Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Społeczeństwo Świat

Dolina Krzemowa: spółki się bogacą, a ludność biednieje

Zyski gigantów technologicznych oraz ich rola w społeczeństwie rosną z każdym rokiem. Mimo to miasta będące ich domem pogrążają się w kryzysie bezdomności i narkomanii. W Dolinie Krzemowej kto ma pracę, ten żyje jak król. Wystarczy jednak jedno potknięcie, by stracić wszystko. Sprawdziliśmy na własne oczy, jak wygląda życie w tym pięknym, ale zarazem brutalnym regionie zachodniej Kalifornii.

Osoba bezdomna na zdjęciu
W latach 2022-2024 populacja osób chronicznie bezdomnych w San Francisco wzrosła o 8 proc. Dużo, ale mniej niż zyski największych spółek technologicznych, które mają siedzibę w pobliskiej Dolinie Krzemowej.
Fot. Tayfun Coskun/Anadolu Agency via Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jakie emocje towarzyszą wizycie w Obszarze Zatoki San Francisco.
  2. Co o tym fascynującym, lecz pełnym kontrastów regionie mówią dane.
  3. Dlaczego region ten, mimo wysokiego PKB, zmaga się z tyloma problemami.

Ostatnio zauważyłem w swoim życiu pewną prawidłowość, z którą – być może – drodzy czytelnicy będziecie mogli się utożsamić.

Dwie strony medalu 

Czasem w weekend wybieram się do kina na film komediowy, by się odstresować i zapomnieć o trudach dnia codziennego. Na kilkanaście minut przed seansem pojawiam się pod salą kinową, kupuję popcorn i spokojnie zajmuję przyznane mi miejsce. Jestem w beztroskim nastroju, gotowy na lekką, momentami głupawą zabawę. Nawet reklamy oglądam cierpliwie, tak dobry mam humor.

Nagle na ekranie pojawiają się zwiastuny filmów, które wkrótce wejdą na ekrany. Myślę sobie, że przetrwam je bez zająknięcia. Jednak z każdą minutą zaczynam się niecierpliwić. Najpierw muszę oglądać kilkuminutową zapowiedź przygnębiającego serialu dokumentalnego o śmiertelnym wypadku samochodowym i sprawie sądowej. Dalej jestem zmuszony patrzeć, jak w trailerze nowego horroru żona atakuje nożem męża, a ten zamyka ją w piwnicy. Cóż, mimo że ufam swojej żonie, nagle robi mi się nieswojo.

Może jestem wrażliwy i trochę egoistyczny, ale gdy przychodzi czas odpoczynku i mam spędzać chwile przyjemności, nie chcę, by ktoś przypominał mi o tym, jak okrutny potrafi być świat.

Dokładnie tak samo czułem się w Dolinie Krzemowej oraz sąsiednich miastach, takich jak San Francisco czy Oakland. To niezwykle malownicze miejsca, w których przepych i piękno przeplatają się z biedą i ludzkim nieszczęściem. Jak film komediowy przerywany zwiastunem dramatycznego dokumentu czy horroru.

Zdjęcie mapy
Tym razem bez mapy się nie obejdzie. Tak wygląda Obszar Zatoki San Francisco. Źródło: Google Maps

Zagłębie przepychu 

W miastach należących do aglomeracji określanej jako Obszar Zatoki San Francisco swoje siedziby mają największe spółki technologiczne świata. Szczególnie na zachodnim i południowym brzegu zatoki, w San Francisco, San Jose, Palo Alto, Cupertino czy Santa Clara, stoją monumentalne biura takich gigantów jak Apple, Nvidia czy Meta. Nietrudno się domyślić, jak imponujące są to budowle – naprawdę robią wrażenie.

I nic dziwnego, skoro biznes kwitnie. Od kilku lat media regularnie donoszą o kolejnych rekordowych zyskach czy niespotykanej dotąd kapitalizacji giełdowej technologicznych gigantów. Ich prosperity przekłada się również na PKB miast, które reprezentują. W latach 2019-2023 gospodarki San Jose i San Francisco rosły średnio dwukrotnie szybciej niż w całych Stanach Zjednoczonych.

To tym bardziej imponujące, jeśli zauważymy, że populacja tych miast… spada.

Obszar Zatoki San Francisco jest jednym z najbardziej malowniczych w całych Stanach Zjednoczonych. W 2022 r. odwiedziło go prawie 22 mln turystów. Fot. Mikołaj Śmiłowski, XYZ

Efekt domina 

Historycznie w USA rzadko zdarzało się, by PKB rosło, gdy zatrudnienie i populacja spadają. Tymczasem właśnie taki paradoks ma miejsce nad Zatoką. Od 2019 r. region co roku się wyludnia, a liczba etatów do dziś nie wróciła do poziomu sprzed pandemii. Wiele małych i średnich firm uciekło, czego dowodem jest gigantyczne wyludnienie lokali biznesowych – aż 34 proc. z nich stoi puste. San Francisco stało się synonimem miasta dysfunkcyjnego, choć – trzeba przyznać – jego problemy niewiele różnią się od tych, z którymi zmagają się Oakland czy San Jose.

