Cavaliers piszą historię, Spurs szukają tożsamości, a Bucks się zacięli
Rozgrywki najlepszej koszykarskiej ligi świata ruszyły na dobre. Jeżeli chcesz się dowiedzieć, o czym się mówi w kuluarach NBA – zarówno w kontekście wydarzeń boiskowych, jak i tych poza parkietami, to zapraszamy do zapoznania się z pierwszym tekstem cotygodniowego cyklu, którego autor na żywo za oceanem obserwuje zmagania koszykarzy.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jaki był klucz do sukcesu Cleveland Cavaliers w pierwszych dniach sezonu.
- Dlaczego gra San Antonio Spurs jest tak niepoukładana i dlaczego nie należy się tym martwić.
- Jaka jest geneza problemów Milwaukee Bucks.
Gdyby potraktować wstęp tego artykułu dosłownie i miałby opisywać rzeczywiście to, co najczęściej mówi się teraz w NBA, to trzeba by poświęcić kilka akapitów zdaniu: „Pamiętajmy, że dopiero minął tydzień sezonu, ale…”. Powtarzają to bowiem koszykarscy eksperci za każdym razem, gdy zamierzają wygłosić teorię bazującą na statystykach z obecnego sezonu, który rozpoczął się 22 października w Bostonie, meczem Celtics – Knicks.
Zrozumiałe, że wygłodniali świeżych danych analitycy wyciągają wnioski z pierwszych meczów, natomiast ich przemyślenia mogą się dość szybko zestarzeć. W kontekście 82 meczów sezonu zasadniczego, które rozegra każda z 30 drużyn ligi, te pięć pierwszych spotkań to mała próba badawcza. Wspominam o tym nie tylko dlatego, aby z przymrużeniem oka traktować wszelkie spisane poniżej informacje, ale też jako ukłon w stronę trenera zespołu, który w tym tygodniu zaimponował mi najbardziej.
Niebo
Cleveland Cavaliers
Drużyna z drugiego co do wielkości miasta stanu Ohio wygrała pierwsze pięć meczów sezonu i zdobyła w nich w sumie 91 pkt więcej niż przeciwnicy. W całej historii NBA udało się to tylko siedmiu zespołom, z czego sześć awansowało potem do finałów. Na papierze gra Cavs wygląda więc dobrze, a na boisku jeszcze lepiej. Mocne 24-punktowe zwycięstwo nad Lakers, którzy przyjeżdżając w ubiegłym tygodniu do Cleveland mieli bilans 3-1 i jedną z lepszych defensyw w lidze, a dali sobie wrzucić 17 „trójek”, w końcu wywołało wokół Cavaliers zasłużony szum.
– Nadal jest wczesny moment sezonu, więc radzę być ostrożnym – powiedział na ubiegłotygodniowej konferencji Kenny Atkinson, trener Cavs.
Decyzja o zatrudnieniu na trenera Cleveland 57-latka w miejsce J.B. Bickerstaffa, którego zwolniono mimo dość dobrego pierwszego sezonu, nie spotkała się początkowo z dobrym przyjęciem ekspertów. Teraz jednak mówi się już przede wszystkim o tym, jak „płynie” ofensywa drużyny. Głównym założeniem jest podkręcenie tempa, oddawanie większej liczby rzutów, im wcześniej tym lepiej. W ubiegłym sezonie Cavs byli na 24 miejscu pod względem tempa gry (mierzy się to sekundą akcji, w której zazwyczaj drużyna oddaje pierwszy rzut).
Najważniejszymi zawodnikami Cavaliers są występujący na pozycjach nr 1 i 2 Donovan Mitchell i Darius Garland, nadający tonu drużynie i zarządzający ofensywą. Kluczem do sukcesu w pierwszym tygodniu sezonu okazał się jednak Evan Mobley, który zmienił sposób gry na korzyść swoją i drużyny. Mimo że gra na pozycjach nr 4 i 5, to więcej czasu spędza na obwodzie (całkiem nieźle rzuca za trzy), rozciągając defensywę przeciwnika i umożliwiając kolegom łatwiejsze wjazdy pod kosz. Większość rzutów zdobywa dynamicznymi ścięciami, podobnie jak drugi wysoki gracz Celveland, Jarrett Allen. W ubiegłym sezonie Cavs byli ligowymi liderami pod względem kontaktów z piłką w pozycji „low post”, czyli tyłem do kosza w okolicy pola trzech sekund, a w ogonie, jeśli chodzi o liczbę ścięć do kosza. W tym sezonie jest zupełnie na odwrót. Pamiętajmy jednak – minęły niecałe dwa tygodnie gry.
Czyściec
San Antonio Spurs
Polacy przyglądają się drużynie z Teksasu z uwagi na występy rodaka, Jeremy’ego Sochana (o którym niedawno pojawił się artykuł w XYZ), natomiast reszta świata ogląda Spurs, bo jest zafascynowana przede wszystkim Victorem Wembanyamą, mierzącym 2,24 m zawodnikiem, który zdaniem wielu ma zadatki na wielokrotnego zwycięzcę nagrody MVP.
