za „organizację przestępczą”. Ochrona USAID odmawiała intruzom dostępu do pomieszczenia, w którym przechowywano poufne dane. Zwyciężył DOGE – dobrał się do serwerów, dyrektora ds. bezpieczeństwa wysłał na przymusowy urlop, a 5600 pracowników USAID – na zieloną trawkę.
„Spędziliśmy weekend, wrzucając USAID do rozdrabniacza drewna” – chwalił się Musk kilka dni później na X.
Nieco wcześniej wysłał dwóch młodych pracowników Tesli do USPS (United States Postal Service – Poczty Stanów Zjednoczonych). Kiedy Louis DeJoy, generalny naczelnik Poczty USA, odmówił im dostępu do serwerów z adresami wszystkich Amerykanów, intruzi poskarżyli się Muskowi, który poskarżył się Trumpowi. Ten ustami swego urzędnika zagroził naczelnikowi, że Trump i Musk mogą go usunąć i zatruć mu życie. DeJoy zrezygnował, by – jak powiedział CNN – „zdjąć czerwoną kropkę z pleców agencji i swoich”.
To samo zrobił David Lebryk, wyższy urzędnik w Departamencie Skarbu po przegranym starciu z pracownikami DOGE żądającymi dostępu do systemu płatności, przez który przepływa 6 bln dolarów rocznie.
Boty zamiast biurokratów
Oficjalny cel DOGE? Cięcie wydatków. Musk wdraża tzw. „budżetowanie zerowe”, czyli sprowadzenie wydatków do zera, a następnie odbudowanie ich od podstaw, po uzasadnieniu każdego z osobna. Odpadają wszystkie, które nie dają wymiernych korzyści lub choćby zahaczają o woke, a więc promują równość, różnorodność, multikulturowość, prawa jednostki czy poprawność polityczną.
Idealna agencja? Taka, której nie ma. Musk chce zredukować liczbę rządowych agencji czterokrotnie – z 440 do 99.
– Musimy usuwać całe agencje, bo jeśli zostawimy korzenie, chwast znów odrośnie – mówił uczestnikom szczytu World Governments Summit w Dubaju 13 lutego.
Idealny pracownik? Taki, którego nie ma.
28 stycznia ponad 2 mln urzędników otrzymało wiadomość, która zachęcała ich do odejścia. Znakiem rozpoznawczym Muska stały się maile typu „Co osiągnąłeś w tym tygodniu?” zwiastujące masowe zwolnienia. Brak odpowiedzi oznaczał rezygnację.
– Ostatecznym celem jest zastąpienie ludzi maszynami. Wszystko, co da się zautomatyzować, zostanie zautomatyzowane. Znikną biurokraci, zostaną technokraci – powiedział „The Washington Post” jeden z urzędników śledzący działania DOGE.
GSA już uruchomiła chatbota GSAi dla 1,5 tys. swych pracowników. Jako tzw. „wzmacniacz produktywności” ów bot ma pomóc im zastąpić zwolnionych właśnie kolegów, a potem… ich samych.
Ukryty cel? Jest ich kilka.
1. Radykalne wzmocnienie władzy prezydenckiej
W historii USA były dwie takie próby: za Harry'ego Trumana (1952 r.), by znacjonalizować przemysł stalowy i za Richarda Nixona (1973 r.), by anulować programy federalne. Obie zostały storpedowane przez sądy.
Trump sądzi, że może więcej.
– Artykuł II stanowi, że jako prezydent mam prawo robić, co chcę – powiedział już w pierwszej kadencji, powołując się na konstytucję.
To teoria tzw. jednolitej władzy wykonawczej, którą teraz wciela w życie. Także członkowie jego gabinetu uważają, że prezydent ma pełną władzę, skoro Konstytucja przyznaje mu wszelkie uprawnienia wykonawcze. Może więc, np. poprzez DOGE, kontrolować wszystkie departamenty i agencje. A nawet łamać prawo w kwestiach związanych z bezpieczeństwem narodowym. Bo jak rzekł Nixon: „Kiedy prezydent coś robi, to jest to legalne. Z definicji”.