Problemy te nie są jednak bezpośrednią winą gigantów technologicznych, lecz raczej skutkiem wieloletnich zaniedbań – przede wszystkim infrastrukturalnych i mieszkaniowych. Miasto nie nadążało z budową domów, szpitali i szkół, przez co ceny poszybowały w górę. Mimo to imigranci ekonomiczni ignorowali ten fakt, skuszeni wizją pracy w prestiżowych międzynarodowych korporacjach. Wielu zapuściło w regionie korzenie i – jak większość Amerykanów – zaczęło żyć na kredyt.

W takich warunkach wystarczy utrata pracy, by cały misternie zbudowany świat rozsypał się jak domek z kart. Zwolnień, jak wiemy, w Dolinie Krzemowej w ostatnich latach nie brakowało. W ramach cięcia kosztów i wdrażania sztucznej inteligencji do części procesów, Alphabet, Meta czy Apple zamknęły dziesiątki tysięcy etatów. Szczęśliwcy wrócili w rodzinne strony, by zacząć życie od nowa. Ci mniej uprzywilejowani zamieszkali nad rzeką.

Raz na wozie... 

Brzmi dramatycznie? To nie wymysł. Taką historię „od bohatera do zera” opowiedział mi pracownik jednej z firm technologicznych stacjonujących w Dolinie Krzemowej. Jego zdaniem sprawa jest prosta i przewidywalna.

Tracisz pracę – więc nie stać cię już na wynajem mieszkania. Przenosisz się do samochodu i z niego szukasz pracy. Gdy przez kilka tygodni nie masz szczęścia, kończy ci się gotówka na benzynę i podstawowe potrzeby. Sprzedajesz auto, a uzyskane pieniądze przeznaczasz na namiot i jedzenie. Zegar tyka. Jeżeli nadal nie masz szczęścia na rozmowach rekrutacyjnych – co staje się trudniejsze, bo zaniedbujesz higienę – tracisz nadzieję. Bardzo często wtedy pojawia się nałóg. A z niego rzadko jest już wyjście.

Każde zdanie wypowiadał bez zawahania, jakby mówił o czymś zwyczajnym, naturalnym. Tymczasem ja nie mogłem odpędzić się od myśli: dlaczego firmy ociekające bogactwem nie pomagają choć trochę lokalnej społeczności? Wiem, że nie są organizacjami charytatywnymi. Ale przecież w ich interesie jest, by okolica, w której mają siedziby, była bezpieczna. Gdzie bezdomność i narkotyki, tam i przestępczość. A ta już nie dotyka tylko najbiedniejszych. Coraz częściej staje się zagrożeniem również dla najbogatszych.

Wiele osób bezdomnych, przechadzających się po San Jose czy San Francisco z całym dobytkiem w wózku sklepowym, ma wykształcenie wyższe i bogate CV. Fot. Mikołaj Śmiłowski, XYZ

Logiczna całość 

W miastach na zachodzie i południu Zatoki „najbogatsi” to naprawdę liczna grupa. Szczególnie interesujące są statystyki zarobkowe dla San Francisco, największego i najpopularniejszego miasta regionu. Mediana rocznych dochodów przypadających na gospodarstwo domowe wynosi tu 140 tys. dolarów – to znacznie więcej niż średnia krajowa w USA.

Jeszcze wyraźniej widać to przy podziale procentowym: aż 36 proc. gospodarstw domowych w San Francisco osiąga roczne dochody przekraczające 200 tys. dolarów, podczas gdy podobny odsetek dla całych Stanów Zjednoczonych wynosi zaledwie 12 proc. Pokazuje to, jak liczna jest w tym mieście grupa zamożnych rodzin.

Ten obraz kontrastuje jednak z rzeczywistością wielu mieszkańców. W USA mediana indywidualnych rocznych zarobków wynosi około 47 tys. dolarów, co oznacza, że zdecydowana większość osób wciąż osiąga stosunkowo niskie dochody, nawet w tak bogatych miastach jak San Francisco.

Ikona wykres interaktywny Wykres interaktywny
Ikona pełny ekran Pełny ekran

To poważny problem, bo koszty życia są tu ogromne. Mediana ceny domu w San Francisco wynosi aż 1,38 mln dolarów, co sprawia, że niemal połowa mieszkańców wynajmuje lokum zamiast posiadać własne – a jak na standardy USA to naprawdę rzadkość. To także jeden z powodów, dla których tak łatwo wpaść w spiralę kryzysu bezdomności. W ujęciu procentowym San Francisco ma dziś największy odsetek osób chronicznie bezdomnych w całym kraju.

Na marginesie 

Statystyki dla San Jose wyglądają bardzo podobnie. Miasto jest nieco większe od San Francisco pod względem liczby ludności i nieco bogatsze, jeśli chodzi o PKB. Życie jest tu odrobinę droższe, ale i zarobki wyższe, więc efekt jest niemal identyczny – silnie spolaryzowane społeczeństwo z dużą grupą bogaczy, dużą grupą biednych i niemal nieistniejącą klasą średnią.

