Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka Świat

Węgry: Chiński koń trojański w UE

Od 2015 r. więcej kapitału wypływa z Chin, niż do niego napływa z zagranicy. Inicjatywa Pasa i Szlaku się nie powiodła, ale Węgry wciąż są beneficjentem chińskich inwestycji, które mogą wkrótce nawet przewyższyć niemieckie. Czy to się Węgrom opłaci?

Xi Jinping i Victor Orban w maju 2017 r. podczas Forum Pasa i Szlaku w Pekinie
Xi Jinping i Victor Orban w maju 2017 r. podczas Forum Pasa i Szlaku w Pekinie. Z ogłoszone w 2012 r. w Warszawie inicjatywy już niewiele zostało, z projektu 16+1 wycofały się po aneksji Krymu przez Rosję w 2014 r. najpierw Litwa, a potem Łotwa i Estonia. Dziś Chińczycy inwestują głównie na Węgrzech. Fot. Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak zmieniała się polityka inwestycji Chin w Europie od 2012 r.
  2. Jak różnią się relacje z Chinami poszczególnych państw UE.
  3. Czy Węgrom opłaci się ścisła współpraca gospodarcza i handlowa z Węgrami.

Dokładnie przed dekadą, w okolicach roku 2015 w szybko modernizujących się Chinach dokonał się kolejny przewrót kopernikański. Państwo Środka jako dotychczasowy wielki biorca bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ) zamieniło się w ich eksportera. Nowy układ zabezpieczono też instytucjonalnie. W 2016 r. powołany został Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB). Jest on otwartym wyzwaniem dla Banku Światowego i instytucji systemu Bretton Woods.

To rozwiązanie poprzedziły dwie strategie skierowane do Europy. W kwietniu 2012 r. ówczesny premier Wen Jiabao ogłosił w Warszawie, ku zaskoczeniu wszystkich, projekt współpracy z państwami naszego regionu, od krajów bałtyckich po Bałkany, ujęty formułą 16+1. A rok później nowy już przywódca Xi Jinping przedstawił w dwóch etapach bardziej globalną wizję nowych Jedwabnych Szlaków, morskiego i lądowego. Ich główne nitki skierowano właśnie do Europy.

Nowe otwarcie – z Chinami

Te pomysły znalazły swoich wyznawców po naszej stronie. Chińczycy obiecywali bowiem wsparcie i budowę wielkich projektów infrastrukturalnych, a przy tym nie szczędzili kredytów. Przez chwilę było tak nawet i u nas w Polsce. Chińska inicjatywa zachwiała się jednak w połowie 2014 r. po siłowej aneksji Krymu przez Rosję i rozpoczęciu walk w Donbasie. Od tej pory niektórzy partnerzy Chin w naszym regionie, począwszy od państw bałtyckich, ale po części też Polska i Rumunia, zaczęli definiować świat poprzez wymogi bezpieczeństwa, a nie kalkulacje ekonomiczne czy biznesowe, co proponowali Chińczycy.

Dość szybko państwa naszego regionu podzieliły się w podejściu do Chin. Litwa postawiła na współpracę z Tajwanem, a nie ChRL i z formatu 16+1 wystąpiła. Za nią poszły pozostałe dwa państwa bałtyckie, Łotwa i Estonia. Inni, jak Czesi i Rumunia, zaczęli balansować między Pekinem a Tajpej. I tylko nieliczni, jak Węgry, Serbia i Grecja (w tej właśnie kolejności), nadal bez wahania i zastrzeżeń stawiali na interesy i współpracę gospodarczą i handlową z Chinami.

Przy czym w Unii Europejskiej na największego przyjaciela Chin wyrosły Węgry. Viktor Orbán, rządzący swym krajem – w miarę upływu czasu coraz bardziej jednoosobowo – od 2010 roku, już 15 lat temu ogłosił strategię „otwarcia na Wschód”. Początkowo wydawało się, że jest to nic innego, jak próba wejścia na wschodnie rynki i ściągania stamtąd kontrahentów.

