Jak Sikorski z Wangiem: dlaczego Polacy i Chińczycy mówią o świecie różnymi językami?
Komunikaty po ostatniej rozmowie ministra Radosława Sikorskiego z szefem chińskiej dyplomacji pokazują, jak odmienne są perspektywy Warszawy i Pekinu w ocenie sytuacji międzynarodowej i kształtu światowego ładu. Największą rozbieżnością pozostaje stosunek do putinowskiej Rosji. Czy Polska może wpłynąć na optykę Pekinu?
Z tego artykułu dowiesz się…
- Na czym polegają kluczowe różnice między Polską a Chinami w postrzeganiu Rosji, wojny w Ukrainie i globalnego porządku.
- Co stoi za zacieśnionym sojuszem Pekinu z Kremlem.
- Jakie narzędzia dyplomatyczne może wykorzystać Polska, by przeciwdziałać scenariuszowi nowej zimnej wojny..
Podczas rozmowy telefonicznej z chińskim ministrem spraw zagranicznych Wangiem Yi – która odbyła się w ubiegłym tygodniu – szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski skupił się na kwestii wojny w Ukrainie. Tak wynika z komunikatu wydanego przez polskie MSZ. Sikorski miał w tym kontekście przypomnieć swojemu chińskiemu odpowiednikowi o znaczeniu Karty Narodów Zjednoczonych oraz o wpływie działań wojennych na bezpieczeństwo szlaków handlowych łączących Chiny z Unią Europejską.
Zaledwie dwa dni wcześniej Sikorski odniósł się do tej samej kwestii w wywiadzie dla niemieckiego „Tagesspiegla”. Powtórzył, że to Chiny są państwem, które „mogłoby zakończyć wojnę i przywołać Putina do porządku”. Dodał również, że Rosja jest dziś „gospodarczym wasalem” Pekinu.
Radosław Sikorski, doświadczony polityk, doskonale zdawał sobie sprawę, że takimi wypowiedziami nie przekona Chin do zmiany podejścia. Ani wobec konfliktu w Europie Wschodniej, ani wobec Rosji.
W lutym 2022 r. Moskwa i Pekin ogłosiły zawarcie „partnerstwa bez granic”. Od tamtej pory oficjalna przyjaźń Xi Jinpinga z Władimirem Putinem jedynie się zacieśniła. Chiny wspierają rosyjską machinę wojenną, w zamian otrzymując tani syberyjski gaz, ropę oraz szereg innych ustępstw. Oba państwa wspólnie dążą do zasadniczego przekształcenia globalnego układu sił.
W Warszawie rosyjsko-chińska wspólnota interesów jest dobrze znana, ale budzi nieufność. Różnica stanowisk wobec rosyjskiej inwazji na sąsiednie państwo – którą Pekin wciąż określa mianem „kryzysu ukraińskiego” – jest aż nadto widoczna. W wywiadzie dla „Tagesspiegla” Radosław Sikorski stwierdził, że nie wierzy w przełom po majowych rozmowach Rosji i Ukrainy w Stambule. Z kolei Wang, podczas poniedziałkowej rozmowy z Sikorskim, ocenił spotkanie delegacji jako udane i „pierwszy krok ku pokojowi”.
Inne wizje Rosji
– Nie od dziś wiadomo, że Chiny w sprawie wojny w Ukrainie pozostają pasywnym komentatorem, a w innych aspektach wspierają Rosję. Jest też oczywiste, że polska dyplomacja nie dysponuje narzędziami, które mogłyby to zmienić. Innymi słowy – zgadzamy się, że się nie zgadzamy – mówi prof. Dominik Mierzejewski, szef Ośrodka Spraw Azjatyckich Uniwersytetu Łódzkiego.
Polska od dawna przypomina na wszystkich możliwych forach, że to Rosja jest państwem-agresorem. Radosław Sikorski nie przepuszcza przy tym żadnej okazji, by podkreślić, że Chiny są znacznie silniejsze od swojego północnego partnera. To nie pozostaje bez echa w Moskwie.
Przypominając chińską nazwę Władywostoku minister Sikorski zasygnalizował, że Kreml jest słabszym partnerem w relacjach z Pekinem.
Politolog przypomina, że w kwietniowym expose sejmowym Sikorski, krytykując rosyjski ekspansjonizm, użył chińskiej nazwy Władywostoku. – „Zamiast fantazjować o ponownym podbiciu Warszawy, martwcie się o to, czy utrzymacie Hǎishēnwǎi” – powiedział z mównicy. To odniesienie do historycznej przynależności terenów dzisiejszego rosyjskiego Dalekiego Wschodu oraz do rosnących wpływów Chin w tym regionie.
– W trakcie wojny w Ukrainie Pekin skłonił Moskwę do umożliwienia wykorzystania portu we Władywostoku na potrzeby chińskiego frachtu wewnętrznego. Nie było to możliwe od 1860 r., kiedy Rosja odcięła północno-wschodnie Chiny od dostępu do morza. Choć ten fakt umknął wielu komentatorom, to przypominając chińską nazwę miasta, minister Sikorski zasygnalizował, że Kreml jest słabszym partnerem w relacjach z Pekinem – komentuje prof. Mierzejewski.
