Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka Świat

Niemcy się zbroją. Jak Friedrich Merz chce zrobić z Bundeswehry najsilniejszą armię Europy

Kanclerz Friedrich Merz ogłasza, że nadeszła dekada obronności. Rząd Niemiec zamierza docelowo wydawać na obronność ponad 200 mld euro rocznie i osiągnąć cel 5 proc. PKB na początku przyszłej dekady. Wielkie zakupy zbrojeniowe dla Bundeswehry mają umożliwić ochronę nie tylko własnego terytorium, ale także całego kontynentu. Zagrożeniem dla ambitnych planów są kadry, polityczna i społeczna akceptacja oraz trwałość finansowania.

Na zdjęciu kanclerz Niemiec Friedrich Merz na zdjęciu z 13 maja 2025 r.
Kanclerz Niemiec Friedrich Merz Merz mówi o nadejściu “dekady obronności” i myśli w kategoriach, które przez długi czas w Berlinie uchodziły za polityczne tabu. Budżet obronny ma wzrosnąć nawet do 5 proc. PKB, czyli być około czterokrotnie większy niż jeszcze w 2021 roku. Przekaz jest jasny. Niemcy chcą nie tylko dogonić sojuszników, lecz także nadawać ton w polityce bezpieczeństwa jako jedno z europejskich mocarstw wojskowych. Fot. PAP/Michael Kappeler/DPA

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jakie strategiczne cele wyznaczył kanclerz Friedrich Merz dla Bundeswehry.
  2. Jakie konkretne inwestycje i reformy mają zmodernizować niemieckie siły zbrojne.
  3. Jakie wyzwania polityczne, społeczne i administracyjne mogą zagrozić realizacji projektu Zeitenwende 2.0.

Maj 2025 roku, deszczowy poranek w Berlinie. Kanclerz Friedrich Merz wchodzi na mównicę Bundestagu. Atmosfera w sali plenarnej jest napięta, wszystkie ławy szczelnie wypełnione. Merz nie przychodzi z kolejnym komunikatem rządowym, tylko ogłasza punkt zwrotny w niemieckiej polityce bezpieczeństwa. Niemcy, jak zapowiada, zbudują „najsilniejszą konwencjonalną armię Europy”. To ma być, jak to ujął, „Epochenbruch”, zerwanie z epoką strategicznej powściągliwości, doktrynalnej ostrożności i fiskalnej wstrzemięźliwości. Niemcy, według Merza, muszą znów stać się państwem, które swoją siłą gwarantuje pokój. To narodziny „Zeitenwende 2.0”, drugiej fazy strategicznego przełomu, ambitniejszego i bardziej konkretnego niż ten ogłoszony przez Olafa Scholza trzy lata wcześniej. Tym razem z jasnym komunikatem: Niemcy przestają być jedynie “mocarstwem cywilnym” i chcą wejść w erę twardej siły.

Zerwanie z dogmatami

Słowa Merza faktycznie przypominają wystąpienia jego poprzednika, Olafa Scholza, z lutego 2022 roku, po inwazji Rosji na Ukrainę. Tam jednak, gdzie Scholz jedynie mówił o „Zeitenwende” i ograniczał się do jednorazowego funduszu 100 mld euro, nowy kanclerz zapowiada radykalną przebudowę, polityczną determinację i ogromne nakłady finansowe. W marcu 2025 roku Bundestag przegłosował zmianę konstytucji, zgodnie z która wydatki obronne przekraczające 1 proc. PKB mogą być od teraz finansowane z pominięciem konstytucyjnego hamulca zadłużenia (Schuldenbremse). Decyzja zapadła jeszcze przed nowym rozdaniem w parlamencie, w którym prokremlowska, skrajnie prawicowa AfD znacząco zwiększyła stan posiadania i mogłaby takie zmiany zablokować. Opozycja grzmi: AfD mówi o „zamachu na konstytucję”, Lewica ostrzega przed „wojną na kredyt”.