Po 2014 r. okazało się jednak, że podejście Orbána jest czymś znacznie poważniejszym. Rozpoczął on bowiem politykę otwarcie antyukraińską. Przyjmował u siebie i jeździł do Władimira Putina mimo zachodnich i unijnych sankcji wymierzonych w Rosję. Równocześnie stale zacieśniał współpracę czy to z Turcją, czy przede wszystkim z Chinami. Przy czym, wyciągając wnioski z kryzysu 2008 r., poniekąd powtarzał znaną kiedyś mantrę Mao Zedonga, zgodnie z którą „wiatr ze Wschodu pokona wiatr z Zachodu”. Innymi słowy, uznał – i mówił to otwarcie – iż przyszłość jest na Wschodzie, a nie (upadającym) Zachodzie. Ten ostatni Orbán zresztą – za wyjątkiem Donalda Trumpa – coraz ostrzej i otwarcie atakował w ramach wprowadzonej u siebie „demokracji nieliberalnej”. Z upływem czasu zamienił ją w autokrację, co jeszcze bardziej zbliżało go z systemami na Wschodzie.

Wschód a nie Zachód

Początkowo efekty tej strategii nie okazały się zgodne z oczekiwaniami. Rosja co prawda gwarantowała dostawy gazu i ropy i ma modernizować posowiecką elektrownię jądrową w Paks. Jednak „okręt flagowy” inicjatywy 16+1, czyli szybka kolej łączącą Belgrad z Budapesztem nie powstała do tej pory. Jest ona aktualnie doprowadzona ze stolicy Serbii do granicy państw. Dopiero ostatnio Orbán, nie zważając na negatywne oceny Komisji Europejskiej zarzucającej tej inwestycji „brak przejrzystości”, podpisał nowe umowy. Zlecił wykonanie odcinka węgierskiego swemu koledze z miejscowości, w której się wychował, Lőrinczowi Mészárosowi, dziś najbogatszemu Węgrowi. Władze w Budapeszcie wzięły na ten cel nowy chiński kredyt, choć nie wiadomo, na jakich warunkach. Odcinek węgierski tej kolei będzie dokończony „wkrótce”.

Równocześnie Orbán, rządzący dekretami od marca 2020 r., a więc od wybuchu pandemii, coraz bardziej zmienia rzeczywistość w kraju na odmienną od tej, jaka obowiązuje w ramach UE. W efekcie Węgry są jedynym państwem członkowskim, które nie otrzymało funduszy z KPO. Pod koniec ubiegłego roku krajowi po raz pierwszy odcięto ponad miliard euro z funduszy spójnościowych, a więc długoletniego budżetu UE.

Może być jeszcze gorzej

Dalsze tego typu decyzje nie mogą być wykluczone z racji otwartego łamania przez Węgry obowiązujących na obszarze UE zasad praworządności. Ten stan może szczególnie nasilić się po przyjęciu planowanej „ustawy o przejrzystości życia publicznego”. Nada ona niebywałe prawa (znacznie większe niż polskiego IPN) powołanemu do życia w lutym ubiegłego roku Urzędowi ds. Obrony Suwerenności państwa. Urząd może lustrować finansowo wszystkie fundusze napływające z zagranicy, nawet z instytucji europejskich.

Ta ostatnia sprawa, mocno ograniczająca wolność prasy i mediów, a także instytucji społeczeństwa obywatelskiego, jest aktualnie rozwojowa. Wywołuje potężne emocje, tak na Węgrzech, jak i poza nimi. W Parlamencie Europejskim pojawiła się inicjatywa, by Węgrom odebrać prawo głosu. W kraju natomiast ostatnie sondaże pokazują, że aż 60 proc. badanych chce odejścia Orbána i jego ekipy, a opozycyjna partia Tisza po raz kolejny zdecydowanie wygrywa: 43 – 24.