Słabość Rosji nie zmienia jednak faktu, że oba kraje wzajemnie się potrzebują. I nic nie wskazuje na to, by ten układ miał się wkrótce zmienić.
Rozmowa ministrów
W odpowiedzi na nasze pytanie Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że to z jego inicjatywy doszło do rozmowy między polskim a chińskim szefem dyplomacji. Tylko po co Polska zabiegała o takie spotkanie, skoro z góry było wiadomo, że nie przekaże nic ponad znane już stanowisko w sprawie wojny?
Prof. Marcin Jacoby, sinolog i kierownik Zakładu Studiów Azjatyckich na Uniwersytecie SWPS w Warszawie, uważa, że choć wymiana zdań niewiele wniosła do relacji polsko-chińskich, obie strony wykorzystały ją do budowania przekazu na użytek wewnętrzny.
– W takich rozmowach zawsze obecny jest element polityki wewnętrznej. Każda ze stron kieruje komunikat do swojej publiczności. W Polsce trwa kampania wyborcza. Zaangażowanie w dialog z Chinami może być próbą pokazania, że rząd aktywnie reprezentuje polskie interesy na arenie międzynarodowej. Chińskie władze również chcą przekonać swoich obywateli, że rozmawiają aktywnie – ale asertywnie – z graczami z Zachodu – tłumaczy wykładowca.
Pozostaje też jednak element wzajemnej presji.
– Paradoksalnie, Polska i Chiny realizują w tych rozmowach podobną strategię: każda ze stron chce zmaksymalizować presję na drugą. Warszawie marzyłoby się ograniczenie chińskiego wsparcia dla Władimira Putina, natomiast Pekinowi zależy na szerszym dostępie do rynku europejskiego. Chiny chciałyby też, by Polska i inne państwa UE nie wiązały swojej polityki z polityką Stanów Zjednoczonych. Liczą na wyodrębnioną europejską politykę przemysłową i gospodarczą – przyjaźniejszą wobec Chin. Starają się więc wpływać na tych europejskich polityków, których postrzegają jako liczących się w UE – ocenia ekspert.
Gospodarka i geopolityka
Z komunikatu chińskiego MSZ wynika, że Wang Yi zaapelował, by Polska – jako kraj sprawujący prezydencję w Radzie Unii Europejskiej – odegrała „bardziej konstruktywną rolę w dalszym rozwoju relacji chińsko-unijnych”. Tyle tylko, że mówił to w momencie, gdy prezydencja ta dobiega końca – potrwa jedynie do 30 czerwca.
– Gdyby Chiny rzeczywiście oczekiwały „bardziej konstruktywnej” roli Polski w czasie jej prezydencji, to rozmawiałyby z nią w styczniu. Ale być może chińscy decydenci – którzy sami funkcjonują w rozbudowanej biurokracji – uznali, że Rada UE nie jest dla nich tak istotnym partnerem jak Komisja Europejska. Sugestia, że Warszawa mogłaby działać „bardziej konstruktywnie”, może też wynikać z faktu, że Polska była wśród krajów, które w ubiegłym roku poparły wyższe unijne cła na chińskie samochody elektryczne – komentuje prof. Dominik Mierzejewski.
– W relacjach z Unią Europejską Chiny biorą pod uwagę relatywną siłę danego państwa. I to nie w jednej, a w różnych unijnych strukturach. To dlatego chińscy dyplomaci od wielu lat chętnie rozmawiali z Niemcami, Francją i Wielką Brytanią, kiedy ta była jeszcze członkiem Unii. Od kilku lat nieco bardziej interesują się Polską. Ubiegłoroczna wizyta w Pekinie ustępującego prezydenta Andrzeja Dudy odbiła się tam pewnym echem. Chińscy decydenci wiedzą, że Warszawie zależy na relacjach z Pekinem – zauważa prof. Marcin Jacoby.
Pekinowi zależy, by państwa trzecie nie przyjmowały bezrefleksyjnie amerykańskiej narracji i dopuszczały różne scenariusze.
Zdaniem profesora, zaangażowanie Chin w relacje z państwami, których wcześniej nie rozumiały zbyt dobrze, wynika również z głębszych obaw tamtejszej dyplomacji.
– Już na początku kadencji Donalda Trumpa chińscy dyplomaci ruszyli w świat. Od tamtej pory aktywnie zabiegają o relacje z liderami wielu państw – od Azji Południowo-Wschodniej po Zachód. Działają tak, ponieważ obawiają się, że USA będą dążyć do budowy kolejnych antychińskich koalicji. Pekinowi zależy, by państwa trzecie nie kupowały w całości amerykańskiej narracji i dopuszczały różne scenariusze – tłumaczy sinolog.
Różne wizje historii
Podczas rozmowy z polskim ministrem chiński szef dyplomacji zadeklarował „gotowość do współpracy z Polską na rzecz ochrony powojennego porządku międzynarodowego, utrzymania kluczowej roli ONZ, przestrzegania prawa międzynarodowego oraz podstawowych zasad stosunków międzynarodowych” – wynika z komunikatu chińskiego MSZ.