47 prezydent niczym AK47 wypuszcza całe serie rozporządzeń wykonawczych, by skonfiskować fundusze federalne, zwolnić urzędników służby cywilnej, inspektorów straży pożarnej, członków niezależnych komisji regulacyjnych. By unieważnić układy zbiorowe pracy, osłabić Departament Edukacji czy upoważnić zwerbowanych w sieci ochotników do przejmowania kontroli nad kluczowymi agencjami rządowymi. Czyli coś, co w europejskich demokracjach jest nie do pomyślenia.
2. Zebranie maksymalnej ilości danych
Za zgodą Trumpa woluntariusze z DOGE uzurpują sobie nieograniczony dostęp do niemal wszystkich baz danych związanych z rządem federalnym. Chodzą po agencjach i powtarzając słowa-wytrychy: „oszustwa, marnotrawstwo i nadużycia”, włamują się do strzeżonych serwerowni. Wychodzą stamtąd z plecakami pełnymi laptopów ze skopiowanymi danymi.
Według sygnalistów cytowanych przez „New York Times” w ostatni weekend marca bojówki Muska uzyskały dostęp do Federalnego Systemu Kadr i Płac, a wraz z nim wgląd w pensje 276 tys. pracowników różnych agencji rządowych. Co najmniej dwóch bojówkarzy ma większe uprawnienia niż jakikolwiek pracownik Urzędu Skarbu.
Cztery filie DOGE mogą swobodnie penetrować HIGLAS (Healthcare Integrated General Ledger Accounting System – Zintegrowany System Księgowy dla Sektora Opieki Zdrowotnej) i teoretycznie odciąć wypłaty z Medicaid (państwowego programu pomocy socjalnej).
Po włamaniu do bazy SSA DOGE ma dostęp nie tylko do danych osobowych wszystkich obywateli USA, ale też do każdego, kto ma lub złożył wniosek o numer Social Security (SSN to taki amerykański PESEL niezbędny, by otrzymać pracę, świadczenia, kredyt, konto w banku, itp.).
Taki ogrom władzy i jawna kpina z zasad cyberbezpieczeństwa zwróciły uwagę Temidy. Sędziowie chcą wiedzieć, po co ludziom z DOGE te wszystkie dane.
– Rząd nie przedstawił ani jednego sensownego powodu, dla którego DOGE „potrzebuje” bezprecedensowego, nieograniczonego dostępu do kompletnych rejestrów SSA, przejmując osobiste, poufne, wrażliwe i prywatne informacje, które miliony Amerykanów powierzyło tej instytucji – mówi „USA Today” sędzia okręgowa Ellen Lipton Hollander z Maryland.
3. Stworzenie centralnej bazy danych
W 100 dni bojówki DOGE skopiowały informacje na temat milionów Amerykanów z dziesiątek federalnych baz danych, a teraz scalają je w Departamencie Bezpieczeństwa Krajowego. Pierwszy raz w jednym miejscu będą numery ubezpieczenia społecznego, kont bankowych, historia kredytowa, dane dotyczące pożyczek studenckich, wykształcenia, rocznych dochodów, zatrudnienia i zwolnień, stanu zdrowia, stanu cywilnego, karalności, wniosków wizowych, świadczeń socjalnych itp. Do tego dojdą dane biometryczne – odciski palców, detale twarzy i tęczówki – z bazy OBIM (Office of Biometric Identity Management – Biura Zarządzania Tożsamością Biometryczną), do której już przeniósł się DOGE.
Ustawa o ochronie prywatności z 1974 r. zabrania takich repozytoriów. Była reakcją na podjętą przez administrację Lyndona Johnsona próbę połączenia federalnych akt w krajowy bank danych. Jednak społeczeństwo nie chciało powtórki z makkartyzmu i łamania życiorysów pod byle pretekstem wyciągniętym z wielkiej czarnej teczki. Bank danych zniszczono, a w 1974 r. Kongres uchwalił ustawę utrudniającą ich wymianę między agencjami.
