Od Ostpolitik do Epochenbruch. Czy Niemcy trwale wyleczyli się ze złudzeń wobec Rosji?
Od lat 70. Berlin, podążając śladem „Ostpolitik”, konsekwentnie pogłębiał współpracę z Moskwą. Jej symbolem stał się Gerhard Schröder – były kanclerz, którego osobiste relacje z Władimirem Putinem i zaangażowanie w projekty energetyczne z Rosją były szeroko krytykowane. Dopiero rosyjska inwazja na Ukrainę w 2022 r. wymusiła zmianę kursu. Olaf Scholz określił ten moment mianem „Zeitenwende” – historycznego punktu zwrotnego, co miało sygnalizować fundamentalną rewizję niemieckiej polityki wobec Kremla. Jego następca, Friedrich Merz, posługuje się jeszcze mocniejszym określeniem „Epochenbruch”, sugerującym całkowite zerwanie z dotychczasowym myśleniem. Jednak niedawny „manifest pokojowy” znanych polityków SPD pokazuje, że konsensus w tej sprawie pozostaje kruchy, a trwałość nowego kursu – niepewna.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak polityka Niemiec wobec Rosji przez dekady ewoluowała w kierunku niebezpiecznego uzależnienia energetycznego od Kremla.
- Dlaczego dopiero rosyjska agresja na Ukrainę wymusiła zmianę niemieckiego podejścia, nazwaną przez kanclerza Scholza „Zeitenwende”.
- Czy współczesne Niemcy wciąż mogą ulec pokusie powrotu do „biznesu jak zwykle” w relacjach z Rosją.
W 1969 r. socjaldemokratyczny kanclerz Willy Brandt zainicjował politykę tzw. Neue Ostpolitik (nową politykę wschodnią), opartą na koncepcji „Wandel durch Annäherung” (zmiana poprzez zbliżenie). Zamiast izolowania ZSRR, Brandt stawiał na pragmatyczny dialog i zacieśnianie relacji gospodarczych. Liczył zapewne, że zmniejszy to ryzyko konfliktu z blokiem wschodnim. Początkowo przyniosło to istotne porozumienia: traktat ZSRR–RFN z 1970 r., w którym Niemcy uznały nienaruszalność powojennych granic w Europie Środkowo-Wschodniej, oraz traktat PRL–RFN, potwierdzający polsko-niemiecką granicę na Odrze i Nysie. Dla Polski miało to kluczowe znaczenie – wciąż obawiano się niemieckich prób zakwestionowania przynależności Ziem Odzyskanych.
Jednocześnie Ostpolitik dała początek kontrowersyjnej wymianie gospodarczej: „gaz za rury”. Moskwa potrzebowała zachodnich rur stalowych do rozbudowy sieci gazociągów, oferując Niemcom w zamian długoterminowe dostawy gazu ziemnego. Tak powstały fundamenty strategicznego uzależnienia Berlina od rosyjskich surowców.
Kolejni kanclerze kontynuowali tę politykę, niekiedy powodując napięcia z zachodnimi sojusznikami. Helmut Schmidt, następca Brandta, zignorował sprzeciw administracji Reagana wobec budowy gazociągu z Syberii. Argumentował, że korzyści gospodarcze przeważają nad ryzykiem politycznym. Helmut Kohl, choć zdecydowanie prozachodni, również nie zrezygnował z ekonomicznych więzi z Rosją. Szczególnie w czasach prezydentury Borysa Jelcyna, Niemcy aktywnie inwestowały w rosyjski sektor energetyczny, licząc na jego stabilizację.
Po rozpadzie ZSRR niemieckie elity zakładały, że pogłębianie współpracy gospodarczej i energetycznej wystarczy, by utrzymać Rosję na demokratycznej ścieżce i powstrzymać jej powrót do agresywnej, imperialnej polityki.
