Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka Technologia

Podatek cyfrowy dla gigantów. Prawniczka: deklaracje Ministerstwa Cyfryzacji są mętne

Podatek cyfrowy rozgrzewa coraz mocniej biznes i budzi niepokój wśród technologicznych gigantów. Ministerstwo Cyfryzacji prowadzi prace nad nową daniną. Ale mogą się pojawić przeszkody.

Ministerstwo Cyfryzacji wciąż pracuje nad nowym podatkiem dla wielkich korporacji
Podatek cyfrowy dla gigantów. Ministerstwo chce się wzorować na Europie Zachodniej. Fot. Liu Junfeng/VCG via Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Czym jest podatek cyfrowy i kto ma go opłacać.
  2. Jakie korzyści odniosłaby Polska dzięki wprowadzeniu takiego podatku.
  3. Na jakim etapie znajduje się projekt.

Podatek od usług cyfrowych, znany także jako digital tax, to nowa forma opodatkowania. Jest nakładana przede wszystkim na big techy, czyli międzynarodowych gigantów technologicznych działających głównie na rynku usług cyfrowych. Chodzi o największych światowych graczy, takich jak Meta czy Google.

Kluczowym założeniem jest opodatkowanie przychodów generowanych przez firmy świadczące usługi cyfrowe na rynkach zagranicznych. Ma się to odbywać niezależnie od lokalizacji ich głównej siedziby.

Globalne firmy chętnie sięgają po luki prawne czy optymalizacje podatkowe, aby płacić niewielkie podatki w krajach, w których osiągają największe zyski. Tradycyjny system podatkowy nie nadąża za dynamicznie rozwijającym się rynkiem "digital".

Ministerstwo Cyfryzacji: trwają analizy

Z odgórnego podatku cyfrowego wycofała się Unia Europejska. Są jednak kraje, które postanowiły iść pod prąd i nałożyły podatek cyfrowy jako daninę wewnętrzną. Są to np. Austria, Francja czy Hiszpania. Tym samym tropem chce iść polski resort cyfryzacji. Warto przypomnieć, że jeszcze w maju Polska była w Unii "na cenzurowanym", po tym, jak została pozwana przed TSUE. Powodem było to, że przepisy Aktu o usługach cyfrowych wciąż nie są w Polsce egzekwowane, choć mają kluczowe znaczenie dla walki z nielegalnymi treściami i przeciwdziałaniu zagrożeniom społecznym w internecie.

O podatku cyfrowym mówił w czwartek w TOK.FM wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. Pieniądze z tej daniny rząd planował przeznaczyć na inwestycje w startupy, rozwój sztucznej inteligencji (AI) czy na cyfryzację sektora usług publicznych. Ale nie idą, bo podatku nie ma.

Krajem spoza Unii, który chciał nałożyć podatek cyfrowy, była np. Kanada. Skończyło się to jednak interwencją Donalda Trumpa, który zagroził zerwaniem negocjacji handlowych na linii Kanada-USA. Kanada zrezygnowała z nałożenia podatku cyfrowego.

Czy podobnego scenariusza nie obawia się także polskie Ministerstwo Cyfryzacji (MC)? Jak można sądzić z udzielonej odpowiedzi – nie. MC odpisało na pytania XYZ.pl, że "trwają analizy" związane z przygotowaniem optymalnego modelu dla wprowadzenia podatku cyfrowego. Resort uznaje to za działanie istotne i sprzyjające sprawiedliwemu obciążeniu fiskalnemu "różnych typów aktorów gospodarczych".

"Podkreślamy, że rozwiązanie to nie jest skierowane przeciwko żadnej konkretnej firmie czy krajowi – jego celem jest sprawienie, by duże firmy cyfrowe, niezależnie od swojego pochodzenia, płaciły odpowiednie podatki w kraju, w którym prowadzą działalność" – czytamy w odpowiedzi MC.

Zarządzany przez wicepremiera Gawkowskiego resort przypomina, że podatki cyfrowe to rozwiązania już funkcjonujące w wielu krajach europejskich, w tym Francji, Hiszpanii czy Włoszech.

"Ich obecność nie spowodowała retorsji ze strony Stanów Zjednoczonych. Oznacza to, że niepobierająca podatku cyfrowego Polska funkcjonuje w ramach unijnego obszaru celnego na tych samych warunkach handlowych z USA co kraje pobierające taką daninę. Co za tym idzie – opisane zagrożenie nie musi się zrealizować" – czytamy dalej.

