Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Kultura

Świat walkmanów, kaset VHS, pierwszych konsol do gier

Lata 90. wracają do łask. I widać to na wystawach, które są jak wypożyczalnia emocji i kiosk ze wspomnieniami. Mowa przede wszystkim o „Najntisy Forever! Popkultura w Polsce lat 90.” w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, ale także – choć mniej oczywiste to wskazanie – „Nostalgia. Poszukiwacze gasnących gwiazd” w krakowskim MOCAK-u. Ale artystycznych inspiracji światem VHS i MTV nie brakuje w dzisiejszej polskiej sztuce.

Wystawa Marty Antoniak w Bunkrze Sztuki
Wystawa Marty Antoniak w Bunkrze Sztuki . Fot. Łukasz Gazur

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Gdzie zobaczyć wystawę o latach 90.
  2. Którzy polscy artyści odwołują się do estetyki ostatniej dekady XX wieku.
  3. Jak dziś przejawia się moda na tamte czasy.

Wystawa w CK Zamek w Poznaniu nie jest po prostu ekspozycją. To dobrze zrealizowany seans spirytystyczny dla trzydziestolatków. Fenomen powrotu do lat 90. można tłumaczyć nostalgią pokolenia, które dorastało w tamtej dekadzie. Dla wielu osób to czas beztroskiego dzieciństwa, pierwszych miłości, muzycznych odkryć i technologicznych nowinek.

Wystawa "Najntisy Forever! Popkultura w Polsce lat 90.” w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu. Fot. M. Kaczyński CK Zamek

Przywołuje duchy czasów, kiedy najważniejszym pytaniem było: „czy masz czym przewinąć kasetę?”. Bo oto „Najntisy Forever!” – wystawa jak kapsuła czasu, pełna artefaktów, które pachną gumą Turbo, szeleszczą folią z „Bravo” i mają więcej duszy niż niejeden współczesny tablet.

Kraina analogowego dzieciństwa

Na wejściu wita nas widok jak z pokoju dzieciaka z końca lat 90. – estetyka późnej komuny wymieszana z polskim MTV-izmem. Żółty Game Boy, pierwsze „Simsy”, gazety z kiosku Ruchu i magnetowid, który – jak wiadomo – był bardziej rodzinny niż pies. Dalej: wypożyczalnia kaset wideo, gdzie plastikowe etui filmów „Matrix”, „Titanic” i „Bodyguard” mówią więcej o tamtych czasach niż niejeden podręcznik historii popkultury. Obok: półka z komiksami – „Kaczor Donald”, „TM-Semic” i „Gigant”, czyli lektury obowiązkowe każdego, kto wiedział, że „Avengersi” istnieją, zanim zrobili furorę w Disneyu.

Na ścianach plakaty: z boysbandami, które krzyczały z okładek „Popcornu”, i z dziewczynami, które próbowały zepchnąć Spice Girls z list przebojów. A w kącie – loża gracza. Pady do Pegasusa, pamiętny dźwięk gry „Mario”.

Wystawa "Najntisy Forever! Popkultura w Polsce lat 90.” w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu
Wystawa "Najntisy Forever! Popkultura w Polsce lat 90.” w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu. Fot. M. Kaczyński CK Zamek

Nostalgia jako bunt

Ale ta wystawa to nie tylko melancholijne głaskanie wspomnień. To także soczewka skupiająca zjawisko retrofilii, które dzisiaj rozgrzewa TikToka, Instagram i wybiegi. Zestawy Adidas z trzema paskami, bluzy FILA z wielkim logiem, lakierowane plecaki – wszystko wróciło. Tylko tym razem z metką „vintage”. Charakterystyczne dla tamtych czasów elementy garderoby, takie jak szerokie jeansy, crop topy, flanelowe koszule czy sneakersy, znów pojawiają się na polskich ulicach i wybiegach. Styl grunge, hip-hopowy streetwear czy minimalistyczne slip dressy znów są na topie, inspirując współczesnych projektantów.

Wystawa pokazuje, że nostalgia to nie tylko tęsknota. To opór wobec nadmiaru i tempa. Latami 90. rządzili idole z telewizji i kaset, a nie algorytmy. Tamten świat był wspólny – dzielony przez osiedla, nie przez echo chambers. I właśnie tę wspólnotowość „Najntisy Forever!” celebruje z dużą czułością – nie infantylnie, ale szczerze. Bez szyderstwa, ale też bez kadzidła.

Wystawa "Najntisy Forever! Popkultura w Polsce lat 90.” w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu.
Wystawa "Najntisy Forever! Popkultura w Polsce lat 90.” w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu. Fot. M.Kaczyński CK ZAMEK

Wśród eksponatów znajdziemy m.in. oryginalne opakowania po chipsach i słodyczach – z legendarnym gumowym „Rambo” z Chio Chips, komputer Amiga i pierwsze konsole (Pegasus, PlayStation 1), walkmany i discmany – czyli święty sprzęt mobilnego audio przed erą Spotify, magazyny „Bravo”, „Dziewczyna”, „Popcorn” i kasety VHS z oryginalnymi okładkami, gadżety z pierwszych reklam globalnych marek, które wlatywały do Polski jak z innej planety.

