Amerykanie odchodzą z rzeszowskiego lotniska? „Dałbym wiarę zapewnieniom władz”
Ogromne zamieszanie wywołała informacja o przeniesieniu części żołnierzy USA, stacjonujących w Rzeszowie, do „innych miejsc w Polsce”. Nałożyła się na doniesienia amerykańskiej stacji NBC o dużym zmniejszeniu obecności wojskowej USA w Europie o nawet 10 tys. żołnierzy. Co to oznacza i czy powinniśmy się martwić?


Z tego artykułu dowiesz się…
- Z czego może wynikać i na czym polegać rotacja amerykańskiego personelu wojskowego z podrzeszowskiego lotniska Jasionka.
- Czy rotacja oznacza wycofanie części amerykańskich wojskowych z Polski.
- Kto jeszcze chroni główny hub dostaw NATO dla Ukrainy w Jasionce.
Dowództwo armii USA w Europie i Afryce (USAREUR-AF) ogłosiło planową relokację amerykańskiego personelu i sprzętu wojskowego z podrzeszowskiego lotniska w Jasionce. Żołnierze mają zostać przeniesieni do „innych miejsc” w Polsce. Nie wiemy na razie, do których.
Jak podkreślono w komunikacie opublikowanym na stronie internetowej dowództwa, przeniesienie ma być częścią „szerszej strategii optymalizowania amerykańskich operacji wojskowych”, poprawienia wsparcia sojuszników i partnerów przy jednoczesnym zwiększeniu wydajności. Amerykanie zaznaczyli również, że decyzja to skutek wielomiesięcznych ocen i planowania, które przeprowadzono w koordynacji z polskimi gospodarzami i innymi sojusznikami z NATO.
„Istotne działania polegające na umożliwianiu pomocy wojskowej dla Ukrainy przez Jasionkę będą kontynuowane pod kierownictwem Polski i NATO przy wsparciu usprawnionej obecności wojskowej USA. (…) Polska i jej sojusznicy utrzymają silną infrastrukturę ochronną wokół tego krytycznie ważnego obiektu” – napisano w komunikacie.
Rzeszów-Jasionka. Od lokalnego lotniska do jednego z najlepiej chronionych miejsc w Europie
Port lotniczy Rzeszów-Jasionka z niewielkiego i niezbyt uczęszczanego lotniska stał się w 2022 r. jednym z najważniejszych w Europie. Kiedy ruszyła pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę, lotnisko znalazło się w centrum zainteresowania decydentów Sojuszu Północnoatlantyckiego. Dlaczego? Bo to właśnie do Rzeszowa zaczęły docierać wtedy ciężkie wojskowe samoloty z transportami uzbrojenia z całego Zachodu, które NATO przekazywało Ukrainie.
Na tygodnie przed wybuchem wojny pojawili się tam spadochroniarze z elitarnej 82. Dywizji Powietrznodesantowej USA. Po wybuchu wojny obecność wojsk USA stopniowo, lecz systematycznie się zwiększała, by sięgnąć łącznie ok. 10 tys. żołnierzy. Ich obecność była w dużej mierze elementem uspokojenia i dawała poczucie, że Amerykanie kontrolują sytuację. Z czasem, gdy liczba transportów się zwiększała, pojawiły się tam także wyrzutnie systemu przeciwlotniczego Patriot. Potem zostały one zastąpione przez wyrzutnie niemieckie.
Teraz jednak obecność żołnierzy z USA przyjmie nieco inny charakter. Mają zostać rozmieszczeni w innych częściach Polski. Amerykanie ze względów bezpieczeństwa nie chcą na razie ujawniać szczegółów, takich jak miejsce, gdzie mają się znaleźć wojskowi dotychczas stacjonujący na Podkarpaciu. Pojawiły się też obawy, że Amerykanie wychodzą (przynajmniej w części) z Polski. Nie uspokoiły ich doniesienia stacji NBC, w myśl których liczba żołnierzy armii amerykańskiej w całej Europie może zostać zredukowana nawet o 10 tys. żołnierzy.
Wielkie uspokajanie. „Jeśli boimy się, że chcą stąd uciec, to tak nie jest”
Wiadomość wyraźnie zaskoczyła polskie władze. Zaczęło się uspokajanie obywateli. O tym, że nie ma mowy o „wycofaniu Amerykanów z Polski” napisał m.in. wicepremier i minister obrony, Władysław Kosiniak-Kamysz.
„Wojska USA zostają w Polsce! Zgodnie z decyzją podjętą na szczycie NATO w Waszyngtonie zmienia się charakter misji w Jasionce. Dotychczasowe zadania wojsk USA w Jasionce przejmowane są przez kolejnych sojuszników. Wojska USA pozostają w Polsce, ale w innych lokalizacjach. Teraz w misję w Jasionce zaangażowane są głównie wojska norweskie, niemieckie, brytyjskie i polskie oraz inni sojusznicy. NATO w ramach misji NSATU– przejmuje odpowiedzialność za funkcjonowanie Jasionki, o czym informowaliśmy od lipca 2024 r.” – napisał wicepremier w serwisie X/Twitter.
