Co możemy, a czego nie możemy na Bałtyku? Marynarka Wojenna RP, prawo morza i polska odpowiedzialność
Incydent na Bałtyku z ubiegłego tygodnia wywołał liczne pytania i kontrowersje. Tym bardziej istotne, że tym razem nie doszło do uszkodzenia elementów polskiej infrastruktury krytycznej. Warto jednak odpowiedzieć na pytania, jakie mamy możliwości działania na morzu w razie stwierdzenia zagrożenia, bądź działań budzących wątpliwości? Te bowiem normuje prawo. I nie wchodzi w grę działanie "najpierw strzelaj, potem pytaj".
Z tego artykułu dowiesz się…
- Co możemy zrobić w myśl przepisów prawa w razie sytuacji zagrażającej polskiej infrastrukturze krytycznej na Bałtyku.
- Jakie są granice możliwości Straży Granicznej i Marynarki Wojennej na morzu.
- Kiedy i w jakich warunkach możemy oddawać strzały do obcych jednostek.
Ubiegłotygodniowy incydent na Bałtyku z udziałem rosyjskiego statku, nie pozostał bez reakcji. Przypomnijmy: rosyjska jednostka wykonywała podejrzane manewry nad podwodnym kablem energetycznym, łączącym Polskę i Szwecję. Na miejsce wysłany został okręt hydrograficzny Marynarki Wojennej RP, ORP Heweliusz.
Takich incydentów, choć mniej groźnych w skutkach, na Bałtyku było na przestrzeni ostatnich dwóch lat więcej. Zrywane i uszkadzane były kable energetyczne i telekomunikacyjne. Dokonywano zatrzymań statków i stawiano zarzuty załogom. Można niemal w ciemno przyjąć, że takie zdarzenia będą się powtarzać.
Z miejsca także pojawiły się pytania internautów, z czego wynikała taka – dość ograniczona – reakcja marynarki wojennej (MW)? Przypomnijmy, że według przekazu szefa resortu obrony, Władysława Kosiniaka-Kamysza, na miejsce zdarzenia wysłano samolot rozpoznawczy, a następnie okręt hydrograficzny.
Należy zatem postawić dwa pytania. Po pierwsze: co możemy zrobić w przyszłości? Niestety niewiele. Dlaczego? Tu w grę wchodzą (szczupłe) siły i środki, którymi dysponuje polskie państwo. Ale także normy prawa międzynarodowego, które nie jest w tym przypadku proste, jasne ani transparentne.
Incydent na Bałtyku. Dlaczego nie strzelano?
Dlaczego rosyjski statek nie został ostrzelany? Mamy przecież marynarkę wojenną, a w niej choćby taką formację, jak Morska Jednostka Rakietowa (MJR). Cóż, sprawa nie jest oczywista.
Do zdarzenia doszło przede wszystkim na wodach międzynarodowych. Nie na wodach przybrzeżnych, terytorialnych czy w wyłącznej strefie ekonomicznej Polski na Bałtyku. A to już generuje problem. Nawet zakładając, że MJR ma radary, zdolne "sięgnąć" tak daleko w głąb Bałtyku, to w czasie pokoju czegoś takiego po prostu nie można zrobić.
Tłumaczy to XYZ komandor Oskar Draus, z NATO-wskiego Centrum Eksperckiego Morskich Operacji Blokadowych, zlokalizowanego w Grecji.
Jak wskazuje marynarz, zgodnie z prawem międzynarodowym niewiele można zrobić, o ile dana jednostka, działająca na szkodę RP nie zostanie złapana na gorącym uczynku. Dlatego też w takim przypadku jak w ubiegłym tygodniu powinno się wysłać okręt MW z grupą abordażową będącą częścią załogi ze wsparciem grupy wojsk specjalnych, gdyby zaistniała potrzeba wejścia siłowego.
Kmdr Draus tłumaczy, że trzeba najpierw jednak szukać możliwości skontrolowania jednostki z pomocą dostępnych narzędzi prawnych. Tu pomóc mogłaby NATO-wska operacja Baltic Sentry.