Z kolei dane dla mniejszych miast Doliny Krzemowej, jak Palo Alto czy Cupertino, trudno uznać za miarodajne. W tych miejscowościach ludzie przede wszystkim pracują, a nie mieszkają, co utrudnia trafne porównania i wyciąganie wniosków. Natomiast wschodnia część Zatoki, czyli głównie miasta Oakland i Fremont, to zupełnie inna historia – wymagająca osobnej analizy. Dlaczego? Już tłumaczę.

W całej Ameryce Północnej o Oakland i jego przedmieściach, w tym Fremont, krążą legendy. To niegdyś tętniące życiem miasto przemysłowe i portowe, mające niewiele wspólnego z technologią i Doliną Krzemową. Wraz z upadkiem amerykańskiego przemysłu i ograniczeniem transportu morskiego Oakland zaczęło błyskawicznie podupadać. Przez lata nie podejmowano niemal żadnych działań, by ten proces zatrzymać.

W ostatnich pięciu latach z Oakland uciekły trzy profesjonalne kluby sportowe: Warriors przenieśli się do San Francisco, a Raiders i Athletics do Las Vegas. Lokalna społeczność pogrążała się w biedzie, nie stać jej było na bilety, a turyści z sąsiednich miast unikali Oakland, słynącego z jednego z najwyższych wskaźników przestępczości w USA. Władze miejskie nie inwestowały w rozwój, ograniczając się do doraźnego łagodzenia problemów.

Gdy rozmawiałem z ludźmi w Dolinie Krzemowej, na pytanie, czy byli w Oakland, niemal zawsze reagowali przerażeniem. Ostrzegali, żebym wybił sobie z głowy pomysł odwiedzenia tego miasta, bo już dawno nic dobrego tam nikogo nie spotkało. Pamiętam, jak pewien taksówkarz powiedział mi wprost, że choćbym zapłacił mu 100 dolarów premii, nie pojedzie do Oakland, bo i tak nie starczy mu to na wymianę szyb i lusterek, które z pewnością zostaną mu wybite przez narkomanów na głodzie.

Do wyboru, do koloru 

Czym jeszcze różni się Oakland i Fremont od pozostałych miast nad Zatoką? Przede wszystkim strukturą demograficzną. W tych miastach dominują osoby czarnoskóre, potomkowie tych, którzy po II wojnie światowej, skuszeni obietnicami pracy w przemyśle, przybyli z biednego południa Stanów Zjednoczonych. Tymczasem w San Jose przeważają… Azjaci. Osoby pochodzące z Japonii, Chin czy Tajwanu stanowią dziś ponad 20 proc. populacji Doliny Krzemowej.

Nieco mniej, ale wciąż znaczącą grupę, stanowią osoby białe i Latynosi. Generalnie jest to region niezwykle zróżnicowany kulturowo – i zarówno bogactwo, jak i bieda nie omijają tu nikogo. Wśród osób zarabiających ponad 200 tys. dolarów rocznie znajdziemy przedstawicieli wszystkich ras, podobnie jak wśród tych, którzy żyją w ubóstwie.

Według oficjalnych danych amerykańskiego urzędu statystycznego niemal 11 proc. populacji Doliny Krzemowej i okolic żyje w skrajnym ubóstwie. Z tej grupy 20 proc. to osoby białe, 23 proc. – Azjaci, 13 proc. – Latynosi, a 8 proc. – Afroamerykanie. W USA ubóstwo najczęściej oznacza też brak dostępu do opieki medycznej – ponad 3,5 proc. mieszkańców rejonu Zatoki nie ma żadnego ubezpieczenia zdrowotnego.

Ciekawostka 

Aby nie kończyć tekstu w zbyt pesymistycznym tonie, warto wspomnieć o studiach nad Zatoką. To właśnie tutaj znajdują się jedne z najlepszych uczelni wyższych na świecie. Koszt zdobycia dyplomu jest wysoki – sięga nawet 30 tys. dolarów – jednak inwestycja ta zwykle zwraca się w postaci atrakcyjnych zarobków.

Na te owoce coraz częściej liczą kobiety, które – choć nadal przeciętnie zarabiają mniej niż mężczyźni – w zeszłym roku zajęły niemal dwukrotnie więcej miejsc na studiach. W sumie naukę na uczelniach wyższych w rejonie Zatoki podjęło w minionym roku aż 41 tys. kobiet z całego świata, wobec 29 tys. mężczyzn.

Główne wnioski

  1. W Dolinie Krzemowej rosną zyski technologicznych gigantów, ale jednocześnie pogłębiają się lokalna bieda i kryzys bezdomności.
  2. Wysokie zarobki nielicznych wyraźnie kontrastują z dużą grupą mieszkańców o niskich dochodach i niemal całkowitym zanikiem klasy średniej.
  3. Zwolnienia, brak przystępnych cenowo mieszkań oraz rosnące koszty życia prowadzą do narastającego kryzysu bezdomności, który często kończy się uzależnieniami, marginalizacją i utratą nadziei.