Łuczniczka, która uciekła z Białorusi do Polski, już nie musi pracować w Żabce. Zaczyna walkę o mistrzostwa świata
Na Białorusi Karina Kozłowska nie tylko strzelała doskonale z łuku, lecz także aktywnie protestowała przeciwko reżimowi Aleksandra Łukaszenki. W 2022 r. zdecydowała się na ucieczkę do Polski, a teraz pozyskała sponsorów i marzy o medalu olimpijskim. Przestała być kasjerką w Żabce, gdzie sprawdzała się tak dobrze, że od szefowej usłyszała, iż zawsze może wrócić.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak wyglądała droga Kariny Kozłowskiej z Białorusi do Polski
- Czym, oprócz treningów, zajmuje się jeszcze Karina Kozłowska.
- Jak wygląda trening łuczniczki i z jakiej odległości musi ona strzelać do tarczy.
– Tak, już miałam małe pożegnanie z Żabką. Ale przecież nie wyprowadzam się z Żywca, będę tam zaglądać – zaczyna naszą rozmowę Karina Kozłowska.
Trzy lata po przyjeździe do Polski mówi w naszym języku niemal bez akcentu. A wcześniej jej kontakt z polszczyzną był bardzo nikły, ograniczał się do wypadów na zakupy do Białegostoku. Można więc przyjąć, że Karina Kozłowska ma talent do nauki języków, a zatem kierunek studiów wybrała idealnie – w Bielsku-Białej studiuje zaocznie filologię angielską.
Przez ostatnie pół roku godziła studia z treningami oraz pracą w Żabce (od poniedziałku do piątku po osiem lub dziewięć godzin dziennie). Kilka tygodni temu opowiedziała swoją historię „Przeglądowi Sportowemu” i odezwali się sponsorzy. InPost przyjął ją do swojej sportowej drużyny, kontrakt zaproponował także producent łuków strzelniczych MK Korea.

Po naszej rozmowie Karina Kozłowska wyjechała do Niemiec, by wziąć udział w Uniwersjadzie – to impreza gromadząca akademickich sportowców z całego świata. W skład łuczniczej reprezentacji Polski weszło siedmioro zawodników.
Karina Kozłowska nie liczyła się w walce o medale, niemniej jej start warto odnotować z tego powodu, iż stanowi początek jej prawdziwej kariery sportowej w biało-czerwonych barwach. Jej celem na ten rok są mistrzostwa świata w Korei Południowej, które odbędą się we wrześniu. W dłuższej perspektywie celem są igrzyska olimpijskie w 2028 r.
Ucieczka z Białorusi
Karina Kozłowska już raz była blisko olimpijskiego medalu. Urodzona w 2000 r. łuczniczka zajęła z drużyną czwarte miejsce na igrzyskach olimpijskich w Tokio (2021). Rok później nie reprezentowała już Białorusi. Jak mówi: „Wybrała wolność”.
W kraju rządzonym przez Aleksandra Łukaszenkę brała udział w masowych protestach w 2020 r. – sprzeciwiała się przemocy wobec demonstrantów.
Zaczęła wtedy myśleć o Polsce. Kartę Polaka miała już od lat – jej rodzina podkreślała polskie korzenie, a zakupy w Białymstoku były codziennością. Karina zaczęła sprawdzać, czy któryś z polskich klubów byłby gotów ją przyjąć. Gdy przyszła pozytywna odpowiedź, zaczęła planować ucieczkę.
W rozmowie z Onetem wspominała:
„Po przekroczeniu granicy napisałam do mojej trenerki, z którą współpracowałam dziewięć lat. Ufałam jej, ale zachowałam ostrożność. I dobrze. Od razu zadzwoniła do ministerstwa, że uciekam.”
Białoruskie służby zareagowały błyskawicznie. Przyjaciele Kariny zostali w pewnym sensie wzięci jako zakładnicy – trafili do aresztu na dwa tygodnie. Słyszała, że wyjdą na wolność, jeśli wróci.
Jej rodzina również doświadczyła represji, choć nie były one drastyczne. Po kilku tygodniach mama i siostra przekroczyły granicę. Dziś matka Kariny pracuje, a siostra uczęszcza do technikum.
Niespodziewane mistrzostwo
W 2022 r., tuż po ucieczce z Białorusi, sportowa sytuacja Kariny Kozłowskiej wciąż wyglądała dobrze. Nie musiała pracować – środki z klubu LKS Łucznik Żywiec pozwalały jej skupić się na treningach.
Z czasem jednak pojawił się konflikt – Kozłowska przestała dogadywać się z trenerem. W 2024 r. zawiesiła karierę sportową, a w maju przyniosła CV do Żabki. Była już wtedy studentką filologii angielskiej i coraz poważniej myślała o karierze tłumaczki zamiast łuczniczki.
Równolegle trwała procedura przyznania jej polskiego obywatelstwa. Zakończyła się na początku bieżącego roku. Karina postanowiła wtedy wystartować w mistrzostwach Polski. I wygrała. Choć nagroda – 1500 zł – była symboliczna, zwycięstwo dało jej rozpoznawalność i przyciągnęło sponsorów. Relacje z klubem w Żywcu również się unormowały.
Obecnie Karina Kozłowska może w pełni skupić się na treningach – a te w łucznictwie są wymagające i codzienne.
Jak wygląda trening łuczniczki?
– Jeden trening trwa nawet trzy godziny, głównie strzelamy. Trenuję dwa razy dziennie, od poniedziałku do soboty. Czasem dochodzi basen albo siłownia. Łuk waży ok. 4 kg, a naciąg to 18 kg. Potrzebujemy mocnych barków i pleców – wyjaśnia Karina Kozłowska.
Łuk waży ok. 4 kg, a naciąg to 18 kg. Potrzebujemy mocnych barków i pleców.
Żegnając się z Żabką, usłyszała od „wspaniałej szefowej”, że zawsze może wrócić. To rodzaj poduszki bezpieczeństwa – a spokój w łucznictwie jest kluczowy. Najdrobniejszy ruch ręką może zniweczyć miesiące pracy. W łucznictwie olimpijskim kobiety strzelają z odległości 70 metrów do tarczy.
Pytam o sesję na uczelni – niepotrzebnie. Poprawek we wrześniu nie będzie.
– Mam nadzieję, że będę wtedy w Korei Południowej jako reprezentantka Polski na mistrzostwach świata – kończy Karina Kozłowska.
Główne wnioski
- Karina Kozłowska to łuczniczka, która w barwach Białorusi była bliska zdobycia medalu olimpijskiego. Teraz będzie o niego walczyć jako reprezentantka Polski. Dzięki wsparciu dużego sponsora – firmy InPost – może w pełni skupić się na treningach i nie musi już pracować.
- Zachwyciła polskie środowisko sportowe na początku tego roku, gdy – bez regularnych przygotowań – zdobyła mistrzostwo Polski. Do zawodów przystąpiła jako pracownica Żabki.
- W łucznictwie olimpijskim Karina strzela do tarczy oddalonej o 70 metrów. Jej łuk waży około 4 kg. 25-letnia zawodniczka, urodzona na Białorusi, trenuje codziennie od poniedziałku do soboty. Jeden trening potrafi trwać nawet trzy godziny.