A konkrety? Z tymi jest gorzej

Na papierze wygląda to dość pewnie. Z tego względu poprosiliśmy resort o więcej konkretów: wskazanie ram czasowych opracowywanego projektu; informację, które komórki w resorcie odpowiadają za projekt, zarys proponowanego modelu podatku cyfrowego czy choćby podanie prognozowanych wpływów do budżetu.

"Obecnie prace koncentrują się na wypracowaniu optymalnego modelu podatku cyfrowego. Po zakończeniu tego etapu planowane jest skonsultowanie tego z rynkiem. Zakładamy, że może nastąpić to w najbliższych tygodniach. Dalszy tryb prac będzie ustalany po tym etapie" – odpisał resort.

Mec. Skrzypecka: Mętne deklaracje. Wejdziemy na kurs Kanady

– Deklaracje Ministerstwa Cyfryzacji są mętne. Bazując na medialnych przekazach, wnioskuję, że chodzi o to, aby giganci technologiczni jak Meta (Facebook), Google, Amazon, Apple czy X płacili część swoich przychodów z reklam lub usług cyfrowych do budżetu Polski, zamiast transferować je za granicę – mówi XYZ mec. Paula Skrzypecka z kancelarii Creativa Legal, obsługującej firmy z branży technologicznej.

Mec. Skrzypecka wymienia trzy główne problemy związane z wprowadzeniem podatku cyfrowego.

– Przede wszystkim to względy międzynarodowe i polityczne. Ambasador USA w Polsce Tom Rose publicznie nazwał taki podatek „autodestrukcyjnym” i zażądał wycofania się z tego pomysłu pod groźbą retorsji. Oznacza to, że wprowadzając go, moglibyśmy wkroczyć na kurs Kanady – mówi mec. Skrzypecka.

Już w marcu, kiedy pojawiły się informacje, że Polska chce wprowadzić podatek cyfrowy, Amerykanie "grozili nam palcem". Nominowany przez Donalda Trumpa na ambasadora w Polsce Tom Rose napisał wtedy w serwisie X, że pomysł wprowadzenia podatku jest "niezbyt mądrą decyzją".

Po drugie, trwa globalna inicjatywa OECD (Pillar One) dla sprawiedliwego podziału dochodów cyfrowych. Gdy zostanie wdrożona, państwa mają rezygnować z jednostronnych podatków cyfrowych.

Po trzecie, jak mówi prawniczka, jest jeszcze kwestia polityki krajowej.

– Tam, gdzie rząd radośnie pozuje z przedstawicielami big techów, trudno mówić o realnym klimacie sprzyjającym wprowadzeniu tego rodzaju obciążeń. Dodajmy, że w porównaniu z globalnymi przychodami obciążenia byłyby dość symboliczne – zauważa Paula Skrzypecka.

Wpływy istotne, choć nie gigantyczne

Czy jest o co kruszyć kopie? Być może wpływy z podatku cyfrowego byłyby na tyle duże, że warto byłoby postawić na szali stosunki z Amerykanami.

– Analizy think‐tanków wskazują, że wpływy z podatku cyfrowego byłyby istotne, choć nie gigantyczne. Instat w 2020 r. szacował, że byłoby to ok. 1-2 mld zł rocznie. Szacunki Forum Obywatelskiego Rozwoju sugerują, że przy stawce ok. 3 proc. i przy założeniu proporcjonalności do PKB wpływy wyniosłyby ok. 0,6–0,9 mld zł, zaś przy uwzględnieniu liczby ludności – od 0,9–2,0 mld zł rocznie – tłumaczy prawniczka.

Porównuje to z dotychczasowym polskim „podatkiem cyfrowym”. Jego stawka to 1,5 proc. na usługi VOD. Przyniósł on Polskiemu Instytutowi Sztuki Filmowej ok. 49 mln zł w 2024 r.

Główne wnioski

  1. Jeśli Ministerstwo Cyfryzacji zdecyduje się wprowadzić podatek cyfrowy, może skonfliktować Polskę z USA.
  2. Różne organizacje szacują wpływy z podatku na 0,6-2 mld zł rocznie.
  3. Resort Cyfryzacji bardzo ostrożnie komunikuje możliwość jego wprowadzenia, nie ujawniając żadnych szczegółów.