Merz mówi jednak o nadejściu “dekady obronności” i myśli w kategoriach, które przez długi czas w Berlinie uchodziły za polityczne tabu. Zgodnie z deklaracjami roczny budżet obronny Niemiec ma docelowo wzrosnąć do ponad 200 mld euro, osiągając cel 5 proc. PKB wyznaczony przez Donalda Trumpa w ciągu najbliższych 5-7 lat. Nawet jeśli okaże się, że tylko 3,5 proc. PKB to będą klasyczne wydatki na armię, a 1,5 proc. PKB to inwestycje w infrastrukturę o zastosowaniu także wojskowym, to przekaz jest jasny. Niemcy chcą nie tylko dogonić sojuszników, lecz także nadawać ton w polityce bezpieczeństwa jako jedno z europejskich mocarstw wojskowych.

Budowa armii XXI wieku

Za wielkimi deklaracjami idą równie wielkie liczby. Rząd Niemiec prezentuje bardzo konkretną listę zakupów, która przypomina katalog współczesnych systemów uzbrojenia. Chce kupić: 35 myśliwców F-35 w ramach programu współdzielenia broni nuklearnej (nuclear sharing), 38 nowych Eurofighterów (w tym w wersji do walki radioelektronicznej), 60 ciężkich śmigłowców transportowych CH-47 Chinook, 105 czołgów Leopard 2A8. Do tego Bundeswehra inwestuje w systemy obrony przeciwrakietowej i powietrznej: IRIS-T SLM, Patriot PAC-3 oraz izraelski Arrow 3, także z myślą o ochronie państw sąsiednich. Niemcy są też liderem europejskiej inicjatywy ESSI (European Sky Shield). Jej celem jest stworzenie zintegrowanej, warstwowej tarczy powietrzno-rakietowej dla całego kontynentu.

W wojskach lądowych również trwa intensywna modernizacja: nowe transportery Boxer, bojowe wozy Puma, haubice PzH 2000, nowy karabinek HK416 i cyfrowe systemy dowodzenia. Trwa cyfryzacja pola walki – tzw. program D-LBO, którego celem jest zintegrowanie wszystkich komponentów armii w czasie rzeczywistym.

– Bundeswehra przyszłości potrzebuje więcej wszystkiego – mówi generał Carsten Breuer, główny dowódca Bundeswehry.

Ma na myśli: więcej ludzi, więcej sprzętu, więcej amunicji, więcej infrastruktury.

Czynnik ludzki

To właśnie tutaj ujawnia się największe wyzwanie, bo nawet najnowocześniejszy sprzęt nie ma znaczenia bez odpowiednio licznego i wyszkolonego personelu. Pod koniec 2024 roku Bundeswehra liczyła ok. 182 tys. żołnierzy służby czynnej. To zdecydowanie za mało w kontekście ambicji Merza. Cel nowego rządu to co najmniej 250 tys. żołnierzy oraz rozbudowana rezerwa. Ale jak przekonać dziesiątki tysięcy młodych ludzi do służby wojskowej w kraju, który przez dekady unikał militaryzacji?

Od 2024 roku działa program „dobrowolnego roku wojskowego”, który zwiększył liczbę kandydatów o 18 proc., ale to nadal za mało. Minister obrony Boris Pistorius, który jako jedyny członek poprzedniego rządu zachował stanowisko u Merza, ujmuje to dosadniej.

– Będziemy musieli powołać bardzo wielu młodych ludzi – mówi Boris Pistorius.

Jednym z rozważanych rozwiązań jest dobrowolna służba wojskowa na wzór szwedzki: wszyscy młodzi ludzie zostaną poddani kwalifikacji, część zostanie wybrana do służby – na razie dobrowolnej. Ale w tle trwają też na wszelki wypadek przymiarki do ewentualnego wprowadzenia obowiązkowej służby – najpierw dla wybranych, potem być może dla całych roczników. Pojawiają się głosy o objęciu obowiązkiem także kobiet, co wymagałoby kolejnej zmiany konstytucji.

Koszary do remontu

Nawet ci, którzy chcą służyć, muszą mieć gdzie mieszkać i ćwiczyć. A to kolejny problem, gdyż przez długie dekady Niemcy zamykały koszary, likwidowały poligony i ignorowały degradację infrastruktury szkoleniowej. Teraz wiele z tych obiektów musi zostać odnowionych lub nawet zbudowanych od podstaw. Według szacunków Bundeswehry sam remont infrastruktury może kosztować aż 67 miliardów euro.