Z VHS-u do VR-u

Niektórym wystarczy odgłos przewijanej kasety VHS, by cofnąć się w czasie niczym Marty McFly – do epoki, gdy Game Boy miał więcej pikseli emocji niż dzisiejsze metawersy, a Spice Girls były nie tyle zespołem, co stylem życia. Ale są też tacy, którzy z tego sentymentu uczynili twórczą inspirację. Artyści współcześni, którzy lata 90. noszą nie w sercu, ale w palecie barw, teksturach i ideowych remiksach. Ich dzieła to nie muzealne kapsuły czasu, tylko żywe, pulsujące, fluorescencyjne archiwa zbiorowej pamięci i nieuświadomionej ironii.

W sztuce Karola Radziszewskiego znajdziemy queerowy remix popkultury, który działa niczym karaoke tożsamości – raz śpiewa się cudzym głosem, by potem odnaleźć własny ton. Tu np. Kaczor Donald pojawia się w towarzystwie napisu „AIDS”.

Praca Karola Radziszewskiego. Fot. Łukasz Gazur

W tym uniwersum odnajduje się też Norman Leto – malarz, performer, cyfrowy flaneur. Jego dzieła to pikselowe zwidy dzieciństwa spędzonego przy Commodore 64, ale przefiltrowane przez postinternetowy smutek. Tam, gdzie inni widzą nostalgiczny powrót, Leto projektuje przyszłość z przeszłości – retrofuturyzm o smaku czipsów Maczugi.

W tym kontekście pojawiają się także nieco nostalgiczne i nieco zamglone widoki z obrazów z obrazów Łukasza Stokłosy. U niego zobaczymy – obok okruchów dawnego królewskiego i arystokratycznego splendoru – m.in. sceny wyjęte z telewizji lat 90. Mowa o legendarnym, serialu „Dynastia”, który na długo ukształtował u Polaków wyobrażenie o luksusie czasów wczesnego kapitalizmu.

Dynastia i Beverly Hills

Ale był też przełomowy z powodów społecznych – pierwszy homoseksualista jako pozytywny bohater i problemy rodziny z akceptacją, czarna postać w roli pierwszoplanowej jako przyrodnia siostra głównego bohatera, porwanie przez kosmitów, masakra na ślubie mołdawskiego księcia – to sceny i zjawiska mające dziś status kultowych.

Artystka Martyna Czech z kolei pokazuje, że w latach 90. pod powierzchnią cekinów i seriali kryły się zgrzyty – psychiczne i społeczne. Jej ekspresyjne obrazy są jak „Beverly Hills 90210” spotykające Beksińskiego: młodość piękna i przeklęta zarazem. Zresztą Czech nie cytuje popkultury, tylko ją przeżuwa, mieli w zębach i wypluwa na płótno w formie ostrzeżenia – „Nie wszystko złoto, co blink blink.”

Wystawa MOCAK. Fot. MOCAK

Twórczość Marty Antoniak to jakby wystawa zabawek, które uciekły z działu dziecięcego i wpadły do labu genetyki kulturowej. Jej „pędzlem” stają się brokat, lateks, guma balonowa i akrylowe farby o kolorach tak jaskrawych, że mogłyby świecić w ciemnościach pokoju nastolatki z 1997 roku. Antoniak nie maluje – ona modeluje, lepi, konstruuje swoje obrazy z takich materiałów, jakby ktoś wziął estetykę Sailor Moon, katalog Avonu i horror „Body Snatchers” i wrzucił je do miksera.

Jej prace to popkultura przechodząca mutację. Z jednej strony mamy tu fascynację powierzchownością, błyskiem, plastikiem i lukrem. Z drugiej – coś niepokojącego, jakby ta Barbie miała zaraz wybuchnąć. To przecież nie przypadek, że artystka mówi o swojej pracy w kategoriach bio-obiektów, że interesuje ją ciało nie tyle ludzkie, co syntetyczne – ciała przyszłości, ulepione z kulturowych śmieci i marzeń. Antoniak pokazuje, że estetyka lat 90. nie umarła – ona zmutowała i właśnie wraca.

Wystawa Marty Antoniak w Bunkrze Sztuki
Wystawa Marty Antoniak w Bunkrze Sztuki. Fot. Łukasz Gazur

Retromania na wysokim C

Sztuka Mateusza Szczypińskiego działa inaczej – bardziej jak retromania na wysokim C. Jego kolaże i obrazy są jak zlepek wycinków z dawnych katalogów IKEA, komiksów, okładek „Przekroju” i pocztówek z wakacji, które się nie wydarzyły. Jeśli Antoniak to krzykliwa MTV, Szczypiński to artefakt z piwnicy – zakurzony, ale niepokojąco aktualny.