Tymczasem 20 marca na prośbę Muska Trump podpisał rozporządzenie zatytułowane „Zatrzymanie marnotrawstwa, oszustw i nadużyć poprzez wyeliminowanie silosów informacyjnych”, kruszące ochronne bariery między agencjami i nakazujące ich szefom, by „dawali sobie nawzajem niezwłoczny i nieograniczony dostęp do wszelkich zgromadzonych danych”.
Kopalnia kłopotów
Rhett Millsaps z kancelarii prawnej Lex Lumina uważa to za zamach na Privacy Act z 1974 roku.
– Prezydent nie może ot tak po prostu powiedzieć: „Odtąd agencje mają udostępniać dane”. Zabrania tego ustawa o ochronie prywatności. Donald Trump najwyraźniej próbuje obejść prawo i rządzić dekretami, łamiąc zasady praworządności – mówi Millsaps magazynowi „Rolling Stone”.
Już w 2009 roku profesor prawa z Georgetown, Paul Ohm, wyobraził sobie koncentrację danych w stylu DOGE. Nazwał ją „kopalnią kłopotów”.
– Dziś prawie każdego można powiązać z przynajmniej jednym faktem w komputerowej bazie danych, który ktoś inny mógłby wykorzystać do szantażu, dyskryminacji, nękania, kradzieży pieniędzy lub tożsamości – przestrzegał Paul Ohm.
Nie trzeba złych intencji. Wystarczy upublicznić czyjeś dane online. To tzw. doxxowanie naraża ofiarę na nękanie, oszustwa finansowe lub kradzież tożsamości. W swej krucjacie przeciwko charytatywnej „organizacji przestępczej” USAID, DOGE zdoxxował część jej pracowników. Natychmiast stali się ofiarami hejterów, którzy w ramach odwetu politycznego nękają osoby postrzegane jako nielojalne wobec nowej administracji.
A gdy dojdą złe intencje? Jest jeszcze gorzej.
4. Nadzór i kontrola
76-letni Richard VanMetter bawiący na wakacjach na Florydzie chciał kupić kanapkę za 6 dolarów, ale transakcja kartą została odrzucona. Gdy zadzwonił do banku, dowiedział się, że… nie żyje. Władze zdążyły poinformować o tym wszystkie instytucje finansowe, z którymi miał do czynienia oraz zamknąć wypłatę emerytury i świadczeń Medicare. Krótko mówiąc – uśmierciły go finansowo.
– Bycie martwym nie jest problemem, gdy faktycznie nie żyjesz. Ale bycie martwym za życia to koszmar – VanMetter mówi to dziennikarzom MSN trzy miesiące później, wciąż usiłując „zmartwychwstać”.
Okazało się, że ów emerytowany fizyk został omyłkowo dodany do pliku Death Master File. To lista zmarłych, którym z oczywistych przyczyn nie przysługują żadne świadczenia. Dostęp do niej mają pracodawcy, instytucje finansowe, biura wyborcze i inne organizacje. SSA, czyli amerykański ZUS przyznaje, że zdarza się mu uśmiercać niechcący nawet kilkaset osób miesięcznie. Ostatnio ponad 600, co może wynikać z cięć etatów, ale i procedur wprowadzonych przez DOGE. W tym takiej, że jeśli ktoś od 50 lat nie zmienił adresu, to najpewniej nie żyje.
Wojna przeciw imigrantom
Ale na początku kwietnia SSA pod wodzą ludzi DOGE posunęła się dalej: do Death Master File dodała ponad 6 tys. żyjących imigrantów, robiąc z nich zombie i pozbawiając środków do życia, mieszkania, transportu i opieki medycznej. Po co? „By zmusić ich do samodeportacji”.
– Nasza administracja nie spocznie, dopóki ostatni nielegalny imigrant nie zostanie usunięty z naszego kraju – mówiła w Fox News Karoline Leavitt, sekretarz prasowa Białego Domu.