Z kolei szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, gen. Dariusz Lukowski, przekonywał, że „ruchy, które są wykonywane wokół Jasionki, to naturalne przemieszczenia wojsk, nie tylko amerykańskich”.
Czy zatem powinniśmy się obawiać mniejszej obecności Amerykanów nad Wisłą? Rozmówcy XYZ wskazują, że nie.
– Dałbym wiarę doniesieniom i zapewnieniom polskich władz – przekonuje dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Dodaje, że obecność nawet niewielkiego kontyngentu, takiego jak bateria rakiet Patriot, jest sporym obciążeniem dla donatora.
– Trzeba rotować ludźmi, może też sprzętem. Nie martwiłbym się tym, bo opieka sojusznicza jest; są tam przecież także Norwegowie, a byli również Brytyjczycy. Ten węzeł jest zbyt ważny, by zostawić go bez osłony. Pamiętajmy też, że ta bateria Patriotów to ostatnia linia obrony, ponieważ w razie zagrożenia podrywane są samoloty – mówi Michał Piekarski.
Wskazuje przy tym, że bateria w Jasionce była w rozwinięciu operacyjnym, oraz zakłada, iż zgodnie z zapowiedziami żołnierze zostaną przeniesieni w inne miejsca w Polsce i będą pełnić służbę w nieco niższym reżimie gotowości. Co zatem powinno wzbudzić niepokój?
– Martwiłbym się, gdyby Trump zwinął np. program nuclear sharing, zmniejszono obecność samolotów systemu rozpoznania powietrznego AWACS czy w ogóle ograniczono obecność Sił Powietrznych USA – mówi Michał Piekarski.
O obecności innych sojuszników z NATO mówi XYZ także proszący o zachowanie anonimowości polski dyplomata. Podobnie jak dr Piekarski wymienia Norwegów z ich systemami wyrzutni pocisków przeciwlotniczych NASAMS i Brytyjczyków. To, że przez dwa lata polskiego nieba strzegły Patrioty z USA, było sygnałem, iż dostawy dla Ukrainy są przez Amerykanów chronione. Teraz zaś tego zabrakło. W opinii dyplomaty wycofanie amerykańskich jednostek logistycznych z Jasionki ma dużo mniejsze znaczenie niż to, że wcześniej wycofane zostały baterie Patriot.
Martwiłbym się, gdyby Trump zwinął np. program nuclear sharing, zmniejszono obecność samolotów systemu rozpoznania powietrznego AWACS czy w ogóle ograniczono obecność Sił Powietrznych USA.
– Obecność partnerów oczywiście ma znaczenie, ale brak obecności Amerykanów po prostu źle wróży. Pokazuje to dążenia administracji Trumpa. Tu nie ma już tego automatyzmu, że w razie ataku od razu zaatakowani zostaliby także Amerykanie. To osłabienie amerykańskich gwarancji dla Ukrainy. Nie można mówić o bezpośrednich konsekwencjach dla Polski, ale dla naszego zaangażowania w Ukrainie – już tak – wskazuje dyplomata.
– Jeśli podejrzewamy, że Amerykanie chcą stąd uciec, to tak nie jest – mówi z kolei osoba ze środowiska prezydenckiego.
Obecność partnerów oczywiście ma znaczenie, ale brak obecności Amerykanów po prostu źle wróży. Pokazuje to dążenia administracji Trumpa. Tu nie ma już tego automatyzmu, że w razie ataku od razu zaatakowani zostaliby także Amerykanie. To osłabienie amerykańskich gwarancji dla Ukrainy. Nie można mówić o bezpośrednich konsekwencjach dla Polski, ale dla naszego zaangażowania w Ukrainie – już tak.
Dodaje również, że ten manewr będzie zmuszał partnerów z NATO do zwiększenia obecności sojuszników na flance wschodniej.
Należy zatem czekać przede wszystkim na stanowisko Amerykanów. Od nich zależą dalsze kroki. Lotnisko w Rzeszowie nie pozostanie bez ochrony. Są tam wspomniani partnerzy z NATO, mamy również swoją armię. To, że część wojsk amerykańskich zostanie przeniesiona w inne regiony kraju (być może do Wielkopolski), nie oznacza, że flanka wschodnia naszego państwa pozostanie odkryta czy bezbronna.

Główne wnioski
- Lotnisko w Rzeszowie, nawet jeśli część wojsk USA z niego zniknie, nie pozostanie bez ochrony – wciąż są tam obecni nasi partnerzy z NATO.
- Decyzja Amerykanów o dyslokowaniu części personelu z Rzeszowa wyraźnie zaskoczyła polskie władze, które nie komunikowały tego wcześniej.
- W opinii polskiego dyplomaty nie należy łączyć tego z informacjami o planowanym zmniejszeniu obecności wojsk amerykańskich w Europie, ale może to być zła wróżba dla Ukrainy.