Szczypiński układa swoje światy z fragmentów, jakby chciał zrobić Google Images dla pokolenia analogowego. W jego pracach jest coś z sapera – każde wycięte zdjęcie, każdy wzorek z tapety ma swoje znaczenie. To archiwum wyobraźni narodowej i prywatnej, a zarazem komentarz do tego, jak produkujemy wspomnienia. Lata 90. w jego wydaniu nie są ani kiczowate, ani idealizowane – są zrekonstruowane niczym scenografia do filmu, który znamy, ale którego nigdy nie widzieliśmy.

U Szczypińskiego ważna jest też sama forma – ręczna robota, cięcie, klejenie, fizyczność. To kontrapunkt dla świata, który konsumuje obrazy w tempie scrollowania. U niego wszystko wymaga uwagi. Jego prace są jak łamigłówki z „Bravo”, tylko że zamiast „czy on mnie kocha?”, pytamy raczej: „czy to, co pamiętam, naprawdę się wydarzyło?”.

Retronostalgia w Krakowie

Ta retronostalgia to jeden z tematów najnowszej wystawy w krakowskim MOCAK-u. w której zresztą artystyczna trójka występująca powyżej bierze udział. Ekspozycja prezentuje prace ponad 20 twórców związanych z Krakowem, urodzonych między 1979 a 2001 rokiem. Ich dzieła – malarstwo, instalacje, rzeźby – powstały w ciągu ostatnich trzech lat jako próba stworzenia schronienia dla wspomnień i są reminiscencjami z okresu dziecięcego, które mogą dawać ukojenie. Kuratorki Mirosława Bałazy i Martyna Sobczyk stworzyły przestrzeń, która pozwala na refleksję nad tym, jak różne rzeczywistości, w których się dorastało, wpływają na sposób, w jaki postrzegamy otaczający nas świat i radzimy sobie z problemami takimi jak COVID-19 czy wojna tuż za naszą granicą. Twórcy szukają schronienia w przeszłości, wykorzystując sztukę jako formę terapii i refleksji. Prace nawiązują do ikon popkultury, mediów i estetyki lat 90., ukazując wpływ tych elementów na kształtowanie tożsamości i wspomnień.

Na wystawie „Nostalgia. Poszukiwacze gasnących gwiazd” w MOCAK-u są m.in. Dawid Czycz z neonowymi kolorami i wizualnym glitchowaniem [zakłóceniem, błąd w grze komputerowej – red.] przeszłości, Krzysztof Gill przypominający, że dzieciństwo to też proces kodowania tożsamości, Natalia Kopytko serwuje instalacje jak z katalogu dziecięcych snów, a Martyna Borowiecka – zderza bajkowość z realem, jakby Barbie miała przebudzenie społeczno-klasowe, a towarzyszy jej w roli akuszera Pokemon, z popularnej bajki z lat 90.

Martyna Borowiecka "Letarg". Fot. MOCAK

„ctrl + remix”

Sztuka zainfekowana najtinsami to nie tylko stylówka, to światopogląd. Bo w dobie post-ironii, gdy wszystko można już było powiedzieć i wyszydzić, artyści sięgają po estetyki z dzieciństwa, by wydobyć z nich resztki autentyczności – jakby szukali prawdy w odcinkach „Power Rangers”. Estetyka tych czasów nie tylko wraca – ona się reinkarnuje: w cekinach, brokacie, w czcionkach rodem z WordArta i teledyskach.

I być może w tym właśnie tkwi ich siła – że te neony, plastikowe aksamitki i tandetne fonty są teraz nośnikami bardzo serio pytań: o tożsamość, o pamięć, o przetworzoną emocję. Artyści lat 90. wracają – nie z sentymentu, ale z potrzeby aktualizacji. To nie nostalgiczne „save as”, ale świadome „ctrl + remix”.

Główne wnioski

  1. Fenomen powrotu do lat 90. można tłumaczyć nostalgią pokolenia dzisiejszych trzydziestolatków, którzy dorastali w tamtej dekadzie. Dla wielu z nich to czas beztroskiego dzieciństwa, pierwszych miłości, muzycznych odkryć i technologicznych nowinek.
  2. Nostalgia za ostatnią dekadą XX wieku to nie tylko tęsknota. To opór wobec nadmiaru i tempa. Latami 90. rządzili idole z telewizji i kaset, a nie algorytmy.
  3. Najntisy obecnie przeżywają renesans także w modzie. Charakterystyczne dla tamtych czasów elementy garderoby, takie jak szerokie jeansy, crop topy, flanelowe koszule czy sneakersy, wracają na polskie ulice i wybiegi. Styl grunge, hip-hopowy streetwear czy minimalistyczne slip dressy znów są na topie, inspirując współczesnych projektantów i miłośników.