Schröder: od kanclerza do lobbysty Kremla
Polityka zbliżenia osiągnęła apogeum za rządów socjaldemokratycznego kanclerza Gerharda Schrödera (1998-2005). Polityk nawiązał wręcz ostentacyjnie bliskie relacje z Władimirem Putinem, określając go w 2004 r. mianem „kryształowego demokraty” („lupenreiner Demokrat”). Podczas swojego urzędowania spotkał się z Putinem co najmniej 37 razy. Kulminacją tych bliskich kontaktów była decyzja o budowie gazociągu Nord Stream 1 po dnie Bałtyku, bezpośrednio łączącego Rosję z Niemcami. Schröder przeforsował projekt mimo protestów sąsiednich państw, uzasadniając go potrzebą zapewnienia stabilnych dostaw gazu z pominięciem „niestabilnej” Ukrainy. Gazociąg rozpoczął działanie w 2011 r.
Polityka Schrödera wywołała ostre reakcje w regionie, gdzie Nord Stream uznano za polityczne i energetyczne zagrożenie. W końcu pozwalał on Rosji wywierać presję na państwa Europy Środkowo-Wschodniej. Ówczesny polski minister obrony, Radosław Sikorski, porównał nawet gazociąg do paktu Ribbentrop-Mołotow z 1939 r. Schröder po zakończeniu urzędowania w 2005 r. szybko związał się z rosyjskim sektorem energetycznym. Najpierw objął lukratywną posadę przewodniczącego rady nadzorczej Nord Stream AG, spółki kontrolowanej przez Gazprom. Później zasiadał także w radach rosyjskich koncernów energetycznych (Gazprom, Rosnieft).
Kiedy w 2014 r. Rosja dokonała agresji na Ukrainę, anektując Krym, Schröder nie tylko nie zerwał kontaktów z Putinem, ale wręcz demonstracyjnie świętował swoje 70. urodziny w jego towarzystwie w Petersburgu.
W 2014 r. Rosja dokonała agresji na Ukrainę, anektując Krym. Schröder nie tylko nie zerwał kontaktów z Putinem, ale wręcz demonstracyjnie świętował swoje 70. urodziny w jego towarzystwie w Petersburgu. Niemieckie media ostro krytykowały ten gest, pisząc, że „Schröder przytula Putina i ośmiesza niemiecką politykę zagraniczną”. Rząd Angeli Merkel był zmuszony publicznie odcinać się od Schrödera. Berlin podkreślał, że były kanclerz działa już tylko prywatnie i „nie reprezentuje stanowiska Niemiec”.
Polityka Schrödera przyniosła Niemcom krótkoterminowe korzyści: tani gaz, kontrakty dla firm i iluzję partnerskich relacji z „reformującą się” Rosją. Długoterminowo okazała się jednak strategicznym błędem. Prowadziła do głębokiego uzależnienia od autorytarnego i nieprzewidywalnego dostawcy, wykorzystującego surowce energetyczne jako narzędzie nacisku politycznego. W 2012 r. Rosja zapewniała już ok. 37 proc. zużycia gazu w Niemczech, a w kolejnych latach ten udział rósł. Tuż przed wybuchem pełnoskalowej wojny w 2022 r. przekraczał nawet 50 proc.
Autorzy głośnej książki „Moskiewski łącznik”, Reinhard Bingener i Markus Wehner, wskazują, że szeroka sieć powiązań polityczno-biznesowych skupiona wokół Schrödera, od SPD-owskich polityków po menedżerów koncernów, doprowadziła do nadmiernej uległości niemieckiej polityki wobec Kremla, zachęcając Putina do coraz bardziej agresywnych działań, aż po pełnoskalową inwazję na Ukrainę. Ostatecznie cena za „partnerstwo modernizacyjne” z Rosją okazała się wysoka. Ucierpiała nie tylko reputacja Niemiec, ale przede wszystkim bezpieczeństwo Europy Środkowo-Wschodniej.
Merkel: Najważniejsze to uniknąć eskalacji
Kanclerz Angela Merkel (2005-2021) odziedziczyła po Schröderze bliskie relacje z Rosją. Sama zachowywała wobec Putina większy dystans i – jako osoba wychowana w NRD – realistyczniej oceniała intencje Kremla. Symbolicznym momentem ich relacji było spotkanie, podczas którego Putin celowo wprowadził na salę dużego psa, wiedząc, że Merkel boi się tych zwierząt.