Imigranci to ból głowy Trumpa, ale też pokłosie przedwyborczej fobii Muska, jakoby demokraci mieli przywozić samolotami „nielegali” i wręczać im karty do głosowania. Dlatego DOGE wzięła ich pod lupę. Celem jest konsolidacja danych (z rejestru głosowań, SSA, HHS – Department of Health and Human Services, czyli Departamentu Zdrowia i Usług Społecznych), geolokalizacja (m.in. poprzez adresy IP), a nawet śledzenie imigrantów w czasie rzeczywistym. By to osiągnąć, ICE (U.S. Immigration and Customs Enforcement – Urząd Celno-Imigracyjny) podpisał wielomilionową umowę z Palantirem, firmą należącą do Petera Thiela, starego znajomego Muska.
Trump nie zapomina też o wrogach politycznych.
10 kwietnia wielu federalnych urzędników uprzedzono, że DOGE za pomocą sztucznej inteligencji przeszukuje ich komunikatory „w celu namierzenia jednostek”, które żywią nastroje antymuskowskie lub antytrumpowskie.
– Wystarczyło 100 dni, by zburzyć bariery utrudniające tworzenie dossier na temat każdego mieszkańca USA. I aby – jak w reżimach autorytarnych – karać tych, którzy protestują. To coś, czego zawsze się baliśmy – powiedział „The New York Times” Kevin Bankston, ekspert AI w Centrum Demokracji i Technologii.
Krótko mówiąc: Musk z Trumpem kręcą cyfrowy bat na nielegalnych imigrantów, przeciwników politycznych i każdego, kogo uznają za wroga.
5. Trenowanie sztucznej inteligencji
By się rozwijać, sztuczna inteligencja potrzebuje czasu i przede wszystkim danych. Te zebrane z internetu są chaotyczne, niedokładne, nieistotne, stronnicze lub fałszywe. A gdy dane bazowe są marne, to zgodnie z zasadą GIGO („Garbage in, garbage out”) nawet najbardziej zaawansowane algorytmy AI dają wadliwe wyniki. Dlatego wiodące firmy AI wydają spore sumy na zakup danych wyższej jakości. Przejęte przez DOGE rządowe bazy danych oferują informacyjny crème de la crème – kompleksowe, zweryfikowane rejestry najważniejszych obszarów życia Amerykanów. Dane federalne zebrane w jedną megabazę są idealnym pokarmem dla sztucznej inteligencji.
Przypadkiem szef DOGE ma firmę xAI, która rozwija sztuczną inteligencję zwaną Grok. Dlatego pod koniec kwietnia 48 demokratycznych ustawodawców zaniepokojonych doniesieniami, że podmioty powiązane z DOGE wprowadzają dane do niezatwierdzonych systemów AI, zażądało listownie wyjaśnień od dyrektora Biura Zarządzania i Budżetu Russella Voughta, zwanego szarą eminencją DOGE. Jeśli dane SSA zasiliłyby Grok, byłby to ogromny handicap dla xAI, firmy Muska, która wystartowała kilka lat po konkurencji.
Bilans zysków, strat i cięć
Tak gwałtowne działania musiały przynieść spektakularne efekty. I przyniosły, choć inne od oczekiwań.
DOGE wypatroszył lub zamknął 11 agencji federalnych, rozwiązał ponad 8,5 tys. kontraktów i zlikwidował 10 tys. dotacji. Zniszczył amerykański wolontariat i zagraniczną pomoc, obciął wydatki na edukację i radykalnie zmienił sposób, w jaki rząd dokonuje zamówień, zatrudnia wykonawców i udostępnia dane.
Przetrzebił szeregi urzędników do poziomu z lat 60. Reuters szacuje, że ich liczba zmalała lub niebawem zmaleje o 260 tys. osób (121 tys. zwolnionych i 112 tys. objętych programem odroczonej rezygnacji). Musk najchętniej wyrzuciłby wszystkich i zastąpił botami. Dał temu wyraz pod koniec lutego, wymachując piłą łańcuchową na konferencji konserwatystów w Maryland.
– Ta piła jest dla biurokracji – powtarzał, chichocząc, Elon Musk.