Na poligonach brakuje miejsca i sprzętu, w centrach szkoleniowych instruktorów i symulatorów. Nowa niemiecka brygada na Litwie, której stałą obecność przed tygodniem zainaugurował kanclerz Merz, musi zostać w pełni wyposażona i zabezpieczona logistycznie. To gigantyczne wyzwanie, także dla cywilnej infrastruktury: kolei, dróg, magazynów i składów paliw. 45. Brygada Pancerna „Litauen” to historyczny projekt. Mowa tutaj o pierwszym od zakończenia II wojny światowej stałym rozmieszczeniu niemieckiej jednostki bojowej poza granicami kraju. Brygada ma osiągnąć pełną gotowość operacyjną do końca 2027 roku, licząc docelowo 4 ,8 tys. żołnierzy i 200 pracowników cywilnych. Inspektor wojsk lądowych generał Alfons Mais ostrzega, że bez dodatkowych funduszy (szacowanych na co najmniej 7 miliardów euro) nie będzie możliwe wyposażenie brygady bez uszczerbku dla innych jednostek Bundeswehry, które już teraz mają niedobory.

Europejska konkurencja nie śpi

Podczas gdy Niemcy się zbroją, inne kraje nie pozostają w tyle. Francja planuje do 2030 roku zwiększyć budżet obronny do niemal 70 miliardów euro. Wielka Brytania inwestuje w lotniskowce, okręty podwodne i technologie oparte na sztucznej inteligencji. Z kolei Polska, która już dziś uchodzi za wschodzącą potęgę w europejskim systemie bezpieczeństwa, w błyskawicznym tempie pozyskuje setki czołgów z Korei Południowej i USA, nowoczesną artylerię, wyrzutnie HIMARS i myśliwce F-35. W 2024 roku polski budżet obronny osiągnął poziom 4,2 proc. PKB, najwięcej w NATO.

Wielki plan Merza dla Bundeswehry to nie tylko odpowiedź na te zmiany. To także próba nadania niemieckim siłom zbrojnym nowego kierunku strategicznego. Berlin nie chce już jedynie nadrabiać wieloletnich zaniedbań, chce także wyznaczać standardy dla europejskiego potencjału obronnego. Fundamentem tej zmiany ma być przewaga technologiczna, zdolność do cyfrowego dowodzenia oraz realna, trwała obecność na wschodniej flance NATO. Strategiczny cel Merza jest jasny. Do 2030 roku Bundeswehra ma być w stanie szybko przerzucić w pełni wyposażoną i gotową do walki dywizję na wschód – z pełnym zapleczem logistycznym, interoperacyjną łącznością, rozpoznaniem opartym na AI i precyzyjnym ogniem. Taki potencjał ma nie tylko wzmocnić wiarygodność Niemiec w ramach NATO, ale też uczynić z nich lidera europejskiego komponentu odstraszania i obrony.

Między ambicją a rzeczywistością

Jak realne są te plany? Eksperci pozostają ostrożni.

– Cel jest osiągalny, ale tylko w dłuższej perspektywie – ocenia Alexander Graef z Instytutu Badań nad Pokojem i Polityką Bezpieczeństwa (IFSH).

Wiele kluczowych systemów – od myśliwców F-35 po czołgi Leopard 2A8 – wejdzie do służby dopiero pod koniec dekady. Także ambitny program D-LBO, mający zredefiniować zdolności cyfrowego dowodzenia i komunikacji, zmaga się z poważnymi opóźnieniami. Choć Bundeswehra posiada już 1000 nowoczesnych radiostacji, ich instalacja w tysiącach pojazdów przebiega znacznie wolniej niż zakładano.

Kolejną przeszkodą jest stan niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Firmy takie jak Rheinmetall, KMW i Airbus zwiększają moce produkcyjne. Napotykają jednak ograniczenia: długie terminy dostaw, niedobór wykwalifikowanych pracowników i zależność od wrażliwych łańcuchów dostaw. Jednocześnie rośnie presja zewnętrzna, gdyż sprzętu pilnie potrzebują nie tylko Niemcy, ale także inni sojusznicy NATO oraz Ukraina.

Problematyczna okazuje się również sama administracja. Federalny Urząd ds. Zamówień Bundeswehry od lat uchodzi za przeciążony, nieefektywny i oporny na reformy. Bez jego usprawnienia nawet największe fundusze nie przełożą się automatycznie na sprawne i terminowe wzmocnienie zdolności operacyjnych.