Mimo to Merkel kontynuowała politykę dwutorową. Utrzymywała współpracę gospodarczą z Rosją, jednocześnie zdecydowanie wspierając zachodnią jedność. To wsparcie wzrosło szczególnie po aneksji Krymu w 2014 r., kiedy odegrała wiodącą rolę w nałożeniu sankcji UE na Rosję. Wraz z Francją pilotowała również porozumienie mińskie (Minsk II, 2015), próbując dyplomatycznie zamrozić konflikt w Donbasie. Choć Ukraina krytykowała ten kompromis jako niebezpieczne ustępstwo, Merkel uważała, że rozmowy z trudnymi partnerami są konieczne, aby uniknąć eskalacji.
Merkel wierzyła w obustronną zależność: że Rosja potrzebuje niemieckich pieniędzy tak samo, jak Niemcy rosyjskiego gazu.
Niestety ostrzeżenia zostały zignorowane na rzecz utrzymania współpracy gospodarczej. Już rok po aneksji Krymu, w 2015 r., ruszył projekt Nord Stream 2 – kolejnej nitki gazociągu bałtyckiego. Merkel nie zatrzymała tej inwestycji mimo głośnego sprzeciwu Polski, krajów bałtyckich i USA, powtarzając jak mantrę, że jest to „projekt biznesowy, a nie polityczny”, choć dla Europy Środkowej stanowił poważne zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego. Merkel wierzyła w obustronną zależność: że Rosja potrzebuje niemieckich pieniędzy tak samo, jak Niemcy rosyjskiego gazu.
Ponadto za czasów Merkel znacząco wzrosła rola Rosji w niemieckiej gospodarce. Wielkie koncerny, takie jak Wintershall, Siemens czy Volkswagen, intensywnie inwestowały na rosyjskim rynku, licząc na duże zyski. Silne lobby Ost-Ausschuss der Deutschen Wirtschaft konsekwentnie zabiegało o utrzymanie korzystnych relacji handlowych z Moskwą.
Równocześnie niemieckie MSZ pod kierownictwem Franka-Waltera Steinmeiera, bliskiego współpracownika Schrödera i obecnego prezydenta Niemiec, lansowało koncepcję „wspólnego bezpieczeństwa z Rosją, a nie przeciw niej”. Jeszcze w 2016 r. Steinmeier krytykował NATO za defensywne ćwiczenia w Polsce i krajach bałtyckich, oskarżając sojusz o „wymachiwanie szabelką” i prowokowanie Rosji.
Scholz: Od symbolicznych hełmów do opóźnionych Leopardów
Dopiero pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. wywołała w Berlinie głęboki i bolesny szok, podważając dotychczasowe założenia niemieckiej polityki wobec Rosji. Ówczesny kanclerz Olaf Scholz (2021-2025) trzy dni po ataku ogłosił w Bundestagu słynną „Zeitenwende”, czyli historyczny punkt zwrotny. Zapowiedział koniec dotychczasowego podejścia do Rosji i radykalne zmiany. Jakie? Uniezależnienie Niemiec od rosyjskich surowców, wzmocnienie Bundeswehry oraz wsparcie dla broniącej się Ukrainy. Scholz obiecał specjalny fundusz w wysokości 100 mld euro na zbrojenia, zwiększenie wydatków obronnych do poziomu 2 proc. PKB oraz dostawy broni dla Kijowa – co wcześniej było dla Berlina tematem tabu.
Brzmiało to jak mocne zerwanie z Ostpolitik. Przynajmniej w warstwie deklaratywnej Niemcy stanęły w pierwszych dniach wojny po właściwej stronie historii. Nazwali Rosję w nowej strategii bezpieczeństwa głównym zagrożeniem dla pokoju.
Jednak już pierwsze miesiące wojny przyniosły poważne rozczarowanie – działania Berlina były zbyt powolne, niekonsekwentne i pełne wahań. Do Scholza jeszcze bardziej przylgnął ironiczny przydomek „Scholzomat”, odnoszący się do jego mechanicznego stylu działania i braku zdecydowania. Pomimo zapowiedzi przełomu, realizacja Zeitenwende pozostawała daleko za oczekiwaniami: choć powołano specjalny fundusz na modernizację Bundeswehry, środki wydawano niezwykle opieszale.
