Dramat samorządowy w polskim teatrze. W IV aktach
Można powiedzieć żartobliwie, że konkursy na dyrektorów polskich teatrów są jak Urszulka Kochanowska – „są, a jakoby ich nie było”. I ten komediodramat rozgrywa się w wielu aktach i na różnych scenach. Role rozdaje się tu bez castingu, a czarnymi charakterami są władze samorządowe – i to niezależnie od opcji politycznej. W całej Polsce odbywa się właśnie ośmieszanie idei transparentnych konkursów. Od wschodu do zachodu. I tylko publiczność tego spektaklu może czuć się coraz bardziej zniesmaczona.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Gdzie w sprawie powoływania dyrektorów wbrew rozstrzygnięciom zawiniło ministerstwo.
- Co czeka sceny w Polsce od Lublina po Jelenią Górę.
- O jaką scenę w Polsce stara się reżyserka Magdalena Piekorz.
To nie jest historia tylko jednej sceny – jest ich kilka, może kilkanaście. Im mniejsze miasto i mniej znana scena, tym ciszej nad zmianami. Lublin, Kielce, Jelenia Góra. Każde z tych miast gra swój spektakl o „jawnym i przejrzystym konkursie”, ale wszystkie mają jeden wspólny mianownik: punkt kulminacyjny, w którym organizator zmienia obsadę, nim opadnie kurtyna i można orzec: „happy end”.

Akt I: przykład idzie z góry
Wydawać by się mogło, że zaczęło się od Teatru im. Żeromskiego w Kielcach. Dotychczasowy dyrektor Michał Kotański przeniósł się do Warszawy i objął szefostwo Teatru Telewizji, a tam zaczęły się zawirowania wokół konkursu na nowego dyrektora. Ale nic bardziej mylnego. Bo przykład idzie z góry. Ideę konkursów – i to zamkniętych – ośmieszyło samo Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Bo np. w Instytucie Teatralnym w Warszawie – mimo wskazania innego kandydata – wygrał kto inny. I to przy formule konkursu zamkniętego, czyli rozgrywającego się w gronie zaproszonych przez resort osób, które – jak można domniemywać – uznane zostały ze względu na swoje doświadczenie teatralne za osobowości godne dyrektorskiego stanowiska w tej instytucji.
Do udziału w rywalizacji o fotel dyrektora instytutu zostało zaproszonych sześć osób. Komisja konkursowa przeprowadziła rozmowy z kandydatami i rekomendowała dwie osoby: Justynę Czarnotę-Misztal oraz dr. Pawła Sztarbowskiego. Przy czym więcej głosów otrzymał drugi z wymienionych. „Po spotkaniach ze wskazanymi kandydatami minister Hanna Wróblewska podjęła decyzję o powierzeniu funkcji dyrektorki Instytutu Teatralnego Justynie Czarnocie-Misztal. Jej koncepcja programowa dotycząca rozwoju Instytutu Teatralnego w najbliższych latach została sformułowana z perspektywy odbiorcy kultury w kontekście różnorodności, egalitaryzmu i dialogu” – poinformował resort.
A potem już poszło.
Akt II: w Polskę idziemy
Właśnie ogłoszono, że marszałek województwa Jarosław Stawiarski (PiS) chce powołać dyrektora Teatru im. Juliusza Osterwy w trybie bezkonkursowym. Choć Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego jasno dało do zrozumienia, że na takie rozwiązanie się nie zgadza.
Od kwietnia tego roku dyrektorem Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie jest Krzysztof Adamczuk. To absolwent Politechniki Lubelskiej, który w latach 2017-2022 kierował Działem Inwestycji i Projektów Unijnych w Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Lublinie. I to właśnie doświadczenie inwestycyjne zostało docenione przez Urząd Marszałkowski. Do stycznia 2025 r. jako zastępca dyrektora ds. inwestycji odpowiadał m.in. za przygotowanie dokumentacji do planowanego remontu instytucji.
Później Adamczuk zastąpił na stanowisku odwołanego aktora Redbada Klynstrę, który kierował teatrem – również jako szef powołany bez konkursu – od 2021 roku. Ten będzie walczył w sądzie. Oskarżono go o przekroczenie dyscypliny finansów publicznych przez przyznanie nagrody swojej zastępczyni. Aktor i były już dyrektor odpiera zarzuty.