Społeczne granice zbrojeń

Zbrojenia to nie tylko kwestia strategii i sprzętu, ale również politycznej i społecznej akceptacji. Kluczowe pytanie brzmi: ile militaryzacji jest w stanie zaakceptować niemiecka demokracja? Większość obywateli nadal popiera wzmocnienie zdolności obronnych, zwłaszcza w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę. Gotowość do dalszych wyrzeczeń nie jest jednak bezwarunkowa. Według sondaży jedynie 42 proc. Niemców opowiada się za zwiększeniem wydatków obronnych do poziomu 3 proc. PKB. Każda zmiana rządu, każda nowa fala kryzysów społeczno-gospodarczych może ten kruchy konsensus szybko podważyć.

Otwartą pozostaje również kwestia finansowej trwałości całego projektu. Wprowadzone w konstytucji zmiany pozwalają finansować zbrojenia z pominięciem „hamulca zadłużenia”. Od 2028 roku, kiedy wyczerpie się specjalny fundusz, wydatki obronne będą jednak musiały wrócić do budżetu podstawowego. Wówczas okaże się, czy kurs Merza znajdzie trwałe poparcie, czy też Niemcy ponownie przyjmą rolę „hamulcowego” europejskiej polityki bezpieczeństwa. Próba sił nie rozegra się tylko na poligonach, ale także w Bundestagu i głowach niemieckich wyborców.

Dekada próby

Kanclerz Friedrich Merz przedstawił jedno z najbardziej ambitnych przedsięwzięć w historii niemieckiej polityki obronnej. To ompleksowa reforma Bundeswehry, zakrojona na dekadę i mająca na celu przekształcenie jej w najpotężniejsze konwencjonalne siły zbrojne Europy. Projekt zakłada fundamentalne zmiany instytucjonalne, finansowe, technologiczne i doktrynalne w strukturze i funkcjonowaniu niemieckiej armii.

O sukcesie tej transformacji zadecyduje nie tylko bezprecedensowa skala środków, w tym specjalny fundusz o wartości 500 mld dolarów oraz wzrost wydatków obronnych do docelowego poziomu 5 proc. PKB, lecz przede wszystkim zdolność państwa do efektywnego wdrożenia zaplanowanych działań. Kluczowe będą: stabilność politycznego konsensusu wokół strategii Zeitenwende 2.0, reforma przeciążonego i niewydolnego systemu zamówień publicznych, odbudowa infrastruktury wojskowej, skuteczna rekrutacja i utrzymanie wykwalifikowanego personelu, a także integracja nowych systemów uzbrojenia z cyfrowym środowiskiem dowodzenia.

Najbliższe pięć lat będzie okresem testowania zdolności państwa niemieckiego do prowadzenia wieloetapowej transformacji sił zbrojnych w warunkach niestabilnego środowiska geopolitycznego i wewnętrznych napięć społeczno-politycznych. Pytanie zasadnicze brzmi nie tylko „czy”, ale „jak szybko i w jakim zakresie” uda się przełożyć strategiczne intencje na sprawność operacyjną. Fundamenty zostały na pewno położone. Teraz skuteczna realizacja zamierzeń będzie kluczowym probierzem niemieckiej gotowości do nowej roli w europejskiej architekturze bezpieczeństwa.

Główne wnioski

  1. Niemcy dokonują zasadniczego zwrotu w polityce obronnej, porzucając dotychczasową powściągliwość na rzecz budowy silnej, konwencjonalnej armii opartej na rekordowych nakładach finansowych i kompleksowych reformach instytucjonalnych.
  2. Realizacja programu Zeitenwende 2.0 może napotkać poważne wyzwania, takie jak deficyt kadr, niewydolność systemu zamówień publicznych, zaniedbana infrastruktura oraz opóźnienia w cyfryzacji kluczowych systemów dowodzenia.
  3. Przyszłość reformy Bundeswehry zależy od trwałości politycznego konsensusu i akceptacji społecznej, które mogą zostać podważone w razie pogłębiających się kryzysów gospodarczych, zmian rządowych lub kontrowersji wokół powrotu do obowiązkowej służby wojskowej.

Artykuł opublikowany w wydaniu nr 223
Strona główna Świat Niemcy się zbroją. Jak Friedrich Merz chce zrobić z Bundeswehry najsilniejszą armię Europy