Dostawy ciężkiej broni dla Ukrainy były przez miesiące odkładane, mimo coraz silniejszych nacisków ze strony Polski i USA. Początkowa oferta Niemiec, ograniczająca się do symbolicznych 5 tys. hełmów, wywołała oburzenie oraz drwiny. Dopiero w styczniu 2023 r., pod silną presją sojuszników, Scholz zgodził się na przekazanie czołgów Leopard 2 i systemów Patriot. Również w tym przypadku działał z wyraźnym ociąganiem. W efekcie w Europie Środkowo-Wschodniej umocniło się przekonanie, że niemieckie elity nadal miotają się między nowym kursem a dawnymi nawykami.
Zawiedzione oczekiwania wobec Zeitenwende miały kilka przyczyn. W SPD utrzymywały się silne podziały między pragmatycznym Scholzem, który oficjalnie popierał sankcje i pomoc dla Ukrainy, a wpływowym skrzydłem prorosyjskim, nawołującym do dialogu i przestrzegającym przed eskalacją konfliktu. Działania Scholza – jak telefoniczne rozmowy z Putinem – były odbierane przez partnerów środkowoeuropejskich i niemiecką opozycję jako przejaw politycznej naiwności.
Jednocześnie Niemcy, choć skutecznie odcięły się od rosyjskiego gazu, poniosły wysokie koszty gospodarcze. Recesja, inflacja i kryzys budżetowy osłabiły determinację Berlina, który zaczął ograniczać skalę pomocy dla Ukrainy. Spory w trójpartyjnej koalicji Scholza oraz rosnące społeczne zmęczenie wojną dodatkowo hamowały bardziej zdecydowane działania.
Polityczne napięcia na linii Berlin–Warszawa–Kijów, opóźnienia w dostawach broni i początkowa blokada czołgów Leopard pogłębiały wrażenie, że Zeitenwende, choć przełomowa w sferze deklaracji, w praktyce jest polityką połowicznych kroków.
Merz: Pod presją prokremlowskich lobbystów
W listopadzie 2024 r. kryzys w rządzie Olafa Scholza doprowadził do przedterminowych wyborów. Wygrała je CDU kierowana przez Friedricha Merza. Nowy kanclerz został wybrany dopiero w drugiej turze głosowania. To już na samym początku sygnalizowało trudności z utrzymaniem jedności w jego nowej koalicji z SPD. Szybko pojawiły się też rozbieżności między twardym stanowiskiem Merza a opornym kursem socjaldemokratów wobec Moskwy.
Merz, jeszcze jako lider opozycji, domagał się zerwania zależności energetycznej od Rosji oraz powołania komisji śledczej ds. powiązań SPD z Moskwą. Swoją kadencję rozpoczął od wizyt w Paryżu i Warszawie, podkreślając znaczenie relacji z sąsiadami oraz wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Zapowiedział również ambitną modernizację Bundeswehry, której celem ma być uczynienie z niej najsilniejszej konwencjonalnej armii w Europie. Merz szybko poparł zwiększenie wydatków obronnych NATO nawet do 5 proc. PKB, sygnalizując wyraźne odejście od powojennej niemieckiej powściągliwości militarnej.
W czerwcu 2025 r., podczas inauguracyjnej wizyty w Waszyngtonie, próbował przekonać Donalda Trumpa i senatorów USA do utrzymania wsparcia dla Ukrainy i NATO, ostrzegając przed rosyjskim zbrojeniem na masową skalę. W ten sposób chciał jasno pokazać, że traktuje Rosję jako realne zagrożenie dla Europy i całego Zachodu.