Nie żartował. Trzy tygodnie temu, powołując się na wewnętrzny dokument Białego Domu, „Washington Post” wspomniał o 22 agencjach, które czeka redukcja od 8 do 50 proc. personelu. Trump zmienia klasyfikację tysięcy pracowników federalnych, co ułatwi ich zwolnienie.
– DOGE pozbywa się raka, ale i wielu zdrowych tkanek – powiedział „Fortune” wpływowy republikanin, który porównał cięcia do chemioterapii.
Wiele z tych „tkanek” trzeba było ratować, czyli ponownie przywracać zwolnionych, w tym ekspertów pracujących nad bronią nuklearną i ptasią grypą.
– Zwalnianie i ponowne zatrudnianie, wysyłanie pracowników na płatne urlopy i wynikające z tego straty produktywności mogą kosztować podatników 135 mld dolarów – mówi „The Guardian” Max Stier, szef Partnerstwa na rzecz Służby Publicznej.
Ile zaoszczędził, a ile straci w sądzie
Masowe zwolnienia rozwiązały worek z pozwami – 200 adresowanych do Trumpa i jego administracji, ponad 30 – bezpośrednio do DOGE. Koalicja związków zawodowych, organizacji non-profit i samorządów lokalnych zarzuca Muskowi i Trumpowi naruszenie Konstytucji, jako że redukcji rządu federalnego dokonali bez zgody Kongresu.
DOGE nie podaje danych o pozwach i zwolnieniach. Co innego o pieniądzach. Musk twierdzi, że do tej pory zaoszczędził podatnikom 165 mld dolarów. By to zilustrować, departament stworzył internetową ścianę paragonów, która… nie potwierdza tej sumy. Widać na niej tylko 61 mld dolarów oszczędności. A i ta kwota jest zawyżona przez ewidentne błędy, jak pomylenie milionów z miliardami. Np. oszczędność 8 mld dolarów przypisano zamknięciu kontraktu wartego 8 mln dolarów. Co z brakującymi 104 mld dolarów? Tu statystyki są „niedostępne z przyczyn prawnych”.
Jak zauważył Jon Stewart w programie The Daily Show, DOGE nie tknął miliardów przyznanych koncernom naftowym i gazowym ani 2 bln dolarów dla firm zbrojeniowych na budowę myśliwca, który wkrótce będzie passé.
– A to są prawdziwe pieniądze – mówił Stewart.
Miało być lepiej i taniej, jest gorzej i drożej
Paradoksalnie DOGE zawalił swój główny cel, który ma nawet w nazwie: efektywność. Zdaniem ekspertów oceniających pracę rządu ów „departament cięcie-gięcie” nie zrobił nic, by poprawić jakość usług rządowych. Przeciwnie, pogorszył ją.
– Daje się odczuć wyraźną degradację usług – mówi Reutersowi Martha Gimbel z Yale Budget Lab.
Przyczyna? Dwie – metody i podejście.
Jest powód, dla którego zmiany w agencjach federalnych następowały powoli: „primum non nocere”. Ta zasada kojarzona z Hipokratesem na gruncie biurokracji podkreśla, by nie szkodzić petentowi. Zmiany? Owszem, ale metodyczne i stopniowe. A takich Musk nie cierpi. Sądził, że wystarczą metody z Twittera, którego zburzył niemal do fundamentów i zbudował według własnego widzimisię. Ale urzędy federalne to nie startupy.
Drugi błąd? Podejście. Musk nie dostrzega żadnej wartości w pracy urzędników i urzędów. Nie widzi więc sensu jej usprawniania. Urzędników najchętniej by zwolnił, a urzędy zburzył.
– Nie rozumie, czym są usługi publiczne, dlaczego istnieją i jakie korzyści przynoszą ludziom – uważa Moynihan.