W Kielcach z kolei zarząd województwa – przy protestach środowiska – unieważnił rozstrzygnięcie konkursu na dyrektora Teatru im. Żeromskiego. Oficjalnie z powodu „nieprawidłowości proceduralnych”. Nieoficjalnie – bo wygrał kandydat, który nie był ulubieńcem decydentów. Komisja konkursowa wskazała bowiem reżysera Jacka Jabrzyka jako najlepszego kandydata na stanowisko dyrektora. Otrzymał on pięć z dziewięciu głosów, pokonując m.in. Leszka Zdunia i Adama Srokę.
Akt III: powtórka
O zatwierdzenie tej kandydatury dla kieleckiej sceny wystąpiły do marszałka regionu organizacje teatralne, takie jak Unia Polskich Teatrów, Związek Zawodowy Aktorów Polskich, Gildia Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych, Stowarzyszenie Dyrektorów Teatrów oraz Gildia Scenografek i Scenografów Teatralnych.
Niewiele to dało: Zarząd Województwa Świętokrzyskiego na posiedzeniu zwołanym w trybie nadzwyczajnym podjął uchwałę o ogłoszeniu konkursu na kandydata na stanowisko dyrektora Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach.
W Jeleniej Górze też reżyserowany jest sequel: pierwszy konkurs na dyrektora Teatru Animacji wygrał reżyser i animator kultury Łukasz Duda, ale prezydent miasta Jerzy Łużniak go unieważnił – i to pomimo zgodności komisji co do oceny kandydata. Ministerstwo uznało to za naruszenie przepisów. Ale włodarz miasta i tak zamierza zorganizować nowy konkurs.
Akt IV: brak rozstrzygnięcia
Kraków w tym gronie jest nieco w innej sytuacji. Podejrzany jest brak rozstrzygnięcia pierwszego konkursu na szefa podlegającego miastu teatru Variété (w gronie kandydatów była m.in. Agnieszka Mika-Kotłowska, dotychczasowa zastępczyni odchodzącego dyrektora, Janusza Szydłowskiego, który jest także pomysłodawcą i założycielem teatru).

Paweł Szczepanik, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. kultury, przyznał, że miasto „bije się w piersi”, a zbyt sztywne wymogi konkursu narzuciły ograniczenia, wykluczające wartych uwagi kandydatów. Stąd „poluzowanie wymogów”. Właśnie czekamy na nowe rozstrzygnięcie.
Warto dodać, że w gronie rywalizujących o fotel dyrektora krakowskiego teatru znaleźli się: Artur Dziurman – aktor; Magdalena Piekorz – ceniona reżyserka filmowa i teatralna, w przeszłości dyrektorka artystyczna Teatru im. Mickiewicza w Częstochowie; Kamila Polit – producentka filmowa; Dominik Rybiałek – aktor i muzyk.
Niektóre miasta wybrały wariant pośredni: po prostu nie ogłaszają wyników. Albo ujawniają je z dużym opóźnieniem. Ma to swoje konsekwencje: Łódź na nasze pytania odpowiedziało, że powołania dyrektorskie mogą odbyć się nawet 31 sierpnia, skoro kadencja rozpoczyna się 1 września. O tym, czy to poważne traktowanie teatrów, skoro dyrektorzy muszą przygotować plany repertuarowe i budżetowe – można dyskutować.
Epilog? Albo nowy wstęp
Teraz MKiDN nie chce już półśrodków. W stosunku do decyzji o powołaniu dyrektorów lub po prostu niepowołaniu kandydatów, którzy wygrali konkursy, złożono powiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Odpowiedni wojewodowie mają zbadać legalność decyzji samorządów.
Ale jest gorsza rzecz: takie podejście podważa zaufanie do transparentności i obiektywności wyboru dyrektorów polskich scen. Co więcej: nie ma tu prostej linii politycznego podziału. I tylko niesmak publiczności tego żenującego spektaklu pozostaje…
Główne wnioski
- Spory o rozstrzygnięcia nie biegną wedle podziału politycznego. Co więcej, dotyczą scen zarządzanych zarówno przez samorządy miejskie, jak i wojewódzkie.
- Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego stoi na stanowisku, że procedury konkursowe powinny być dokończone, a wskazani kandydaci powołani na dyrektorów teatrów. Zleca też odpowiednim wojewodom zbadania legalności powtórnych konkursów.
- Brak nominacji dla kandydatów, którzy wygrali otwarte konkursy, sprawia, że podważone zostaje zaufanie do transparentności i obiektywności takiej rywalizacji.