Namacalne efekty

Jednakże Viktor Orbán nadal się nie waha. Raz jeszcze zaprosił do siebie prezydenta Erdogana, bo chodzi o dostawy gazu. Podtrzymuje dobre relacje z Rosją i Władimirem Putinem. Z Ukrainą natomiast w ostatnich dniach wybuchła „afera szpiegowska”, z wzajemnym wydalaniem dyplomatów włącznie. Przede wszystkim następuje jednak zauważalne zacieśnianie relacji gospodarczych i handlowych z Chinami.

Jak to naprawdę wygląda, możemy zobaczyć na podstawie kolejnego raportu na temat chińskich bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ) na terenie UE. Opublikował go właśnie ceniony think tank MERICS w Berlinie oraz agencja Rhodium. To bardzo cenna i pouczająca lektura, godna naszej większej uwagi.

Potwierdza ona, że Chiny nadal są bardzo zainteresowane Europą i UE. Chińskie BIZ w UE i Wielkiej Brytanii w minionym roku zauważalnie się zwiększyły po poprzednich spadkach. Ich suma sięgnęła w 2024 r. 10 mld euro i była aż o 47 proc. wyższa niż w roku poprzednim. Do UE płynie teraz więcej inwestycji chińskich niż do USA, które je niemal u siebie wyzerowały. Będzie ich też więcej niż w USA w Japonii czy Australii. Europa pozostaje więc najważniejszym partnerem Chin wśród krajów wysoko rozwiniętych. Równocześnie jednak zauważalnie zwiększają one swoją aktywność na obszarach państw ASEAN, czyli regionu Azji Południowo-Wschodniej (32 proc. wszystkich BIZ w Azji). Chińskie inwestycje rosną też na wschodzących rynkach i krajach światowego Południa (64,6 proc. ogółu na świecie). W tym roku i najbliższych latach wszystkie te tendencje mogą się powtórzyć. Jest to prawdopodobne szczególnie w kontekście „nieortodoksyjnych” działań Donalda Trumpa i jego administracji.

Węgry w środku interesów Państwa Środka

Dotychczas kluczową rolę w odbiorze chińskich inwestycji na terenie Europy odgrywała Wielka Trójka, czyli Niemcy, Francja i Wielka Brytania. Przez lata przyjmowały ponad połowę wszystkich chińskich BIZ napływających do Europy. Jednakże skutki pandemii, rwania i podważania istniejących łańcuchów dostaw, a szczególnie efekty rosyjskiej pełnoskalowej agresji na obszarach Ukrainy sprawiły, że te trzy kraje przestały już być  liderem w odbiorze chińskich BIZ. Ich udział spadł z 53,2 proc. ogółu sprzed pandemii do zaledwie 20 proc. w roku ubiegłym. To opuszczone miejsce zajmują natomiast coraz bardziej Węgry.

Minister spraw zagranicznych, a zarazem handlu zagranicznego Péter Szijártó już w początkach tego roku ogłosił, że aż 44 proc. BIZ docierających na Węgry pochodzi z Chin. Natomiast raport MERICS i Rhodium dodaje, że na Węgry w 2024 r. napłynęło aż 31 proc. wszystkich chińskich BIZ na terenie UE. Ich łączna suma wyniosła 3,1 mld euro i była wyższa aż o 73 proc. w stosunku do roku poprzedniego. Dzieje się to jednak w kraju, w którym – według najnowszego raportu rodzimego instytutu GKI – z racji na słabą koniunkturę i brak unijnych funduszy trzeci rok z rzędu inwestycje ogółem spadają (w ostatnim roku aż o 12,1 proc.).