Na łamach „NYT” profesor skrytykował Muska za zabicie Direct File, darmowej i przyjaznej procedury rozliczania i składania zeznań podatkowych. Ale też za zwolnienie jej twórców i likwidację zespołu 18F, który ulepszał usługi cyfrowe w agencjach od 2014 r. To też dokonało się w stylu Muska – w połowie kwietnia Reuters podał, że 90 pracownikom 18F, którzy faktycznie poprawiali efektywność, niespodziewanie odcięto dostęp do komputerów.
Masowe zwolnienia pracowników i cięcia budżetów niemal załamały system agencji federalnych. Cenę za to płacą ocalali urzędnicy przytłoczeni nadmiarem obowiązków i petenci stojący w coraz dłuższych kolejkach, nie mogący doczekać się przelewu lub tego, by ktoś wreszcie odebrał telefon.
Ręczne sterowanie
Bo wszystko trwa dłużej.
– Teraz każdy wydatek musi być zatwierdzony. Takie rzeczy, jak odnowienie subskrypcji czy zakup torebek Ziploc za 10 dolarów, zamiast chwili, zajmują godzinę lub dwie – zdradza „WSJ” pracownik jednego z 1,3 tys. biur obsługiwanych przez niespełna 50 weryfikatorów.
Kontrakty powyżej 100 tys. dolarów zatwierdza (lub nie) sam Lutnick, na którego biurku czeka sterta 3 tys. wniosków.
– Wysłaliśmy ich kilkadziesiąt, a oni po prostu je odkładają. I cisza – mówi „WSJ” jedna z pracownic EPA (Environmental Protection Agency – Agencji Ochrony Środowiska).
Wiele wydziałów agencji jest sparaliżowanych. Niektóre zwolniły ochronę, a nawet straciły dostęp do internetu czy usług telefonicznych.
W SSA (ZUS) urzędnicy sami sprzątają łazienki. Kończą się długopisy, papier i toner do drukarek, bo DOGE obniżył limit transakcji służbowych kart kredytowych do… 1 dolara.
– Urzędników jest mniej, a biurokracji więcej przez te zbędne przeglądy już zatwierdzonych dotacji. To ma sens, jeśli założyć, że celem jest paraliż agencji – mówi prof. Moynihan.
Chętni do zajęcia miejsca
Paradoksalnie Musk się tym nie martwi. Im bardziej niewydolne są agencje, tym bardziej oczywista będzie konieczność ich prywatyzacji. Tu w kolejce czekają już Palantir, SpaceX, Starlink i inne prywatne firmy, które chętnie przejmą federalne obowiązki w zamian za intratne kontrakty.
Pełne skutki tych 100 dni DOGE dopiero poznamy. Według ekspertów z Uniwersytetu w Bostonie likwidacja USAID doprowadzi do 176 tys. zgonów, głównie wśród dzieci.
Cięcia w agencjach, jak NOAA (National Oceanic and Atmospheric Administration – Narodowa Agencja Oceanów i Atmosfery) czy FEMA (Federal Emergency Management Agency – Federalna Agencja Zarządzania Kryzysowego) utrudnią prognozowanie i łagodzenie klęsk żywiołowych. Zaś skutki ograniczeń programów badawczych i edukacyjnych będą odczuwalne przez dekady.
A co z terabajtami wyssanych z agencji poufnych danych? Nie wiadomo. Byłoby dziwne, gdyby obce służby nie próbowały zaoferować za nie kokosów któremuś z DOGE-młodzików. Gdy pod koniec marca bojówkarze wymusili dostęp do serwerów NLRB (The National Labor Relations Board – Krajowej Rady ds. Stosunków Pracy), parę dni później ktoś z Rosji usiłował wejść do systemu agencji. Ktoś znający loginy i hasła. Jednak próby logowania zostały odrzucone przez zasady dostępu warunkowego związanego z lokalizacją.
A teraz największe zaskoczenie: mimo wszystkich tych działań wydatki federalne zamiast spaść… wzrosły o 6,3 proc., czyli o 81 mld dolarów po uwzględnieniu inflacji. Do tego dojdą horrendalne koszty zwolnień, batalii sądowych i ponownego zatrudniania, które mogą z nawiązką „zjeść” muskowe oszczędności.