– Nasza Operacja Zatoka może skorzystać ze wsparcia sojuszników, sygnalizować gotowość do takiego działania, mając za sobą aparat prawno-wojskowy z NATO HQ MARCOM (dowodzącego Baltic Sentry). Na wodach międzynarodowych, każde zainteresowane państwo mogłoby podjąć działania i należy wykazać się proaktywnością. Samo uczestnictwo, obecność w rejonie zagrożonej infrastruktury wskazuje potencjalnemu agresorowi, że patrzymy mu na ręce i żaden bezprawny akt nie pozostanie bez odpowiedzi... pod warunkiem posiadania dowodów – mówi oficer.
"Do abordażu"? Nie tak prędko...
Z tego względu najbardziej właściwym narzędziem do wykorzystania w tej sytuacji byłaby MW RP.
– Można wysłać jednostkę z grupą abordażową, jednocześnie prowadząc rozmowy ze statkiem i ewentualnie podejmując kroki prawne związane z identyfikacją właściciela/operatora/armatora i państwem, którego banderę statek podnosi. Pamiętajmy, że nie zostały naruszone żadne międzynarodowe prawa/konwencje morskie i nie było podstaw do abordażu – tłumaczy marynarz.
Z tego też względu w jego ocenie MW RP zrobiła maksimum tego, co mogliśmy zrobić. A zadania wykonała prawidłowo. Z jedną ważną uwagą: mamy informację tylko o tym, co zdarzyło się na powierzchni Bałtyku, ale nie wiemy, co wydarzyło się pod wodą.
– Oczywiście na miejsce poszedł ORP Heweliusz. Nam w takiej sytuacji przydałby się Ratownik – klasyczny "multitool morski". Mógłby rozpoznać miejsce zdarzenia, ale także podjąć ewentualne podwodne prace interwencyjne. Takim okrętem jest np. HSwMS Belos (Szwecja), którego Szwecja wysłała, gdy w 2023 r. dokonano aktu sabotażu na kablu telekomunikacyjnym między Finlandią a Estonią zaraz po zgłoszeniu uszkodzeń infrastruktury – podsumowuje kmdr Oskar Draus.
Rafy, mielizny i cieśniny prawa morza. "Incydenty były, są i będą".
Warto w tym miejscu zastanowić się, co dalej? Jak mówi XYZ komandor Andrzej Makowski z Akademii Marynarki Wojennej, takie zdarzenia mogą się powtarzać.
Kmdr Makowski to ekspert w zakresie sposobów użycia sił morskich oraz prawa międzynarodowego. Naukowiec wskazuje, że Rosjanie będą chcieli nadal działać na morzu w ten sposób: niepokoić, poruszać się w tzw. szarej strefie, w tym, co nazywamy działaniami poniżej progu konfliktu lub wojny.
– Mogą sięgnąć także po inne, ekstremalne środki. Wydaje mi się to jednak mało prawdopodobne, sądzę, że będą postępować tak, aby nie dać pretekstu, do uruchomienia art. 5 Traktatu NATO. Incydenty były, są i będą, choć różnego rodzaju. Kiedyś tak dużego problemu z tym nie było. Mniej było infrastruktury podwodnej, takiej jak rurociągi, kable, światłowody itp. – mówi kmdr Makowski.
W jaki sposób moglibyśmy zatem odpowiedzieć na podobne zdarzenia w przyszłości? Makowski wskazuje, że narodowy program reagowania kryzysowego nie przystaje do wymogów. Trzeba działać szybko. Działania odbędą się więc nie na poziomie wojewody, jak wskazuje Narodowy Program Infrastruktury Krytycznej. Będą przeprowadzone na poziomie Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych, a konkretnie COM-DKM.
Z tego względu – i mieliśmy tego przykład w ubiegłym tygodniu – w takich sytuacjach na początku przeprowadza się zawsze rozpoznanie.
Czyli (wg naszych ekspertów) wysyła się samolot, a w dalszej kolejności, jednostkę pływającą. Wykonującą podejrzane (nietypowe dla normalnej żeglugi) działania jednostkę należy śledzić. Jeśli naruszy np. przepisy obowiązujące na naszym morzu terytorialnym lub w wyłącznej strefie ekonomicznej, to kraj podejmuje interwencję.