Samochody z Chin zamiast Niemiec

W tym sensie znaczenie tych chińskich BIZ jeszcze rośnie. Najistotniejsze jest to, że w minionym roku na Węgry skierowano aż cztery z pięciu największych chińskich inwestycji. Trzy firmy: CATL, Sunwoda i Eve Energy przeznaczyły odpowiednio 7,5, 1,56 oraz 1,26 mld euro na fabryki baterii do samochodów elektrycznych. Pierwsza, budowana pod Debreczynem, jest największa w Europie. Firma BYD, największy producent samochodów elektrycznych na globie, buduje montownię pod Szegedem. Wydała 1,38 mld euro w roku ubiegłym, ale łącznie to ponad 7,5 mld euro. Natomiast jej szef Wang Chuanfu był niedawno w Budapeszcie. Rozmawiał z premierem Orbánem i uzgodniono, że BYD utworzy swoje centrum na całą Europę właśnie na Węgrzech.

Dotychczas największymi inwestorami na terenie Węgier były kolejno: Niemcy, Austria, USA, Korea Południowa i Francja. Dopiero na szóstej pozycji były Chiny. Jeśli jednak te tendencje, wzmocnione od 2023 r., się utrzymają, to już w tym roku Chiny wyjdą na pozycję drugą, a w przyszłym być może także na pierwszą. Wyprzedzą wówczas Niemcy, które – nie zważając na znane i głośne kontrowersje pomiędzy władzami węgierskimi a instytucjami unijnymi – zawsze dbały o to, by przy poklasku Orbána, mieć montownie wszystkich największych firm samochodowych u Madziarów. Teraz to miejsce chcą zająć Chińczycy. Czy im się uda?

Co na to Trump

Wielkim znakiem zapytania jest, co na to zacieśnienie relacji z Chinami powiedzą Donald Trump i Amerykanie. Orbán jest otwartym zwolennikiem Trumpa i był nawet w minionym roku aż dwukrotnie w prywatnej rezydencji amerykańskiego prezydenta Mar-à-Lago na Florydzie. Ostatnio jednak Amerykanie najwyraźniej dostrzegli, że Orbán mocno postawił na współpracę z Chinami. Co z tego jeszcze wyniknie zobaczymy, ale pewna wstrzemięźliwość w stosunku do Budapesztu jest już w Waszyngtonie dostrzegalna. Węgierskiemu premierowi będzie chyba coraz trudniej uprawiać jego ulubiony „taniec pawia", a więc odpowiednio stroszyć piórka i przypodobywać się swym najważniejszym partnerom.  Może być bowiem tak, że jeśli Chiny, to nie USA – i odwrotnie. O Unii Europejskiej nie wspominając.

Główne wnioski

  1. Ogłoszony przez Chiny (w Warszawie) w kwietniu 2012 r. projekt współpracy z państwami naszego regionu, od krajów bałtyckich po Bałkany, ujęty formułą 16+1, zachwiał się w 2014 r. po siłowej aneksji Krymu przez Rosję. Litwa, Łotwa i Estonia wystąpiły z formatu, Czechy i Rumunia balansowały między Chinami a Tajwanem, a tylko Węgry, Serbia i Grecja bez zastrzeżeń stawiały na współpracę z Chinami.
  2. Tym razem, w przeciwieństwie do lat poprzednich, chińska ofensywa, wspierana przez władze węgierskie, zaczyna przynosić prawdziwe efekty. Aż 44 proc. BIZ docierających na Węgry pochodzi z Chin, podaje rząd Węgier. Natomiast raport MERICS i Rhodium dodaje, że na Węgry w 2024 r. napłynęło aż 31 proc. wszystkich chińskich BIZ na terenie UE, a ich łączna suma wyniosła 3,1 mld euro i była wyższa aż o 73 proc. w stosunku do roku poprzedniego. Trzeba sprawę śledzić, bowiem dopóki Węgry są w NATO i UE, a Chiny mogą za ich pośrednictwem obchodzić zachodnie sankcje i wchodzić przez tę „furtkę” na wszystkie rynki europejskie.
  3. Premier Viktor Orbán raczej się nie zawaha, bowiem ostatnio stawia wszystkie karty na Wschód, z Zachodem i jego instytucjami (głównie z UE) wchodząc z coraz ostrzejsze zwarcie. Nie wiadomo, jak na to zareagują Amerykanie.