Wyjątkowo duża uwaga skupiona jest więc na zespole, który szczególnie w ofensywie momentami wygląda jakby grał w zawodach międzyszkolnych, a nie w NBA. San Antonio jest na przedostatnim miejscu w lidze pod względem efektywności w ataku, natomiast nawet ta statystyka nie oddaje tego, co można zobaczyć na boisku. Gwiazdorskie rzuty z nieprzygotowanych pozycji, nietrafione dwutakty spod kosza, szalone wsady z głową przy obręczy – jest wszystko.
Chłopaki przynajmniej cieszą się koszykówką i w ich przypadku radość z gry jest nie tylko dozwolona, ale też zalecana przez doświadczonego trenera, Gregga Popovicha. Od początku sezonu założenie jest takie, że szanse na awans do fazy playoff są małe, więc drużyna ma się wyszaleć, w międzyczasie nabierając tożsamości. Obecnie Spurs są po prostu młodzi, a jacy będą w przyszłości – mocni defensywnie, grający szybko, dobrze rzucający zza łuku – to się okaże. Jako kibice mamy szanse oglądać, jak wzrastają przyszłe gwiazdy NBA.
Piekło
Milwaukee Bucks
Drużyna ze stanu Wisconsin jest zupełnym przeciwieństwem Spurs, bo nie szuka tożsamości, ale ją traci. Przez lata mistrzów NBA z 2021 r. postrzegano niemal jako wzór zespołu, solidny po obu stronach boiska i pozbawiony widocznych wad. Idealny obraz zaczął się jednak sypać i to dość wyraźnie. Jeżeli prawdą jest powiedzenie, że dobra ofensywa przyciąga błysk fleszy, a mocna defensywa wygrywa mistrzostwa, to Bucks nie mają w tym sezonie szans na nic.
Znowu: jest dopiero początek sezonu, natomiast w przypadku Milwaukee odrobina emocji jest dozwolona, bo obecne problemy drużyny występowały już w katastrofalnym ubiegłym sezonie. To m.in słaba obrona na obwodzie, która potęguję liczbę podkoszowych wjazdów przeciwnika i otwiera mu pozycje do rzutów za trzy. Tylko 10,5 proc. posiadań ofensywnych przeciwników Bucks w tym sezonie kończyło się stratą. To najgorszy wynik w lidze.
Milwaukee cierpi też na wolne tempo gry i słabą zbiórkę ofensywną, które w połączeniu zmniejszają liczbę oddanych przez drużynę rzutów. W czterech pierwszych przegranych meczach sezonu Bucks dwukrotnie oddali co najmniej 17 rzutów mniej niż przeciwnik. Doc Rivers, trener drużyny, na konferencji po przegranym meczu z Brooklyn Nets został poproszony o komentarz i pierwsze, co powiedział, to że przeciwnicy oddali więcej rzutów. Problem został więc zlokalizowany, pytanie co dalej. Na pewno pomógłby powrót po kontuzji Khrisa Middletona, natomiast nie wiadomo, kiedy on nastąpi, więc fani Bucks muszą być gotowi na dalsze cierpienie.
Psst, o tym się mówi…
Pod halą Kaseya Center odsłonięto pomnik Dwyane Wade’a, legendarnego zawodnika Miami Heat. Kiedy sam upamiętniony wyraził niezadowolenie ze swojej podobizny, w mediach społecznościowych również zaczęto kwestionować umiejętności artysty odpowiedzialnego za dzieło.
Większość zawodników NBA zmuszonych było spędzić w pracy bardzo popularne za oceanem święto Halloween. Nie przeszkodziło im to jednak w celebracji, a najciekawszy moim zdaniem kostium poniżej.
Kto się nie przebrał, tego spotkała kara. Lamelo Ball, gwiazda Charlotte Hornets, prawie dostał zawału, gdy zobaczył klauna, który czekał na niego w drodze na trening.
Do niedawna Bronny James, syn Lebrona Jamesa, koszulkę zespołu NBA zakładał tylko wtedy, gdy na Halloween przebierał się za tatę. Obecnie nie tylko gra razem z ojcem w Los Angeles Lakers, ale też punktuje. Podczas emocjonalnego meczu przeciwko Cleveland Cavaliers (rodzina James pochodzi z Akron, okolic Cleveland) młodemu nareszcie udało się zaliczyć trafienie z gry.
Warto wiedzieć
Statystyka tygodnia
1226 – tyle meczów z rzędu z co najmniej 10 punktami na koncie zaliczył Lebron James.
Mecze o normalnej porze
W tym tygodniu Polak będzie mógł obejrzeć na żywo i bez zarywania nocy dwa spotkania. W niedzielę, 10 listopada o 21 zagrają Pistons i Rockets, a o 21:30 spotkają się Bucks i Celtics.
Główne wnioski
- Cavaliers brylują dzięki nowemu stylowi gry, który opiera się na szybszym tempie i lepszej współpracy w ofensywie.
- Spurs są w fazie budowy i eksperymentowania, z młodym składem i dużym potencjałem.
- Bucks borykają się z poważnymi problemami defensywnymi i wolnym tempem gry.