Większe wpływy, więcej danych
Elon Musk więcej zyskał niż stracił.
✔ Znacznie powiększył swoje wpływy polityczne, instalując w federalnych agencjach swych znajomych. Np. Jeremy Lewin, który odegrał kluczową rolę w rozwałce USAID, dziś piastuje wysokie stanowisko w Departamencie Stanu. A były pracownik DOGE Tyler Hassen – rządzi w Departamencie Spraw Wewnętrznych. Traktując DOGE jak taran, ludzie Muska przeniknęli do wielu agencji, m.in. Administracji Ubezpieczeń Społecznych, Departamentu Stanu, Departamentu Spraw Wewnętrznych oraz Komisji Papierów Wartościowych i Giełd.
✔ Musk zebrał wrażliwe dane dotyczące milionów Amerykanów, ale też… konkurencyjnych firm. Byli pracownicy rządowi przypuszczają, że DOGE ma już poufne informacje biznesowe na temat rywali SpaceX. Ma też niemal pewny wielomiliardowy kontrakt federalny na usługę szerokopasmowego internetu. Sieć satelitów Starlink posłuży również tarczy antyrakietowej Golden Dome.
– Istnieje ryzyko, że firmy Muska zmienią się w sponsorowane przez rząd monopole, chronione przed konsekwencjami naruszenia przepisów antymonopolowych – ocenia na łamach „Guardiana” Tim Whitehouse, dyrektor PEER (Public Employees for Environmental Responsibility – Pracownicy Publiczni na Rzecz Odpowiedzialności za Środowisko).
Oszczędności dla jego firm
✔ Osłabiając regulatorów mogących zaszkodzić jego firmom, szef DOGE spowolnił lub odsunął na boczny tor większość z ponad 20 federalnych dochodzeń. Zaatakował agencję EPA, która próbowała ukarać Teslę i SpaceX za naruszenia Clean Air Act (Ustawy o Czystym Powietrzu). Wypatroszył z pieniędzy i danych NLRB (Krajową Radę ds. Stosunków Pracy) rozpatrującą skargi jego pracowników. Zwolnił ekspertów FDA (Food and Drug Administration – Agencji Żywności i Leków) odpowiedzialnych za kontrolę urządzeń Neuralink. Teraz usilnie nakłania NASA do pomocy SpaceX oraz próbuje zlikwidować CFPB (Consumer Financial Protection Bureau – Biuro Ochrony Finansów Konsumentów), by nie utrudniało transferu usług płatności cyfrowych do X.
Raport Podkomisji ds. Śledztw Senatu sugeruje, że cięcia Muska w agencjach rządowych regulujących jego firmy pozwolą mu zaoszczędzić ponad 2 mld dolarów potencjalnych zobowiązań. Zdaniem komisji Musk zyskuje jeszcze więcej, unikając ryzyka prawnego dzięki swojej pozycji w rządzie.
Przykładowo na początku maja Departament Transportu ogłosił, że już nie będzie wymagał od producentów zgłaszania wypadków aut z autonomią poziomu drugiego, na co od dawna narzekał Musk. Po tej zmianie akcje Tesli skoczyły o 10 proc.
Krótko mówiąc, w ciągu trzech miesięcy Elon Musk skonsolidował ogromną władzę, ogromne wpływy i poprawił pozycję swych firm. Poza jedną.
Dlaczego Musk odchodzi z DOGE?
– W tym roku największym problemem Tesli nie jest technologia, lecz wizerunek – twierdzi w portalu Seeking Alpha Jacob Falkencrone, szef strategii inwestycyjnej w Saxo Bank.
Musk tak się upolitycznił, że uczynił tesle manifestem. Przez co ich sprzedaż znów spadła.
– Zważywszy na to, co mówi i kogo wspiera Musk, każdy, komu miła demokracja, powinien się wstydzić, że jeździ teslą – „The Washington Post” cytuje Emily Johnston, organizatorkę jednego z licznych wieców protestacyjnych przed salonami Tesli.