Spójność i wiarygodność polityki zagranicznej nowego gabinetu Merza została niemal natychmiast wystawiona na próbę. Przed czerwcowym kongresem partii ponad 100 działaczy SPD opublikowało głośny „manifest pokojowy”, wzywający do wznowienia dialogu z Rosją. Dokument podpisali m.in. były szef frakcji parlamentarnej Rolf Mützenich, poseł Ralf Stegner, były lider partii Norbert Walter-Borjans i były minister finansów Hans Eichel. Autorzy skrytykowali „militarną retorykę” oraz plany zwiększenia wydatków obronnych NATO do 5 proc. PKB jako „irracjonalne”. Postulowali wznowienie rozmów z Putinem i stopniowy powrót do współpracy z Rosją po zakończeniu działań wojennych. Krótko mówiąc, manifest wzywał do powrotu Ostpolitik w nowym wydaniu: zamiast wyścigu zbrojeń – kontrola zbrojeń, zamiast izolacji – détente z Moskwą.
Publikacja spotkała się z ostrą reakcją kanclerza Merza, który zarzucił autorom manifestu osłabianie wiarygodności Niemiec w oczach sojuszników. Czołowi przedstawiciele SPD, w tym szef partii Lars Klingbeil oraz minister obrony Boris Pistorius, zdecydowanie odcięli się od tej inicjatywy. Pistorius określił jako absurdalną wizję współpracy z Rosją w czasie, gdy trwa najkrwawsza wojna w Europie od 1945 r. Manifest zyskał natomiast aprobatę skrajnie prawicowej AfD. Jej lider Tino Chrupalla wyraził zadowolenie, że część polityków SPD „dołącza do pokojowego kursu AfD”.
Dla Merza problemem może być nie tylko „pacyfistyczne” skrzydło SPD, ale także prokremlowskie głosy we własnej partii. Jeszcze przed objęciem przez niego urzędu niektórzy politycy CDU, tacy jak poseł Thomas Bareiß czy premier Saksonii Michael Kretschmer, postulowali możliwość powrotu do importu rosyjskiego gazu po zakończeniu wojny, w tym odbudowę uszkodzonego gazociągu Nord Stream. Wywołało to ostrą krytykę ze strony Zielonych oraz ekspertów ostrzegających przed ryzykiem ponownego uzależnienia się Niemiec od rosyjskich surowców.
Choć Merz oficjalnie odrzuca takie pomysły, a gazociąg Nord Stream publicznie nazwał „błędem”, sam fakt, że podobne głosy pojawiają się w jego partii, świadczy o tym, że wciąż istnieje pokusa powrotu do dawnej polityki energetycznej i gospodarczej.
Kluczowe pytanie brzmi: czy niemiecka wiara w możliwość „zmiany Rosji poprzez handel” została definitywnie porzucona, czy jedynie czasowo zawieszona w obliczu trwającej wojny na Ukrainie? Presja wpływowych środowisk gospodarczych na powrót do współpracy z Moskwą może znacznie wzrosnąć – zwłaszcza gdyby doszło do zawieszenia broni. Tym bardziej, jeśli w Rosji zmieniłoby się przywództwo – wówczas niemal na pewno pojawiłyby się głosy nawołujące do „nowego otwarcia”, także w relacjach gospodarczych.
Friedrich Merz stanął zatem przed autentycznie epokowym wyzwaniem. Musi udowodnić, że głoszony przez niego „Epochenbruch” nie jest tylko chwilową zmianą kursu, lecz trwałą strategiczną przemianą. Tymczasem liderom w naszym regionie pozostaje zachowanie krytycznej czujności i ciągłe przypominanie niemieckim partnerom słów ich własnego prezydenta: „Nie braliśmy ostrzeżeń naszych przyjaciół z Europy Wschodniej dość poważnie.”
Główne wnioski
- Niemcy przez dekady ignorowały ostrzeżenia państw Europy Środkowo-Wschodniej przed pogłębianiem niebezpiecznego uzależnienia energetycznego od Rosji, czym poważnie nadszarpnęły swoją wiarygodność na arenie międzynarodowej.
- Pomimo deklarowanych zwrotów („Zeitenwende” Scholza, „Epochenbruch” Merza), część niemieckich elit wciąż sprzeciwia się trwałemu zerwaniu z dawną polityką wobec Kremla.
- Presja środowisk gospodarczych na powrót do współpracy z Moskwą może szybko narastać – zwłaszcza jeśli wojna na Ukrainie zostanie zawieszona lub na Kremlu dojdzie do zmiany przywództwa.