Co innego w czasie pokoju, co innego w czasie wojny. Okręty marynarki wojennej też mogą przepływać.
Makowski zaznacza jednocześnie, że istotnym elementem układanki bezpieczeństwa morskiego jest sprawdzanie i kontrolowanie infrastruktury krytycznej. Do tego celu, jak mówi, dobrze przystosowane są np. niszczyciele Kormoran. Ocenia jednocześnie, iż powinniśmy też wrócić do zarzuconego programu Ostryga – ochrony morskiej infrastruktury krytycznej, a przede wszystkim podejść do portów.
Zdaniem komandora Makowskiego podstawą w zakresie bezpieczeństwa Bałtyku jest świadomość sytuacyjna. I nie możemy zapomnieć, że są zapisy prawa morza, które normują pewne działania i sposoby reakcji.
Statki cywilne i okręty marynarki wojennej innych bander korzystają z prawa nieszkodliwego przepływu przez morze terytorialne. Jeśli zaś mówimy o wyłącznej strefie ekonomicznej, to tu obowiązuje wolność żeglugi, jak na morzu pełnym. Co oznacza, że w naszej wyłącznej strefie ekonomicznej jednostki wojskowe i cywilne obcych bander korzystają z przysługującego im prawa. Nie mogą za to naruszać stref bezpieczeństwa np. platform wiertniczych czy nieistniejących w naszych realiach sztucznych wysp lub morskich farm wiatrowych.
Co można zrobić
Co zatem jest dopuszczalne? W warunkach pokoju i na wodach międzynarodowych – realnie niewiele. Na wodach terytorialnych danego państwa, w tym przypadku Polski, można dokonać wejścia na pokład i przeszukania jednostki. Z istotnym w tym miejscu zastrzeżeniem: MW RP, w obecnych warunkach, może jedynie pełnić działania... wspierające Straż Graniczną.
Makowski wyjaśnia, że strzał ostrzegawczy można wykonać tylko wtedy, gdy statek cywilny nie chce np. zatrzymać się do kontroli. Natomiast w warunkach pokoju nie mamy de facto możliwości użycia broni przez marynarkę wojenną. Takie uprawnienia mają wyłącznie jednostki Morskiego Oddziału Straży Granicznej. MW RP nie ma uprawnień do tego, by ostrzelać inną jednostkę w okresie pokoju.
Działania, z jakimi mieliśmy do czynienia w ubiegłym tygodniu, komandor Makowski ocenia jako prawidłowe. Czymś innym są natomiast działania w ramach konfliktu.
Podsumowując, można powiedzieć, że państwo polskie powinno wypracować model postępowania w przypadku tego rodzaju incydentów. Na Morzu Bałtyckim mamy nasze żywotne interesy. Przez Bałtyk docierają do Polski dostawy towarów, na dnie przebiegają także podmorskie kable energetyczne i komunikacyjne. Na morzu powstaną farmy wiatrowe, a już funkcjonują polskie platformy wydobywcze. Zabezpieczenie wymaga inwestycji i świadomości zagrożeń. Bez sprawnie funkcjonującej marynarki wojennej, wyposażonej w nowoczesne okręty, nie będziemy w stanie zapewnić bezpieczeństwa północy naszego kraju. Militarnego, surowcowego i energetycznego.
Zdaniem eksperta
Obecność tankowca z floty cieni powinna nam zapalić w głowach wszystkie lampki ostrzegawcze
Proszę sobie wyobrazić wysoko wyspecjalizowaną służbę wojskową, która od 49 lat ma niezmiennie te same cele. Wizje jej wykorzystania nie zmieniają się przy każdej wymianie rządu i nie wisi nad nią miecz Damoklesa, że z jakichś przyczyn zostanie rozwiązana, a lata pracy wielu oficerów i ich doświadczenia pójdą na marne. Cel od czasów zimnej wojny jest jeden i niezmienny. To walka z Zachodem w dolnej półsferze, czyli w głębinach. Zdobywanie informacji o infrastrukturze podwodnej, słabych i wrażliwych elementach podatnych na ataki oraz przygotowanie się do ataków. Czy Rosjanie dobrze się przygotowali do tych zadań? Uważam, że tak.