Bojkot konsumencki to jedna z niewielu form protestu, które Musk może odczuć. Musi ratować firmę, bo jej akcje są fundamentem jego bogactwa. Rozpolitykowany i rozkojarzony jest obciążeniem dla Tesli, która po latach wzrostu zaczęła się kurczyć. M.in. dlatego z początkiem maja wyprowadził się z Białego Domu i ograniczył swą aktywność w DOGE „z siedmiu do najwyżej dwóch dni w tygodniu”.
Łaska pańska
Ale jest też inny powód: seria kłótni z pierwszym garniturem administracji Trumpa – sekretarzem stanu Marco Rubio, sekretarzem skarbu Scottem Bessentem, sekretarzem transportu Seanem Duffym czy głównym doradcą ds. handlu, Peterem Navarro, którego Musk nazwał „głupszym niż worek cegieł”. O ile kłótnie nie ruszają Trumpa, to skargi wpływowych republikanów owszem. Gdy zaczęli narzekać, że Musk odstrasza im wyborców, Trump napisał na Truth Social, że „agencje federalne szybciej uzdrowi skalpel niż siekiera czy piła spalinowa”.

Jednak Muskowi najbardziej zaszkodziła porażka w Wisconsin. To po niej Trump zaczął mówić o nim w czasie przeszłym. Co się stało? Wykładając 20 mln dolarów i powielając chwyty z kampanii prezydenckiej (np. kupowanie głosów po 100 dolarów), szef DOGE próbował przeforsować „kluczowy dla przyszłości cywilizacji” wybór republikańskiego sędziego do Sądu Najwyższego Wisconsin. Nie udało się – wygrała demokratka. Jej 10-procentowa przewaga była policzkiem dla Muska.
„Niebiescy” mieli używanie. Pisali na X: „To był kop w tyłek republikanów”, „Wisconsin pokazało, że demokracja nie jest na sprzedaż”, itp. Kilku „czerwonych” wyraziło pogląd, że promując ich kandydata Musk w istocie go pogrążył.
Biały Dom nie skomentował porażki. Ale Trump znany z tego, że nie cierpi „przegrywów”, już nazajutrz ogłosił w swym wewnętrznym kręgu, że rychło zrezygnuje z Muska jako doradcy. POTUS nie chce, by człowiek-demolka pogrążył i jego.
Dosłownie w ciągu roku Musk stał się toksyczną marką. Po inauguracji Trumpa przedzierzgnął się w przeciwieństwo króla Midasa, w kogoś, kto psuje wszystko, czego się tknie. Ponoć zawsze będący o kilka ruchów do przodu, tego jednak nie przewidział.
A jednak wygrał
Ale sporo ugrał. Publiczna porażka DOGE jest jego prywatnym sukcesem. Wzmocnił swe wpływy w agencjach, przybliżył je do prywatyzacji, a przede wszystkim zdobył morze bezcennych danych, dzięki którym dopłynie tam, gdzie chce. Jest teraz nie tylko najbogatszym, ale być może też najlepiej poinformowanym człowiekiem na Ziemi.
Główne wnioski
- Elon Musk uznał, że wydając wojnę biurokracji, zdoła zaoszczędzić bilion dolarów z budżetu federalnego metodami podobnymi do tych, jakie zastosował przejmując i gruntownie przebudowując Twittera.
- Bojówki DOGE złożone z młodocianych programistów-woluntariuszy wdzierają się do serwerów kolejnych agencji federalnych i wysysają z nich wrażliwe/tajne dane. Personel jest redukowany, a budżety – obcinane. Efektywność agencji spada zamiast rosnąć, oszczędności są żadne lub mniejsze od oczekiwanych, a nagłe zwolnienia wywołują falę pozwów przeciwko DOGE i administracji Trumpa.
- Ci ostatni planują stworzenie ogromnego repozytorium danych finansowych, personalnych i biometrycznych wszystkich Amerykanów. Pozwoli to nadzorować obywateli w stopniu niespotykanym w demokratycznym świecie, rozprawiać się z nielegalnymi imigrantami i nękać wrogów politycznych.