Na pierwszy rzut oka deklaracja ta może wydawać się zbieżna ze stanowiskiem Polski. W rzeczywistości – jak zauważa prof. Dominik Mierzejewski – każda ze stron rozumie ją zupełnie inaczej.
– Gdy Wang Yi deklaruje chęć obrony powojennego porządku, ma na myśli rok 1945 – czyli czasy, gdy świat był dwubiegunowy. Europa Środkowa znajdowała się pod dominacją Związku Radzieckiego, a Ukraina była jego częścią. Wówczas Chiny i Tajwan – jeszcze przed wojną domową – nie były podzielone. Z perspektywy interesów Polski chodzi natomiast o porządek ukształtowany po 1989 r. Czyli ten, który przesądził o naszej przynależności do rodziny europejskiej, a nie radzieckiej – tłumaczy politolog.
– Polska i Chiny inaczej postrzegają procesy historyczne, a także samo pojęcie „porządku międzynarodowego”. Dla nas wiąże się on z silną obecnością stabilizującą Stanów Zjednoczonych. Dla Chin opiera się głównie na strukturze ONZ, w której mają coraz mocniejszą pozycję. ChRL zależy również na ochronie globalnej sieci powiązań handlowych, która sprzyja chińskiemu eksportowi – dodaje prof. Marcin Jacoby.
Polska nie ma dla Chin na tyle dużego znaczenia strategicznego, by mogła skutecznie wywierać nacisk w relacjach dwustronnych.
Przyszłość relacji
Jakie perspektywy rysują się dla relacji polsko-chińskich? Odpowiedź na to pytanie zależy w dużej mierze od poziomu wzajemnej wiedzy i zrozumienia.
Prof. Jacoby z SWPS zastrzega, że Polska nie ma dla Chin na tyle dużego znaczenia strategicznego, by mogła skutecznie wywierać nacisk w relacjach dwustronnych.
– Jeśli polska strategia miałaby polegać na groźbie wstrzymania pomocy w utrzymaniu lądowych szlaków handlowych, którymi chińskie towary trafiają do Europy, nie byłoby to rozwiązanie rozsądne. Z chińskiej perspektywy połączenia kolejowe przez Polskę nie są kluczowe. Trafia nimi na nasz kontynent tylko nikła część chińskiego eksportu – ocenia ekspert.
Dopiero po 2022 r. Chińczycy zaczęli dostrzegać punkt widzenia państw leżących na wschodniej flance NATO.
Eksperci są zgodni: choć nie zmienimy sposobu, w jaki Chińska Republika Ludowa postrzega Rosję i własne interesy, to postawa Warszawy – oraz innych stolic Europy Środkowej – może skłonić Pekin do prowadzenia bardziej zniuansowanej polityki zagranicznej.
Jeszcze kilka lat temu chińscy oficjele patrzyli na całą Europę niemal jednolicie, postrzegając kontynent głównie przez pryzmat rosyjskiej perspektywy. Dziś – po wybuchu wojny w Ukrainie i licznych wizytach specjalnego wysłannika ChRL ds. Eurazji, Li Huia [czyt. Hueya – przyp. red.], w europejskich stolicach – to podejście zaczęło się zmieniać.
– Dopiero po 2022 r. Chińczycy zaczęli dostrzegać punkt widzenia państw leżących na wschodniej flance NATO. Naszym zadaniem jest wzmacnianie ich zrozumienia naszej perspektywy bezpieczeństwa – i dobrze tę rolę realizujemy – ocenia Marcin Jacoby.
Polska dyplomacja może odgrywać jeszcze inną, istotną rolę – w kontekście globalnej rywalizacji między Chinami a Stanami Zjednoczonymi. To właśnie między tymi mocarstwami przebiega dziś główna linia światowego sporu – zauważa prof. Dominik Mierzejewski.
– Angażując się w dyplomację z obiema stronami, możemy pokazać, że nie chcemy jednoznacznie opowiadać się po żadnej z nich ani dołączać do żadnego bloku. Takie balansowanie pozwala państwom małym i średnim – a nawet regionalnym mocarstwom – ograniczać Pekinowi i Waszyngtonowi możliwość realizacji scenariusza nowej zimnej wojny – podkreśla politolog.
Główne wnioski
- Polska i Chiny prezentują odmienne wizje światowego porządku. Różni je również postrzeganie roli Rosji.
- Szef polskiego MSZ podkreśla, że Chiny mogłyby wywrzeć realny wpływ na politykę Kremla i jego negocjacje z Ukrainą. Tymczasem władze w Pekinie nadal postrzegają Rosję jako strategicznego partnera.
- Chińczycy obawiają się, że Stany Zjednoczone będą budować antychińską koalicję. Dlatego zależy im, by państwa Unii Europejskiej nie wiązały swojej polityki z amerykańską oraz umożliwiły Chinom szerszy dostęp do wspólnego rynku.