Działania związane z obecnością statków z rosyjskiej floty cieni w rejonach wrażliwych wymagają reakcji i angażowania sił i środków. Tym samym generują znaczne koszty. Ich wielkość nie musi być związana jedynie z obecnością sił i środków marynarki wojennej w rejonie podejrzanej aktywności. To także poważne koszty związane z przeszukaniem dna w związku z możliwością podłożenia ładunku wybuchowego. To także forma sabotażu o charakterze nękania mimo braku działań kinetycznych. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację, gdy podejrzanych statków w rejonach morskiej infrastruktury krytycznej i elementach wrażliwych będzie więcej. Siły państwowe również będą musiały być mocno zaangażowane w ich obserwacje z wykorzystaniem jednostek nawodnych w rejonach tych incydentów. Będzie to wymagało wielu sił i środków oraz będzie znacznym problemem w przypadku wielkości rosyjskiej floty cieni operującej na Bałtyku ocenianej na blisko 200 statków.
Powinniśmy wyciągnąć wnioski z tego incydentu. Tak samo, jak powinniśmy wyciągnąć wnioski z incydentu związanego w naszej strefie przyległej z 2022 roku, kiedy dwa inne statki z floty cieni: MV Totma i MV Kirrilov przez ponad dziewięć miesięcy stały na kotwicy w odległości około 13 Mm [mila morska – red.] od naszego wybrzeża na wysokości Dębek. Statki, co jest normalną praktyką w przypadku floty cieni, nazywają się już dzisiaj inaczej: MV Zaid i MV Zafar i pływają pod innymi banderami. Choć nie stały na kotwicowisku, deklarowały w systemie AIS, że oczekują na zlecenie podróży. Wydawało się to całkowicie nie tylko nielogiczne, ale i nieekonomiczne, żeby dwa statki rosyjskie oczekiwały na zlecenie 12,7 Mm na zlecenie przez długie dziewięć miesięcy tuż poza naszymi wodami terytorialnymi. Tym bardziej że co jakiś czas jeden z nich pływał do Królewca.
Spędzało mi to przez wiele miesięcy sen z powiek. Dopiero potem dotarło do mnie, że statki stały tam, gdzie mają powstać nasze morskie farmy wiatrowe i zapewne zmapowały dno. Wydaje się to jedynym sensownym wytłumaczeniem ich kotwiczenia w tamtym miejscu. Moim zdaniem nasze służby specjalne, administracja morska powinny mieć większą świadomość zagrożeń.
W ramach służb specjalnych powinna powstać komórka morska. To na tym kierunku występują dzisiaj największe zagrożenia ze strony Rosji, która będzie starała się dominować na Bałtyku, prowadząc swoją wojnę cieni. Obecność floty cieni w rejonach infrastruktury krytycznej powinna być natychmiast monitorowana. Są programy i rozwiązania, stosowane już od wielu lat, chociażby w identyfikacji nieintuicyjnych zachowań statków, które mogą sugerować zaangażowanie w przemyt narkotyków. Takie programy dzisiaj również stosowane są także do monitorowania morskiej infrastruktury krytycznej. Osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo takich obiektów również powinny zostać zaznajomione z zagrożeniami. Muszą mieć świadomość, jak opracować działania ograniczające ryzyko i ochronę infrastruktury morskiej.
Główne wnioski
- Podstawą bezpieczeństwa polskiego odcinka Bałtyku nadal pozostaje Marynarka Wojenna RP. Jest także Morski Oddział Straży Granicznej, jednak może on mieć zbyt wąskie siły i środki do działań zabezpieczających.
- Ze względu na prawo morza, państwo polskie nie mogło formalnie zadziałać wobec rosyjskiego tankowca inaczej, niż to uczyniło.
- Incydenty na Bałtyku będą się prawdopodobnie powtarzać, a my musimy mieć narzędzia do właściwej reakcji.